21.02.2019
Nie
mogłam wprost uwierzyć, że los postanowił, aż tak się na mnie
podczas tego okropnego dnia uwziąć i po raz kolejny, postawił na
mojej drodze jednego z najbardziej nieszczerych ludzi z jakimi miałam
do tej pory do czynienia, a wcale nie było ich mało. W jednej
chwili, znika mój cały entuzjazm i nadzieja na miło spędzony czas
podczas najbliższych godzin, zastąpione złością i rozczarowaniem
wynikającymi z odkrycia przed kilkoma godzinami reszty bolesnej
prawdy o mojej relacji z Austriakiem i jego intencjach względem mnie.
Wzdychając
pod nosem z niezadowolenia, opieram się o chłodną, metalową
ścianę windy, podświadomie chcąc wcisnąć się w jej najdalszy
kąt, aby tym samym znaleźć jak najdalej od miejsca, gdzie
aktualnie stał Michael. Wyraźnie zaskoczony moją i Sophie
obecnością.
Przez
ułamek sekundy nasze spojrzenia się spotykają, a atmosfera w tym
ciasnym pomieszczeniu, zaczyna urastać do niewyobrażalnych
rozmiarów niezręczności.
Zamieniając
sekundy dzielące nas od znalezienia się na parterze i opuszczenia
hotelu w długie i niemające końca oczekiwanie, sprawiające
wrażenie wieczności.
-
Wybieracie się gdzieś? O tej porze? - słyszę pytanie niezbyt
zadowolonego tym faktem Michaela,
który postanawia przerwać niewygodną ciszę, jaka panowała między
naszą trójką.
-
Nie sądzę, że powinno cię to interesować - odzywam się
najbardziej nieprzyjemnym głosem na jaki mnie stać. Posyłając
równocześnie błagalne spojrzenie Sophie, gdy obdarza mnie karcącym
wzrokiem, aby nie mieszała się w naszą wymianę zdań. Widząc, że
miała zamiar dodać coś od siebie na pewno w dużo milszy sposób
ode mnie. Michael nie zasłużył sobie, nawet na gram życzliwości z
naszej strony.
-
Jednak interesuje.
Inge, możemy przez chwilę normalnie porozmawiać? Pozwól mi to
wszystko na spokojnie wytłumaczyć - nie odpuszcza. Coraz mocniej
wyprowadzając mnie tym samym z równowagi.
-
Ja już nie chcę od ciebie żadnych tłumaczeń. Wszystko jest jasne
i nie ma czego drążyć. Zamiast więc marnować czas na kolejne
kłamstwa. Poświęć go lepiej swojej dziewczynie, która na pewno
się za tobą bardzo stęskniła - uśmiecham się ironicznie w
stronę Michaela, starając przed nim ukryć, że fakt posiadania
przez niego dziewczyny, to dla mnie niezwykle bolesna kwestia.
-
Lisa nie jest żadną moją... - nie pozwalam mu dokończyć. Mając
dość słuchania jego nieustannych zaprzeczeń i
zatajania istotnych faktów
z życia.
-
Dość, Michael! Wiem, co widziałam i nie obchodzi mnie nic więcej,
co masz na ten temat do powiedzenia. Tego wszystkiego było po prostu
za dużo. Najlepiej po prostu nie wchodźmy sobie przez te kilka
następnych dni w drogę. Później i tak już nigdy więcej się nie
spotkamy. Powodzenia na resztę życia - na całe szczęście winda w
końcu dociera na miejsce. Wychodzę więc z niej w pośpiechu, nie
zważając na nic. Chciałam, jak najszybciej znaleźć się na
świeżym powietrzu. Mając nadzieję, że pomoże mi ono powstrzymać
piekące łzy, czające się w kącikach oczu.
Biorę
głęboki wdech, wpatrując w bezchmurne rozświetlone milionami
gwiazd niebo. Podziwiając przepięknie wyglądający nocny
firmament, który od najmłodszych lat uwielbiałam obserwować.
Głównie ze względu na to, że miał na mnie niezwykle uspokajający
wpływ.
