środa, 24 lipca 2019

Rozdział 10





22.02.2019






Nie zwracając większej uwagi na mijane przeze mnie osoby, ani na ich pełne zainteresowania spojrzenia, skierowane w moim kierunku. Roztrzęsiona i ze łzami płynącymi mi nieustannie po policzkach. Podążam za Sophie w nieznane mi miejsce. Raz po raz roztrząsając tnące niczym brzytwy słowa Michaela, które na nowo utorowały drogę do mojej świadomości, dręczącym wyrzutom sumienia oraz wspomnieniom, które od kilkunastu miesięcy, starałam się zepchnąć w najbardziej odległe rejony umysłu i nigdy więcej do nich nie wracać.




Doskonale wiedziałam ile złego wyrządziłam i nie było ani jednego momentu, abym tego nie żałowała. Zwłaszcza podczas tych wszystkich bezsennych nocy, kiedy to bałam się zasnąć. Dręczona jednym i tym samym snem, a właściwie wspomnieniem z dnia, gdy Sophie odkryła mój romans z Niklasem. Będącym największym życiowym błędem jaki mogłam popełnić, po którym niczym domino nastąpiły kolejne za jakie będzie mi wstyd do końca moich dni. Doprowadzające do całkowitej utraty kontroli nad moim życiem, które pod wpływem całkowitego zaślepienia chciałam sobie ułożyć z największym manipulantem pod słońcem. Zdawałam sobie sprawę, że do końca życia nie zdołam odpokutować swoich win i wynagrodzić idącej przede mną dziewczynie tego, co przeze mnie wycierpiała.




- Inge, nie płacz. Weź głęboki wdech i spróbuj się uspokoić - niczym z oddali, dociera do mnie zmartwiony głos przyjaciółki. Dopiero teraz orientuję się, że znajdujemy się w ustronnym miejscu z dala od innych i tego całego zgiełku. - Michael, zachował się skandalicznie. Nie miał prawa powiedzieć czegoś takiego. Co on sobie w ogóle wyobraża? - kręci głową pełna dezaprobaty dla zachowania Austriaka.
- Powiedział po prostu prawdę. Zasłużyłam sobie, bo przecież to zrobiłam. Niemal z premedytacją odbiłam ci chłopaka, jak skończona egoistka. Nie licząc się z twoimi uczuciami. Ktoś w końcu powiedział to głośno - szlocham, nie potrafiąc przestać, gdy kolejne wspomnienia stają mi przed oczami. Michael, choć znał ledwie zalążek całej tej historii i tak już zdążył zauważyć, jak haniebne były moje wybory. Dziwiłam się, że postanowił dopiero teraz je potępić. Byłam pewna, że nawet on mimo swojej nieszczerości, czy innych zagmatwanych spraw. W życiu nie posunąłby się do tego samego, co ja. Chyba nikt ceniący sobie przyjaźń z drugą osobą nie postąpiłbym w podobny sposób. 
- Nic dziwnego, że los mi teraz odpłaca za to wszystko, czego dopuściłam się w przeszłości. Ja zwyczajnie nie mam prawa być szczęśliwa. Nie po tym jaka byłam i co robiłam. Chciałam coś zbudować na czyimś cierpieniu. Co gorsza twoim - tego wszystkiego było dla mnie za wiele. Niczego bardziej nie pragnęłam w tym momencie niż cofnąć czas i naprawić wszystkie popełnione przez siebie błędy. Aby nikt nie musiał cierpieć przez moją bezmyślność.
- Inge, przestań. Niklas i wszystko, co z nim związane to już przeszłość, o której miałyśmy na zawsze zapomnieć. Obiecałyśmy to sobie, zapomniałaś? On na nic innego nie zasługuje. A ja wybaczyłam ci i ani przez sekundę nie żałowałam podjętej przez siebie decyzji, bo jesteś wspaniałą przyjaciółką. Każdy popełnia błędy, a ty za swoje już się wystarczająco wycierpiałaś. Poza tym, to sprawa między tobą a mną. Michaelowi nic do tego i nie ma prawa cię oceniać, a już zwłaszcza sugerować, że próbujesz komuś odbić chłopaka. Nie mając do tego żadnych podstaw. Skąd on w ogóle o tym wszystkim wie? Zwierzyłaś się mu? - pyta zdziwiona. Doskonale wiedząc, że praktycznie z nikim nie chciałam rozmawiać o tej kwestii i fragmencie życia.
- Nie. Jedynie mimochodem podczas jednej z naszych rozmów napomknęłam o takim fakcie. On nawet nie wie, że chodziło o ciebie - tęskniłam za tamtymi popołudniami, gdy spędzałam czas z Michaelem w naszej ulubionej kawiarni. Byliśmy wtedy tacy beztroscy i radośni. Dlaczego to wszystko musiało być teraz tak skomplikowane? Czy nie mogło być tak, jak wcześniej? - Chciałam mu o wszystkim opowiedzieć, gdy lepiej się poznamy i w pełni mu zaufam. Teraz już jednak nie ma o czym mówić - żal z powodu tego, jak nasza relacja się potoczyła. Przyprawia mnie o kolejną porcję łez. Sophie widząc to bez słowa przytula mnie do siebie.
- Będzie dobrze. Wszystko się jeszcze jakoś ułoży, zobaczysz. W końcu i do ciebie los się uśmiechnie. Jestem tego pewna - stara się mnie pocieszyć. Podając następnie paczkę chusteczek. Wolałam nawet nie wiedzieć, jak wygląda teraz moja twarz. Zapewne cała była pokryta rozmazanym makijażem.
- Dziękuję za wszystko. Bez ciebie już dawno nie dałabym sobie rady z tym wszystkim - zmuszam się do lekkiego uśmiechu.
- Oczywiście, że byś dała. Jesteś silniejsza niż myślisz - stara się mnie do tego przekonać. - A teraz dość już tych dramatów. Idziemy wypić coś ciepłego. Gorący kubek ulubionej herbaty na pewno poprawi ci trochę humor - zarządza, na co przystaję bez żadnych protestów. Ten dzień zasługiwał na przynajmniej jeden miły akcent.





Po powrocie do hotelu, gdy mój nastrój nadal pozostawiał wiele do życzenia. Niemal od razu kładę się do łóżka. Zagrzebując w nim po samą szyję. Co przynosi mi nieoczekiwaną ulgę i poczucie powoli ogarniającego spokoju.
Cieszyłam się, że nareszcie znalazłam się w bezpiecznym miejscu z dala od innych osób, które nie będą mnie oceniać czy posyłać pytających i zaciekawionych spojrzeń. 





