wtorek, 23 kwietnia 2019

Rozdział 7









21.02.2019



Kilkunasty już raz w ciągu tej, powoli dobiegającej końca nocy. Przekręcam się nerwowo na drugi bok od kilku już godzin, nie potrafiąc znaleźć sobie odpowiedniej pozycji do spania i zaznania, choćby kilku minut snu.
Wszystko było nie tak, jak trzeba. Łóżko stało się niespodziewanie niewygodne, poduszki za miękkie, a temperatura panująca w pokoju raz za niska, a raz za wysoka. Miałam zwyczajnie wszystkiego dość. Tego miejsca, ludzi, a właściwie całej Austrii i wszystkiego, co się z nią łączy.
Najchętniej jeszcze w tej chwili, spakowałabym wszystkie swoje rzeczy i wróciła pierwszym możliwym lotem do Norwegii. Zamykając się następnie na kilka nadchodzących dni we własnym mieszkaniu przed całym światem. Zajmując się jedynie oglądaniem ulubionych seriali i jedzeniem w bardzo niezdrowych ilościach swoich ukochanych lodów waniliowych, które potrafiły poprawić mi, nawet najbardziej zepsuty humor. Przynajmniej do momentu, aż nie pozbędę się tych wszystkich idiotycznych uczuć, które z niewiadomego powodu zaczęłam żywic do osoby, znajdującej się obecnie kilka pięter niżej. Choć od samego początku świetnie zdawałam sobie sprawę, że nie mają one żadnej racji bytu.
Nasza dwójka nie miała przed sobą wspólnej przyszłości, a ja doskonale o tym wiedziałam od naszego pierwszego spotkania. Mimo to i na przekór racjonalnemu myśleniu, pozwoliłam aby nasza znajomość coraz bardziej się zacieśniała. Nie licząc się z możliwymi konsekwencjami, jakie to za sobą niosło. 





Z westchnieniem niezadowolenia, wpatruję się zmęczonymi i zaczerwienionymi od płaczu oczami w powoli rodzący się za oknem świt. Nie pozostawiający mi żadnych złudzeń, że nie będę musiała zmierzyć się z dobijającą mnie od wczoraj rzeczywistością.
Sama byłam jednak sobie winna. Zamiast szukać wrażeń, mogłam skupić się wyłącznie na celu swojego przyjazdu tutaj, a przede wszystkim trzymać się swojego założenia, że daję sobie spokój z facetami. Najlepiej na zawsze. Przynajmniej uniknęłabym wtedy kolejnego bolesnego rozczarowania.





W ciągu ostatnich minionych godzin, niczego nie żałowałam bardziej, jak podjęcia decyzji o wyborze akurat tamtej kawiarni, gdzie następnie poznałam Michaela. O ile wszystko byłoby teraz prostsze, gdybyśmy nigdy się ze sobą nie spotkali. Gdybyśmy nie spędzili ze sobą tylu wspólnych godzin, nie przeprowadzili tylu rozmów na wszelkie możliwe tematy.
Tyle wspólnie spędzonego czasu, co do którego nie miałam, ani grama pewności, że chociażby przez sekundę nie był jedynie wyreżyserowaną grą ze strony Austriaka.