-
Wszystko w porządku? - ciche pytanie Sophie, odrywa mnie od
poszukiwań znanych na pamięć gwiazdozbiorów, dających się
zauważyć gołym okiem.
-
Oczywiście – spoglądam na nią z przyklejonym do twarzy
wymuszonym uśmiechem. Nie miałam najmniejszej ochoty na ponowną
rozmowę o Michaelu. Jedyne czego chciałam to, jak najszybciej o nim
zapomnieć.
-
Właśnie widzę. Dawno już nie widziałam cię tak dla kogoś
niemiłej i ostrej. Ostatnio zdążyło się to chyba pod koniec
szkoły, gdy Einar podkradł ci pomysł na projekt z fizyki,
przedstawiając jako swój - obydwie zaczynamy się śmiać na
wspomnienie naszych szkolnych perypetii.
-
Kochany Einar, jak mogłam o nim zapomnieć. To był dopiero
podstępny i wredny typ. Ciekawe, co teraz porabia - zastanawiam się,
na co Sophie wzrusza ramionami. Byłam wdzięczna, że postanowiła
sprowadzić moje myśli na zupełnie inny tor niż wydarzenie sprzed
kilku minut.
-
Pewnie uprzykrza życie innym. Krocząc wszędzie z tym swoim dumnym
i pewnym siebie wyrazem twarzy - dziewczyna stara się naśladować
miny naszego dawnego kolegi, przeprawiając mnie o kolejny głośny
wybuch śmiechu. Uspokajam się dopiero w momencie,
gdy zauważam naszą taksówkę.
Rozglądam
się z zadowoleniem po ładnie i nowocześnie urządzonym wnętrzu
klubu, czując przyjemne dudnienie w uszach głośnej i energetycznej
muzyki.
Na
parkiecie znajdowało się już mnóstwo osób, dających się porwać
zabawie i tańcu, a kolorowe i lekko mgliste światła oświetlające
pomieszczenie, wspaniale komponowały się
z całością ogromnego wnętrza budynku. Nadając mu nutki
tajemniczości, mimo panującego dookoła zgiełku.
Nic
dziwnego, że to miejsce było uważane za jedno z najlepszych w
okolicy i cieszyło się ogromną popularnością wśród mieszkańców
oraz turystów.
Nie
mogłam się już doczekać, aż sama znajdę się pośród tych
wszystkich nieznanych mi osób. Zatracając w rytmach popularnych i
uwielbianych przeze mnie kawałków. Odrzucając od siebie,
przynajmniej na moment wszelkie problemy i zmartwienia.
-
Proszę, twoje ulubione - wracam do zajmowanego przeze mnie i Sophie
stolika. Podając przyjaciółce szklankę z jej ulubionym Mojito, na
które patrzy z lekkim zawahaniem, co kwituję jedynie przekręceniem
oczami. Sama zaczynam za to sączyć przez słomkę ukochaną
Margaritę. Delektując się jej słodko - kwaśnym smakiem. Będącym
najlepszym lekarstwem na zepsuty humor.
-
To nie wygląda mi na sok, o który prosiłam - narzeka. Wciąż nie
do końca radząc sobie z urazem do alkoholu. Sięga jednak po
szklankę, upijając z niej niewielką ilość, co uznaję za znak,
że obydwie stawiamy dziś na dobrą zabawę i odrobinę szaleństwa.
Czego nie robiłyśmy razem od dobrych kilku lat.
-
Przykro mi. Tu nie podają niczego bezalkoholowego. Poza tym jeden
drink na pewno w niczym ci nie zaszkodzi. Nawet go nie poczujesz, a
trochę się odprężysz. Obiecuję, że będę cię pilnować -
zapewniam ją. Pamiętając o jej dość słabej głowie.
-
To się jeszcze okaże, kto kogo będzie musiał pilnować - patrzy z
dezaprobatą na moją już niemal pustą szklankę. W odpowiedzi
obdarzam ją tylko niewinnym uśmiechem. Nakierowując naszą rozmowę
na zdecydowanie ciekawsze i lżejsze tematy. Na które bezkarnie
możemy sobie nareszcie pozwolić.