Po dłuższej chwili bezczynnego leżenia, mimowolnie spoglądam na stojący przy łóżku bukiet kwiatów, wywołujący u mnie ogromne poczucie smutku. Miał być on w końcu symbolem przełomu. Jeszcze jednej szansy i nadziei, że naprawdę ostatnie sytuacje jakich byłam świadkiem, to tylko splot kuriozalnych przypadków.
Jeszcze rano byłam gotowa na szczerą rozmowę z Michaelem i jasne określenie tego, co tak naprawdę dla siebie znaczymy, ale po dzisiejszych usłyszanych od niego słowach, wątpiłam czy ma to jakikolwiek sens. Po raz pierwszy pokazał jakie naprawdę ma o mnie zdanie i chociaż było to bardzo bolesne. Nie mogłam mieć mu tego za złe. To była tylko, jeszcze jedna konsekwencja wyborów z przeszłości. I choć serce nieustannie walczyło z rozumem, dopominając się zawalczenia o to niespodziewane uczucie, jakim darzyłam Michaela. Wciąż pamiętałam o Lisie i innych istotnych faktach, które już na starcie uniemożliwiały to czego pragnęłam.
Pokonana w końcu zmęczeniem wynikającym z nieprzespania ostatniej nocy. Zapadam w zbawienny sen odrywający mnie na dłuższy moment od rzeczywistości.




Głośne trzaśnięcie drzwiami funduje mi gwałtowną pobudkę. Zdezorientowana rozglądam się po pokoju w poszukiwaniu źródła hałasu. 
- Wybacz, nie chciałam cię obudzić - Sophie patrzy na mnie przepraszająco.
- Nic się nie stało. Właściwie się już wyspałam - czułam się zdecydowanie lepiej niż przed kilkoma godzinami.
- To się świetnie składa, bo udało mi się zdobyć twoje ulubione polepszacze humoru - podaje mi pudełko z moimi ulubionymi lodami waniliowymi. Co od razu wywołuje spory uśmiech na mojej twarzy. - Poza tym najbliższe godziny umilimy sobie przeżywaniem po raz chyba tysięczny historii Rose i Jacka. Kto wie, może tym razem Titanic nie zatonie? - mruga do mnie porozumiewawczo. Włączając film. To był nasz stary i świetnie sprawdzony sposób na złamane serce którejś z nas. Do tej pory zawsze działał. Miałam więc nadzieję, że będzie tak i tym razem.
- Jesteś najlepsza - mówię w podziękowaniu, sięgając po łyżeczkę. Ciesząc, że mam przy sobie takie osoby, jak Sophie.




- Halvor nie miał nic przeciwko temu, że znowu spędzasz wieczór tylko ze mną? To chyba nie tak miało być - nabierając kolejną porcję zimnego deseru, odrywam się na chwilę od wydarzeń rozgrywających na ekranie. Czując głupio z tym, że moje rozterki uczuciowe mogły pokrzyżować ich plany.
- Halvor to duży chłopiec i sobie poradzi. Zresztą teraz jest pewnie bardzo zajęty - słyszę wyraźną ironię w jej głosie. Niczego z tego nie rozumiałam.
- Poza tym ma się skoncentrować na jutrzejszych zawodach, a moja osoba tylko by go rozpraszała. Przy okazji może nauczy się lepiej gospodarować naszym wspólnym czasem. A moje towarzystwo na pewno tobie przyda się o wiele bardziej - dodaje cierpko. Wystarczyło mi tylko jedno spojrzenie na Sophie, aby wiedzieć, że o coś się posprzeczali.
- O co się pokłóciliście? Mam nadzieję, że nie o mnie? - gdybym stała się przyczyną ich konfliktu, chyba bym tego nie zniosła.
- Inge, wcale się nie pokłóciliśmy. A już na pewno nie o ciebie. Czujemy się nawet trochę winni temu, co teraz przeżywasz. Gdybyśmy cię nie namawiali, nie byłoby cię tutaj. Nie miałaś przecież na to przesadnej ochoty.
- Ani mi się ważcie za coś obwiniać. Może nie wszystko potoczyło się idealnie, ale na pewno nie żałuję, że tu jestem. Pod pewnymi względami jest świetnie - zapewniam. Mając w pamięci kilka naprawdę godnych zapamiętania chwil. - W takim razie o co się posprzeczaliście? - dopytuję, nie dając się zwieść.
- O nic. Wszystko jest w porządku - stara się mnie przekonać. Co marnie jej wychodzi.
- Przecież widzę, że nie jest - nie odpuszczam. Chcąc dowiedzieć się prawdy.




- Dobrze, powiem ci - kapituluje, wiedząc że nie dam jej spokoju. - Pewna norweska początkująca dziennikarka, wyjątkowo działa mi na nerwy. Od samego początku pobytu tutaj uczepiła się Halvora. Jakby nikt inny jej nie interesował. Jest strasznie nachalna i bezpośrednia. W dodatku poprosiła go o wywiad na wyłączność dziś wieczorem , wcale w nie wyznaczonym dniu dla mediów, a on ot tak się zgodził, poświęcając na to czas, który miał być nasz. W dodatku po kwalifikacjach zapytała mnie wprost czy nie czuję, że moja obecność tutaj tylko Halvora rozprasza i przez to nie potrafi odnaleźć stabilności w swojej formie. Oczywiście on nawet nie raczył zaprzeczyć, mimo że wszystko bardzo dobrze słyszał. Przy kolacji postanowiłam więc powiedzieć mu, co o tym wszystkim myślę. Nie mam także zamiaru się więcej narzucać. Zwłaszcza, że to on nalegał na mój pobyt tutaj. Może trochę przesadziłam, ale należało się mu. Skoro woli poświęcać czas, jakieś nie mającej za grosz profesjonalizmu dziennikarce, to proszę bardzo - wzrusza ramionami, udając obojętność. Zapewne gotując się w środku.





- Sophie, wiesz o co tak naprawdę chodzi? Ty jesteś po prostu zazdrosna! Halvor chciał pewnie być tylko dla niej miły. Sama wiesz, że budowanie dobrego wizerunku jest bardzo ważne - staram się nie wybuchnąć śmiechem, gdy widzę jej spore oburzenie na moje slowa.
- Wcale nie jestem zazdrosna! - broni się.
- Jesteś tak samo, jak on o ciebie. Obydwoje jesteście siebie warci w tej kwestii, chociaż żadne nie ma do tego większych powodów. Sophie, przecież wiesz, że on kocha tylko ciebie i inne dla niego już od dawna nie istnieją. Przede wszystkim pamiętaj, że to ty jesteś jego narzeczoną, a nie ona. I to ty nosisz ten pierścionek, głuptasku - wskazuję na znajdującą się na jej palcu błyskotkę. - Nie zawsze będziesz też miała wpływ na zachowania innych osób. Najważniejsze jest jednak zaufanie, a chyba mu ufasz? Odpuść mu więc tym razem i zakończcie, jak najszybciej tę niepotrzebną sprzeczkę - radzę. Nie chcąc, aby się niepotrzebnie męczyli.
- Myślisz, że powinnam iść go przeprosić? Rzeczywiście chyba byłam za ostra - zastanawia się. W tym samym momencie słyszymy pukanie do drzwi pokoju.
- Raczej nawet nie będziesz musiała, aż tak się fatygować - tylko jedna osoba mogła być naszym gościem. Moje przypuszczenia potwierdzają się bardzo szybko przez widok oczekiwanej przeze mnie osoby po otworzeniu drzwi.
Sophie i Halvor mogli się sprzeczać, jednak to nigdy nie trwało długo. Zawsze któreś nie wytrzymywało i pierwsze w przeciągu kilkunastu minut wyciągało rękę na zgodę.
Może gdybym sama nie była tak bardzo uparta, także moja relacja z Michaelem mogłaby teraz zupełnie inaczej wyglądać.




