piątek, 22 marca 2019

Rozdział 6









20.02.1019






Przez dłuższą chwilę, która dla naszej dwójki wydawała się być niemal wiecznością. Wpatruję się bez słowa w Michaela. Wprost z wypisaną na twarzy wściekłością i rozczarowaniem z powodu tego, że okazał się następną pomyłką w moim życiu, których dotychczas niestety nie brakowało na niemal każdej jego płaszczyźnie.
Świadomość, że Michael był po prostu, jeszcze jednym z tych, którzy traktowali mnie wyłącznie jako zabawkę, dostarczającą im krótkotrwałej rozrywki ogromnie bolała. Niosąc za sobą ogromne pokłady zwątpienia i zawodu.
Nie rozumiałam, dlaczego to zawsze na mojej drodze muszą stawać takie osoby, dla których ani przez moment nie miałam jakiegokolwiek znaczenia, czy też wartości. 





Im dłużej tak staliśmy, tym bardziej czułam, że atmosfera między nami gęstnieje z sekundy na sekundę, a nieunikniona kłótnia jest coraz bliżej.
Ostatkiem sił hamuję się przed wykrzyczeniem mu w twarz, wszystkiego co o nim myślę. Nie chciałam jednak dać mu tej satysfakcji i pokazać, że jego osoba w bardzo szybkim czasie, stała się mi niezwykle bliska i udało się mu osiągnąć założony sobie zapewne od samego początku cel zabawy moimi uczuciami.
Miałam nadzieję zakończyć to wszystko z zimną i bezwzględną obojętnością, choć pokładałam coraz mniejszą wiarę w swoje opanowanie.
Nadal nie mogłam uwierzyć, że po raz kolejny dałam się nabrać i pozwoliłam tak okrutnie z siebie zakpić. Moja naiwność zwyczajnie nie miała granic, nic więc dziwnego, że większość korzystała z niej sobie do woli od niepamiętnych już lat. Mając ze mnie niezwykle łatwy cel, który można było zdobyć bez żadnego większego wysiłku. 





- Wiem, że byłam zapewne ostatnią osobą, którą spodziewałeś się tutaj ujrzeć. Nie podejrzewałam jednak, że mój widok odbierze ci mowę. Z chęcią posłuchałabym sobie twoich kolejnych kłamstw, dlatego śmiało nie krępuj się - przerywam w końcu trwające między nami milczenie. Obrzucając Michaela bardzo nieprzychylnym, a wręcz nienawistnym spojrzeniem. Przy okazji dostrzegam u niego poza kompletnym zdezorientowaniem, coraz większy strach czający się w spojrzeniu jego błękitnych oczu, które od naszego pierwszego spotkania ogromnie mnie urzekły.
Byłam przekonana, że czuł się bardzo niepocieszony z powodu odkrycia przeze mnie jego prawdziwej tożsamości. Przez co, nie udało się mu doprowadzić tej perfidnej gry do końca.
- Inge, pozwól mi to wszystko wytłumaczyć. To wcale nie jest tak, jak pewnie sobie myślisz - stara się mnie przekonać, co tylko potęguje mój gniew na jego osobę. Nawet teraz, wciąż próbował mnie okłamywać. Zapewne licząc, że uda się mu ponownie mnie omamić. Naprawdę miał mnie za najbardziej naiwną dziewczynę pod słońcem.
- Nie? Naprawdę masz mnie za aż tak głupią i myślisz, że w cokolwiek ci jeszcze uwierzę? Na co ty w ogóle liczyłeś? Że nigdy się w niczym nie zorientuję. Zakpiłeś sobie ze mnie i ośmieszyłeś - podnoszę swój głos, zasypując go wyrzutami, a resztki mojego opanowania znikają na dobre. To by było na tyle z mojej obojętności i udawania, że ta sytuacja wcale mnie przesadnie nie dotknęła.
- Porozmawiajmy spokojnie. Wejdź, proszę - patrzy na mnie błagalnie, jakby naprawdę mu na tym zależało, a następnie uchyla szerzej drzwi, zapraszając do środka. Waham się tylko przez chwilę, dochodząc jednak do wniosku, że korytarz nie jest idealnym miejscem do naszej rozmowy. Nie potrzebowałam już więcej świadków swojej głupoty. 





Wchodząc do pokoju, mimowolnie rozglądam się po wnętrzu. Nie różniącym się w ogóle swoim wystrojem od pozostałych pokoi, zajmowanych przez innych zawodników. Dzięki czemu, jeszcze bardziej doceniam mój i Sophie niezwykle przytulny pokój.
Swoje krótkie rozeznanie kończę na znajomym już dla mnie brunecie, który przygląda mi się z nie mniejszym szokiem niż jego przyjaciel chwilę wcześniej.
Zapewne obydwaj mieli ze mnie codziennie niezły ubaw. Podejrzewałam zresztą, że nie tylko oni, a cała austriacka drużyna.





