środa, 16 stycznia 2019

Rozdział 3












Seefeld, 11.02.2019







Ostatni raz spoglądam krytycznym spojrzeniem na swoje odbicie w lustrze. Oceniając swój dzisiejszy wygląd, który mimo sporych starań. W moim mniemaniu, wciąż pozostawał wiele do życzenia.
Poprawiam rękaw od swojego miętowego swetra, który był jednym z moich ulubionych. Poważnie przy tym zastanawiając, czy rzeczywiście prezentuję się odpowiednio. Przede wszystkim ze względu na to, że nie miałam pojęcia, gdzie miał zamiar zabrać mnie Michael. Co tylko dodatkowo mnie stresowało.





Pakując się na ten wyjazd, nie zabrałam ze sobą żadnych elegantszych rzeczy. Nadających się na taki wieczór jak ten. Stawiając po prostu na wygodę i próbę uniknięcia marznięcia na każdym możliwym kroku. Nie miałam przecież w planach żadnych spotkań, a już zwłaszcza spotkań z kimś, kto od samego początku wywarł na mnie tak duże i niespodziewane wrażenie jak Michael.
Teraz zaczynałam mimowolnie żałować, że nie zabezpieczyłam się na taką ewentualność. Było już jednak za późno i musiałam się zadowolić tym, co miałam.





- Jesteś pewna, że mogę w tym iść? - szukam jakiejś porady u Sophie, która od dłuższego już czasu nie rozstawała się ze swoim telefonem. Zawzięcie wymieniając z kimś wiadomości. Nieustannie się przy tym uśmiechając, a to mogło wskazywać wyłącznie na jedną osobę.
- Oczywiście, że tak. Ślicznie wyglądasz, zresztą jak zawsze. Ten twój Michael nie będzie mógł oderwać od ciebie oczu przez cały wieczór, zobaczysz - podchodzi do mnie bliżej, oceniając efekt moich prawie godzinnych starań.
- Żaden mój. To tylko znajomy. Dobrze czujemy się w swoim towarzystwie, ale to wszystko - powtarzam już po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku godzin.
- Tak, tak. Na okrągło to powtarzasz, ale ja i tak wiem swoje. Gdyby ci na nim nie zależało, nie przejmowałabyś się aż tak swoim wyglądem - uśmiecha się niewinnie w moim kierunku. Nic sobie nie robiąc z mojego ostrzegawczego spojrzenia, którym ją obdarzam.
- Chcę tylko dobrze wyglądać, aby nie narobić sobie wstydu. To wszystko - wzruszam ramionami. Próbując wmówić to także sobie. Przecież obiecałam sobie, że nie będę się w nic angażować w najbliższym czasie.
- Tak sobie mów. Idź już, bo się w końcu spóźnisz. Tylko uważaj na siebie, proszę. Udanej randki - słyszę na pożegnanie od przyjaciółki, mając ochotę ją w tym momencie zamordować za ostatnie słowa.
- To nie jest żadna randka - odpowiadam jej na odchodne. Co kwituje wyłącznie głośnym śmiechem. Nic sobie nie robiąc z moich zapewnień. Ona i tak miała na ten temat inne zdanie. 





Nie udaje mi się nawet opuścić hotelowego korytarza, znajdującego na naszym piętrze, gdy napotykam na Halvora. Wyraźnie zmierzającego do naszego pokoju. Niczego innego się zresztą nie spodziewałam. Wykorzystywali w końcu z Sophie każdą możliwą okazję, aby spędzać ze sobą, jak najwięcej czasu.
- Inge, wybierasz się gdzieś? Sama? - pyta, akcentując ostatnie słowo. Udając przede mną zaskoczonego. Na co się w żadnym wypadku nie nabieram. Byłam przekonana, że już dawno udało się mu wyciągnąć wszystko od Sophie. Nie mogąc, jak zawsze powstrzymać swojej ciekawości. Był w końcu jedyną osobą, której nie potrafiła się oprzeć i zawsze ulegała jego sztuczkom.
- Nie zgrywaj głupiego. Zapewne jesteś doskonale o wszystkim poinformowany. Idź lepiej do Sophie, bo pewnie nie może się ciebie doczekać. Nie bez powodu tak szybko próbowała się mnie pozbyć - chciałam, jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Będąc pewna, że Michael już na mnie czeka.
- Może najpierw cię jednak odprowadzę i sprawdzę, czy na pewno jesteś w dobrych rękach? Sophie byłaby dużo spokojniejsza. Martwi się trochę o ciebie. Zwłaszcza, że nikt z nas nie wie z kim tak naprawdę masz do czynienia - w sekundę ogarnia mnie przerażenie. W żadnym wypadku nie mogłam do tego dopuścić. Wiedząc, że skończyłoby się to katastrofą, a Michael uciekł ode mnie, gdzie pieprz rośnie. Z opowieści Karoline wiedziałam już do czego Halvor jest zdolny w takich sytuacjach. Nie raz udało się mu skutecznie odstraszyć chłopaków, którzy byli nią zainteresowani. Wzbudzając w niej tym samym niemałą wściekłość.
- Ani mi się waż. Rolę nadopiekuńczego brata zostaw dla Karoline. Biedaczka ma z tobą naprawdę przechlapane.
- Zdecydowanie przesadza. Ja tylko chcę, aby była szczęśliwa i z kimś kto na nią zasługuje. Jak na razie nikogo takiego nie spotkała - stara się tłumaczyć.
- Poza tym moje spotkanie, to nie jest żadna randka. Nic mi nie będzie. Twoja więc już w tym głowa, aby odwrócić uwagę Sophie od niepotrzebnego zamartwiania o mnie - staram się go przekonać tak samo, jak moją przyjaciółkę chwilę wcześniej. Nerwowo spoglądając na zegarek. Byłam już spóźniona.
- Oczywiście, że to jest randka. Zapamiętaj, że jeśli facet zaprasza cię na spotkanie niespodziankę i to jeszcze wieczorem, to zawsze ma na myśli randkę. Dlatego bądź rozsądna i grzeczna - mruga do mnie sugestywnie. Wybuchając sekundę później głośnym śmiechem. Wprawiając mnie w niemałe zażenowanie. Nie miałam pojęcia, jak Sophie z nim wytrzymuje.
- To raczej wy bądźcie. Nie chciałabym za szybko zostać ciocią - nie pozostaję mu dłużna w tych niedorzecznych insynuacjach.
- Bez obaw. Jeszcze trochę sobie poczekasz na dostąpienie tego zaszczytu. Moja wspaniała narzeczona wszystko już nam ze szczegółami rozplanowała. Najpierw ślub, a dopiero potem cała reszta. Zresztą na razie chcemy się nacieszyć życiem tylko we dwoje - rozmarza się.
- Masz z nią zdecydowanie za dobrze - kręcę głową z udawaną dezaprobatą.
- Sam doskonale o tym wiem. Udanego wieczoru - Halvor żegna się w końcu ze mną. Na szczęście porzucając próbę poznania się i rozmowy z Michaelem.