23.02.2019



Słoneczna i dość ciepła, jak na tę porę roku pogoda, była wprost idealna do rozegrania pierwszego konkursu Mistrzostw Świata. Na który większość zgromadzonych tutaj, wyczekiwała z niecierpliwością od długiego już czasu. Także ja, mimo że wciąż nie do końca orientowałam się w zasadach obowiązujących w tej dyscyplinie. Z narastającym coraz mocniej zdenerwowaniem i podekscytowaniem, przyglądałam się jak kolejni skoczkowie oddają swoje próby, starając się wyciągnąć z każdego skoku maksimum. Chcąc tym samym, zająć jak najlepsze miejsce po pierwszej serii. Będące dobrym punktem do walki o medale w decydującym skoku.





Całe trybuny wręcz tonęły  w narodowych barwach przeróżnych państw, a wrzawa panująca dookoła z każdą minutą tylko przybierała na sile. Zwłaszcza, gdy na belce zasiadali poszczególni reprezentacji Austrii.
Sama trzymałam mocno kciuki przede wszystkim za naszych reprezentantów, mając nadzieję, że włączą się do rywalizacji o najwyższe lokaty. Jeszcze do niedawna w życiu bym się nie spodziewała, że mogę aż tak mocno zaangażować się w przeżywanie jakiś zawodów sportowych. To było dla mnie coś nowego i niezwykle zaskakującego. 
Najlepsze było jednak, że zaczynało mi to sprawiać sporą radość i masę innych pozytywnych emocji.





Pierwszy stresujący moment przychodzi jednak do mnie, kiedy to Michael przygotowuje się do oddania swojego skoku. Oczekując na zapalenie zielonego światła i znak od trenera. Mimowolnie wstrzymuję oddech. Niczym sparaliżowana przyglądając się jego próbie z przeciwstawnymi emocjami strachu i nadziei. W myślach życząc mu, jak najdalszej odległości. Doskonale wiedząc, jakie to dla niego ważne.
Mimo tego wszystkiego, co się między nami wydarzyło. Chciałam, aby udało mu się spełnić marzenia, jakim niewątpliwie był medal wywalczony na ojczystej ziemi. Niestety moje ciche prośby nie przynoszą oczekiwanych rezultatów o czym dobitnie świadczył jęk zawodu większości kibiców znajdujących się na skoczni, gdy Michael ląduje o kilka dobrych metrów bliżej od dotychczasowego lidera. Nawet ja już wiedziałam, że jego szanse na dobry rezultat spadły niemal do zera. Przez co, ogarnia mnie spory smutek.





Gdy nadchodzi jednak kolej Halvora, całą swoją uwagę skupiam na nim. Licząc, że przynajmniej do niego uśmiechnie się szczęście. Kątem oka dostrzegam ogromne napięcie na twarzy Sophie. Byłam pewna, że przeżywa to wszystko sto razy bardziej ode mnie. Gdy Halvor w końcu wzbija się w powietrze. Czuję, jak Sophie odruchowo łapie mnie za rękę, mocno ją ściskając. Jakby od tych kilku następnych sekund, miał zależeć dalszy byt naszego świata.
- O Boże, tylko nie to! - słyszę jej pełne rozpaczy i przerażenia słowa, gdy po dość krótkim skoku, Halvor ma ogromne problemy przy lądowaniu. Obydwie byłyśmy pewne, że to wszystko skończy się za chwilę nieuniknionym upadkiem. Dziewczyna nie mogąc nawet na to patrzeć, spuszcza głowę z oczami pełnymi łez. Będąc najzwyczajniej w świecie przerażona.





- Sophie, nic mu nie jest. Wyratował się, słyszysz! Niestety o awansie do drugiej serii może raczej zapomnieć - jako pierwsza wyrywam się z szoku. Mając wrażenie, że minęły wieki a nie kilkanaście sekund. Staram się tym samym dotrzeć do znajdującej się gdzieś daleko myślami przyjaciółki.
- Nic mnie to nie interesuje. Najważniejsze, że jest cały i zdrowy - słyszę jej wciąż roztrzęsiony głos.
- Wiesz, że Halvor na pewno myśli inaczej - naprawdę mu współczułam. W końcu sporo sobie obiecywał po tych mistrzostwach. Będąc w życiowej formie. Tymczasem jedna z szans już przepadła. - Idź do niego. Na pewno przyda mu się twoje wsparcie. Zresztą, nikt inny poza tobą do niego teraz nie dotrze. Tylko ciebie posłucha - zachęcam ją widząc spore wahanie, czy rzeczywiście powinna.
- Masz rację. Poradzisz sobie? - kiwam na potwierdzenie głową. Po chwili przyglądając się końcówce serii już z dużo mniejszym entuzjazmem. Nie tak wyobrażałam sobie ten konkurs. 





Po zakończeniu zawodów, które to w głównej mierze padły łupem reprezentacji Niemiec. Patrzę, jak trybuny powoli pustoszeją. Sama także, miałam zamiar wybrać się na poszukiwania przyjaciół, gdy nieoczekiwanie pochodzi do mnie znany mi już skoczek.
- Cześć, Inge. Na szczęście udało mi się, jeszcze cię złapać. Mogłabyś poświęcić mi minutkę? - uśmiecha się nikle w moim kierunku. Zupełnie nie zrażony tym, że ostatnio dosyć niemiło go potraktowałam.
- W porządku. Przy okazji gratuluję całkiem dobrego wyniku - chwalę Stefana. Starając się być po prostu miłą. Mając nadzieję, że nie ma mi za złe ostatniego wybuchu. 
- Daj spokój. Moje skoki pozostawiały sporo do życzenia. To zdecydowanie nie był mój dzień - macha lekceważąco ręką. - Przejdę lepiej do rzeczy. Chciałbym cię prosić, abyś się ze mną dzisiaj wieczorem spotkała. To naprawdę ważne. Zgodzisz się? - całkowicie zaskakuje mnie jego prośba. Przecież byliśmy dla siebie obcymi osobami.
- Ja? - pytam głupio, wywołując u Stefana spore rozbawienie. - Ale po co? - dopytuję, pełna wątpliwości.
- Mam ci coś do opowiedzenia. Naprawdę nie zajmę ci wiele czasu - nalega. Równocześnie pozostając tajemniczym.
- Niech będzie - zgadzam się w końcu po dłuższym zastanowieniu. Domyślając, że ma to pewnie związek z Michaelem.
- Świetnie. W takim razie będę czekał gdzieś koło restauracji. Do zobaczenia - mówi z zadowoleniem. Po czym odchodzi w tylko sobie znanym kierunku. Pozostawiając mnie z masą pytań, na które nie znałam odpowiedzi.