-
Sophie, idziemy tańczyć i nie chcę słyszeć żadnych dyskusji
- kończąc swojego
trzeciego drinka, łapię ją za rękę, ciągnąć w stronę
wypełnionego niemal po brzegi parkietu. Nie mając zamiaru dłużej
tego odciągać. Alkohol powoli zaczynał przyjemnie szumieć mi w
głowie. Skutecznie poprawiając nastrój i dodając ogromnej chęci
do zabawy. Byłam coraz entuzjastyczniej nastawiona do tego miejsca i
osób się w nim znajdujących. Wyłączając tym samym myślenie o
wszystkich innych nieprzyjemnych sprawach. Skupiając na tym co tu i
teraz.
Przez
następne kilkanaście minut, obydwie przepadamy w wirze tańca i
śmiechu z nieudolnych prób kilku wyraźnie podpitych imprezowiczów,
którzy za wszelką cenę próbowali zwrócić na siebie naszą
uwagę. Prześcigając się
w coraz bardziej wymyślnych i przezabawnych krokach tanecznych. Nie
zdając sobie sprawy, że nie mają u nas nawet najmniejszych
szans.
-
Nie wiem jak tobie, ale mi na razie zdecydowanie wystarczy tego
widowiska - staram się przekrzyczeć głośną muzykę. Wskazując z
politowaniem na grupkę komicznie wyglądających mężczyzn.
-
W pełni cię popieram. Idziemy odpocząć? - Sophie wskazuje na
znajdujące się w oddali stoliki.
-
Zgoda, ale najpierw odwiedzimy bar. Strasznie zaschło mi w gardle -
marzyłam o zimnym i orzeźwiającym napoju, do którego prowadziła
niestety nie mająca końca kolejka.
Próbując
czymś zabić czas, rozglądam się dookoła. Obserwując inne osoby
pogrążone w zabawie. Na nikim nie zatrzymując swojego wzroku na
dłużej. Przynajmniej do momentu, gdy w tłumie nie zauważam młodej
kobiety łudząco podobnej do tej, którą spotkałam już rano.
Tytułującej się jako dziewczyna Michaela. Nie miałam pojęcia, co
ona tutaj robi. Jeszcze bardziej zastanawiające było jej niezbyt
stosowne zachowanie. Szatynka niemal wisiała na ramieniu jakiegoś
wysokiego i dość przystojnego bruneta. Doskonale bawiąc się w
jego towarzystwie. Niczego z tego nie rozumiałam.
-
Dlaczego tak uważnie przyglądasz się tej parze? Znasz ich? -
słyszę spore zastanowienie w głosie Sophie.
-
Niezupełnie. Po prostu ta dziewczyna do złudzenia przypomina, jak
jej było... - staram się szybko przypomnieć jej imię - Chyba
Lisa.
-
Żartujesz? Jeśli to naprawdę ona, to masz niepodważalny dowód,
że albo naprawdę wcale nie jest z Michaelem albo...
-
Zwyczajnie go zdradza - kończę za nią. Mając coraz większy
mętlik w głowie. - Jest też trzecia opcja, że po prostu mają
luźny związek bez większych zobowiązań. W końcu on też święty
nie jest. Obydwoje są siebie warci - wzruszam ramionami. Nie mając
zamiaru tego roztrząsać, to nie była moja sprawa.
-
Może dlatego powinnaś pozwolić mu się porządnie wytłumaczyć i
pozbyć tych wszystkich wątpliwości? To wszystko nie trzyma się
kupy. Nikt nie może być aż tak wyrachowany i kłamać o takich
sprawach w żywe oczy - Sophie znowu zaczyna drążyć temat. Uparcie
zaprzeczając oczywistym dowodom. Za wszelką cenę próbując
forsować swoją teorię, że Michael naprawdę mógł do mnie coś
poczuć i wcale nie chciał wyłącznie wykorzystać.