Wychodzę w pośpiechu przed hotel, rozglądając się w poszukiwaniu mojego dzisiejszego towarzysza. Byłam zdziwiona, że nigdzie go nie dostrzegam. Było w końcu już kilka minut po wyznaczonym czasie naszego spotkania. Przez co, zaczynałam odczuwać lekkie zdenerwowanie.
Może Michael postanowił się jednak rozmyślić i nie ma zamiaru kontynuować naszej znajomości? Na samą myśl o tym odczuwam dziwny i niewytłumaczalny smutek.






Nieoczekiwanie dostrzegam jednak, jak w pośpiechu wychodzi z hotelu, co bardzo mnie zaskakuje. Nie miałam pojęcia w jakim celu się w nim znalazł. To było dosyć dziwne.
- Inge, już jesteś? Długo na mnie czekasz? - pyta nerwowo, podchodząc do mnie zmieszany. Nie rozumiałam jego zachowania. 
- Chwilkę. Dziwne, że nie spotkaliśmy się w środku. Bo chyba tam na mnie czekałeś, prawda? - wskazuję ręką na wnętrze hotelu. Było to w końcu jedyne sensowne wyjaśnienie jego pobytu w tym miejscu.
- Tak, oczywiście że czekałem na ciebie. Jest stanowczo za zimno, aby tutaj stać. Musiałem jednak skorzystać z toalety. Pewnie dlatego się minęliśmy - tłumaczy w pośpiechu. Patrząc przed siebie - Tak w ogóle to cieszę się, że cię widzę. Nie mogłem się już doczekać - uśmiecham się słysząc te słowa. Byłam zadowolona, że nie tylko ja wyczekiwałam tego spotkania.
- Mi też bardzo miło ponownie cię widzieć. Idziemy? Naprawdę jest dosyć chłodno - nie mogłam się już doczekać, aż poznam nasze docelowe miejsce, gdzie mieliśmy spędzić ten wieczór.
- Więc idziemy. Pani pozwoli? - oferuje mi swoje ramię za które ochoczo go obejmuję. Bardzo imponowały mi jego dobre maniery oraz szarmanckość, co było niestety dosyć niespotykane u większości znanych mi do tej pory mężczyzn.





Przemierzamy powoli ulice Seefeld, podążając w znane tylko Michaelowi miejsce. Pogrążeni w jak zawsze ciekawej dyskusji, która sprawia mi sporo radości. Zwłaszcza, że już dawno z nikim tak dobrze się nie rozumiałam. Była to naprawdę miłe doświadczenie, szczególnie po moich ostatnich kiepskich relacjach z płcią przeciwną.
- To tutaj. Mam nadzieję, że ci się spodoba i nie zawiodłem twoich oczekiwań - zatrzymujemy się przed sporej wielkości budynkiem. Którego szyld wywołuje u mnie spore podekscytowanie. Czegoś takiego bym się w życiu nie spodziewała.
- Kręgielnia? Naprawdę idziemy na kręgle? - próbuję się upewnić. Patrząc na niego z wyczekiwaniem. Nie mogąc się już doczekać, aż znajdujemy się we wnętrzu.
- Pomyślałem, że to będzie coś innego. Ostatnio wspominałaś, że nie lubisz tych wszystkich oklepanych wyjść do restauracji czy kina. Zawsze możemy jednak wybrać coś innego - Michael błędnie interpretuje mój entuzjazm.
- Oszalałeś? Lepiej chyba nie mogłeś wybrać. Kiedyś uwielbiałam grać w kręgle. Mogłam tak spędzać godzinami czas z przyjaciółmi. Chodźmy, szkoda marnować czasu - w przypływie emocji łapię go za dłoń, ciągnąć w stronę wejścia. Dopiero po chwili orientując się, że było to niezbyt stosowne. - Przepraszam, trochę mnie poniosło - chcę puścić jego rękę, ale mi na to nie pozwala.
- Nic nie szkodzi - uśmiecha się w odpowiedzi. Jeszcze mocniej je ze sobą splatając. Wywołując tym samym we mnie bardzo przyjemne odczucia. 






Po zajęciu przez nas odpowiedniego toru, zamówieniu sobie coś do picia i dobraniu odpowiedniego obuwia. Nie mogę się wprost doczekać, aż zaczniemy grę. Cieszyłam się na to niczym mała dziewczynka, ale nic nie mogłam na to poradzić. Zbyt wielką frajdę mi to sprawiało. 
- Może urządzimy sobie mały pojedynek? Ten kto wygra będzie miał przysługę u tego drugiego. Co ty na to? - proponuje, bacznie mi się przyglądając. Wyraźnie tak samo, jak ja uwielbiał rywalizację i gdy nadarzała się do jakiejś okazja. Nie mógł sobie odpuścić.
- Nie wiesz na co się piszesz, ale wchodzę w to. Przygotuj się więc na bardzo bolesną porażkę - mówię z pewnością i jawnym wyzwaniem w oczach.
- To ty się na nią przygotuj, moja droga. Zapomniałem wspomnieć, że jestem mistrzem w tej grze - Michael wydawał się być przekonany o swojej wygranej, co jeszcze mocniej motywowało mnie do zwycięstwa. Za nic nie mogłam pozwolić mu wygrać.
- Zamiast się przechwalać, lepiej zacznij grę - odsuwam się na bok. Z ciekawością przyglądając jego następnym poczynaniom, a zwłaszcza jak pierwsza kula idealnie zbija wszystkie kręgle. Co Michael kwituje jedynie cwanym uśmiechem. Musiałam przyznać, że faktycznie był w tym dobry, ale ja miałam zamiar mu udowodnić, że wcale nie jestem gorsza.





Następne minuty upływają nam więc na niezwykle wyrównanej i zaciętej grze. Żadne z nas nie chciało się poddać i okazać tym gorszym. Przez co, każdy następny rzut wykonywaliśmy z jeszcze większą precyzją i dokładnością.
Było tak przynajmniej do tego decydującego z mojej strony. Brakowało mi czterech zbitych kręgli do wygranej, którą miałam na wyciągnięcie ręki, ku niedowierzaniu mojego przeciwnika. Z tego też powodu postanowił bardzo poważnie mnie zdeprymować. Posuwając się do bardzo nieczystego zagrania. 






