środa, 26 grudnia 2018

Rozdział 1


Seefeld 10.02.2019






Odstawiam walizkę przy ładnej drewnianej szafie z lustrem, rozglądając się z zadowoleniem po pokoju, w którym miałam spędzić następne kilkanaście dni. Będąc pod sporym wrażeniem wystroju tego wnętrza.
Przestronne i jasne pomieszczenie z podstawowym wyposażeniem oraz gustownymi ciemnymi dodatkami. Sprawiało przyjemne wrażenie, a całość wyglądała bardzo przytulnie i zachęcająco. Było tutaj wszystko czego potrzebowałam, a widok z okna od razu wynagrodził mi wszelkie niedogodności, które wynikły podczas przebytej przeze mnie i Sophie podróży.





- Halvor naprawdę się postarał. Jest dużo lepiej niż sobie wyobrażałam. Wręcz luksusowo - kładę się na niezwykle wygodnym łóżku. Mając olbrzymią ochotę pójść spać. Byłam po prostu wykończona. W dodatku aksamitna pościel wprost kusiła, aby uciąć sobie chociażby drzemkę.
- Nawet aż za bardzo. Tym razem stanowczo przesadził. Na tym piętrze są same apartamenty. Pewnie doba kosztuje tutaj majątek. To istne marnotrawstwo pieniędzy. Chyba go za to po prostu zabiję. Mówiłam mu przecież tyle razy, że możemy zamieszać gdzie indziej niż on. Mało tu dookoła hoteli? Ale co zrobić skoro uparł się, abyśmy zamieszkały w tym samym hotelu, co większość drużyn i sztabów. Przez co, wszystkie normalne pokoje są od dawna zajęte - Sophie kręci z dezaprobatą głową. Jak zawsze ogromnie wyczulona na względy finansowe. Co zresztą mnie nie dziwło po tych wszystkich problemach z pieniędzmi, które jeszcze do niedawna miała. 
- Daj spokój. Wiesz doskonale, że chciał dobrze. Dzięki temu będziecie mieć dla siebie dużo więcej czasu. Oszczędzicie sobie zbędnego nadkładania drogi. Poza tym, gdy ja pokryję swoją część należności. To nie będzie, aż tak przerażająca kwota - nie chciałam naciągać ich na takie koszta. Dlatego uparłam się, że zapłacę połowę, mimo wielu protestów. 





Nie zdążam nawet dobrze zabrać się za rozpakowywanie swoich rzeczy, gdy drzwi od pokoju niespodziewane otwierają się z głośnym hukiem. Ukazując w nich doskonale znaną nam osobę.
- W końcu jesteście. Nie mogłem się już doczekać - Halvor bez zastanowienia porywa w swoje ramiona Sophie. Całując ją na powitanie. W sekundę cały świat przestaje dla nich istnieć. Co było normą w ich wykonaniu, gdy tylko nie widzieli się kilka dni. 
- Możecie chwilę poczekać z tym powitaniem? Jeszcze tu jestem - mówię ze śmiechem, gdy widzę że nie mają się zamiaru od siebie odkleić - macie dwie godziny. Potem wracam i idę spać, więc ma cię tu wtedy nie być - ostatnie słowa kieruję do Halvora. Wyraźnie ucieszonego, że będzie miał szansę pobyć tylko z Sophie. Byłam pewna, że obydwoje z utęsknieniem wyczekują na taką okazję. Choć w życiu by się do tego nie przyznali. 





- Inge, gdzie ty się wybierasz? Przecież nie musisz nigdzie wychodzić - słyszę zapewnienia przyjaciółki, gdy zakładam na siebie kurtkę.
- Wiem, że nie muszę. Ale chcę się trochę rozeznać i rozejrzeć po okolicy. Sprawdzić, co ciekawego tutaj mają. Niedługo wracam. Tylko bądźcie grzeczni - żegnam się z nimi ze śmiechem. 
- A ty się nie zgub - już zza drzwi dobiega mnie rozbawiony ton głosu chłopaka i wyjątkowo zabawny pisk Sophie. Nawet nie chciałam wiedzieć czym spowodowany. Oni byli po prostu niemożliwi. 
Opuszczając hotel zastanawiam się, czy ja też kiedyś doświadczę tak pięknego uczucia, jak w wykonaniu tej dwójki. Z każdym dniem, coraz mocniej w to wątpiłam.