-
Błagam, tylko nie zaczynajmy znowu tego tematu. Przynajmniej nie
dziś - od dalszej rozmowy ratuje mnie barman, który przyjmuje nasze
zamówienie. W tym samym czasie Lisa na dobre znika z moich oczu, a
ja niedługo potem zupełnie wyrzucam z głowy to zdarzenie.
Około
trzeciej nad ranem, próbujemy wraz z Sophie dostać się do naszego
pokoju, najciszej jak to tylko możliwe, aby nie zakłócać spokoju
innych, co niestety wyjątkowo marnie nam wychodzi. Przede wszystkim
z powodu nieustannego chichotu, jaki towarzyszył nam niemal od
samego wejścia do hotelu. Wszystko wydawało się nam niezwykle
śmieszne i za nic nie mogłyśmy się opanować.
-
Wiesz, że rano na pewno nie będzie nam do śmiechu? O której w
ogóle mamy wstać? - pytam, gdy w końcu po kilku niezbyt udanych
próbach, udaje się nam otworzyć drzwi od pokoju. Nawet nie
chciałam sobie wyobrażać wczesnej pobudki. To będzie prawdziwa
katastrofa.
-
Niech pomyślę...za jakieś niecałe pięć godzin albo i mniej -
śmieje się, jakby to była najzabawniejsza rzecz pod słońcem.
Moja przyjaciółka zdecydowanie za dużo wypiła, zatracając gdzieś
swoje poczucie odpowiedzialności i logicznego myślenia. Zresztą
sama nie byłam w lepszym stanie. Oczy niemal same mi się zamykały
ze zmęczenia.
-
Więc najwyższy czas spać - zarządzam, gdy widzę że Sophie wcale
się do tego nie kwapi. Zawzięcie starając się odnaleźć swój
telefon, który zabrałam jej przed naszym wyjściem. Teraz także
lepiej, aby nie dostał się w jej ręce.
-
Nie jestem śpiąca. Inge, poróbmy coś ciekawego. Nudzi mi się -
marudzi, wcale nie przejmując się tym, że przed nami dość
intensywny dzień.
-
Nie ma mowy. Rano mi jeszcze za to podziękujesz - patrzy na mnie z
grymasem niezadowolenia.
-
Nie to nie. A to podobno ja nie potrafię się bawić i często
zachowuję, jak wasze mamy. Pilnując was i upominając – obrażona,
posłusznie kładzie się na swoim łóżku, nawiązując do moich i
Halvora ostatnich żartobliwych uszczypliwości, gdy dostaliśmy od
niej reprymendę za to zamieszanie związane z moją wizytą u
Michaela w pokoju.
-
Dobranoc, ty nasza buntowniczko - mówię rozbawiona. Co kwituje
tylko cichym prychnięciem. Po czym obydwie błyskawicznie zapadamy w
głęboki sen.
-
Inge, wstawaj! Jest po jedenastej! Słyszysz?! - otwieram z ogromną
niechęcią oczy. Nie mając pojęcia, co się dzieje. Sophie krążyła
po naszym pokoju, starając jak najszybciej doprowadzić się do
ładu. Byłam pełna podziwu, że w ogóle miała na to siłę. Ja
czułam się okropnie i nie nadawałam zupełnie do niczego.
-
Jakim cudem? Skoro mam wrażenie, że zasnęłam przed kilkoma
minutami - przecieram suche i piekące od niewyspania oczy. Jeśli
przeżyję dzisiejszy dzień to będzie cud.
-
Lepiej mi powiedz, dlaczego budzik nie zadzwonił? Halvor pewnie
odchodzi od zmysłów. Od wczorajszego wieczoru nie dałyśmy żadnego
znaku życia, a na dodatek nie pojawiłyśmy się na śniadaniu. Mam
od niego z tysiąc nieodebranych połączeń - wskazuje z niepokojem
na swój telefon, który od wczoraj pozostawał wyciszony.
-
Po pierwsze budzik nie zadzwonił, bo nikt go nie nastawił. Po
drugie, gdyby Halvor naprawdę panikował nie ruszyłby się spod
tych drzwi. Zapewne uznał, że odsypiamy ostatnią dosyć intensywną
noc - uspokajam ją. Leniwie ziewając. Przy okazji rozglądam się w
poszukiwaniu jakiejś butelki wody. Licząc, że okropne
samopoczucie, które odczuwałam od samego obudzenia niedługo
zniknie.