Na samo wspomnienie jego osoby przed oczami od razu staje mi nasz pocałunek, który podczas tej bezsennej nocy, zdążyłam przeanalizować w najmniejszych szczegółach. Odtwarzając go raz po raz od samego początku do końca.
O nim zwyczajnie nie dało się zapomnieć. Był na to dla mnie zbyt wyjątkowy. Nawet jeśli miał na celu jedynie zrealizowanie kolejnej części planu wykorzystania mojej osoby. Wtedy zwyczajnie o tym nie myślałam, dając się porwać chwili i swojemu sercu, podpowiadającemu mi, że postępuję słusznie.
Kiedy tylko nasze usta zetknęły się ze sobą, czułam jak całe moje ciało zalewa fala tak przyjemnego i dawno nie odczuwanego przeze mnie ciepła. Wywołującego we mnie spokój i poczucie bezpieczeństwa. Jakbym po długich poszukiwaniach w końcu odnalazła właściwą drogę, prowadzącą mnie do tej właściwej osoby, która będzie ze mną na dobre i na złe.
Przez te kilkanaście sekund, poczułam się chcianą i dla kogoś ważną. Znowu miałam dla kogoś znaczenie. Przynajmniej do momentu, gdy nie usłyszałam tych kilku słów, które zniszczyły wszystko i utwierdziły w przekonaniu, że w przeciwieństwie do mnie dla Michaela nasz pocałunek nie miał większego znaczenia. Dla niego był tylko, jeszcze jednym sposobem na osiągnięcie celu.
To w głównej mierze dlatego, nie mogłam sobie darować, że w ogóle dopuściłam do tego ulotnego momentu bliskości między nami.
Coś, co dla mnie było czymś magicznym i cudownym, dla niego było zwyczajną zabawą. Poprzysięgłam sobie jednak, że to był pierwszy i ostatni raz, a Michael już nigdy więcej sobie ze mnie nie zakpi.




Słysząc, że Sophie zaczyna się budzić. Zamykam w pośpiechu oczu, przykrywając się szczelnie kołdrą. Udając przy tym, że grzecznie śpię.
Nie chciałam dać jej kolejnych powodów do zamartwiania się o mnie. W ostatnich dniach przysporzyłam jej już wystarczająco dużo kłopotów. Poza tym wciąż nie wiedziałam, czy moja wczorajsza kłótnia z Michaelem nie będzie niosła za sobą poważnych konsekwencji. W końcu reakcja jego trenera nie wróżyła niczego dobrego. 



- Inge, możesz przestać udawać. Doskonale wiem, że nie śpisz - słyszę zaspany głos Sophie, próbującej się na dobre rozbudzić. Otwieram więc oczy, nie widząc sensu dalszego pozorowania.
- Czy przed tobą, naprawdę nic się nie ukryje? - pytam, spoglądając na przyjaciółkę. Z roztrzepanymi włosami i ubrana w uroczą piżamę z Myszką Miki do złudzenia przypominała mi swoją młodszą wersję. Pełną radości i beztroski, której uśmiech niemal nigdy nie schodził z twarzy. Przez pewien czas bałam się, że zniknęła ona bezpowrotnie. Na szczęście tak się nie stało.
Cieszyłam się, że przynajmniej jedna z nas nareszcie odnalazła swoje szczęście i poukładała życie.
- Nie wiem czy nic, ale na pewno nie ta marna próba udawania snu. Zapomniałaś już, że gdy śpisz, to chrapiesz jak smok - śmieje się wesoło. Nic sobie nie robiąc z mojego groźnego spojrzenia.
- Słucham? Ja wcale nie chrapię - oburzam się. Rzucając w nią poduszką. Sama zaczynając się po chwili śmiać. Tego właśnie było mi trzeba. Chwili odskoczni od dręczących myśli.