Powolnym krokiem, nigdzie się nie śpiesząc. Spaceruję po niewielkim, ale bardzo urokliwym miasteczku. Otoczonym majestatycznymi Alpami, które miałam okazję nareszcie zobaczyć na własne oczy.
Nie mogłam wyjść z podziwu dla uroków tutejszej przyrody. Otwarta przestrzeń oraz rozpościerające się na wiele kilometrów polany, które w okresie letnim były na pewno idealnym miejscem do spędzania wolnego czasu. Dodawały tylko niepowtarzalnego uroku temu miejscu. Zachęcając do ponownych odwiedzin. 
W centrum natomiast, znajdowały się wąskie uliczki z położonymi przy nich drewnianymi oraz murowanymi budynkami. Kusząc swoim wyglądem do sprawdzenia, co takiego kryją w środku.
Już teraz byłam pewna, że Seefeld znajdzie się na szczycie listy moich ulubionych miejsc, które udało mi się zobaczyć.





Będąc pod ogromnym wrażeniem okolicy, ani się nie obejrzałam, a udało mi się okrążyć dookoła całe miasteczko. Co przyjęłam z nieukrywanym rozczarowaniem, gdyż nie miałam pojęcia, co mam zrobić z resztą czasu.
Dopiero, gdy ponownie znajduję się w centrum Seefeld, gdzie panował największy ruch. Mimo powoli zapadającego zmierzchu. Zaczynam odczuwać skutki swojego dłuższego przebywania na dość pokaźnym podczas tego popołudnia mrozie. Praktycznie nie czułam rąk, które od dłuższego już czasu kurczowo trzymałam w kieszeniach kurtki. Jeszcze mocniej pomstując na swoje zapominalstwo i nie zabranie ze sobą rękawiczek.





Zbyt długo się nie wahając, postanawiam wejść do jednej z kilku kawiarni. Zachęcającej swoim wyglądem, aby trochę się rozgrzać i spróbować tutejszej kawy, której od niepamiętnych lat byłam wielką miłośniczką.
Przekraczam próg ciepłego wnętrza. Niemal od razu wyczuwając aromat świeżo zaparzonego espresso i różnorakich ciast, ładnie się prezentujących w przeszklonej ladzie.
Jedynym minusem był spory tłok panujący aktualnie w lokalu. Praktycznie wszystkie stoliki były zajęte przez inne osoby, które wpadły na podobny pomysł do mnie i postanowiły spędzić ten wczesny wieczór w tym miejscu. 
Rozglądam się jednak z nadzieją po wnętrzu, zauważając w końcu jeden wolny, znajdujący się tuż przy oknie stolik.
W pośpiechu podążam w jego kierunku z uśmiechem. Zaczynając się zastanawiać, co takiego zamówić z serwowanego tutaj menu, które prezentowało się bardzo ładnie będąc wywieszonym na jednej ze ścian.





Przez swoją nieuwagę i pochłonięcie czytaniem angielskich odpowiedników nazw ciast dopisanych obok tych niemieckich, za które byłam ogromnie wdzięczna. Wpadam przez przypadek na nieznanego mi mężczyznę. Zderzając się boleśnie z jego plecami. Tylko tego mi brakowało, abym kogoś uszkodziła.
- Najmocniej pana przepraszam. Zagapiłam się. Straszna gapa ze mnie - chwytam się za bolący nos. Starając się tym samym, choć trochę uśmierzyć ból.
- Przykro mi, ale nie za wiele z tego zrozumiałem - poszkodowany odwraca się w moją stronę wypowiadając zdanie płynnym angielskim. Dopiero wtedy orientuję się, że zwróciłam się do niego w ojczystym języku całkowicie zapominając, że nie jestem przecież w Norwegii.
- W takim razie podwójnie przepraszam. Jestem dziś strasznie roztrzepana - podnoszę swój wzrok, spoglądając na twarz nieznajomego. W sekundę tracąc zdolność mowy. Jeszcze nigdy nie widziałam, aby ktoś uśmiechał się w tak zniewalający dla mnie sposób. W dodatku jego oczy miały w sobie coś takiego, że nie potrafiłam oderwać od nich swojego wzroku. Stałam więc tak na środku kawiarni, jak ostatnia wariatka. Gapiąc się na niego, nie potrafiąc zwyczajnie przestać.
- Nic się nie stało. Każdemu mogło się zdarzyć - jako pierwszy, postanawia przerwać to nasze wpatrywanie się w siebie nawzajem. Ja wątpię, że byłabym w stanie to zrobić. 
- Tak. Na pewno. Mimo wszystko, jeszcze raz przepraszam - wyduszam z siebie nieskładnie. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Coś takiego zdarzyło mi się chyba po raz pierwszy w życiu. Nigdy w końcu nie miałam, żadnego problemu z rozmową z nieznanymi mi osobami. Natomiast sprawca mojego chwilowego zaćmienia. Wyglądał na rozbawionego całą tą sytuacją, albo raczej moim żałosnym zachowaniem. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Czy ja zawsze musiałam wpakować się w jakieś żenujące sytuacje?
- Udanego wieczoru - wymija mnie w końcu. Czym prędzej udaję się więc w stronę wcześniej upatrzonego przez siebie stolika. Starając schować w jego kącie. Mając wrażenie, że wszyscy tu obecni byli świadkami mojej kompromitacji.