- Faktycznie trudna z ciebie przeciwniczka. Mówiłem już jednak, że bardzo do twarzy ci w tym sweterku. Wyglądasz w nim naprawdę pięknie - ostatnie słowa Michel szepcze mi do ucha. Opierając swoje dłonie na moich biodrach, przez co wstrzymuję oddech, a serce szaleńczo przyśpiesza swoje bicie. Zupełnie wytrącając mnie tym samym ze stanu skupienia. Doskonale wiedziałam, że zrobił to specjalnie. Dzięki czemu osiągnął zamierzony sobie cel, gdyż kompletnie chybiłam. Zbijając wyłącznie dwa kręgle.
- Wygrałem! Udało mi się - chłopak szaleje z radości. Nic sobie nie robiąc ze swojego podstępu. 
- To było bardzo nie fair i się nie liczy. Celowo mnie zdeprymowałeś. Nie bawię się tak - protestuję. Nie mając zamiaru uznać jego wygranej. 
- Mogłaś zrobić to samo. Nie ustaliliśmy przecież zakazu utrudniania przeciwnikowi gry. Zresztą ja nic takiego nie zrobiłem. Powiedziałem tylko prawdę - rozkłada ręce, udając niewiniątko. - Wisisz mi więc przysługę – na mojej twarzy pojawia się spory grymas niezadowolenia. 
- Jeszcze się kiedyś za to zemszczę, przekonasz się - ostrzegam go. Udając obrażoną na jego osobę, co wyjątkowo marnie mi wychodzi. Wystarczyło, że spojrzałam na jego pogodną twarz, a wszystko inne przestawało się liczyć. To było dla mnie bardzo niepokojące. 





- Stefan przy tobie to kompletny amator. Z nim mógłbym wygrać nawet z zamkniętymi oczami - po drodze do naszej ulubionej kawiarni, gdzie zgodnie ustaliliśmy, że chcemy spędzić resztę wieczoru. Słyszę dość ciekawą informację, która wzbudza we mnie rozbawienie.
- Stefan? To jakiś twój dobry znajomy? Wiesz, że na jednego już dzisiaj wpadłam, a co najlepsze on też ma przyjaciela Michaela. To chyba u was bardzo popularne imiona - w ciągu ostatnich dni. Nieustannie napotykałam na dziwne zbiegi okoliczności. Widocznie w tym kraju było to coś normalnego. 
- Wygląda na to, że tak. W końcu nie tylko mój przyjaciel, ale także brat ma tak na imię. Moje też jest zresztą dosyć pospolite - odpowiada zmieszany. Z niezrozumiałego dla mnie po raz kolejny powodu. Nie potrafiłam zrozumieć nagłych i dziwnych zmian nastroju Michaela w niektórych sytuacjach. To nie miało żadnego logicznego wytłumaczenia. Nie zastanawiam się jednak nad tym zbyt długo, gdyż z niezwykłą uwagą przesłuchuję się opowieści o jego rodzinie. To był pierwszy raz, gdy powiedział mi coś więcej o swoim życiu rodzinnym. Do tej pory był w tej kwestii bardzo tajemniczy. Oznaczało to, że zaczynał mi coraz bardziej ufać. Co było niezwykle miłą dla mnie wiadomością.





Docierając do kawiarni. Z dużym zadowoleniem zauważamy, że nasz ulubiony stolik jest wolny. Bez żadnego więc zastanowienia podążamy w jego kierunku. 
- Cieszę się, że odkryłam to miejsce. Ma w sobie jakiś niepowtarzalny urok - zdradzam mu swoje odczucia. Podczas oczekiwania na nasze zamówienie.
- Też tak uważam. Największą zaletą tego miejsca jest chyba jednak mimo wszystko to, że poznałem w nim ciebie. To najlepsze, co mi się ostatnio przytrafiło - mówiąc to patrzy wprost w moje oczy. Ze wszystkich sił staram się nie zarumienić. Co odnosi marny skutek. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Przy Michaelu zupełnie nie potrafiłam kontrolować swoich reakcji. Wcześniej to nigdy nie miało miejsca. Mogłam być w kimś na zabój zakochana, a mimo wszystko bez żadnego wysiłku potrafiłam ukryć swoje odczucia czy grać obojętną. Teraz mogłam o tym wyłącznie pomarzyć. 
- Daj spokój. Nie jestem przecież kimś wyjątkowym - mówię zgodnie z prawdą. Niczym się w końcu nie różniłam od tysiąca innych dziewczyn.
- Może dla mnie właśnie jesteś? - to pytanie, jeszcze przez długie minuty rozbrzmiewa w mojej głowie. Wywołując prawdziwą burzę emocji wewnątrz mnie.