- Porozmawiamy? - Sophie w końcu poważnieje. Siadając na moim łóżku. Patrząc na mnie życzliwie, gotowa jak zawsze do wysłuchania.
- Nie wiem, czy jest o czym - wzruszam ramionami - Wczoraj zachowałam się kompletnie bezmyślnie. Za co przepraszam. Naprawdę nie chciałam narobić nam problemów. Poniosły mnie emocje, ale to się już nie powtórzy. Koniec z Michaelem i naszą znajomością. Ona nic dobrego mi nie przyniosła - zapewniam. Uważając to za jedyną rozsądną decyzję.
- Nie masz za co mnie przepraszać. Przecież nie zrobiłaś nic złego. Miałaś prawo być zła i zareagować tak, a nie inaczej - stara się mnie pocieszyć, ale ja wiedziałam, że mogłam pohamować swój wybuchowy charakter. 
- Mogłam też nie dopuścić do tego, aby słyszało mnie większość hotelu. W dodatku naraziłam się trenerowi Austriaków. Co za wstyd. Nie wiem, jak ja pokażę się na oczy komukolwiek stąd - dawno już się tak nie skompromitowałam, jak wczoraj przed tym mężczyzną. Co on sobie musiał o mnie pomyśleć? Miałam tylko nadzieję, że Michael nie miał przez to większych nieprzyjemności. Mogłam być na niego wściekła, ale nie chciałam, aby nasze potyczki miały wpływ na jego życie zawodowe.
- Daj spokój. Wszyscy już pewnie o tym zapomnieli i znaleźli sobie inny temat do plotek. Dlatego dosyć już tego smucenia się. Wstawaj i zbieraj się na śniadanie - zrzuca ze mnie kołdrę, którą byłam przykryta. Starając zarazić swoim dobrym nastrojem. 
- Muszę? Nie jestem głodna, więc może zostanę tutaj i jeszcze sobie poleżę? - staram się przekonać Sophie. Na samą myśl, że miałabym opuścić nasz pokój, robiło mi się słabo. Bałam się, że stanę się obiektem kpin i żartów, gdy tylko pojawię się w zasięgu wzroku pozostałych mieszkańców hotelu.
- Nie ma mowy. Nie zamkniesz się teraz w czterech ścianach. Nie pozwolę ci na to - jest nieprzejednana. Przekręcam więc tylko oczami, posłusznie wstając w poszukiwaniu jakichś godnie prezentujących się do ubrania rzeczy. Doskonale wiedząc, że mi nie odpuści. 





Cała się spinam, gdy tylko przekraczamy próg restauracji. Mając wrażenie, że w jednej sekundzie ucichły wszelkie toczące się do tej pory dyskusje, a oczy wszystkich obecnych osób skupiają się tylko na mnie. Z wcale niemałym zainteresowaniem. Choć dotychczas raczej nie miałam problemów w momentach, gdy musiałam znaleźć się w centrum uwagi. Teraz czułam się bardzo niekomfortowo.
Jedynie członkowie naszej drużyny wydawali się nie zwracać na mnie uwagi, jedynie uśmiechając do mnie życzliwie, gdy nasze spojrzenia przypadkiem się spotykają. 
- Wszystko w porządku? - słyszę ciche pytanie towarzyszącej mi dziewczyny, gdy zauważa moje zdenerwowanie.
- Jasne. Nic mi nie jest - uśmiecham się słabo w jej stronę. Starając wziąć w garść.
Następnie z dumnie podniesioną głową, podążam za Sophie w stronę jednego z niewielu już wolnych stolików. Nie dając po sobie poznać, że w środku trzęsę się cała ze stresu i poczucia wstydu. Z powodu tego, że dałam się poznać od jak najgorszej strony tylu nieznajomym mi osobą. Mających mnie pewnie teraz za niezrównoważoną i mającą problemy z głową dziewczynę.
Jakby tego było mało, niemal w połowie drogi mój wzrok na nieszczęście spotyka się ze spojrzeniem Michaela. Do reszty wytrącając mnie tym samym z równowagi. Wyglądało na to, że przestał się w końcu chować po kątach. Nie miał już zresztą do tego żadnego powodu. Prawda wyszła na jaw.





Posyłam mu bardzo nieprzychylne spojrzenie, z którego nic sobie jednak nie robi. Był zupełnie niewzruszony na moją jawną niechęć do niego. Wciąż bezczelnie się na mnie gapiąc. 
Miałam wrażenie, że jego oczy przeszywają mnie na wskroś, docierając do najgłębszych zakamarków mojej duszy. Czytając przy tym ze mnie, jak z otwartej księgi.





Jako pierwsza spuszczam wzrok, nie potrafiąc dłużej znieść widoku Michaela. Zaczynam wpatrywać się z niezwykłą uwagę w restauracyjną podłogę. Badając każdy jej szczegół. Z ulgą przyjmując fakt, że nareszcie dotarłyśmy do stolika.
Celowo zajmuję miejsce w kącie, zostawiając za plecami większość restauracyjnej sali. Nie chcąc narażać się na pokusę, zerkania od czasu do czasu na stolik, przy którym aktualnie znajdował się mój największy problem.