💟💟💟

23.02.2019




Czternasta lokata jaka wyświetla się przy moim nazwisku tuż po zakończeniu zawodów. Przyprawia mnie o ogromną dozę rozczarowania i goryczy. Po raz kolejny, liczyłem na o wiele więcej niż udało mi się uzyskać.
Gratulując dzisiejszym uradowanym medalistą, czułem że zawiodłem. Nie dość, że moje skoki, a zwłaszcza ten pierwszy był daleki od ideału, to w dodatku nie potrafiłem właściwie się skoncentrować. Byłem zły na siebie i cały otaczający mnie świat. To miał być w końcu przełomowy dla mnie konkurs. Początek nowego i zdecydowanie lepszego rozdziału w mojej karierze. Tymczasem skończyło się tak jak zawsze podczas ostatnich kilkunastu miesięcy.





Rozglądam się po otaczającym mnie tłumie osób, szukając tej jednej jedynej, która stała oddalona ode mnie o kilkanaście dobrych metrów. Z rozwianymi włosami i szczerym uśmiechem na ustach, którym obdarzała norweskich zawodników. Zapewne zapewniając ich przy tym, że następnym razem pójdzie im o wiele lepiej.
Oddałbym wszystko, aby znaleźć się teraz na ich miejscu. Usłyszeć, że mimo wszystko jest ze mnie dumna i jeszcze będzie dobrze.
Niczego bardziej nie chciałem niż móc znów wpatrywać się w jej pogodną twarz i rozmawiać godzinami o wszystkim i o niczym. Zapomnieć o wszystkim i być przy niej po prostu sobą. Marzyłem, aby znowu poczuć smak jej ust, zawsze pokrytych wyrazistą szminką, czy tak po prostu bez żadnych przeszkód tulić ją do siebie.
Im bardziej oddalaliśmy się od siebie z Inge tym moje uczucie do niej stawało się silniejsze. 




Dziś z pełnym przekonaniem mogłem stwierdzić, że byłem w niej beznadziejnie zakochany. Szkoda tylko, że sam zniszczyłem sobie drogę do jej serca. Swoimi licznymi błędnymi decyzjami. Po wczorajszym byłem pewien, że blondynka zwyczajnie nie chce mnie znać. Wiele mogła mi wybaczyć, ale na pewno nie tych okrutnych i niesprawiedliwych słów, jakie wypowiedziałem w jej kierunku. Do tej pory nie wiedziałem, co mnie opętało. Na odwrócenie tego było jednak stanowczo za późno.




- Michael, nie martw się. Zobaczysz, że jeszcze osiągniesz sukces i to szybciej niż myślisz. I tak możesz być z siebie dumny - z rozmyślań wyrywa mnie radosny dobrze znajomy głos. Lisa tak jak obiecała, była tu dzisiaj obecna. Specjalnie dla mnie. Poza moimi rodzicami tylko ona w ogóle wykazała zainteresowanie moją osobą. Za co byłem jej naprawdę bardzo wdzięczny.
- Miło mi to słyszeć. Zwłaszcza od ciebie - byłem zdziwiony, że po raz pierwszy zamiast wytykania błędów, tak po prostu postanowiła mnie pocieszyć.
- Ja naprawdę nie jestem jakimś potworem, jak pewnie sobie mnie myślisz. Wiem, kiedy ktoś po prostu potrzebuje wsparcia. Zwłaszcza, kiedy ty go potrzebujesz. Znam cię w końcu, jak nikt inny - przytula się do mnie. Tym razem jednak nie odsuwam jej od siebie. Przez chwilę czuję nawet, jakby wszystko między nami było jak dawniej. Kiedy byliśmy ze sobą naprawdę szczęśliwi.
- Dziękuje, Lisa. Za wszystko - szepczę cicho. Mocniej ją do siebie przyciągając.
- Nie ma za co. Chcę po prostu, żebyś był szczęśliwy, bo nadal mi na tobie bardzo zależy - odsuwa się delikatnie ode mnie. Tylko po to, aby zbliżyć swoją twarz do mojej. Wiedziałem do czego zmierzała i choć zdawałem sobie sprawę, że nie ma to najmniejszego sensu. Nie potrafiłem tego przerwać. 




Chęć zaznania czyjejś bliskości i oderwania od dołującej rzeczywistości była silniejsza. Chciałem choćby na kilka sekund zapomnieć o wszystkim. Dlatego też, gdy tylko Lisa styka swoje usta z moimi. Odwzajemniam jej pocałunek, nie zważając na nic. Nie przyjmuję się, że ktoś może nas zobaczyć, a zwłaszcza Inge. Wszystko i tak już zrujnowałem. Gorzej być nie mogło. Ona i tak nie chciała mnie znać.





- Kocham cię, Michi - dopiero ciche wyznanie Lisy, przynosi mi otrzeźwienie. Odsuwam się od niej gwałtownie. Uświadamiając, że popełniłem ogromny błąd. Doskonale wiedząc, że nigdy nie byłbym w stanie ponownie jej pokochać. Na to było od dawna za późno.
- Przepraszam. To nie powinno było się wydarzyć - kręcę ze zrezygnowaniem głową. Widząc wściekłość w oczach Lisy. Narobiłem jej tylko niepotrzebnych nadziei.
- Ale się wydarzyło. Chciałeś tego tak samo, jak ja. Widziałam to w twoich oczach. Co się więc stało? - domaga się jakichś wyjaśnień.
- Lisa, ja po prostu zakochałem się w kimś innym - mimowolnie spoglądam przed siebie. Ignorując jej zaszokowane spojrzenie.
- Co takiego? Niby w kim? - pyta podniesionym i wściekłym głosem, co i tak ignoruję. Szukam wzrokiem Inge, która wciąż stała w tym samym miejscu. W dodatku w towarzystwie mojego rzekomego najlepszego przyjaciela. Wywołując tym samym u mnie niemały szok. Coraz mniej z tego wszystkiego rozumiałem. Powoli zaczynałem się gubić w otaczającej mnie rzeczywistości. Którą przed chwilą sam skomplikowałem wprost do niewyobrażalnych rozmiarów. Teraz musiałem to wszystko jakoś odkręcić i to jak najprędzej, a następnie przeprowadzić poważną rozmowę ze Stefanem i poznać jego intencje względem najważniejszej dla mnie dziewczyny. 