Wyjątkowo późnym wieczorem, gdy nieubłaganie nadchodzi czas naszego rozstania. Stajemy przed hotelem pod który Michael uparł się mnie odprowadzić. Nie przyjmując do siebie żadnych sprzeciwów. Wpatrujemy się w siebie w milczeniu z zamiarem pożegnania, które wywoływało we mnie spory opór. Najchętniej w ogóle bym się z nim nie rozstawała.
- Dziękuję za ten wieczór. Naprawdę świetnie się bawiłam. Dawno już tak miło nie spędziłam z nikim czasu - odzywam się jako pierwsza.
- Więc to oznacza, że mogę liczyć na nasze powtórne spotkanie? - widziałam, że bardzo mu na tym zależało. Choćby chciała nie potrafiłabym mu dlatego odmówić.
- To chyba oczywiste. Kiedy tylko będziesz chciał. Ja się dostosuję - to w końcu ja byłam na urlopie. Jego wciąż ograniczała praca, której nie mógł przeze mnie zaniedbywać w żadnym wypadku.
- Co więc powiesz na jutro? - kiwam z aprobatą głową. Chciałam spędzić z nim, jak najwięcej czasu. Doskonale wiedząc, że za kilkanaście dni będę musiała wrócić do domu, a on tu zostanie. Co będzie oznaczało prawdopodobnie koniec naszej znajomości. Nie miałam jednak zamiaru dopuszczać do siebie tej myśli w najbliższych dniach. 
- Twoja przyjaciółka na pewno nie będzie miała ci za złe, że spędzasz ze mną tyle czasu zamiast z nią? - chce się upewnić. 
- Sophie? Na pewno nie. To najbardziej wyrozumiała osoba jaką znam. Poza tym poza mną ma jej kto dotrzymywać towarzystwa. O to nie musisz się martwić. Powinniście się zresztą poznać. Najlepiej z nią i jej narzeczonym. Może właśnie jutro? Strasznie są ciebie ciekawi - proponuję. Chcąc poznać opinię dziewczyny na temat Michaela. Znała się na ludziach dużo lepiej ode mnie. 
- Z przyjemnością, ale przypomniałem sobie, że jutro muszę zostać dłużej w pracy. W zastępstwie za kolegę. Przepraszam. Przełożymy to? - czuję delikatne poczucie rozczarowania.
- Jasne, nic się nie stało. Praca to praca. Nie będę cię też dłużej zatrzymywać. Widzę, że jesteś zmęczony. Zadzwonisz chociaż jutro, jak skończysz? - pytam z nadzieją, doskonale wiedząc, że powinnam się ugryźć w język. To był w końcu tylko mój znajomy. Nie miał więc obowiązku robić takich rzeczy.
- Obiecuję. Dobranoc, Inge - nieoczekiwanie zbliża się do mnie. Całując lekko w policzek.
- Dobranoc i udanego jutrzejszego dnia w pracy - wciąż oszołomiona tym czułym gestem z jego strony. Żegnam się z nim. Wchodząc do ciepłego wnętrza hotelu. Nie mogąc pozbyć się dziwnego wrażenia, że to wszystko jest zbyt idealne. Michael był zbyt idealny. Choć może byłam po prostu, zbyt przewrażliwiona przez swoje fatalne doświadczenia z przeszłości? Chciałam w to wierzyć i mieć nadzieję, że tym razem przynajmniej on jest ze mną zupełnie szczery i niczego nie ukrywa czy udaje. W innym przypadku poczułabym olbrzymi zawód i do reszty zwątpiła w ludzi. 





Zamykam cicho drzwi od pokoju ze względu na wyjątkowo późną porę. Licząc mimo wszystko, że Sophie jeszcze nie śpi.
Chciałam opowiedzieć jej o dzisiejszym wieczorze i zwierzyć z pojawiających się od czasu do czasu dręczących wątpliwości. Wiedząc, że będzie starała się mi doradzić najlepiej, jak tylko potrafi. Zależało jej w końcu na moim szczęściu, co już niejednokrotnie udowodniła.
Wchodząc jednak w głąb pokoju zastaję bardzo uroczy widok, który wywołuje u mnie szczery uśmiech i przekłada od razu moje plany na jutrzejszy dzień.
Sophie spała w najlepsze wtulona w Halvora, który również był pogrążony we śnie. Nie miałam więc zwyczajnie serca ich budzić, choć powinnam. Zdawałam sobie w końcu świetnie sprawę z warunku, że każdy z norweskich zawodników nocuje u siebie w pokoju. Można było jednak ten jeden raz zrobić wyjątek. Im się to zwyczajnie należało.
Patrząc na tą nie widzącą poza sobą świata dwójkę. Marzyłam, aby przeżyć coś podobnego. Powoli docierało do mnie też, że zaczynałam chcieć doświadczyć tego z jedną konkretną osobą, która stawała się dla mnie w zastraszającym tempie, coraz ważniejsza.
Chciałam tego, mimo że wydawało się być to czymś nierealnym i wprost nie mającego szansy się zrealizować. Jednak ja niemal od zawsze pragnęłam czegoś niemożliwego.


niedziela, 6 stycznia 2019

Rozdział 2







10.02.2019




Z poczuciem sporej ulgi, zamykam drzwi od pokoju. Opierając się następnie o ich wewnętrzną stronę, zaczerpując przy tym głębszego oddechu.
Byłem zadowolony, że udało mi się dotrzeć tutaj niezauważonym. Po tych licznych unikach i rozglądaniu się na wszystkie możliwe strony. Modląc, aby przypadkiem nie natknąć się na poznaną przed kilkoma godzinami dziewczynę, która ku mojemu ogromnemu niedowierzaniu zamieszkiwała w tym samym hotelu, co cała nasza drużyna. Wzbudzając we mnie tym faktem niemały szok.
Nie mogłem wprost uwierzyć w swojego ogromnego pecha. Przecież prawdopodobieństwo czegoś takiego graniczyło niemal z zerem. 
Doskonale wiedziałem, że ten problematyczny zbieg okoliczności mógł mi narobić niemało problemów. Skutecznie pozbawiając możliwości na bliższe poznanie tej urodziwej Norweżki z przepięknym uśmiechem, która była dla mnie chodzącą zagadką, o której sam już nie wiedziałem, co powinienem myśleć. Oprócz tego, że już dawno z nikim nie spędzało mi się tak dobrze czasu, jak z jej osobą.
Niemal od samego początku, pojawiła się między nami zaskakująca nić porozumienia. Wystarczyło kilka minut niezobowiązującej rozmowy, abym zaznał wrażenia, że znam ją od wielu długich lat.
To nasze niespodziewane spotkanie było jedną z najlepszych rzeczy, jakie przydarzyły mi się w ostatnim czasie. Przez co, miałem nieodpartą ochotę na znaczne poszerzenie naszych kontaktów i przekonanie się do czego nas to ostatecznie doprowadzi.
Mimo świadomości, że od samego początku nie miało to większego sensu i było skazane na porażkę. Pokusa była jednak silniejsza od zdrowego rozsądku. Dlatego też nie miałem zamiaru odpuścić i zapomnieć o Inge. Choć byłoby to najlepsze wyjście dla naszej dwójki. Zwłaszcza, że od samego początku nie byłem z nią szczery, co na pewno nie było dobrą podstawą do rozpoczęcia jakiejkolwiek znajomości.