- Naprawdę powinnaś coś zjeść. Od wczorajszego poranka nie miałaś nic w ustach - Sophie patrzy z dezaprobatą na mój pusty talerz. Starając się mnie przekonać do jedzenia.
- Nie dam rady nic teraz przełknąć - podnoszę do ust filiżankę z kawą, która miałam nadzieję, że zrekompensuje mi nieprzespaną noc - Obiecuję, że zjem obiad, zgoda? - miałam nadzieję, że uda mi się tym udobruchać przyjaciółkę.
- Niech ci będzie – kapituluje. Widziałam, że chciała jeszcze coś dodać, ale pojawienie się przy naszym stoliku Halvora. Skutecznie odwraca ode mnie uwagę. Choć raz pojawił się we właściwym momencie. 





- Słyszałem, że ktoś narobił wczoraj sporego zamieszania i na pewno tym razem to nie jestem ja - chłopak patrzy na mnie z nieukrywanym rozbawieniem, będąc o wszystkim świetnie poinformowany. Widocznie plotki roznosiły się tutaj z prędkością światła i każdy już wiedział, co wydarzyło się między mną a Michaelem. 
- Czyżby? Przypominam, że także maczałeś w tym palce. To ty udzieliłeś Inge informację o numerze pokoju, zamiast ruszyć głową i pomyśleć. Widziałeś w końcu, jak bardzo jest wzburzona - Sophie posyła mu karcące spojrzenie. Widocznie wczoraj zdążyła połączyć ze sobą wszystkie fakty i wyciągnęła od Halvora całą prawdę podczas kolacji, na której ja się nie pojawiłam. 
- Ja chciałem tylko pomóc - Halvor podnosi ręce w obronnym geście. - Muszę mimo wszystko przyznać, że nieźle mu wygarnęłaś. W pełni mu się jednak należało. Na twoim miejscu, chyba bym kogoś rozszarpał, gdyby odważył się wywinąć mi taki numer. W ogóle nie powinnaś zawracać sobie kimś takim głowy - posyła mi porozumiewawcze spojrzenie. W pełni trzymając moją stronę. Nie mając zamiaru potępiać nierozsądnego postępowania z mojej strony. 
- Ty już lepiej skończ udzielać te swoje dobre rady, bo z tego nigdy nie wynika nic dobrego. Zajmij się lepiej jedzeniem. Za niecałą godzinę macie trening i to na nim powinieneś się skupić - Sophie przytomnie mu przypomina, zapewne dużo lepiej orientując się w rozkładzie dnia narzeczonego niż on sam. Byłam też pewna, że celowo zmieniła temat, doskonale wiedząc, że nie chciałam dłużej roztrząsać sprawy z Michaelem.
- Kochanie, przestań się już na mnie złościć. Ja naprawdę nie chciałem źle - robi maślane oczy w jej kierunku. Starając się przymilić. 
- To może ja was zostawię samych. I tak skończyłam - wskazuję na pustą filiżankę. Mając zamiar udać się na górę. Woląc darować sobie dalszą dyskusję tej dwójki zakochanych gołąbeczków. Powoli ignorujących otoczenie i skupiających się wyłącznie na sobie. 