________
Obiecuję, że to już ostatni taki przejściowy rozdział w najbliższym czasie. Mam też nadzieję, że największy kryzys już za mną i na dobre wracam do pisania. 
Dziękuję, że nadal ze mną jesteście. <333 To bardzo motywuje. 
 





poniedziałek, 15 lipca 2019

Rozdział 9







21.02.2019




Nie mogłam wprost uwierzyć, że los postanowił, aż tak się na mnie podczas tego okropnego dnia uwziąć i po raz kolejny, postawił na mojej drodze jednego z najbardziej nieszczerych ludzi z jakimi miałam do tej pory do czynienia, a wcale nie było ich mało. W jednej chwili, znika mój cały entuzjazm i nadzieja na miło spędzony czas podczas najbliższych godzin, zastąpione złością i rozczarowaniem wynikającymi z odkrycia przed kilkoma godzinami reszty bolesnej prawdy o mojej relacji z Austriakiem i jego intencjach względem mnie.




Wzdychając pod nosem z niezadowolenia, opieram się o chłodną, metalową ścianę windy, podświadomie chcąc wcisnąć się w jej najdalszy kąt, aby tym samym znaleźć jak najdalej od miejsca, gdzie aktualnie stał Michael. Wyraźnie zaskoczony moją i Sophie obecnością.
Przez ułamek sekundy nasze spojrzenia się spotykają, a atmosfera w tym ciasnym pomieszczeniu, zaczyna urastać do niewyobrażalnych rozmiarów niezręczności.
Zamieniając sekundy dzielące nas od znalezienia się na parterze i opuszczenia hotelu w długie i niemające końca oczekiwanie, sprawiające wrażenie wieczności.





- Wybieracie się gdzieś? O tej porze? - słyszę pytanie niezbyt zadowolonego tym faktem Michaela, który postanawia przerwać niewygodną ciszę, jaka panowała między naszą trójką.
- Nie sądzę, że powinno cię to interesować - odzywam się najbardziej nieprzyjemnym głosem na jaki mnie stać. Posyłając równocześnie błagalne spojrzenie Sophie, gdy obdarza mnie karcącym wzrokiem, aby nie mieszała się w naszą wymianę zdań. Widząc, że miała zamiar dodać coś od siebie na pewno w dużo milszy sposób ode mnie. Michael nie zasłużył sobie, nawet na gram życzliwości z naszej strony.
- Jednak interesuje. Inge, możemy przez chwilę normalnie porozmawiać? Pozwól mi to wszystko na spokojnie wytłumaczyć - nie odpuszcza. Coraz mocniej wyprowadzając mnie tym samym z równowagi.
- Ja już nie chcę od ciebie żadnych tłumaczeń. Wszystko jest jasne i nie ma czego drążyć. Zamiast więc marnować czas na kolejne kłamstwa. Poświęć go lepiej swojej dziewczynie, która na pewno się za tobą bardzo stęskniła - uśmiecham się ironicznie w stronę Michaela, starając przed nim ukryć, że fakt posiadania przez niego dziewczyny, to dla mnie niezwykle bolesna kwestia.
- Lisa nie jest żadną moją... - nie pozwalam mu dokończyć. Mając dość słuchania jego nieustannych zaprzeczeń i zatajania istotnych faktów z życia.
- Dość, Michael! Wiem, co widziałam i nie obchodzi mnie nic więcej, co masz na ten temat do powiedzenia. Tego wszystkiego było po prostu za dużo. Najlepiej po prostu nie wchodźmy sobie przez te kilka następnych dni w drogę. Później i tak już nigdy więcej się nie spotkamy. Powodzenia na resztę życia - na całe szczęście winda w końcu dociera na miejsce. Wychodzę więc z niej w pośpiechu, nie zważając na nic. Chciałam, jak najszybciej znaleźć się na świeżym powietrzu. Mając nadzieję, że pomoże mi ono powstrzymać piekące łzy, czające się w kącikach oczu.





Biorę głęboki wdech, wpatrując w bezchmurne rozświetlone milionami gwiazd niebo. Podziwiając przepięknie wyglądający nocny firmament, który od najmłodszych lat uwielbiałam obserwować. Głównie ze względu na to, że miał na mnie niezwykle uspokajający wpływ.
- Wszystko w porządku? - ciche pytanie Sophie, odrywa mnie od poszukiwań znanych na pamięć gwiazdozbiorów, dających się zauważyć gołym okiem.
- Oczywiście – spoglądam na nią z przyklejonym do twarzy wymuszonym uśmiechem. Nie miałam najmniejszej ochoty na ponowną rozmowę o Michaelu. Jedyne czego chciałam to, jak najszybciej o nim zapomnieć. 
- Właśnie widzę. Dawno już nie widziałam cię tak dla kogoś niemiłej i ostrej. Ostatnio zdążyło się to chyba pod koniec szkoły, gdy Einar podkradł ci pomysł na projekt z fizyki, przedstawiając jako swój - obydwie zaczynamy się śmiać na wspomnienie naszych szkolnych perypetii.
- Kochany Einar, jak mogłam o nim zapomnieć. To był dopiero podstępny i wredny typ. Ciekawe, co teraz porabia - zastanawiam się, na co Sophie wzrusza ramionami. Byłam wdzięczna, że postanowiła sprowadzić moje myśli na zupełnie inny tor niż wydarzenie sprzed kilku minut.
- Pewnie uprzykrza życie innym. Krocząc wszędzie z tym swoim dumnym i pewnym siebie wyrazem twarzy - dziewczyna stara się naśladować miny naszego dawnego kolegi, przeprawiając mnie o kolejny głośny wybuch śmiechu. Uspokajam się dopiero w momencie, gdy zauważam naszą taksówkę.






Rozglądam się z zadowoleniem po ładnie i nowocześnie urządzonym wnętrzu klubu, czując przyjemne dudnienie w uszach głośnej i energetycznej muzyki.
Na parkiecie znajdowało się już mnóstwo osób, dających się porwać zabawie i tańcu, a kolorowe i lekko mgliste światła oświetlające pomieszczenie, wspaniale komponowały się z całością ogromnego wnętrza budynku. Nadając mu nutki tajemniczości, mimo panującego dookoła zgiełku.
Nic dziwnego, że to miejsce było uważane za jedno z najlepszych w okolicy i cieszyło się ogromną popularnością wśród mieszkańców oraz turystów.
Nie mogłam się już doczekać, aż sama znajdę się pośród tych wszystkich nieznanych mi osób. Zatracając w rytmach popularnych i uwielbianych przeze mnie kawałków. Odrzucając od siebie, przynajmniej na moment wszelkie problemy i zmartwienia.