Czekając na otrzymanie złożonego przeze mnie zamówienia. Które kilka minut temu, przyjęła ode mnie sympatyczna kelnerka. Wyglądam przez okno kawiarni wprost na dobrze oświetloną ulicę. Starając się tym samym uspokoić swoje rozszalałe emocje, których doznałam po spotkaniu z tym wyjątkowo przystojnym blondynem. Staram się przywołać samą siebie do porządku. Jeszcze kilka godzin temu zarzekałam się w końcu Sophie, że daję sobie spokój z facetami, a teraz jestem w stanie myśleć jedynie o tajemniczym nieznajomym. Którego nie znałam nawet imienia. Zdecydowanie było ze mną coś nie tak.





- Mam nadzieję, że w ramach rekompensaty pozwolisz mi się przysiąść do twojego stolika. Jakoś nie bawi mnie perspektywa siedzenia przy ladzie. Zwłaszcza nie z takim towarzystwem - wzdrygam się, słysząc obiekt moich aktualnych rozmyślań. Wskazujący na jakąś parę, która przesadnie klei się do siebie. Za nic mając, że znajdują się w miejscu publicznym.
- Jasne, proszę - patrzę, jak zajmuje miejsce naprzeciwko. Wpatrując się we mnie z przeszywającym spojrzeniem. Które okropnie mnie deprymuje. Dlatego też w pośpiechu spuszczam wzrok na blat stolika, udając ogromne zainteresowanie leżącym na nim serwetkach. 





- Zdradzisz mi, jak masz na imię? - po dłuższej chwili milczenia, jakie między nami zapanowało. Zadaje mi pytanie, które wyraźnie miało być wstępem do próby nawiązania jakiejś rozmowy między nami. Sama nie wiedziałam, czy się z tego cieszyć. Obawiając kolejnej kompromitacji. 
- Inge, a ty? - pytam, nie umiejąc powstrzymać swojej ciekawości. 
- Michael. Miło mi cię poznać, Inge - wyciąga do mnie dłoń, którą po krótkim zawahaniu lekko ściskam. Czując jak przebiega mnie dreszcz. To zdecydowanie nie był dobry znak. Powinnam, jak najszybciej opuścić to miejsce, ale coś mnie przed tym powstrzymywało, a raczej ktoś.
- Mi ciebie również - uśmiecham się w końcu w jego kierunku. Starając udawać, że wcale nie zrobił na mnie większego wrażenia.
- Co cię tutaj sprowadza? Praca, urlop, czy może coś jeszcze innego? - zastanawia się, wyraźnie zaciekawiony.
- Można powiedzieć, że urlop. A tak właściwie to dotrzymuję towarzystwa przyjaciółce. Uparła się podziwiać zmagania Mistrzostw Świata z bliska. Mnie to w ogóle nie interesuje, ale nie mogłam jej odmówić - mówię z grubsza. Nie wdając się w żadne szczegóły. Zauważając przy okazji dziwne poruszenie u mojego rozmówcy. Nie miałam pojęcia, skąd się ono wzięło. Czyżby był zagorzałym fanem sportów zimowych?
- Jesteś z Norwegii, czy może się mylę? - zmienia szybko temat. Byłam pod sporym wrażeniem jego spostrzegawczości.
- Skąd wiedziałeś? - zastanawiam się, co takiego mnie zdradziło.
- Poznałem po języku, którym się posłużyłaś. Mam do czynienia z kilkoma osobami, które się nim biegle porozumiewają. Mimo że go nie rozumiem, to trochę się go już osłuchałem - tłumaczy. Byłam trochę zdziwiona tym faktem. W Austrii raczej nie spotyka się na każdym kroku rodowitych Norwegów. Nie poświęcam jednak dłużej temu uwagi. Uznając, że to nic istotnego.