Przemierzam wolnym krokiem hotelowy korytarz. Udając się w stronę windy. Zadowolona, że udało mi się opuścić restaurację bez większych przeszkód. Naciskam przycisk mający na celu jej przywołanie, cierpliwie czekając. Mój spokój zostaje jednak bardzo szybko zaburzony. 
- Inge, zaczekaj! Porozmawiajmy, proszę - zza pleców dobiega mnie doskonale znany głos, którego wolałam już nigdy więcej nie słyszeć.
- Z tego co pamiętam, to wszystko sobie wczoraj wyjaśniliśmy - biorę głęboki wdech, po czym odwracam się w stronę Michaela. Starając ze wszystkich sił przybrać na twarz maskę obojętności.
- Wcale nie. Nic nie zostało wyjaśnione. Przynajmniej nie w taki sposób, jak powinno. Ja naprawdę nie chciałem cię kiedykolwiek zranić, ani wykorzystać. Musisz w to uwierzyć - przybliża się do mnie, próbując złapać za dłoń. Na co mu nie pozwalam. Wiedziałam, że każdy nawet najmniejszy jego dotyk, skutecznie osłabiłby moją silną wolę. Nie ufałam sama sobie i zdradliwym reakcją swojego ciała.
- Za późno, bo to już się stało. Zraniłeś mnie swoimi kłamstwami i to w jeden z najgorszych możliwych sposobów. Szkoda, bo naprawdę myślałam, że nasza relacja miała w sobie coś wyjątkowego – na pewien sposób było mi żal, że to wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej.
- Inge, jeszcze nie jest za późno, aby móc ją uratować. Przysięgam, że nigdy więcej cię nie okłamię. Wybacz mi i daj ostatnią szansę. Naprawdę bardzo mi cię brakuje. Naszych rozmów, wspólnie spędzonego czasu. Potrzebuję cię - Michael wyglądał na zdesperowanego i wyraźnie zmęczonego całą tą sytuacją między nami. Ja jednak nie potrafiłam przystać na jego prośby. Życie dośc boleśnie mnie nauczyło, że nie warto nikomu dawać drugich szans. I choć w tym przypadku byłam skończoną hipokrytką, gdyż sama otrzymałam taką od Sophie na odbudowę naszej przyjaźni. Nie miałam zamiaru zmienić zdania w tej kwestii. Wolałam żałować zmarnowanej okazji niż znowu cierpieć. Tak było zwyczajnie prościej.
- Nie mogę. Nie jestem w stanie... - kręcę przecząco głową. Starając się, aby mój głos nie drżał. Dawno już żadna rozmowa nie była dla mnie aż tak trudna.
- Nie możesz czy po prostu nie chcesz? To dwie różne kwestie - ścisza swój głos, gdyż coraz więcej osób zaczyna się pojawiać w zasięgu naszego wzroku. Nie chcąc, aby znowu stali się niepotrzebnymi świadkami naszej wymiany zdań. Na szczęście dostrzegam także swoich przyjaciół, którzy ratują mnie od odpowiedzi na to pytanie i dalszej rozmowy z Michaelem.
- Pójdę już - mówię w momencie, gdy Sophie z Halvorem podchodzą do naszej dwójki. Zaskoczeni moim niespodziewanym towarzystwem. Chciałam, jak najszybciej znaleźć się w windzie. Zwłaszcza widząc mordercze spojrzenia Halvora, którymi obdarza Austriaka. Wolałam nie stać się przyczyną jakichś konfliktów. 
- Ja i tak nie odpuszczę, nieważne ile razy będziesz uciekać. Proszę, spotkajmy się dziś popołudniu w naszym miejscu. Powiem ci, dlaczego nie byłem z tobą do końca szczery. Być może wtedy spojrzysz na to wszystko trochę inaczej. Będę na ciebie czekał - słyszę na odchodne, po czym drzwi windy się zamykają.
Opieram się o metalową ścianę z potwornym mętlikiem w głowie. Nie mając pojęcia, co powinnam z tym wszystkim teraz zrobić.




💟💟💟





Wpatruję się pustym wzrokiem w talerz z nietkniętym śniadaniem, nie mając najmniejszej ochoty na jedzenie. Przy okazji po raz kolejny ignoruję coraz mocniej zirytowanego Stefana, który za wszelką cenę, starał się nawiązać ze mną jakąś, choćby namiastkę normalnej rozmowy.
Znajdowałem się w koszmarnym nastroju, a narastający z każdą chwilą gwar panujący dookoła, jeszcze bardziej go pogłębiał. 