- Proszę, twoje ulubione - wracam do zajmowanego przeze mnie i Sophie stolika. Podając przyjaciółce szklankę z jej ulubionym Mojito, na które patrzy z lekkim zawahaniem, co kwituję jedynie przekręceniem oczami. Sama zaczynam za to sączyć przez słomkę ukochaną Margaritę. Delektując się jej słodko - kwaśnym smakiem. Będącym najlepszym lekarstwem na zepsuty humor. 
- To nie wygląda mi na sok, o który prosiłam - narzeka. Wciąż nie do końca radząc sobie z urazem do alkoholu. Sięga jednak po szklankę, upijając z niej niewielką ilość, co uznaję za znak, że obydwie stawiamy dziś na dobrą zabawę i odrobinę szaleństwa. Czego nie robiłyśmy razem od dobrych kilku lat.
- Przykro mi. Tu nie podają niczego bezalkoholowego. Poza tym jeden drink na pewno w niczym ci nie zaszkodzi. Nawet go nie poczujesz, a trochę się odprężysz. Obiecuję, że będę cię pilnować - zapewniam ją. Pamiętając o jej dość słabej głowie. 
- To się jeszcze okaże, kto kogo będzie musiał pilnować - patrzy z dezaprobatą na moją już niemal pustą szklankę. W odpowiedzi obdarzam ją tylko niewinnym uśmiechem. Nakierowując naszą rozmowę na zdecydowanie ciekawsze i lżejsze tematy. Na które bezkarnie możemy sobie nareszcie pozwolić. 





- Sophie, idziemy tańczyć i nie chcę słyszeć żadnych dyskusji - kończąc swojego trzeciego drinka, łapię ją za rękę, ciągnąć w stronę wypełnionego niemal po brzegi parkietu. Nie mając zamiaru dłużej tego odciągać. Alkohol powoli zaczynał przyjemnie szumieć mi w głowie. Skutecznie poprawiając nastrój i dodając ogromnej chęci do zabawy. Byłam coraz entuzjastyczniej nastawiona do tego miejsca i osób się w nim znajdujących. Wyłączając tym samym myślenie o wszystkich innych nieprzyjemnych sprawach. Skupiając na tym co tu i teraz.
Przez następne kilkanaście minut, obydwie przepadamy w wirze tańca i śmiechu z nieudolnych prób kilku wyraźnie podpitych imprezowiczów, którzy za wszelką cenę próbowali zwrócić na siebie naszą uwagę. Prześcigając się w coraz bardziej wymyślnych i przezabawnych krokach tanecznych. Nie zdając sobie sprawy, że nie mają u nas nawet najmniejszych szans. 





- Nie wiem jak tobie, ale mi na razie zdecydowanie wystarczy tego widowiska - staram się przekrzyczeć głośną muzykę. Wskazując z politowaniem na grupkę komicznie wyglądających mężczyzn.
- W pełni cię popieram. Idziemy odpocząć? - Sophie wskazuje na znajdujące się w oddali stoliki.
- Zgoda, ale najpierw odwiedzimy bar. Strasznie zaschło mi w gardle - marzyłam o zimnym i orzeźwiającym napoju, do którego prowadziła niestety nie mająca końca kolejka.
Próbując czymś zabić czas, rozglądam się dookoła. Obserwując inne osoby pogrążone w zabawie. Na nikim nie zatrzymując swojego wzroku na dłużej. Przynajmniej do momentu, gdy w tłumie nie zauważam młodej kobiety łudząco podobnej do tej, którą spotkałam już rano. Tytułującej się jako dziewczyna Michaela. Nie miałam pojęcia, co ona tutaj robi. Jeszcze bardziej zastanawiające było jej niezbyt stosowne zachowanie. Szatynka niemal wisiała na ramieniu jakiegoś wysokiego i dość przystojnego bruneta. Doskonale bawiąc się w jego towarzystwie. Niczego z tego nie rozumiałam.




- Dlaczego tak uważnie przyglądasz się tej parze? Znasz ich? - słyszę spore zastanowienie w głosie Sophie.
- Niezupełnie. Po prostu ta dziewczyna do złudzenia przypomina, jak jej było... - staram się szybko przypomnieć jej imię - Chyba Lisa.
- Żartujesz? Jeśli to naprawdę ona, to masz niepodważalny dowód, że albo naprawdę wcale nie jest z Michaelem albo...
- Zwyczajnie go zdradza - kończę za nią. Mając coraz większy mętlik w głowie. - Jest też trzecia opcja, że po prostu mają luźny związek bez większych zobowiązań. W końcu on też święty nie jest. Obydwoje są siebie warci - wzruszam ramionami. Nie mając zamiaru tego roztrząsać, to nie była moja sprawa.
- Może dlatego powinnaś pozwolić mu się porządnie wytłumaczyć i pozbyć tych wszystkich wątpliwości? To wszystko nie trzyma się kupy. Nikt nie może być aż tak wyrachowany i kłamać o takich sprawach w żywe oczy - Sophie znowu zaczyna drążyć temat. Uparcie zaprzeczając oczywistym dowodom. Za wszelką cenę próbując forsować swoją teorię, że Michael naprawdę mógł do mnie coś poczuć i wcale nie chciał wyłącznie wykorzystać.
- Błagam, tylko nie zaczynajmy znowu tego tematu. Przynajmniej nie dziś - od dalszej rozmowy ratuje mnie barman, który przyjmuje nasze zamówienie. W tym samym czasie Lisa na dobre znika z moich oczu, a ja niedługo potem zupełnie wyrzucam z głowy to zdarzenie.





Około trzeciej nad ranem, próbujemy wraz z Sophie dostać się do naszego pokoju, najciszej jak to tylko możliwe, aby nie zakłócać spokoju innych, co niestety wyjątkowo marnie nam wychodzi. Przede wszystkim z powodu nieustannego chichotu, jaki towarzyszył nam niemal od samego wejścia do hotelu. Wszystko wydawało się nam niezwykle śmieszne i za nic nie mogłyśmy się opanować.
- Wiesz, że rano na pewno nie będzie nam do śmiechu? O której w ogóle mamy wstać? - pytam, gdy w końcu po kilku niezbyt udanych próbach, udaje się nam otworzyć drzwi od pokoju. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać wczesnej pobudki. To będzie prawdziwa katastrofa.
- Niech pomyślę...za jakieś niecałe pięć godzin albo i mniej - śmieje się, jakby to była najzabawniejsza rzecz pod słońcem. Moja przyjaciółka zdecydowanie za dużo wypiła, zatracając gdzieś swoje poczucie odpowiedzialności i logicznego myślenia. Zresztą sama nie byłam w lepszym stanie. Oczy niemal same mi się zamykały ze zmęczenia.
- Więc najwyższy czas spać - zarządzam, gdy widzę że Sophie wcale się do tego nie kwapi. Zawzięcie starając się odnaleźć swój telefon, który zabrałam jej przed naszym wyjściem. Teraz także lepiej, aby nie dostał się w jej ręce.
- Nie jestem śpiąca. Inge, poróbmy coś ciekawego. Nudzi mi się - marudzi, wcale nie przejmując się tym, że przed nami dość intensywny dzień.
- Nie ma mowy. Rano mi jeszcze za to podziękujesz - patrzy na mnie z grymasem niezadowolenia.
- Nie to nie. A to podobno ja nie potrafię się bawić i często zachowuję, jak wasze mamy. Pilnując was i upominając – obrażona, posłusznie kładzie się na swoim łóżku, nawiązując do moich i Halvora ostatnich żartobliwych uszczypliwości, gdy dostaliśmy od niej reprymendę za to zamieszanie związane z moją wizytą u Michaela w pokoju.
- Dobranoc, ty nasza buntowniczko - mówię rozbawiona. Co kwituje tylko cichym prychnięciem. Po czym obydwie błyskawicznie zapadamy w głęboki sen.