Następne minuty upływają nam na zwykłej i niezobowiązującej rozmowie, która pozwala mi się poczuć zdecydowanie swobodniej w jego towarzystwie. Już nie jąkałam się przy każdym wypowiedzianym przez siebie słowie. Zaczęłam także kontrolować swoje inne reakcje. Przestając robić z siebie niezrównoważoną dziewczynę, która ma nie po kolei w głowie.
Opowiadam między innymi Michaelowi o swojej ukochanej pracy grafika w jednej z norweskich agencji reklamowych, jakiej w życiu nie zamieniłabym na nic innego. Kochałam mieć możliwość dania się ponieść swojej wyobraźni i tworzyć, coraz to nowsze i kreatywniejsze pomysły.
- Dosyć już o mnie. Od prawie godziny wyłącznie mówię i mówię. Pewnie umierasz z nudów. Teraz twoja kolej. Zacznijmy może od tego czym się zajmujesz? Kim jesteś, co? Urzędnikiem, sprzedawcą, nauczycielem, artystą, robotnikiem, a może lekarzem? - pytam. Zgadując na oślep, bardzo ciekawa jego odpowiedzi. Nic, ani w jego zachowaniu, ani wypowiedziach nie zdradzało, jaki może być wykonywany przez niego zawód.
- Niestety nie zgadłaś. Tak właściwe to wciąż szukam tego idealnego dla siebie zajęcia. Interesuję się wieloma dziedzinami. Na razie pracuję jako barman w jednym z tutejszych hoteli - po dłuższej chwili milczenia w końca odpowiada. Nie brzmiąc przy tym zbyt przekonująco. Jakby nie był do końca pewny swojej odpowiedzi. - Pewnie liczyłaś na coś innego i się rozczarowałaś - patrzę na niego z niezrozumieniem.
- Nie, dlaczego? Przecież to na pewno ciekawa praca. Taka jak wiele innych. Zawsze się w niej przynajmniej coś dzieje - wzruszam ramionami. Nie rozumiejąc, dlaczego próbuje deprecjonować swój zawód. - Zapewne znasz wiele zabawnych, ale i niestety dość przykrych historii. Jesteś w końcu idealnym powiernikiem dla ludzi, którym akurat się nie wiedzie - sama coś o tym wiedziałam. Podczas związku z Niklasem, gdy przez swoje fatalne wybory nie miałam nikogo bliskiego. Często sama żaliłam się przypadkowym osobom, stojącym za barem. Gdy podczas swoich kilku największych chwil słabości, próbowałam utopić smutki w alkoholu.
- To prawda, ale nie chcę o tym mówić. Wiesz, tajemnica zawodowa - mruga do mnie porozumiewawczo, zmieniając równocześnie szybko temat na inny. Czułam, że jego praca z jakiegoś nieznanego mi powodu to nie najlepszy temat do naszej rozmowy.





Gdy ruch w kawiarni stopniowo maleje, a stolik po stoliku powoli pustoszeją. Uświadamiam sobie, że zrobiło się późno i powinnam wracać do hotelu. W końcu powiedziałam Sophie, że niedługo będę. W dodatku zostawiłam telefon w pokoju na ładowarce. Nie miałam więc sposobu, aby się z nią skontaktować.
- Bardzo miło mi się z tobą rozmawia, ale niestety muszę się zbierać. Inaczej przyjaciółka zacznie się w końcu o mnie martwić - nie chciałam rozstawać się z Michaelem, ale nie miałam zwyczajnie wyjścia. Ten miły wieczór, musiał kiedyś dobiec końca.
- W takim razie cię odprowadzę. Nie powinnaś chodzić sama o tak późnej godzinie. Niby jest tu bezpiecznie, ale lepiej nie kusić losu - mimo że znaliśmy się od kilku godzin, ochoczo na to przestaję. Podświadomie czułam, że można mu ufać. Poza tym, każda dodatkowa minuta w jego towarzystwie, napawała mnie sporą radością.