- O cholera. To ja was może zostawię samych - wstaje w pośpiechu z zajmowanego przez siebie łóżka. Potykając się przy okazji z wrażenia o stojący nieopodal fotel - W razie czego będę u chłopaków - posyła ostatnie współczujące spojrzenie Michaelowi po czym opuszcza pokój. W którym ponownie zapada dołujące i bardzo niekomfortowe milczenie. 
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Podchodzę do okna, opierając się plecami o jego parapet. Czekając na jakieś wyjaśnienia Michaela, który chyba po raz kolejny zapomniał języka w buzi uparcie milcząc. Jeszcze nigdy podczas naszej znajomości towarzysząca nam cisza nie wydawała się być, aż tak niezręczna.




- Będziemy teraz tak milczeć? Naprawdę nie masz mi nic do powiedzenia? Nie zasługuję nawet na kilka słów wyjaśnień z twojej strony? - pytam, tracąc powoli cierpliwość. Miałam serdecznie dość wszystkiego i marzyłam wyłącznie o końcu tego okropnego dnia.
- Inge, to nie tak miało wyglądać. Sam miałem ci się do wszystkiego przyznać, ale zwyczajnie nie wiedziałem, jak mam to zrobić. Bałem się, że więcej mi już nie zaufasz, gdy dowiesz się o tym, że cię okłamałem - kręci zrezygnowany głową - Naprawdę nie chciałem cię zranić. Przepraszam - prycham ironicznie. Nie dopuszczając do siebie, że mógłby naprawdę czegokolwiek żałować.
- Czyżby? Gdybym rzeczywiście miała dla ciebie jakiekolwiek znaczenie. Już dawno powiedziałbyś prawdę, zamiast robić ze mnie największą kretynkę pod słońcem. Ale tutaj od samego początku, chodziło o zwykłą zabawę. Oczaruj, uwiedź, wykorzystaj, a potem zostaw. Stały, doskonale znany mi schemat. Taki był twój plan, prawda? Chociaż teraz się przyznaj. Nie masz już po co tego ukrywać - niemal krzyczę, żądając od niego jasnej odpowiedzi. Chcąc wyzbyć się resztek złudzeń, co do jego prawdziwych zamiarów.
- Oczywiście, że nie. Naprawdę myślisz, że mógłbym cię tak potraktować? Przecież mnie znasz - podchodzi do mnie. Stając w niewielkiej odległości, przez co ta rozmowa staje się jeszcze trudniejsza. Jego bliskość niczego mi nie ułatwiała.
- Ja już w nic ci nie wierzę. Nie wiem kim jesteś, co myślisz, co czujesz. Czy choćby jedno słowo usłyszane z twoich ust było prawdą - miałam potworny mętlik w głowie. - Myślałam, że jesteś inny, ale niestety znowu się pomyliłam. Michael, po co to wszystko było? Twoje życie jest aż tak nudne? - pytam z wyraźnym rozczarowaniem w głosie. Czując, że coś bezpowrotnie się między nami kończy.
- Ja tylko chciałem, żeby ktoś poznał inną stronę mojej osoby. Wysilił się i spojrzał przez pryzmat tego jaki, a nie kim jestem. Wiem, że to nie było fair z mojej strony, ale po raz pierwszy od dawna nie musiałem się w końcu obawiać, czy twoja sympatia nie jest udawana i nie spotykasz się ze mną wyłącznie dlatego, że możesz pochwalić się tym znajomym - przez ułamek sekundy, dostrzegam w jego spojrzeniu namiastkę smutku. - Poznanie ciebie i nasze spotkania to najlepsza rzecz, jaka przydarzyła mi się w ostatnim czasie. Przy nikim nie czułem się lepiej. Mam wrażenie, że znamy się od zawsze. Inge, musisz mi uwierzyć, że nie miałem złych intencji - przez moment chcę mu nawet zaufać i dać wiarę tym słowom, ale gdy przypominam sobie te wszystkie razy, kiedy to bezgranicznie wierzyłam w podobne wymówki czy tłumaczenia innych. Skutecznie odrzucam od siebie ten pomysł. W dodatku nie potrafiłam zaakceptować faktu, że mógł uważać mnie za pustą dziewczynę, dla której liczyło się jedynie życie w świetle reflektorów i poklasku innych.
- Dla mnie nigdy nie miało znaczenia kim jesteś. Tyle razy ci o tym przecież mówiłam. Myślisz, że gdybyś od razu powiedział prawdę, to zmieniłoby to cokolwiek? Tak samo chciałabym cię poznać i przekonać jaką osobą jesteś. Miałabym gdzieś, czy osiągasz sukcesy jako skoczek czy nalewasz komuś piwo stojąc za barem. Szkoda tylko, że masz o mnie, aż tak słabe zdanie. Zawiodłam się na tobie - nie miałam zamiaru tego ukrywać.
- Inge, to nie tak. Wiem, że nie jesteś taka, ale na początku… - nie pozwalam mu dokończyć. To dla mnie nie miało już znaczenia.