- W końcu raczyłeś się zjawić. Miałeś iść tylko się przewietrzyć, a nie było cię kilka godzin. Bylibyśmy już przynajmniej po połowie sezonu, a tak nie zobaczyłem nawet pierwszego odcinka, bo czekałem na ciebie. Wielkie dzięki - mój współlokator, a zarazem najlepszy przyjaciel, wskazuje z niezadowoleniem na ekran swojego laptopa na którym mieliśmy wspólnie oglądać nasz ulubiony serial. Nie znajdując innego sposobu na spędzenie czasu, podczas tego wolnego wieczoru.
- Przełóżmy to na jutro. Zupełnie o tym zapomniałem - kładę się na łóżku. Uśmiechając sam do siebie na wspomnienie ładnej blondynki i jej uroczego zawstydzenia, gdy niechcący na mnie wpadła. Jeszcze nie spotkałem żadnej dziewczyny, która rumieniłaby się w tak słodki i ujmujący dla mnie sposób.
- Więc co było takie interesujące, że zapomniałeś o bożym świecie? - Stefan nie odpuszcza, stając nade mną i przyglądając z nieukrywaną ciekawością. Jak zawsze musiał wszystko wiedzieć. - W dodatku szczerzysz się sam do siebie, jak jakiś nienormalny. Całkowicie ci odbiło? - wybucha głośnym śmiechem, gdy gromię go morderczym wzrokiem.
- Sam jesteś nienormalny - rzucam w niego poduszką. Zastanawiając, czy opowiedzieć mu o Inge. Do tej pory nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic. Był jedną z nielicznych osób, którym bezgranicznie ufałem.
- Dobra, koniec tego. Mów lepiej, gdzie byłeś. Jesteś w zadziwiająco dobrym humorze. Dawno cię już takiego nie widziałem - ostatnio nie miałem, zbyt wielu powodów do radości. Życie prywatne praktycznie nie istniało, a moja forma, wciąż była daleka od ideału. W dodatku presja o uzyskanie, jak najlepszego rezultatu na mistrzostwach rozgrywanych w ojczyźnie, zaczynała mnie stopniowo przytłaczać. Bałem się, że zawiodę wszystkich, którzy pokładali we mnie nadzieję, a przede wszystkim, że znowu zawiodę siebie. Uzyskując kolejny rozczarowujący wynik, jakich w tym sezonie w moim wykonaniu nie brakowało.
- Chciałem napić się porządnej kawy. Ta serwowana tutaj jest okropna. Dlatego wybrałem się do tej kawiarni, co zawsze. Dzięki czemu poznałem przypadkiem pewną dziewczynę - opowiadam mu o świetnie spędzonym czasie w towarzystwie Inge oraz o swoich kilku w założeniu niewinnych kłamstewkach, które jednak mogą bardzo skomplikować moje dalsze relacje z dziewczyną i to już bardzo niedługo.






- Co zrobiłeś? Powiedziałeś jej, że jesteś barmanem? Michi, przecież ty nie masz o tym żadnego pojęcia - znowu wybucha śmiechem. Nie mogąc się opanować. Rozbawiony do granic możliwości moimi nieprzemyślanymi do końca słowami.
- Zaskoczyła mnie tym pytaniem, więc improwizowałem. Nic innego nie przyszło mi wtedy do głowy. Co miałem zrobić? - tłumaczę mu, kiedy nareszcie się uspokaja. Zaczynając odczuwać spore zażenowanie. To chyba rzeczywiście nie był najlepszy pomysł.
- Może powiedzieć po prostu prawdę? Przecież to i tak się w końcu wyda. Skoro przyjechała tutaj na Mistrzostwa Świata to logiczne, że prędzej czy później odkryje czym tak naprawdę się zajmujesz. Myślisz, że będzie zadowolona, gdy dowie się, że ją okłamałeś? - Stefan jedynie potwierdza moje obawy, że Inge może po tym wszystkim nie chcieć mieć ze mną nic wspólnego. Na odkręcenie tego było jednak za późno. Nie mogłem cofnąć czasu, a przyznanie się do wszystkiego w tym momencie, prowadziłoby jedynie nieuchronnie do końca naszej znajomości.





- Chciałem jedynie, aby ktoś w końcu poznał prawdziwego mnie. Nie skoczka narciarskiego, a po prostu Michaela. Który ma do zaoferowania coś więcej niż opowieści o zawodach, treningach, czy kolejnych odwiedzonych miastach i skoczniach. Chciałem poczuć się, choć przez chwilę zwyczajnie. Nie przewidziałem tylko, że mieszka w tym samym hotelu, co my - od dawna szukałem kogoś takiego, jak Inge. Kogoś, kogo zainteresuje moja osobowość, a nie osiągnięte sukcesy czy zarobione pieniądze.
- Co takiego? Przecież to wprost niemożliwe. Sam dobrze wiesz, że od dawna już było ustalone, że postronne osoby nie będą miały możliwości zatrzymania się tutaj na czas mistrzostw, aby nie zakłócać naszego spokoju i prywatności. Umożliwiając tym samym skupienie się tylko na zawodach. Albo więc miała farta stulecia, albo ma znajomości w norweskiej drużynie czy też sztabie. Musi być z kimś od nich blisko, a to oznacza, że jednak świetnie orientuje się w naszym świecie i prawdopodobnie od samego początku cię poznała. Okłamując ciebie tak samo, jak ty ją - sam także o tym nieustannie myślałem. Nie potrafiąc znaleźć logicznego wytłumaczenia dla znalezienia się jej w tym samym hotelu. - Jakby tego było mało, wpadła akurat na ciebie. Mimo panującego w kawiarni tłoku. Coś za dużo tych przypadków, jak na jeden raz. To wszystko jest bardzo dziwne - Stefan uświadamia mi istotne kwestie, których nie brałem do tej pory pod uwagę. Wzbudzając tym samym we mnie tylko kolejne wątpliwości.
- Myślisz, że tak samo mnie okłamywała i grała w tę zaczętą przeze mnie grę? Tylko, po co miałaby to robić? - zastanawiam się. Wątpiłem, aby mogła posiadać w tym jakiś większy cel.
- Nie wiem. Dla zabawy? Bo ktoś jej kazał? Nie mam pojęcia, jednak radziłbym ci uważać i się w to dalej nie angażować - radzi. Wyraźnie sceptycznie nastawiony do mojej nowej znajomości.
- Ale ona wyglądała na naprawdę szczerą, gdy opowiadała o powodzie dla którego się tutaj znalazła. Podobno dotrzymuje jedynie towarzystwa przyjaciółce. W zastępstwie za kogoś innego - odtwarzam w głowie jej słowa. Starając się doszukać w nich jakichś nieścisłości. Wszystko układało się jednak w logiczną i spójną całość.
- Michael, proszę cię. Znasz ją od kilku godzin. Praktycznie nic o niej nie wiesz. Nie możesz dlatego przewidzieć, kiedy ktoś taki mówi prawdę, a kiedy nie. Nikt nie potrafiłby tego stwierdzić po tak krótkim czasie - stara się mnie przekonać. - Ciekawe, kim jest ta jej cała przyjaciółka i czy w ogóle istnieje. Najlepiej będzie, jak po prostu wszystko sobie z nią wyjaśnisz. Obydwoje musicie być w pełni ze sobą szczerzy. W innym przypadku nie ma sensu dalej brnąć w tę znajomość. Kolejne rozczarowania nie są ci do niczego potrzebne - wiedziałem, że Stefan ma rację. Ale nie mogłem być teraz całkowicie szczery z Inge. Nie po tych wszystkich kłamstwach, które dziś ode mnie usłyszała. Byłem przekonany, że nie chciałaby mnie znać po poznaniu całej prawdy. Uważając, że jedynie z niej zakpiłem.
Najpierw musieliśmy się lepiej poznać. Dopiero wtedy mogłem, przynajmniej spróbować na spokojnie wszystko wyjaśnić i liczyć na zrozumienie z jej strony. Chyba, że i ona od początku mnie okłamywała. Miałem zupełny mętlik w głowie. A rozmowa z przyjacielem wyłącznie go pogłębiła.