- Inge, wstawaj! Jest po jedenastej! Słyszysz?! - otwieram z ogromną niechęcią oczy. Nie mając pojęcia, co się dzieje. Sophie krążyła po naszym pokoju, starając jak najszybciej doprowadzić się do ładu. Byłam pełna podziwu, że w ogóle miała na to siłę. Ja czułam się okropnie i nie nadawałam zupełnie do niczego.
- Jakim cudem? Skoro mam wrażenie, że zasnęłam przed kilkoma minutami - przecieram suche i piekące od niewyspania oczy. Jeśli przeżyję dzisiejszy dzień to będzie cud.
- Lepiej mi powiedz, dlaczego budzik nie zadzwonił? Halvor pewnie odchodzi od zmysłów. Od wczorajszego wieczoru nie dałyśmy żadnego znaku życia, a na dodatek nie pojawiłyśmy się na śniadaniu. Mam od niego z tysiąc nieodebranych połączeń - wskazuje z niepokojem na swój telefon, który od wczoraj pozostawał wyciszony.
- Po pierwsze budzik nie zadzwonił, bo nikt go nie nastawił. Po drugie, gdyby Halvor naprawdę panikował nie ruszyłby się spod tych drzwi. Zapewne uznał, że odsypiamy ostatnią dosyć intensywną noc - uspokajam ją. Leniwie ziewając. Przy okazji rozglądam się w poszukiwaniu jakiejś butelki wody. Licząc, że okropne samopoczucie, które odczuwałam od samego obudzenia niedługo zniknie.
- Mam taką nadzieję. Nic nie zmienia jednak faktu, że jeśli się nie pośpieszymy, to spóźnimy się na kwalifikacje, a tego na pewno nam nie daruje - pośpiesza mnie do wstania, na które nie mam najmniejszej ochoty. Dopiero po kilku minutach mobilizuję się w końcu do podjęcia, jakiś większych czynności życiowych niż oddychanie. Z żalem patrząc na miękkie i ogromnie kuszące łóżko.





Po mozolnej walce z doprowadzeniem swojego wyglądu do normalności. Zbieram ostatnie niezbędne mi rzeczy do torebki, a następnie otwieram drzwi prowadzące na hotelowy korytarz. Natrafiając na całkiem niespodziewane znalezisko tuż przed naszymi drzwiami. Uśmiecham się lekko, podnosząc z podłogi przepięknie wyglądający bukiet kwiatów.
- Ktoś się chyba za tobą naprawdę bardzo stęsknił - podaję kwiaty zdezorientowanej Sophie będąc pewną, że są dla niej.
- Chyba za bardzo przeceniasz romantyczność mojego narzeczonego. Frezje to przecież twoje ulubione kwiaty. Poza tym tu jest karteczka z twoim imieniem - oddaje mi z powrotem znalezisko z uśmiechem. - Widocznie masz cichego wielbiciela. Otwórz ją - zachęca mnie, ciekawa tak samo jak ja treści wiadomości.
Z lekkim zawahaniem, postanawiam przeczytać zawartość ozdobnej karteczki, która wprawia mnie w jeszcze większe zmieszanie i niewiedzę, co mam począć ze swoją wyjątkowo skomplikowaną relacją z pewnym blondynem, która mimo że trwała zaledwie od kilku dni, dostarczyła mi więcej różnorakich emocji niż nie jeden długoletni związek niektórych osób.
Jeszcze raz przejeżdżam wzrokiem po treści napisanej ozdobną czcionką, dokładnie ją zapamiętując. Byłam pewna, że będzie mi ona nieustannie rozbrzmiewała w głowie przez nadchodzące godziny. Skutecznie mącąc w głowie. 
Mimo wszystko, gdy odkładam bukiet do wazonu nie potrafię powstrzymać uśmiechu wpływającego na moje usta. Mogłam być wściekła na Michaela i nie ufać mu za grosz, ale ten drobny gest i tak wywołał przyjemne ciepło w moim niezwykle naiwnym sercu.




"Przepraszam za wszystko... Mam nadzieję, że może kiedyś pozwolisz mi się wytłumaczyć." 






💟💟💟💟




22.02.2019 




Kładę w pośpiechu bukiet kwiatów pod drzwiami od pokoju Inge. Doskonale wiedząc, że jestem spóźniony na śniadanie, jednakże znalezienie jakiejkolwiek otwartej o tej godzinie kwiaciarni, graniczyło niemal z cudem.
Po praktycznie kolejnej z rzędu nieprzespanej nocy, podczas której miałem mnóstwo czasu na przemyślenia swojego zachowania i ostatnich wyborów jakie podejmowałem. Wiedziałem, że muszę przeprosić Inge za wszystkie przykrości, jakich przeze mnie doświadczyła. Nic więcej mi już nie pozostało. Po jej wczorajszych dosadnych słowach, było niemal pewne, że nie mam u niej nawet najmniejszych szans. Winić za to mogłem jednak wyłącznie siebie i nieprzemyślane w konsekwencjach decyzje.




Zajmuję miejsce przy stole obok Stefana, który nie ma najmniejszego zamiaru nawiązać ze mną jakiejś rozmowy. Od kiedy wczoraj dowiedział się o przyjeździe Lisy i moich odnowionych z nią kontaktach, był na mnie wściekły i odzywał się jedynie, kiedy było to konieczne i wyłącznie półsłówkami. Manifestując tym samym swoją obrazę na mnie. Co ani trochę nie poprawiało mojego fatalnego nastroju. Jakby tego wszystkiego było mało, Lisa od samego rana bombardowała mnie upierdliwymi wiadomościami. Motywującymi do oddania, jak najlepszego skoku w dzisiejszych kwalifikacjach. Co tylko potęgowało moją irytację. Nie potrzebowałem w końcu kolejnego trenera czy psychologa, a bliskiej osoby, która wspierałaby mnie nie zważając na to jakie miejsce zajmę w kolejnych zawodach. Widocznie Lisa nadal tego nie rozumiała i wciąż była tą samą osobą, co przed kilkunastoma miesiącami. Mimo jej usilnych zapewnień, że zrozumiała pewne kwestie.