- W obecnej sytuacji najlepiej będzie, jak zakończymy naszą znajomość. Zresztą, ona i tak nie miała większego znaczenia, więc niewiele tracimy - dzielę się w końcu z nim decyzją, jaką podjęłam już przed kilkoma godzinami. Udając, że jego osoba jest mi obojętna. Czym wywołuję u niego sporą złość i sprzeciw. Do czego nie miał prawa po tym, jak się wobec mnie zachował.
- Kłamiesz. Wcale tego nie chcesz, dlatego nie wypuszczę cię stąd, dopóki mi nie wybaczysz i nie dasz szansy na naprawę tego, co się stało. Nie odpuszczę tak łatwo, rozumiesz? Jesteś dla mnie zbyt ważna - łapie mnie za dłoń. Przyciągając do siebie będąc zdesperowanym.
- Ja już zdecydowałam i zdania nie zmienię. Mam dość kłamstw, niedomówień i półprawd. Stanowczo za dużo miałam ich w ostatnich latach. Nie jesteś tego wart - mrużę gniewnie oczy. Coraz mocniej czując, że emocje zaczynają brać nad nami górę. Próbuję dlatego wyrwać swoją dłoń i opuścić ten pokój, ale mi na to nie pozwala.






- Okłamałem cię tylko raz i bardzo tego żałuję. Czasu już jednak nie cofnę. Za to przynajmniej nie próbuję zakłamać teraz rzeczywistości, jak ty. Udając, że między naszą dwójką niczego nie ma - mierzymy się przez chwilę spojrzeniami, czekając aż któreś w końcu ustąpi. Na co się jednak nie zanosiło. Obydwoje byliśmy na to zbyt uparci. To w końcu Michael pierwszy odwraca wzrok, po czym robi coś, czego w życiu bym się po nim nie spodziewała. Przybliża mnie do siebie gwałtownym ruchem, a następnie w mgnieniu oka łączy nasze usta ze sobą. Przejmując kontrolę nad sytuacją.
Teraz to on rozdawał karty w naszej potyczce. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Ta sytuacja nie taki obrót miała przybrać. Dlatego też zamiast go odepchnąć, stałam niczym sparaliżowana, a szok mieszał się mi z cudownymi odczuciami, jakich dostarczał mi ten czuły i nieśpieszny pocałunek, którego nie potrafiłam nie odwzajemnić, mimo usilnych starań. Byłam zbyt słaba, a on od samego początku miał na mnie za duży wpływ. Przez co, mimowolnie poddawałam się wszystkiemu, co robił. 
Sekundy mijały, a my coraz bardziej zatracaliśmy się w tym niepohamowanym wybuchu niezrozumiałych uczuć.
Delikatne i niepewne muśnięcia naszych ust przekształciły się w gwałtowny i pełen pasji taniec naszych języków. Złość mieszała się z pożądaniem, kłamstwa z prawdą, a ja zupełnie straciłam głowę, poddając się wyjątkowości tej chwili bez reszty. 






- Chyba jednak wcale nie jestem ci tak obojętny, jak usilnie próbowałaś to sobie wmówić - jego cichy i pełen zadowolenia szept dociera do moich uszów. W sekundę przynosząc mi otrzeźwienie. Przy okazji potęgując moją złość kolejny raz do niewyobrażalnych rozmiarów.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Uważasz, że jeden pocałunek wszystko załatwi i zapomnę o tym, że z premedytacją okłamywałeś mnie w tak istotnej kwestii i po prostu o tym zapomnę? Niedoczekanie twoje - odpycham go od siebie. Żałując, że pozwoliłam sobie na tę chwilę słabości. Dając mu tym samym spore pole do popisu. 
- Wiesz, co ja sobie myślę? Tu wcale do końca nie chodzi o ukrywanie mojej prawdziwej profesji. To tylko świetna wymówka dla ciebie, aby skończyć naszą znajomość. Inge, ty tak naprawdę boisz się, jak nasza relacja mogłaby się rozwinąć. Szukasz szczęścia i poczucia bezpieczeństwa, a równocześnie boisz się zaangażowania - patrzy na mnie z niezachowaną pewnością, co do swoich słów.
- Nie odwracaj kota ogonem i skończ z tą bezsensowną psychoanalizą. Teraz bawisz się jeszcze w psychologa? Michael Hayboeck - człowiek tysiąca talentów - ironizuję. Starając się za wszelką cenę nie dopuścić do siebie myśli, że być może miał cholerną rację.





- Co tu się dzieje? Co to za krzyki? Kim pani w ogóle jest i skąd się tutaj wzięła? - niespodziewanie w pokoju pojawia się kompletnie nieznany mi mężczyzna w podeszłym już wieku. Skutecznie przerywając naszą sprzeczkę. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na przestraszonego Michaela, aby domyślić się, że ma przechlapane. Swoim wybuchem narobiłam mu chyba sporych problemów. Przez co, robi mi się strasznie głupio. Mogłam zdecydowanie bardziej nad sobą panować.
- Nikim ważnym. Przepraszam za zamieszanie. Już wychodzę - zażenowana opuszczam w pośpiechu pokój. Z obietnicą, że jak najszybciej zapomnę o Michaelu i zwalczę w sobie uczucie do niego. Ono i tak nie miało żadnego sensu i to bez względu na jego kłamstwa, czy też ich brak. To się zwyczajnie nie mogło udać.





Na korytarzu natykam się na ciekawskie spojrzenia kilku osób zajmujących to piętro. Zbitych w niewielką grupkę. Byli wyraźnie rozbawieni i żywo o czymś dyskutowali. Miałam pewność, że sporo słyszeli z odbytej przeze mnie przed chwilą kłótni i za chwilę cały hotel będzie o niej huczał. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu i swojej bezmyślności. Jeszcze tylko tego mi brakowało, aby ludzie zaczęli mnie wytykać palcami. Żałowałam, że nie posłuchałam Sophie i pozwoliłam emocjom kierować moim zachowaniem. 