-
Mam taką nadzieję. Nic nie zmienia jednak faktu, że jeśli się
nie pośpieszymy, to spóźnimy się na kwalifikacje, a tego na pewno
nam nie daruje - pośpiesza mnie do wstania, na które nie mam
najmniejszej ochoty. Dopiero po kilku minutach mobilizuję się w
końcu do podjęcia, jakiś większych czynności życiowych niż
oddychanie. Z żalem patrząc na miękkie i ogromnie kuszące łóżko.
Po
mozolnej walce z doprowadzeniem swojego wyglądu do normalności.
Zbieram ostatnie niezbędne mi rzeczy do torebki, a następnie
otwieram drzwi prowadzące na hotelowy korytarz. Natrafiając na
całkiem niespodziewane znalezisko tuż przed naszymi drzwiami.
Uśmiecham się lekko, podnosząc z podłogi przepięknie wyglądający
bukiet kwiatów.
-
Ktoś się chyba za tobą naprawdę bardzo stęsknił - podaję
kwiaty zdezorientowanej Sophie będąc pewną, że są dla niej.
-
Chyba za bardzo przeceniasz romantyczność mojego narzeczonego.
Frezje to przecież twoje ulubione kwiaty. Poza tym tu jest karteczka
z twoim imieniem - oddaje mi z powrotem znalezisko z uśmiechem. -
Widocznie masz cichego wielbiciela. Otwórz ją - zachęca mnie,
ciekawa tak samo jak ja treści wiadomości.
Z
lekkim zawahaniem, postanawiam przeczytać zawartość ozdobnej
karteczki, która wprawia mnie w jeszcze większe zmieszanie i
niewiedzę, co mam począć ze swoją wyjątkowo skomplikowaną
relacją z pewnym blondynem, która mimo że trwała zaledwie od
kilku dni, dostarczyła mi więcej różnorakich emocji niż nie
jeden długoletni związek niektórych osób.
Jeszcze
raz przejeżdżam wzrokiem po treści napisanej ozdobną czcionką,
dokładnie ją zapamiętując. Byłam pewna, że będzie mi ona
nieustannie rozbrzmiewała w głowie przez nadchodzące godziny.
Skutecznie mącąc w głowie.
Mimo
wszystko, gdy odkładam bukiet do wazonu nie potrafię powstrzymać
uśmiechu wpływającego na moje usta. Mogłam być wściekła na
Michaela i nie ufać mu za grosz, ale ten drobny gest i tak wywołał
przyjemne ciepło w moim niezwykle naiwnym sercu.
"Przepraszam
za wszystko... Mam nadzieję, że może kiedyś pozwolisz mi się
wytłumaczyć."
💟💟💟💟
22.02.2019
Kładę
w pośpiechu bukiet kwiatów pod drzwiami od pokoju Inge. Doskonale
wiedząc, że jestem spóźniony na śniadanie, jednakże znalezienie
jakiejkolwiek otwartej o tej godzinie kwiaciarni, graniczyło niemal z
cudem.
Po
praktycznie kolejnej z rzędu nieprzespanej nocy, podczas której
miałem mnóstwo czasu na przemyślenia swojego zachowania i
ostatnich wyborów jakie podejmowałem. Wiedziałem, że muszę
przeprosić Inge za wszystkie przykrości, jakich przeze mnie
doświadczyła. Nic więcej mi już nie pozostało. Po jej
wczorajszych dosadnych słowach, było niemal pewne, że nie mam u
niej nawet najmniejszych szans. Winić za to mogłem jednak wyłącznie
siebie i nieprzemyślane w konsekwencjach decyzje.