- Stefan, muszę się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Dlatego na razie będę robić wszystko, aby się na nią tutaj nie natknąć. A ty mi w tym pomożesz – postanawiam. Uważając to za najlepsze i najbezpieczniejsze wyjście.
- Jak niby chcesz to zrobić? Zamkniesz się tutaj i nie będziesz wychodził? Co z posiłkami? Treningami? I wszystkim innym? - dopytuje, będąc pesymistycznie nastawionym do tego pomysłu. Zakładając z góry jego fiasko.
- Nic. Będę robił wszystko tak, jak dotychczas. Wyłącznie będziemy bardzo uważać. To duży hotel. W dodatku mieszka w nim teraz masa osób. Wtopimy się w tłum i po sprawie. Od teraz więc masz oczy dokoła głowy, jasne? - patrzę na Krafta z prośbą wypisaną na twarzy, licząc na to, że się zgodzi. Bez niego w życiu mi się nie uda.
- To jakieś szaleństwo. Nie ma mowy, aby się udało. Z tego nie wyniknie nic dobrego, zobaczysz - kręci z dezaprobatą głową. Będąc zdecydowanie przeciwny temu, co wymyśliłem. Jednakże wnioskując po jego wyrazie twarzy przeczuwałem, że nie odmówi mi pomocy. Był wspaniałym przyjacielem, na którego zawsze mogłem liczyć.
- Mam nadzieję, że w tym przypadku akurat się mylisz.





11.02.2019




- Wstawaj. Za dziesięć minut zaczną wydawać śniadanie - wczesnym porankiem, potrząsam za ramię nieprzytomnego Stefana. Który, ani myślał się obudzić.
- I co z tego? Za dwie godziny też będą. Daj mi spać - przekręca się na drugi bok. Nic sobie nie robiąc z moich ponagleń.
- Coś mi wczoraj obiecałeś, zapomniałeś już? Teraz ryzyko jest niewielkie, że spotkamy Inge w restauracji – przypominam. Zabierając mu kołdrę, narażając się tym samym na jego zabójcze spojrzenie. Od zawsze nie znosił wcześnie wstawać.
- Wisisz mi ogromną przysługę. Oby ta dziewczyna naprawdę była warta mojego poświęcenia - podnosi się w końcu zaspany ze swojego łóżka. Z niechęcią udając do łazienki.





Rozglądam się z ogromną uwagą po niemal pustej restauracyjnej sali. Zajmując jeden z najmniej widocznych stolików, usytuowany w rogu. Wciskając się dodatkowo w kąt przy ścianie.
- Gdy tylko zobaczysz jakąś nieznaną ci blondynkę od razu mi mów - instruuję na wszelki wypadek Stefana, siedzącego przodem do restauracyjnego wejścia.
- Powtarzasz to chyba z piąty raz. Uspokój się trochę. Nikt nie jest, aż tak zdesperowany jak my, aby przychodzić tu tak wcześnie. Większość na pewno jeszcze smacznie śpi. Widzisz, jak wszyscy dziwnie na nas patrzą? Zapewne uważają nas za nienormalnych - spoglądam na kilku pracowników krzątających się po sali. Przygotowujących się do kolejnego dnia pracy. Nie zauważając niczego nadzwyczajnego w ich zachowaniu.
- Jak zwykle masz za duże skłonności do dramatyzowania - śmieję się. Zabierając za jedzenie.
Przy okazji zastanawiając, jak dotrzeć do Inge i poprosić ją o kolejne spotkanie. Przez swoje wczorajsze zmieszanie, nie wziąłem od niej nawet numeru telefonu.





Podczas następnych minut, stopniowo zaczynam się rozluźniać. Rozmawiając na błahe tematy z przyjacielem. Nawet coraz większy ruch w restauracji, nie wywołuje we mnie większej nerwowości. Czułem, że mamy wszystko pod kontrolą i mojemu planowi nic nie zagraża. Przynajmniej do momentu, gdy do naszego stolika dosiada się Clemens. Zasłaniając tym samym Stefanowi cały widok.
- Co was tu dziś tak wcześnie przygnało? Niemal zawsze byliście ostatni na śniadaniu. Do rannych ptaszków to raczej nie należycie - zastanawia się zdziwiony.
- Ty raczej też się do nich nie zaliczasz - odpowiadam wymijająco. Nie mając zamiaru go w nic na razie wtajemniczać. Im mniej osób wiedziało o wszystkim tym lepiej.
- Jakoś nie mogłem spać. Wasze łóżka też są takie niewygodne? - na szczęście odpuszcza. Zmieniając temat na inny. Ja jednak nie potrafię czynnie brać udziału w tej rozmowie. Spoglądając, co chwilę nerwowo na zegarek, który pokazywał coraz późniejszą godzinę.






Gdy cała nasza trójka, opuszcza w końcu restaurację. Staram się, jak najszybciej przedostać do holu, gdzie znajdowały się windy. Chcąc znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Nie narażając na przypadkowe spotkanie, które zniweczyłoby wszystko.
- Cholera, to ona - zaczynam panikować. Gdy zauważam z daleka Inge w towarzystwie jakiejś nieznanej mi dziewczyny. Nie wiele więc myśląc, skręcam w boczny korytarz pociągając za sobą towarzyszącą mi dwójkę. Mając ogromną nadzieję, że nas nie zauważą.
- Co wy najlepszego wyprawiacie? Ktoś mi wyjaśni o co tu w ogóle chodzi? - słyszę pytanie zupełnie zdezorientowanego Clemensa. Żądającego natychmiastowych wyjaśnień.
- To długa i dość skomplikowana historia. Na pewno nie na teraz - odpowiadam niemal szeptem, uciszając go. Patrząc równocześnie na przechodzącą dwójkę dziewczyn. Były do reszty pogrążone w prowadzonej przez siebie rozmowie. Nie zwracały dzięki temu większej uwagi na otoczenie.
- Faktycznie miałeś rację, jest bardzo ładna. Tak samo zresztą, jak jej koleżanka. Może nas sobie przedstawicie? Moglibyśmy spędzać czas we czwórkę - Stefan nie potrafi opanować swojej ciekawości i wygląda zza ściany. Wpatrując się w coraz bardziej oddalające sylwetki dwóch dziewczyn.