Niczym huragan wpadam do pokoju, zatrzaskując za sobą głośno drzwi. Zwracając tym od razu uwagę swojej przyjaciółki. Przypatrującej mi się z troską i obawą. Ona na pewno już wiedziała, że zrobiłam coś nierozsądnego. Za dobrze mnie znała, aby nie wiedzieć o mojej impulsywności w takich sytuacjach. 
- Jestem kompletną idiotką. Beznadziejną kretynką. Po co ja w ogóle go poznałam i brnęłam w tę znajomość? Dlaczego to musi tak cholernie boleć? Przecież znam go zaledwie od kilku dni - zaczynam gorzko płakać - Pogubiłam się w tym wszystkim. Nie wiem w co mu wierzyć, a w co nie. Sama nie wiem, co czuję. Co ja mam robić? - głośno szlocham, rozklejając się na dobre.
Sophie po prostu mnie do siebie przytula, pozwalając wypłakać. Co było dużo bardziej pomocne od jakichkolwiek słów pocieszenia.





💟💟💟





Widząc, jak Inge znika za drzwiami pokoju. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę i ona o wszystkim już wie. Nie chcąc mnie przez to znać.
Przez swoją własną głupotę, straciłem ją i być może równocześnie niepowtarzalną szansę na szczęście.
Nie łudziłem się, że ona kiedykolwiek mi wybaczy i uwierzy, że miałem szczere intencje i naprawdę mi na niej zależy. Dlatego też stoję w jednym miejscu niczym posąg, zamiast wybiec za nią i choćby na kolanach przekonywać, że jest dla mnie kimś wyjątkowym i już zawsze będzie zajmować ważne miejsce w moim życiu, a to że znamy się tak krótko jest zupełnie bez znaczenia.





- Michael, co to wszystko miało znaczyć? Kim w ogóle była ta dziewczyna? Czy ja ostatnio nie wyraziłem się jasno, że do czasu zakończenia mistrzostw macie się skupić wyłącznie na skokach? Możesz więc te marne romanse zostawić sobie na później? - dopiero ostra reprymenda trenera, przywraca mnie do rzeczywistości. Byłem pewien, że nie ominą mnie spore tłumaczenia. Jeszcze tylko tego mi brakowało.
- Zapewniam, że to się więcej nie powtórzy - miałem nadzieję, że to wystarczy i sobie pójdzie. Chciałem zostać sam. Ten dzień to jakaś kompletna katastrofa.
- Oczywiście, że się nie powtórzy, bo ja tego tak nie zostawię. To po prosty skandal, że każdy z ulicy może sobie tutaj wejść i nikt tego nie kontroluje - Austriak był wyraźnie zdenerwowany. Nie za często można go było ujrzeć w takim stanie. Co nie wróżyło mi za dobrze. 
- Obsługa hotelu nie ponosi za nic winy. Inge też tutaj mieszka - dopiero po fakcie uświadamiam sobie, co powiedziałem. Mogłem ugryźć się w język i milczeć.
- Mieszka? Jeszcze lepiej. To się po prostu nie mieści w głowie. Która więc drużyna za nią odpowiada? Już ja sobie porozmawiam na ten temat z odpowiednimi osobami. Nikt nie będzie zakłócał spokoju moim zawodnikom - trener żąda ode mnie jasnej odpowiedzi. Ja jednak uparcie milczę. Nie chcąc narobić Inge problemów. Ona nie była niczemu winna. To wyłącznie moja głupota, spowodowała całe to zamieszanie.
- Nie ma takiej potrzeby. To z mojej winy wynikła ta mała sprzeczka. Ona miała pełne prawo tak zareagować. Obiecuję, że od teraz będę zachowywał się wzorowo, ale proszę zostawmy to tak, jak jest i zapomnijmy o całej tej sprawie - staram się go uspokoić.
- Jeszcze nad tym pomyślę, ale na razie niech będzie. Jednak żeby mi to było ostatni raz. Będę miał cię na oku, Hayboeck. Jeszcze jeden taki wybryk i obejrzysz te mistrzostwa z trybun. Zapamiętaj to sobie - kiwam posłusznie głową. Oddychając z ulgą, gdy opuszcza w końcu mój pokój. 





Siadam na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Starając się to wszystko jakoś sobie poukładać. Nie mogłem się jednak na niczym skupić. Nieustannie wracając wspomnieniami do mojego pocałunku z Inge. Który był jednym z najlepszych w moim życiu.
Dawno już nie czułem się tak dobrze i właściwie, jak w towarzystwie tej zakręconej Norweżki, która w sekundę samą swoją obecnością, potrafiła rozjaśnić nawet najbardziej ponury dzień. Mogła nawet na mnie w nieskończoność wrzeszczeć, byleby tylko była obok.
Nie wiedziałem, czy to już była miłość. Czy rzeczywiście kochałem Inge. Bez wątpienia jednak byłem nią oczarowany i nie wyobrażałem sobie, że mogłaby nieodwracalnie zniknąć z mojego życia. Musiałem dlatego jakoś przekonać ją do zmiany jej decyzji i pokazać, że nie powinna się bać ponownie otworzyć na drugiego człowieka. Niestety przez swoje nieprzemyślane decyzję, będę miał teraz poważnie utrudnione zadanie. Co gorsza czas, także nie był moim sprzymierzeńcem. Został mi nieco ponad tydzień na naprawę tego, co koncertowo zepsułem. 