Zajmuję
miejsce przy stole obok Stefana, który nie ma najmniejszego zamiaru
nawiązać ze mną jakiejś rozmowy. Od kiedy wczoraj dowiedział się
o przyjeździe Lisy i moich odnowionych z nią kontaktach, był na
mnie wściekły i odzywał się jedynie, kiedy było to konieczne i
wyłącznie półsłówkami. Manifestując tym samym swoją obrazę
na mnie. Co ani trochę nie poprawiało mojego fatalnego nastroju.
Jakby tego wszystkiego było mało, Lisa od samego rana bombardowała
mnie upierdliwymi wiadomościami. Motywującymi do
oddania, jak najlepszego skoku w dzisiejszych kwalifikacjach. Co
tylko potęgowało moją irytację. Nie potrzebowałem w końcu
kolejnego trenera czy psychologa, a bliskiej osoby, która
wspierałaby mnie nie zważając na to jakie miejsce zajmę w
kolejnych zawodach. Widocznie Lisa nadal tego nie rozumiała i wciąż
była tą samą osobą, co przed kilkunastoma miesiącami. Mimo jej
usilnych zapewnień, że zrozumiała pewne kwestie.
-
Odezwiesz się w końcu do mnie? - pytam przyjaciela, nie wytrzymując
tej dołującej ciszy między nami.
-
A mam po co? Wielka przyjaciółka Lisa nie może z tobą
porozmawiać? - ironizuje. Miałem wrażenie, że zmówili się z
Inge w kwestii nadużywania ironii i zdołowania nią jeszcze mocniej
mojej osoby.
-
Stefan, mam naprawdę o wiele większe problemy niż znajomość z
Lisą. Kłótnię z tobą też nie są mi do niczego potrzebne.
Chociaż ty mi odpuść.
-
Więc zacznij wreszcie myśleć, bo ostatnio masz z tym spore
problemy i postaraj się nie zawalić kwalifikacji - uśmiecha się
nikle w moją stronę, co biorę za dobry znak. Zdecydowanie wolałem
mieć Stefana po swojej stronie.
Spoglądam
z oddali na znaną mi na pamięć Bergisel starając, jak najlepiej
przygotować do swojego skoku, który miałem oddać za kilkanaście
minut. Choć o skupienie na poprawnym wykonaniu przeze mnie zadania
było niezwykle trudno. Miałem tylko nadzieję, że koncertowo
wszystkiego nie zepsuję i nie zawiodę pokładanych we mnie nadziei.
Chciałem
udowodnić sobie i innym, że jestem w stanie wrócić do ścisłej
czołówki i odnosić kolejne sukcesy.
Po
oddanym przez siebie skoku, czuję umiarkowaną radość. Mimo że
dawał mi on pewną kwalifikację do jutrzejszych zawodów,
wiedziałem też doskonale, że stać mnie na dużo więcej niż
przed chwilą zaprezentowałem. Wierzyłem jednak, że wszystko
najlepsze jeszcze przede mną i te Mistrzostwa dadzą mi powody do
radości. Czekałem na nie w końcu od dawna.
-
Brawo, Michi. Nie było źle. Jestem jednak pewna, że stać cię na
dużo więcej i mam nadzieję, że jutro to zaprezentujesz. Liczę na
ciebie - Lisa obejmuje mnie mocno, szepcząc do ucha słowa
wywołujące we mnie bardzo mieszane uczucia. Niemal od razu się
jednak od niej odsuwam, aby nie wyobrażała sobie za dużo. O naszym
powrocie do siebie nie było mowy.
-
Coś nie tak? - pyta. Zdezorientowana moją niespodziewaną
oschłością. Kręcę przecząco głową ignorując jej pytający
wzrok, analizując wcześniej wypowiedziane przez nią słowa. Z
jednej strony czułem, że moja osoba i dokonania mają dla kogoś
znaczenie, ale z drugiej nieustanna presja wywierana przez moją
byłą dziewczynę była ogromnie męcząca. Inni nawet po zepsutym
skoku, mogli liczyć na słowa otuchy czy zapewnień, że następnym
razem będzie lepiej. Dla Lisy natomiast zawsze można było zrobić
coś lepiej.
-
Też mam taką nadzieję – odzywam się w końcu, posyłając w jej
stronę ledwie zauważalny uśmiech.