- Dla własnego dobra, lepiej wypluj te słowa i nawet więcej nie patrz w stronę tej brunetki - słyszę niespodziewane ostrzeżenie Clemensa wypowiedziane w kierunku Stefana, z którego obydwaj nic nie rozumiemy. Wyglądało na to, że Aigner posiadał skądś wiedzę, która mogła mi bardzo pomóc.
- Niby dlaczego? Nie mów tylko, że tobie też wpadła w oko. Ja zobaczyłem ją pierwszy - Stefan nie odpuszcza, dopytując o interesujące go szczegóły.
- W żadnym wypadku nie jestem nią zainteresowany, głupku. Nie jestem samobójcą. Ta dziewczyna to Sophie. Narzeczona Halvora - tłumaczy pokrótce. Wzbudzając w nas obu niemałe zdziwienie. W życiu bym się nie spodziewał czegoś takiego usłyszeć.




- Tego Halvora? - chcę się upewnić. W głębi siebie pragnąc, aby jednak okazało się to jakąś pomyłką. W innym razie prawda wyjdzie na jaw lada moment.
- A znasz innego? - patrzy na mnie z politowaniem. Pozbawiając złudzeń.
- To on w ogóle ma narzeczoną? Jakim cudem? - Stefan zasypuje go pytaniami. Ogromnie zaskoczony.
- Może zapytajcie o to jego? Zapewne chętnie udzieli wam wszystkich odpowiedzi. W każdym bądź razie, wybij ją sobie z głowy, Kraft. Chyba, że życie ci niemiłe - w tej kwestii w pełni zgadzałem się z Clemensem. Nie potrzebne nam były problemy, a już na pewno nie teraz. Przed najważniejszym momentem trwającego sezonu.





- A co z tą drugą dziewczyną? Wiesz o niej coś więcej? - miałem nadzieję, że i na temat Inge ma jakieś informacje. W końcu był z nas wszystkich najlepiej poinformowany.
- Niestety, ale pierwszy raz ją widzę. Raczej nie jest od nikogo z rodziny. To pewnie jakaś znajoma Sophie - przypuszcza. Miało to zresztą sens. W końcu Inge sama powiedziała, że spędza tutaj czas z przyjaciółką. Nie wiedziałem tylko, jakim cudem nie miała pojęcia o skokach, skoro przebywała w bliskim otoczeniu związanych z nimi osób. Im więcej o niej wiedziałem tym zadziwiała mnie jeszcze bardziej.
- Michi, wygląda na to, że wszedłeś na niezłe pole minowe. Jeden niewłaściwy ruch i będziesz miał na głowie całą bandę Norwegów. Lepiej się zastanów, czy ta znajomość jest tego warta - mimo że Stefan mówi to z wyraźnym rozbawieniem. Wiedziałem, że kryła się za tym dobra rada. Świadomie pakowałem się w spore kłopoty. Jednak pokusa spędzania czasu z Inge była silniejsza.





💟💟💟



11.02.2019



Wyglądam przez okno kawiarni, przypatrując się z osobna każdej przechodzącej osobie z niezwykłą uwagą i nadzieją, że któraś z nich okaże się Michaelem. Raz po raz boleśnie się rozczarowując.
Od samego rana szukałam go w każdym tłumie, czy mijanym przeze mnie chłopaku. Na razie bezskutecznie.
Mimo wszystkich swoich obietnic, nie potrafiłam zapomnieć o naszym wczorajszym spotkaniu. Nieustannie odtwarzając w głowie jego przebieg. To jak miło upływał mi czas w jego towarzystwie na zwykłej rozmowie bez żadnych podtekstów czy dwuznacznych gestów. Jakich często doświadczałam podczas spotkań z innymi mężczyznami.
Chciałam bliżej poznać tego Austriaka i zdecydowanie rozwinąć naszą znajomość. Spędzać z nim czas i stopniowo odkrywać, jak wiele mamy ze sobą wspólnego. Nawet jeśli miałaby to wszystko trwać jedynie na czas mojego pobytu w Austrii. Miałam zamiar potraktować to jako dobrą przygodę i nie zastanawiać nad tym, co będzie potem.
Jednak z każdą następną minutą traciłam nadzieję, że w ogóle jeszcze kiedykolwiek się spotkamy. W końcu nie miałam żadnego punktu zaczepienia w poszukiwaniach. Nie wiele wiedziałam o Michaelu, a te szczątkowe informacje były zupełnie niewystarczające. Nie znałam choćby jego nazwiska. Równocześnie nie byłam na tyle zdesperowana, aby odwiedzić każdy hotel w Seefeld i sprawdzić, w którym z nich jest pracownikiem.





- Ziemia do Inge. Pytałam, czy wracamy? - Sophie macha mi przed oczami. Śmiejąc się z mojego zamyślenia. Od samego rana zwiedzałyśmy miasteczko, chcąc zrobić to jeszcze przed rozpoczęciem pierwszych treningów na skoczni w Innsbrucku. Na których nie miałam najmniejszej ochoty się pojawić. Byłam jednak pewna, że Sophie mi nie odpuści.
- Możemy, jeszcze trochę tu posiedzieć? - celowo opóźniałam opuszczenie tego miejsca. Licząc, że Michael postanowi jednak odwiedzić dziś kawiarnię. Sam wczoraj przyznał, że jest jego ulubioną.
- Jasne. W takim razie pójdę zamówię nam jeszcze po kawie. Niedługo wracam - wstaje od zajmowanego przez nas stolika. Natomiast ja wracam do wpatrywania się w okno. Wiedząc, że i tak nie ma to większego sensu.
Przez swoje zapominalstwo i roztargnienie być może przegapiłam szansę na świetną znajomość. Mogłam w końcu poprosić go wczoraj o jakiś kontakt.