- Michi, wyjaśnisz mi co się tutaj działo? Słyszało was przeszło pół hotelu. Jesteście sensacją dnia. W dodatku Felder jest gorzej wściekły niż po moim skoku w Ga - Pa. Takiego jeszcze go nie widziałem - z rozmyślań wyrywa mnie rozbawiony głos Stefana. Ostatkiem sił powstrzymującego się przed wybuchnięciem śmiechem.
- To tylko Inge dosadnie mi powiedziała, co myśli o mnie i moich kłamstwach. Zawiodłem ją i straciłem całe jej zaufanie - tłumaczę mu bezradny. W przeciwieństwie do niego, wcale nie było mi do śmiechu.
- Ma dziewczyna temperament. Niby Skandynawka, a krew gorąca niczym u jakiejś Włoszki albo Hiszpanki. Będziesz miał z nią bardzo wesoło. W mig weźmie cię pod pantofel. Nawet się nie zorientujesz kiedy - szturcha mnie w ramię, siadając obok. Starając poprawić humor.
- Na razie się na to nie zanosi. Ona nie chce mnie znać. Jak ja mam to teraz naprawić? - szukam jakiejś porady. Samemu nie mając żadnego planu.
- Ja mam ci doradzać? To zawsze było na odwrót. To ty miałeś na wszystko gotowe rozwiązanie i ratowałeś mnie z kłopotów. Więc może czas do tego wrócić? Weź się w garść i włącz myślenie, a od jutra zaczniemy plan odzyskania Inge. Musisz być cierpliwy, a jestem pewien, że jeśli jej na tobie zależy, to w końcu ci wybaczy - motywuje mnie. Jak zawsze zgłaszając gotowość do pomocy - poza tym jest jeden plus tego, że prawda wyszła na jaw. Nie musimy się zrywać bladym świtem na śniadania i chować po kątach - zaczynam się śmiać, widząc jego błogi wyraz twarzy pełen zadowolenia. Miałem także nadzieję, że Stefan się nie myli i rzeczywiście mam jeszcze jakieś szanse u Inge.

środa, 6 marca 2019

Rozdział 5



20.02.2019, Innsbruck




Sekundy mijały, a ja wciąż niczym sparaliżowana stałam w jednym miejscu. Z ogromnym niedowierzaniem wpatrując się w postać Michaela. Nie umiałam poruszyć się choćby o milimetr. Za wszelką cenę próbując znaleźć jakiś istotny szczegół, który wskazywałby na moje pomylenie go z kimś łudząco do niego podobnym.
Desperacko złapałabym się nawet jakiejś najmniejszej błahostki, aby tylko moje przypuszczenia się nie potwierdziły. Niestety zamiast tego, im dłużej się mu przypatrywałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że o żadnej pomyłce nie mogło być mowy. 
Wszędzie poznałabym ten uśmiech, którym tyle razy mnie obdarzał podczas ostatnich wspólnie spędzonych dni. Tak samo jak oczy, w które mogłam wpatrywać się nieustannie, gdy godzinami ze sobą rozmawialiśmy.







Wszystko wskazywało więc na to, że od samego początku naszej znajomości z premedytacją mnie okłamywał, bawiąc się przy tym świetnie moim kosztem. Wykorzystując nieznajomość świata, w którym znalazłam się przez przypadek o czym doskonale wiedział. 
Nie potrafiłam zrozumieć, jakim cudem niczego wcześniej nie zauważyłam. Przecież jego częste unikanie rozmów na niektóre tematy, czy dziwne zachowania powinny od dawna dać mi do myślenia. Tymczasem jak ostatnia naiwna, wierzyłam mu w każde jedno słowo, przekonana że jest ze mną w pełni szczery. Po raz kolejny miałam za swoje. Naiwnie się łudząc, że Michael jest inny od dotychczas spotkanych mężczyzn na mojej drodze. Wierzyłam, że stanowi wyjątek, stwarzając sobie mylny obraz jego osoby. Niepotrzebnie go idealizując i obdarzając ciepłymi uczuciami. 






Nie chciałam dłużej na niego patrzeć, rozmawiającego sobie w najlepsze z jednym z austriackich zawodników, z którym prawdopodobnie stanowił też jedną drużynę. Ani tym bardziej mieć z nim cokolwiek od tej pory wspólnego. 
Czas było definitywnie zakończyć naszą znajomość. Trwanie w kolejnej opartej na kłamstwie relacji, zwyczajnie nie miało sensu. 

Niewiele więc myśląc, odwracam się za siebie z zamiarem wrócenia z powrotem do Sophie. To wszystko wydawało mi się kiepskim żartem, jednak mi wcale nie było do śmiechu.