Wszyscy poza mną wydawali się być w doskonałych humorach, a główny temat ich rozmów stanowiły przygotowania do jak najlepszego występu w jutrzejszych kwalifikacjach, które dla mnie aktualnie nie miały żadnego znaczenia.
Nie obchodziło mnie, że to mistrzostwa, ani że odbywają się w moim ojczystym kraju na niemal domowej skoczni. To wszystko wydawało się być nic nie znaczącym wydarzeniem, któremu nie miałem zamiaru poświęcać aktualnie większej uwagi.
Moją głowę nieustannie zajmowały jedynie myśli dotyczące Inge. Nie mogłem sobie wybaczyć, że wczoraj pozwoliłem jej odejść bez osiągnięcia między nami porozumienia. Tracąc być może ostatnią szansę na naprawę naszej znajomości. 
- Długo jeszcze będziesz bezsensownie grzebał w tym talerzu? - tym razem pytanie Stefana, przywraca mnie do rzeczywistości.
- Nie jestem głodny - odsuwam od siebie naczynie z niechęcią.
- Nie śpisz, nie jesz, nie masz ochoty na rozmowę, ani na nic innego. Michi, ty chyba naprawdę się w niej zakochałeś i to akurat teraz. Nieźle się wkopałeś - nawet nie próbuję protestować, wiedząc że ma sporo racji. Nie wiedziałem tylko, jak w ogóle mogło do tego dojść. Jakim cudem w kilka dni ta mająca coś w sobie dziewczyna, aż tak bardzo zawróciła mi w głowie, że nie potrafię bez niej normalnie funkcjonować.
Do tej pory coś takiego, nigdy nie miało miejsca. Od zawsze potrzebowałem dużo więcej czasu, aby zaangażować się w jakąś relację, a już tym bardziej obdarzyć kogoś jakimiś głębszymi uczuciami. Dlaczego więc z Inge było inaczej? Dlaczego akurat z nią?
- Myślisz, że o tym nie wiem? Jutro kwalifikacje, a ja nie potrafię skupić się na niczym poza nią - przerywam, wpatrując się w wejście do restauracji, w którym Inge właśnie się pojawiła. Jedyną motywacją do opuszczenia przeze mnie pokoju była właśnie świadomość, że mam szansę ją tutaj spotkać. 





Widzę, jak dziewczyna nerwowo rozgląda się po wnętrzu. Zapewne na nowo roztrząsając fakt, że sporo osób słyszało naszą wczorajszą kłótnię. Dorabiając sobie do niej pełno niestworzonych teorii. Ja zupełnie nie zwracałem na to uwagi, ale Inge miała do tego inne podejście.



Nieoczekiwanie nasze spojrzenia się spotykają. Wpatruję się w jej twarz, na której nie widać, ani grama radości. Próżno było też szukać uśmiechu, którym zawsze obdarzała mnie na powitanie. Biła od niej jedynie ogromna złość i rozgoryczenie, które pogorszyły moje i tak fatalne samopoczucie. Odprowadzam ją wzrokiem, aż do samego stolika. Gdzie zajmuje miejsce odwrócona do mnie plecami. Byłem pewien, że zrobiło to celowo. Pokazując tym samym, że nie miała zamiaru zmienić zdania w kwestii naszych dalszych relacji.




Przez następne minuty, staram się zająć czymkolwiek, aby tylko nie gapić się, jak ostatni kretyn na stolik zajmowany przez Inge i jej przyjaciółkę. Które pogrążone były w ożywionej rozmowie na jakiś nieznany mi temat.
W końcu Inge postanawia opuścić restaurację, tym razem nie zaszczycając mnie choćby przelotnym spojrzeniem, a ja jedyne co jestem w stanie zrobić to przyglądać się bezradnie, jak znika z zasięgu mojego wzroku.
- No i na co jeszcze czekasz? Biegnij za nią, a nie siedzisz tu jak kołek! Nie widzisz, że jest sama. Taka okazja może ci się już długo nie nadarzyć - Stefan ponagla mnie, starając się zmotywować.
- Masz rację - podnoszę się w pośpiechu. Nie chcąc tracić więcej czasu.
- Zacznij też w końcu myśleć. Nie będę tego wiecznie robił za ciebie - śmieje się, jednak ja już nie zwracam na to najmniejszej uwagi.