-
Jeśli tylko się postarasz, będziemy mieli co świętować. Chyba o
mnie nie zapomnisz? - patrzy na mnie z wyczekiwaniem. Oczekując
potwierdzenia.
-
Na razie nie ma czego planować. Do zobaczenia - żegnam się z Lisą,
zaczynając czuć się znużony prowadzoną przez nas rozmową.
Często tęskniłem do początków naszej znajomości, gdy nasze
tematy nie ograniczały się praktycznie jedynie do moich wyników.
Czy do momentów, gdy Lisa była dziewczyną, którą pokochałem.
-
Nie mogę się już doczekać - macha mi na odchodne, a za jej
plecami zauważam coś, co wywołuje u mnie ogromną złość i
poczucie niewyobrażalnej zazdrości. Nad którą mimo ogromnych
starań nie potrafiłem zapanować.
Nie
rozumiałem, dlaczego Inge nawet nie chciała wysłuchać moich
wyjaśnień, ale nie miała nic przeciwko, aby przytulać się na
oczach wszystkich do Johanna, który od dawna był zajęty o czym
wiedzieli wszyscy naokoło.
Tak wyglądała jej rzekoma konsekwencja w ostrożnych kontaktach z
mężczyznami.
Ogarnięty
jakimś amokiem, podążam w ich stronę. Z zamiarem uderzenia w
najbardziej czuły punkt dziewczyny. O którym nigdy nie chciała
rozmawiać, zdradzając mi tylko jakąś cząstkę
tej pogmatwanej historii.
Chciałem, aby ją także coś zabolało tak jak mnie, gdy zobaczyłem
ją w objęciach innego.
-
Tak sobie teraz pomyślałem, że może ty wcale nie masz problemu z
tym kim jestem, czy też że nie byłem z tobą zawsze szczery, a po
prostu wolisz zajętych? Prawda, Inge? Przecież to, że ktoś jest z
kimś w związku to dla ciebie żadna przeszkoda. Skoro potrafiłaś
nawet odbić chłopaka jakiejś swojej koleżanki, to co dla ciebie
znaczy jakaś nieznajoma i jej uczucia? – mówię dosyć
prześmiewczym tonem nie siląc się na żadne powitania. Niemal od
razu żałując tego, co zrobiłem. Gdy zszokowana Inge po
kilku sekundach odwraca
się w moją stronę z pełnymi łez i żalu oczami. Czuję się, jak
najgorszy drań pod słońcem. Wyglądało na to, że dotknęło ją
to o wiele bardziej niż myślałem. Co ja najlepszego narobiłem?
-
Jak mogłeś? - pyta łamiącym się głosem, a pierwsze łzy
zaczynają spływać jej po policzkach. Wyglądała na zupełnie
roztrzęsioną. Szokując mnie swoją reakcją.
-
Dość tego. Zostaw ją w spokoju. Są granice, których nie powinno
się przekraczać, a ty to właśnie zrobiłeś. Inge, chodźmy stąd
- między nami właściwie znikąd pojawia się Sophie, zabierając
dokądś dziewczynę. Na odchodne patrzy na mnie z ogromną złością
i niechęcią, po których wnioskuje, że od początku do końca
wszystko słyszała.
-
Jesteś idiotą, Michael. Inge mi tylko gratulowała dobrego miejsca
w kwalifikacjach. Nie wiem, co ty sobie ubzdurałeś, ale na maksa
przesadziłeś - Johann podąża za dziewczynami. Kręcąc z
dezaprobatą głową. Również nie dając mi dojść do słowa i
choćby dać okazji na próbę przeprosin.
-
Tym razem naprawdę się doigrałeś. Co się z tobą w ogóle
dzieje? Zupełnie cię nie poznaję - jakby tego wszystkiego było
mało, dochodzi mnie zza pleców głos Stefana, który również
musiał być świadkiem mojej totalnej głupoty. Gorzej być już po
prostu nie mogło. U wszystkich miałem doszczętnie przechlapane.
Wyglądało na to, że naprawdę byłem chodzącą porażką.