- Odezwiesz się w końcu do mnie? - pytam przyjaciela, nie wytrzymując tej dołującej ciszy między nami.
- A mam po co? Wielka przyjaciółka Lisa nie może z tobą porozmawiać? - ironizuje. Miałem wrażenie, że zmówili się z Inge w kwestii nadużywania ironii i zdołowania nią jeszcze mocniej mojej osoby.
- Stefan, mam naprawdę o wiele większe problemy niż znajomość z Lisą. Kłótnię z tobą też nie są mi do niczego potrzebne. Chociaż ty mi odpuść. 
- Więc zacznij wreszcie myśleć, bo ostatnio masz z tym spore problemy i postaraj się nie zawalić kwalifikacji - uśmiecha się nikle w moją stronę, co biorę za dobry znak. Zdecydowanie wolałem mieć Stefana po swojej stronie.





Spoglądam z oddali na znaną mi na pamięć Bergisel starając, jak najlepiej przygotować do swojego skoku, który miałem oddać za kilkanaście minut. Choć o skupienie na poprawnym wykonaniu przeze mnie zadania było niezwykle trudno. Miałem tylko nadzieję, że koncertowo wszystkiego nie zepsuję i nie zawiodę pokładanych we mnie nadziei.
Chciałem udowodnić sobie i innym, że jestem w stanie wrócić do ścisłej czołówki i odnosić kolejne sukcesy. 





Po oddanym przez siebie skoku, czuję umiarkowaną radość. Mimo że dawał mi on pewną kwalifikację do jutrzejszych zawodów, wiedziałem też doskonale, że stać mnie na dużo więcej niż przed chwilą zaprezentowałem. Wierzyłem jednak, że wszystko najlepsze jeszcze przede mną i te Mistrzostwa dadzą mi powody do radości. Czekałem na nie w końcu od dawna. 
- Brawo, Michi. Nie było źle. Jestem jednak pewna, że stać cię na dużo więcej i mam nadzieję, że jutro to zaprezentujesz. Liczę na ciebie - Lisa obejmuje mnie mocno, szepcząc do ucha słowa wywołujące we mnie bardzo mieszane uczucia. Niemal od razu się jednak od niej odsuwam, aby nie wyobrażała sobie za dużo. O naszym powrocie do siebie nie było mowy.
- Coś nie tak? - pyta. Zdezorientowana moją niespodziewaną oschłością. Kręcę przecząco głową ignorując jej pytający wzrok, analizując wcześniej wypowiedziane przez nią słowa. Z jednej strony czułem, że moja osoba i dokonania mają dla kogoś znaczenie, ale z drugiej nieustanna presja wywierana przez moją byłą dziewczynę była ogromnie męcząca. Inni nawet po zepsutym skoku, mogli liczyć na słowa otuchy czy zapewnień, że następnym razem będzie lepiej. Dla Lisy natomiast zawsze można było zrobić coś lepiej.



- Też mam taką nadzieję – odzywam się w końcu, posyłając w jej stronę ledwie zauważalny uśmiech.
- Jeśli tylko się postarasz, będziemy mieli co świętować. Chyba o mnie nie zapomnisz? - patrzy na mnie z wyczekiwaniem. Oczekując potwierdzenia.
- Na razie nie ma czego planować. Do zobaczenia - żegnam się z Lisą, zaczynając czuć się znużony prowadzoną przez nas rozmową. Często tęskniłem do początków naszej znajomości, gdy nasze tematy nie ograniczały się praktycznie jedynie do moich wyników. Czy do momentów, gdy Lisa była dziewczyną, którą pokochałem.
- Nie mogę się już doczekać - macha mi na odchodne, a za jej plecami zauważam coś, co wywołuje u mnie ogromną złość i poczucie niewyobrażalnej zazdrości. Nad którą mimo ogromnych starań nie potrafiłem zapanować.
Nie rozumiałem, dlaczego Inge nawet nie chciała wysłuchać moich wyjaśnień, ale nie miała nic przeciwko, aby przytulać się na oczach wszystkich do Johanna, który od dawna był zajęty o czym wiedzieli wszyscy naokoło. Tak wyglądała jej rzekoma konsekwencja w ostrożnych kontaktach z mężczyznami.





Ogarnięty jakimś amokiem, podążam w ich stronę. Z zamiarem uderzenia w najbardziej czuły punkt dziewczyny. O którym nigdy nie chciała rozmawiać, zdradzając mi tylko jakąś cząstkę tej pogmatwanej historii. Chciałem, aby ją także coś zabolało tak jak mnie, gdy zobaczyłem ją w objęciach innego.




- Tak sobie teraz pomyślałem, że może ty wcale nie masz problemu z tym kim jestem, czy też że nie byłem z tobą zawsze szczery, a po prostu wolisz zajętych? Prawda, Inge? Przecież to, że ktoś jest z kimś w związku to dla ciebie żadna przeszkoda. Skoro potrafiłaś nawet odbić chłopaka jakiejś swojej koleżanki, to co dla ciebie znaczy jakaś nieznajoma i jej uczucia? – mówię dosyć prześmiewczym tonem nie siląc się na żadne powitania. Niemal od razu żałując tego, co zrobiłem. Gdy zszokowana Inge po kilku sekundach odwraca się w moją stronę z pełnymi łez i żalu oczami. Czuję się, jak najgorszy drań pod słońcem. Wyglądało na to, że dotknęło ją to o wiele bardziej niż myślałem. Co ja najlepszego narobiłem?
- Jak mogłeś? - pyta łamiącym się głosem, a pierwsze łzy zaczynają spływać jej po policzkach. Wyglądała na zupełnie roztrzęsioną. Szokując mnie swoją reakcją.



- Dość tego. Zostaw ją w spokoju. Są granice, których nie powinno się przekraczać, a ty to właśnie zrobiłeś. Inge, chodźmy stąd - między nami właściwie znikąd pojawia się Sophie, zabierając dokądś dziewczynę. Na odchodne patrzy na mnie z ogromną złością i niechęcią, po których wnioskuje, że od początku do końca wszystko słyszała.
- Jesteś idiotą, Michael. Inge mi tylko gratulowała dobrego miejsca w kwalifikacjach. Nie wiem, co ty sobie ubzdurałeś, ale na maksa przesadziłeś - Johann podąża za dziewczynami. Kręcąc z dezaprobatą głową. Również nie dając mi dojść do słowa i choćby dać okazji na próbę przeprosin. 

- Tym razem naprawdę się doigrałeś. Co się z tobą w ogóle dzieje? Zupełnie cię nie poznaję - jakby tego wszystkiego było mało, dochodzi mnie zza pleców głos Stefana, który również musiał być świadkiem mojej totalnej głupoty. Gorzej być już po prostu nie mogło. U wszystkich miałem doszczętnie przechlapane. Wyglądało na to, że naprawdę byłem chodzącą porażką.