- To tutaj - zatrzymuję się przed hotelem, na który spogląda z niedowierzaniem i nerwowością - coś nie tak? Tylko mi nie mów, że to tutaj pracujesz - zaczynam się śmiać. Nie mając nic przeciwko takiemu zbiegowi okoliczności. Byłabym z niego nawet bardzo zadowolona.
- Nie. Oczywiście, że nie. Po prostu to jeden z najlepszych hoteli tutaj i... Zresztą nie ważne - chłopak z minuty na minutę, zaczynał się coraz dziwniej zachowywać. Choć nie miał do tego żadnych powodów. Nic z tego nie rozumiałam.
- Nie bój się. Nie jestem żadną rozkapryszoną panienką, która żyje w luksusie. Tutaj znalazłam się właściwie przez przypadek, ale to nie opowieść na teraz. Dla mnie status materialny naprawdę nie ma znaczenia - staram się go uspokoić. Podejrzewając, że może o to w tym wszystkim chodzi i dlatego jest taki tajemniczy.
- Miło to słyszeć. Przepraszam, ale muszę już iść. Mam nadzieję, że do zobaczenia - żegna się ze mną. Znikając w mgnieniu oka, jakby był tylko wytworem mojej wyobraźni.
- Do zobaczenia - odpowiadam sama do siebie. Kierując się do wejścia do hotelu. To wszystko było bardzo dziwne. 





- Inge, nareszcie jesteś. Miałam już zaraz iść cię szukać. Gdzie ty się podziewałaś? - nie zdążam nawet dobrze zamknąć za sobą drzwi od pokoju, a natrafiam na wyraźnie zdenerwowaną Sophie.
- Przecież mówiłam, że idę pozwiedzać. Nie potrzebnie się martwiłaś - staram się ją uspokoić.
- Ale miałaś wrócić za dwie godziny, a nie za pięć - nie sądziłam, że aż tak długo mnie nie było. Czas w dobrym towarzystwie, jak zawsze płynął dwa razy szybciej.
- Trochę zasiedziałam się w kawiarni. Mają w niej świetne słodkości. Jutro musimy się do niej wybrać. Zobaczysz, będziesz zachwycona - mówię, spoglądając na dziewczynę. Co okazuje się dużym błędem.
- Czekaj, czekaj. Ja doskonale znam ten błysk w twoich oczach! Albo więc była gdzieś jakaś gigantyczna wyprzedaż ubrań, albo poznałaś kogoś interesującego. W to pierwsze wątpię, więc mów szybko kim on jest - uśmiecha się do mnie z zadowoleniem. Bezbłędnie odczytując, co zatrzymało mnie aż na tak długo w centrum miasteczka. Czasem miałam wrażenie, że Sophie po prostu umie czytać w myślach.
- Naprawdę nie ma o czym mówić. Lepiej opowiedz, czy daliście się już poznać z Halvorem naszym tymczasowym sąsiadom i nie wymarzłam się na darmo. Dobrze było? - chichoczę, zauważając jej rumieńce zawstydzenia, które były jednoznaczną odpowiedzią.
- Inge, w tej chwili przestań i nie próbuj zmieniać tematu! Ale jak już musisz wiedzieć to bardzo dobrze - Sophie uśmiecha się sama do siebie, równocześnie nie dając się zwieść. Siada po turecku na swoim łóżku. Patrząc na mnie z wyczekiwaniem. Ciekawość wprost ją zżerała.
- Dobrze, powiem ci. Tylko się ze mnie nie śmiej - kapituluję. Zaczynając opowiadać jej wszystko ze szczegółami. Wiedząc, że jako jedynej mogę się zwierzyć ze wszystkich moich odczuć i zaufać, że nikomu o tym nie powie.