- Tak szybko wróciłaś? - Sophie odwraca się w moją stronę, bardzo szybko zauważając, że nie najlepiej wyglądam. Zbyt dobrze mnie znała, abym mogła to przed nią ukryć. - Co się stało? - pyta zmartwiona. Czekając, aż zacznę mówić.
- Pamiętasz, jak opowiadałaś mi o niektórych skoczkach, jak wpadłam na tego Stefana? - zaczynam, nie mając pojęcia jak przekazać jej to, co przed chwilą odkryłam.
- Pamiętam, ale co to ma w ogóle do rzeczy? - zastanawia się.
- Bardzo dużo, ponieważ przed chwilą okazało się, że jego przyjaciel i Michael, z którym spędzałam ostatnio tyle czasu, to ta sama osoba – mówię ze złością i goryczą na jednym wdechu. Wprawiając ją w osłupienie.
- Co takiego? Przecież to niemożliwe – kręci z niedowierzaniem głową. Nie mogąc w to zwyczajnie uwierzyć.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała, aby to była jakaś pomyłka. Ale nic z tego. Wszystko zaczyna się ze sobą idealnie łączyć – zaczynałam rozumieć jego niechęć do spotkania się z Sophie i Halvorem, zaskoczenie że mieszkam akurat w tym hotelu, czy niechęć do mówienia o swojej pracy. Kłamał niemal w każdej kwestii. Wątpiłam, czy cokolwiek z tego, co od niego usłyszałam było prawdą.
- Inge, ale po co miałby cię okłamywać i zatajać kim tak naprawdę jest? To nie ma żadnego sensu – Sophie szuka jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia, które dla mnie było banalnie proste.
- Po prostu chciał sobie ze mnie zakpić. Zabawić kosztem naiwnej i łatwowiernej dziewczyny, która uwierzy we wszystko co tylko powie. Pewnie ma mnie za tak głupią, że jest przekonany, że w niczym się nie zorientuję, nawet gdy będzie brał udział w zawodach na moich oczach. Nie chcę go znać – złość jaką na niego odczuwałam z każdą sekundą tylko przybierała na sile.
- Masz prawo być na niego wściekła, ale może pozwól się mu wytłumaczyć. Sama wiesz, że czasami nie wszystko jest tak oczywiste, jak nam się na pierwszy rzut oka wydaje – przyjaciółka, jak zwykle szuka jakichś pozytywów. Mając zdecydowanie większą wiarę w ludzi ode mnie.
- Tu nie ma czego wyjaśniać. Wszystko jest jasne. Tym bardziej, nie mam zamiaru nigdy więcej słuchać jego kłamstw. To koniec, więcej nie zrobi już ze mnie kretynki – uważałam to za najlepsze rozwiązanie. Innego nie mogłam podjąć. 





- Chcesz wrócić do hotelu? Jeśli nie czujesz się na siłach, nie musimy tu być – wiedziałam, że wystarczy jedno słowo, a Sophie bez żadnego wahania opuści to miejsce. Nie mogłam jednak być egoistką i myśleć wyłącznie o sobie.
- Zostaniemy do końca. Po to w końcu tu przyjechałyśmy. Masz wspierać Halvora, a nie zajmować się moimi problemami – postanawiam. Nie mając zamiaru zawieść przyjaciół.
- Na pewno? To w końcu tylko trening – chce się upewnić, przyglądając mojej osobie z troską.
- Tak. Nic mi nie jest. Zapewne nie pierwszy i nie ostatni raz, spotkałam na swojej drodze zakłamanego dupka – obstaję przy swoim. Po czym kończę tę trudną dla mnie rozmowę. Zaczynając z niezwykłą uwagą obserwować skoki kolejnych pojawiających się po sobie zawodników. Starając zająć czymś myśli, aby tylko nie wracać nimi do wspólnie spędzonego czasu z Michaelem, który w przeciwieństwie do niego, miał dla mnie bardzo duże znaczenie.






Opieram głowę o szybę pociągu, oddychając z ulgą, że za kilkanaście minut ponownie znajdziemy się w Seefeld i będę mogła bez żadnych przeszkód zaszyć się w naszym przytulnym pokoju z daleka od całej przytłaczającej mnie dzisiejszego dnia rzeczywistości. Która zdecydowanie nie powiedziała, jeszcze ostatniego słowa. Udowadniając mi to poprzez irytujący dźwięk, sygnalizujący nadejście jakiejś wiadomości na moim telefonie.
Z niezadowoleniem wyciągam go z kieszeni, czując jak emocje zaczynają we mnie wrzeć, widząc jej nadawcę, a zwłaszcza treść. Będącą kolejnym jednym wielkim kłamstwem.






Jak się udał wypad na skocznię? Mam nadzieję, że nie umarłaś z nudów. Strasznie za Tobą tęsknię i już nie mogę doczekać się naszego spotkania.”