Siadam zniechęcony na jednej z kanap, znajdujących się w korytarzu. Z kolejną porażką na koncie. Inge wydawała się być nieprzejednana. Nic do niej nie docierało, a ja miałem coraz mniej pomysłów, jak mogę ją do siebie ponownie przekonać.
Wiedziałem tylko, że muszę być z nią całkowicie szczery. Co wiązało się niestety z powrotem do bardzo nieprzyjemnych wspomnień. O których najchętniej bym zapomniał.
Jednak tylko w ten sposób Inge mogła zrozumieć pełnię mojej motywacji, co do ukrycia prawdziwej tożsamości. Nie miałem jednak żadnej pewności, czy dziewczyna w ogóle zdecyduje się na ponowne spotkanie ze mną. Było to bardzo wątpliwe.





- Zakładam, że nie udało ci się przekonać Inge? - Stefan siada obok mnie. Starając się poznać przebieg rozmowy.
- Gdyby było inaczej nie siedziałbym tutaj sam - wzdycham z bezsilności. 
- Musisz dać jej trochę czasu na ochłonięcie. Sophie uważa, że dopóki emocje między wami nie opadną, to nie masz na co liczyć. Według niej Inge jest na to zbyt uparta, a przede wszystkim nie znosi kłamców. Swoją drogą to naprawdę bardzo miła dziewczyna - spoglądam na przyjaciela z niezrozumieniem.
- Rozmawiałeś z Sophie? Stefan, przecież cię prosiłem, żebyś trzymał się od niej z daleka. Naprawdę chcesz sobie narobić kłopotów? Wystarczy, że ja już je mam - nie zrozumiałem, na co mój przyjaciel liczył.
- To była tylko zwykła rozmowa w dodatku w obecności Halvora. Za kogo ty mnie masz? Dobrze wiesz, że zajęte dziewczyny mnie nie interesują. Chciałem ich czymś zająć i zapewnić ci trochę więcej czasu - wyjaśnia, a ja oddycham z ulgą - Poza tym o ile Granerud uważa, że Inge powinna dać sobie z tobą święty spokój. O tyle Sophie patrzy na ciebie dużo przychylniejszym okiem. Może powinieneś sam z nią porozmawiać i poprosić o pomoc? Nikt w końcu nie zna lepiej Inge od niej - proponuje, a ja zaczynam rozważać ten pomysł. Być może to była dla mnie jakaś szansa.
- Pomyślę nad tym.
- Teraz jednak weź się w garść i skup na treningu. Lepiej, żebyś znowu nie podpadł trenerowi - w tej kwestii musiałem się z nim w pełni zgodzić. W innym przypadku mogłem zapomnieć na dobre o startach w najbliższych konkursach.






Zmęczony wracam do hotelu, czując niemal każdy mięsień. Byłem cały obolały. Dawno już trener nie zafundował nam tak intensywnego wysiłku.
Marzyłem jedynie o gorącym prysznicu i swoim łóżku. Z nadzieją, że dzisiejszy trud naprawdę się opłaci i przełoży na dobrą formę w konkursach.
Liczyłem też, że Inge się nade mną zlituje i pojawi dzisiejszego popołudnia w kawiarni. Na niczym tak mi nie zależało, jak na tym spotkaniu.





Nie zdążam nawet minąć dobrze recepcji, gdy niczym spod ziemi. Wyrasta przede mną ktoś, kogo wolałbym nigdy więcej nie spotkać na swojej drodze.
- Michi, jesteś nareszcie! Myślałam, że już się na ciebie nie doczekam - uśmiechnięta i świetnie znajoma szatynka, rzuca mi się na szyje w geście powitania. Do reszty mnie tym szokując. Nie miałem pojęcia, co ona najlepszego wyprawia.
- Lisa, co ty tu robisz? - pytam, starając się od niej odsunąć. Co wyjątkowo mi utrudnia.
- To chyba jasne, po co tu jestem. Aby cię wspierać. Nie cieszysz się? - patrzy na mnie zdziwiona. Jakby to było najoczywistsza rzecz pod słońcem. - Kto w końcu zrobi to lepiej niż ja - dodaje, mocniej się we mnie wtulając. Czego naocznym świadkiem staje się zszokowana Inge. Stojąca kilka metrów od nas. Kręcąc z niedowierzaniem głową. Gorzej już po prostu być nie mogło. Jak ja miałem jej teraz to wszystko wytłumaczyć?