- Miałem ogromną nadzieję, że cię tu spotkam - słyszę zza pleców znajomy głos. Odwracam się za siebie. Natrafiając spojrzeniem na uśmiechniętego Michaela. Choć bardzo się staram nie potrafię powstrzymać radości na jego widok. To zdecydowanie nie było normalne. 
- To tak samo, jak ja ciebie. Miło cię widzieć. Może usiądziesz, zapraszam - uśmiecham się w jego kierunku - przy okazji poznasz moją przyjaciółkę. Gdzieś tu powinna być - rozglądam się po kawiarni w poszukiwaniu Sophie, ale nigdzie jej nie dostrzegam.
- Bardzo bym chciał, ale nie mogę. Innym razem. Właściwie wpadłem tu tylko na chwilę. Zaraz zaczynam pracę - czuję spore rozczarowanie słysząc to.
- Rozumiem. Nic nie szkodzi - pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć. Z czego zdawałam sobie świetnie sprawę. Nie mógł specjalnie dla mnie rzucić wszystkich swoich obowiązków. 
- Wybacz mi moje wczorajsze roztargnienie i zostawienie ci bez słowa. Pozwól, że teraz naprawię ten błąd. Dasz mi swój numer? - nachyla się nade mną. Przez co, nieświadomie wstrzymuję oddech.
- Jasne. Nie ma problemu - bez żadnego wahania. Podaję mu kilka świetnie znanych mi cyfr, które skrzętnie zapisuje w swoim telefonie.
- Dziękuję. Mam jeszcze jedno pytanie. Spotkasz się ze mną dziś wieczorem? - patrzy na mnie z wyczekiwaniem. Oczekując odpowiedzi. Gdybym nawet chciała, nie potrafiłabym mu odmówić. 
- Z miłą chęcią - miałam ochotę wprost skakać ze szczęścia. Dawno już nie byłam tak podekscytowana. - Zdradzisz mi, gdzie się wybierzemy? - chciałam się czegoś dowiedzieć.
- To tajemnica. Liczę jednak, że ci się spodoba - przez kilka sekund wpatrujemy się w siebie bez słowa. Przeprawiając mnie tym samym o spore uderzenia gorąca.
- To się jeszcze okaże - odpowiadam w końcu. Pierwsza odwracając wzrok.
- Muszę uciekać. Do zobaczenia wieczorem. Zadzwonię jeszcze, aby ustalić szczegóły - nie daje mi nawet dojść do słowa, gdy w pośpiechu rusza w kierunku wyjścia. Zrobił to tak szybko, jakby ktoś go gonił.





- Skąd nagle u ciebie tak dobry humor? - kilkanaście sekund po wyjściu Michaela. Sophie pojawia się z dwoma filiżankami kawy. Od razu zauważając znaczną poprawę mojego nastroju.
- Widziałam się z moim nowym tajemniczym znajomym - rozmarzam się. Podpierając głowę na ręce.
- Jak to? Gdzie? Kiedy? - rozgląda się na boki. Zapewne w poszukiwaniu chłopaka.
- Przed chwilą. Pojawił się właściwie znikąd i poprosił o mój numer - streszczam jej przebieg naszego wyjątkowo krótkiego spotkania.
- Nie wierzę, że wybrał sobie moment, kiedy akurat zadzwoniła Therese. Chciałabym go w końcu zobaczyć i ocenić, czy w ogóle jest ciebie wart. Nie chcę, abyś znowu się rozczarowała - spogląda na mnie z cieniem zmartwienia na twarzy.
- Nie rozczaruję, bo nie mam zamiaru się w nic angażować. Po prostu miło spędza mi się z nim czas, ale to wszystko. To czysto koleżeńskie spotkania. Żadne randki - już wczoraj postanowiłam sobie, że zachowam między nami dystans. Nie dopuszczając, aby nasze relacje wkroczyły poza zwykłą znajomość. To nie miało najmniejszego sensu. 
- To na kiedy się umówiliście? - próbuje się dowiedzieć. Wyraźnie zaciekawiona.
- Na dziś wieczór - dopiero w momencie wypowiadania tych słów, przypominam sobie, że miałyśmy już plany na ten czas. - Cholera, zupełnie zapomniałam, że miałyśmy dziś przejrzeć te katalogi z sukniami ślubnymi. Trudno, odwołam to wyjście, gdy zadzwoni - pomoc Sophie była dla mnie ważniejsza od własnych zachcianek. W końcu zaplanowany na czerwiec ślub zbliżał się wielkimi krokami, a wybór sukni to jedna z najtrudniejszych decyzji podczas całych przygotowań dla przyszłej panny młodej.
- Ani mi się waż tego robić. Nasze plany mogą poczekać. Mam jeszcze ogrom czasu na ostateczny wybór. Zresztą sama mogę je wstępnie przejrzeć i tak wzięłam tylko kilka. Reszta została w Norwegii. Dlatego masz iść i dobrze się bawić - nie przyjmuje do siebie żadnego sprzeciwu.
- Wiesz, że jesteś najlepszą przyjaciółką pod słońcem? - moje słowa wcale nie były w tej kwestii wyolbrzymione.
- Już nie przesadzaj - jak zwykle nie widzi w swoim postępowaniu nic nadzwyczajnego.
- Nie przesadzam i dobrze o tym wiesz.





Droga powrotna do hotelu, upływa nam na zastanawianiu się nad tym, co powinnam na siebie założyć na wieczorne spotkanie. Chciałam wyglądać atrakcyjnie, a równocześnie bez zbytniej przesady.
Pochłonięte rozmową nad skompletowaniem odpowiedniego dla mnie stroju. Niemal zderzamy się z dwoma mężczyznami w wejściu do naszego obecnego miejsca zamieszkania, którzy dziwnie się nam przypatrują. Zwłaszcza niższy z nich, który przez dłuższy czas nie odrywa ode mnie swojego przeszywającego wzroku, który wprawia mnie w sporą niezręczność. Nie miałam pojęcia, o co może mu chodzić. Widziałam go przecież pierwszy raz na oczy. 
- Przepraszamy - Sophie jako pierwsza odzyskuje rezon. Wymijając tą dziwnie zachowującą się dwójkę. Podążam krok w krok za nią. Czując się bardzo niekomfortowo.
- Co za dziwni ludzie - nie potrafię odmówić sobie tego komentarza. Gdy oczekujemy na windę.
- Może i dziwni, ale cała Austria na nich liczy. Właśnie miałaś okazję spotkać ich największe nadzieje, a zwłaszcza jedną z nich w osobie Stefana Krafta. Ciekawe, gdzie podział się jego przyjaciel. Halvor mi kiedyś mówił, że są niemal nierozłączni. Co najśmieszniejsze on też ma na imię Michael – nie zwracam zbytniej uwagi na ten zbieg okoliczności. Patrząc na Sophie z niemym podziwem dla jej świetnej orientacji w całym tym pokręconym towarzystwie. Podczas, gdy ja z ledwością rozpoznawałam naszych zawodników.