- Naprawdę ma niezły tupet – jeszcze raz czytam wyświetlaną na ekranie treść. Ostatkiem silnej woli, powstrzymując się przed wygarnięciem mu wszystkiego w bardzo cierpkiej i niemiłej wiadomości.
- Kto taki? - Sophie odrywa się od własnego telefonu, zaciekawiona moimi słowami.
- A jak myślisz? - podaję jej swój telefon. Na powrót wracając do wpatrywania się w widoki za oknem.
- Te słowa naprawdę wyglądają na szczere. Poza tym sama mi mówiłaś, że dawno już nie spotkałaś kogoś tak miłego, kulturalnego i po prostu dobrego, jak Michael. Nie sądzę, aby ktoś taki był w stanie od początku do końca udawać. Może miał jedynie ważny powód, aby nie mówić ci prawdy odnośnie tego kim jest? – po raz kolejny stara się we mnie wzbudzić wątpliwości.
- Sophie, błagam cię. Przestań go bronić. Wiem, że zawsze we wszystkich starasz się znaleźć jakieś dobro, ale nie tym razem. Ja już postanowiłam. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Mam dosyć kłamców. Poza tym ta znajomość i tak nie miała przyszłości. Nawet lepiej, że skończy się teraz. Dopóki Michael zbyt wiele dla mnie znaczy – staram się brzmieć przekonująco, aby wmówić to także sobie.
- Inge na to już za późno. Ty już jesteś w nim zakochana. Widzę to po tobie – cisza jaka zapada po wypowiedzeniu tych słów. Wprost mnie przeraża. Zwłaszcza, że dociera do mnie okropna świadomość, że moja przyjaciółka, jak w większości przypadków znowu miała rację.






💟💟💟





Z dużą dozą ulgi, siadam obok Stefana. Uśmiechając się sam do siebie. Ciesząc, że prawdopodobnie udało mi się bezpiecznie przetrwać tę sesję treningową, a Inge na całe szczęście nie zorientowała się, że od samego początku w tej jednej kwestii była przeze mnie okłamywana.
Od samego rana, byłem kłębkiem nerwów. Czego apogeum doświadczyłem podczas pobytu na Bergisel. Nie potrafiłem się na niczym skupić. Nieustannie rozglądając dookoła, aby tylko nie natknąć się gdzieś na znajomą mi blondynkę, która w bardzo krótkim czasie stała mi się niezwykle bliska. Za nic nie dopuszczałem więc do siebie, że przez swoją głupotę mógłbym stracić z nią kontakt.



- Wygląda na to, że masz więcej szczęścia niż rozumu. Dzisiaj przetrwałeś, ale na twoim miejscu więcej bym nie ryzykował. Ten numer w życiu ci nie przejdzie podczas kwalifikacji, a już na pewno nie podczas zawodów. Zrób coś, zanim nie będzie za późno – Stefan tysięczny raz podczas ostatnich dni mnie upomina. Nie mogłem mieć o to do niego jednak pretensji. Chciał dla mnie jak najlepiej. Do tego miał we wszystkim rację.
- Wiem o tym. Powiem o wszystkim Inge. Jutro postaram się z nią spotkać i jakoś wytłumaczyć. Może mnie nie znienawidzi – wiadomość o odpuszczeniu przez naszą drużynę jutrzejszych treningów na skoczni, dawała mi ostatnią możliwość na spokojną rozmowę z dziewczyną i nadzieję, że jakoś się to wszystko poukłada. Liczyłem na jej wyrozumiałość i zrozumienie.
- Obyś tym razem naprawdę to zrobił. Jeśli ci na niej zależy nie możesz stchórzyć.
- Bardzo zależy, jak już od dawna na nikim innym – mówię szczerze. Rozmarzając się. Sam sobie się dziwiąc, że w tak szybkim czasie Inge zagościła w moim życiu, jako jeden z najważniejszych w nim punków.
- Proszę, proszę czyżbyś się nią tak szybko zauroczył? To wręcz do ciebie niepodobne, Michi – Stefan zaczyna się ze mnie śmiać.
- Bardzo zabawne – gromię go wzrokiem. Po czym ignorując jego dalsze docinki. Wysyłam do Inge wiadomość, ku swojemu dziwieniu nie doczekując się na nią żadnej odpowiedzi.




💟💟💟





Wczesnym wieczorem, gdy wszystkie sposoby odwrócenia mojej uwagi od Michaela i jego kłamstw zawodzą. Zwyczajnie dłużej nie wytrzymuję. Emocje od kilku już godzin, zbyt mocno we mnie szalały, abym była w stanie mu odpuścić i puścić płazem zrobienie ze mnie największej kretynki pod słońcem. Tak jak to sobie założyłam w momencie odkrycia jego kłamstw.
Jak najszybciej powinnam o nim zapomnieć i zdusić w sobie uczucia, jakimi mimowolnie go obdarzyłam. Nie mogąc sobie pozwolić na ponowne brnięcie w relację w bez jakiejkolwiek przyszłości. Prowadzącą wyłącznie do ponownego cierpienia i rozczarowania, jakich w przeszłości mi nie brakowało.
Wiedziałam, że jedynie nasza konfrontacja i wygarnięcie mu wszystkiego, co o nim myślę. Będzie mi w stanie przynieść ukojenie. Chciałam, aby poczuł się tak samo, jak ja w chwili odkrycia jego prawdziwej tożsamości.

Musiałam tylko dowiedzieć się, w którym pokoju mieszka. Na szczęście był ktoś, kto mógł mi pomóc w zdobyciu tej cennej dla mnie informacji bez żadnego większego problemu. 





- Inge, gdzie ty się wybierasz? - biorę swoją kurtkę dla niepoznaki, zwracając tym samym uwagę Sophie, która odrywa się od oglądania filmu, na którym ja nie potrafiłam się od samego początku skupić.
- Muszę zebrać myśli. Spacer dobrze mi zrobi - kłamię na poczekaniu. Byłam pewna, że gdybym powiedziała jej prawdę za wszelką cenę próbowałaby mnie odwieść od realizacji mojego planu. Sophie w przeciwieństwie do mnie była zdecydowaną zwolenniczką pokojowego załatwiania wszelkich sporów. 
- Pójść z tobą? Inge, wiem że fatalnie się czujesz. Jak pewnie każdy na twoim miejscu. Zawsze jednak możesz na mnie liczyć - po raz kolejny podczas tego dnia zapewnia mnie o swoim pełnym wsparciu. Za co naprawdę byłam jej bardzo wdzięczna. 
- Zostań tutaj. Potrzebuję chwili samotności. Nic mi nie będzie. Nie martw się - staram się ją uspokoić. Nadal nie chcąc dać po sobie poznać, że Michael znaczył dla mnie o wiele więcej niż do tej pory myślałam.






Pukam głośno do drzwi od jednego z hotelowych pokoi. Niecierpliwie czekając, aż ktoś raczy mi w końcu otworzyć.
- Inge? Coś się stało? - Halvor patrzy na mnie z ogromnym zdziwieniem. W ogóle nie spodziewał się mnie w tym miejscu. 
- Mam do ciebie pewną sprawę. Mogę wejść? - przepuszcza mnie w drzwiach, będąc coraz bardziej zdezorientowany moją tajemniczością.
Witam się z Andreasem, który dzielił z nim pokój. Będącym równie mocno zaskoczony moją obecnością, co Halvor.
- O co chodzi? - zastanawia się narzeczony Sophie, gdy siadam na jednym z łóżek. Spoglądając na dość spory bałagan panujący dookoła.
- Potrzebuję się dowiedzieć, na którym piętrze mieszkają Austriacy oraz poznać numer pokoju niejakiego Michaela Hayboecka – silę się na najbardziej spokojny ton głosu. Nie mając zamiaru zdradzać tej dwójce przykrej dla mnie prawdy.
- Hayboecka? A co ty masz do niego? Wy się w ogóle znacie? - Halvor zaczyna zasypywać mnie pytaniami. Na co przekręcam tylko z irytacją oczami.
- Czy to ważne? Możesz po prostu wyświadczyć mi przysługę bez zbędnych pytań? - proszę go. Będąc coraz bardziej zniecierpliwiona.
- Czekaj, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ten twój Michael i ten Michael to ta sama osoba – Halvor ku mojemu zdziwieniu i nie zadowoleniu bardzo szybko łączy ze sobą fakty.
- To nie jest żaden mój Michael, tyle razy już to wam wszystkim mówiłam! – wyładowuję na nim swoje frustracje. Przez co robi mi się strasznie głupio – Przepraszam, mam ciężki dzień. - staram się usprawiedliwić.
- Spokojnie, daj mi kilka minut. Spróbuję się dowiedzieć – znika za drzwiami pokoju. Na szczęście postanawiając mi pomóc.





Zostaję z Andreasem który był świadkiem naszej rozmowy. Nie bardzo wiedząc, jak powinnam się zachować. W końcu praktycznie się nie znaliśmy. Do tej pory zamieniliśmy ze sobą może kilka zdań.
- Chyba nasz austriacki kolega zaszedł ci poważnie za skórę – uśmiecha się do mnie porozumiewawczo.
- To mało powiedziane. Przekona się jednak, że ze mną nie warto zadzierać – odgrażam się. Po czym zaczynamy rozmawiać ze sobą na jakieś błahe tematy, nie wymagające jakiegoś większego wysiłku. 




- Trzecie piętro. Pokój 315 – uśmiecham się, dostając od Halvora najbardziej upragnione w tym momencie informacje.
- Dziękuję – zbieram się do wyjścia – I jeszcze jedno, gdyby Sophie pytała, nie widziałeś mnie i nie wiesz, gdzie jestem. Zresztą obydwaj nie wiecie – upominam ich.
- Inge, wiesz doskonale, że nie okłamię Sophie. Nieważne w jakiej kwestii – Halvor, ani myślał łamać danego jej kiedyś słowa.
- W takim razie zrób wszystko, aby nie zapytała. Wiesz, że inaczej obydwoje będziemy mieć u niej przechlapane. W końcu mi pomogłeś – uśmiecham się niewinnie w jego stronę. Machając na pożegnanie.





Staję przed odpowiednim pokojem, wpatrując się w ciemne drewniane drzwi. Starając się znaleźć w sobie odwagę i siłę na ostateczne rozmówienie się z Michaelem.
Biorę w końcu głęboki wdech, pukając do drzwi. Przybierając na twarz maskę obojętności. Nie miałam zamiaru pokazać mu, że jego kłamstwa i przebiegła gra w jakikolwiek sposób mnie dotknęły.



- Cześć, Michi. Przyszłam się przywitać, bo ty chyba zapomniałeś wspomnieć, że jesteśmy praktycznie sąsiadami – uśmiecham się ironicznie w jego kierunku, gdy po trwającej dla mnie wieczność chwili, staje naprzeciwko. Wpatrując się we mnie z autentycznym szokiem.