- I tak po prostu sobie poszedł? Bez wymienienia się numerami, czy umówienia na kolejne spotkanie? A ty na to pozwoliłaś? - oburza się końcem mojego spotkania z Michaelem. Sama także zaczynam czuć spore rozczarowanie. Najprawdopodobniej już nigdy więcej się z nim nie spotkam.
- Widocznie nie jestem dla niego na tyle interesująca, aby chciał rozwinąć naszą znajomość. Zresztą, może to i lepiej. Przecież to nie ma żadnego sensu. Za chwilę wrócimy do Norwegii, a on tutaj zostanie. Lepiej się więc w nic nie angażować, nawet w zwykłą znajomość, bo nie ma to najmniejszej racji bytu - staram się myśleć racjonalnie. Mimo to, nie potrafię się pozbyć dziwnego poczucia zawodu.
- Może i nie ma, ale nie zmienia to faktu, że coś między wami zaiskrzyło - z tym akurat musiałam się zgodzić. Dawno już nie doświadczyłam czegoś takiego, jak dzisiaj. To było równocześnie ekscytujące, jak i przerażające.
- Dajmy temu spokój. Było miło, ale się skończyło. Padam z nóg. Idę wziąć kąpiel i spać - zabieram swoje rzeczy. Zamykając się w dużej i wygodnej łazience. Przed oczami mając jednak nadal uśmiech Michaela i jego hipnotyzujący mnie wzrok.



czwartek, 20 grudnia 2018

Prolog





10.02.2019, Innsbruck




Otwieram leniwie oczy, obudzona zwiększającym się z każdą minutą ruchem panującym na lotnisku. Budzącym się powoli do życia i rozpoczynającym swoją codzienną, niezwykle intensywną działalność.
Nieprzytomnym wzrokiem, spoglądam na zegarek znajdujący się na moim lewym nadgarstku, wzdychając głośno z dezaprobatą. O tej godzinie powinnyśmy powoli zbierać się na śniadanie w naszym przytulnym hotelu z podobno niesamowitym widokiem na góry w Seefeld, a nie tkwić na zatłoczonym i bezbarwnym lotnisku. Gdzie każda następna minuta, dłużyła się w nieskończoność.




Przekręcam delikatnie głową, to w jedną to w drugą stronę, starając tym samym pozbyć nieprzyjemnego uczucia odrętwienia niemal całego ciała, spowodowanego spaniem kilku godzin w pozycji siedzącej na twardym i niezwykle niewygodnym plastikowym krześle.
Zaczynałam żałować, że posłuchałam swojej przyjaciółki i zamiast wynająć mam jakiś pokój w którymś z pobliskich hoteli. Zgodziłam się na spędzenie nocy w tym niezwykle pechowym dla nas miejscu, dając wiarę zapewnieniom pracowników obsługi lotniska, że nasze bagaże znajdą się jeszcze przed północą.
Jak widać był już poranek, a po naszych walizkach nie było ani śladu. Zapewne znajdowały się teraz gdzieś w Chinach albo jakiejś innej Tajlandii. Mając zamiar pozostać nigdy nie odnalezionymi. Pozbawiają nas tym samym, najpotrzebniejszych rzeczy i mojej ukochanej bordowej szminki kosztującej majątek.
Jeśli ona się nie znajdzie, chyba się po prostu zabiję przez swoją głupotę. Mogłam ją w końcu spakować do bagażu podręcznego. Zamiast ryzykować jej utratą. Tak właśnie kończyło się pakowanie na ostatnią chwilę. Dlatego już nigdy więcej, nie popełnię takiego błędu. Od teraz żadnych spontanicznych wyjazdów. One nigdy nie kończą się dobrze.





- Sophie, obudź się - szturcham delikatnie ramię brunetki. Pogrążonej w wyjątkowo głębokim śnie. Nie miałam pojęcia, jakim cudem jej się to udało. Przecież w tym miejscu panował taki hałas.
- Bez kawy nigdzie nie wstaję. Chcę ją w tym moim ulubionym kubku, proszę. Przy okazji nakarm Otisa i wlej mu mleka - mówi przez sen. Mylnie biorąc mnie za swojego narzeczonego, przez co wybucham głośnym śmiechem.
- Przykro mi, ale muszę cię rozczarować. Halvor jest w Seefeld, Otis u Therese, a kawa może być tylko z tego nieszczęsnego automatu, w którym skończył się cukier. Raczej nie otworzyli jeszcze żadnej kawiarni - otwiera szeroko oczy. Rozglądając się uważnie dookoła zdezorientowana.
- Inge, która jest w ogóle godzina? Spędziłyśmy tu całą noc? - dopytuje, przecierając swoje zaspane oczy.
- Niestety. Mówiłam ci, żeby nie wierzyć w te marne zapewnienia o szybkim rozwiązaniu naszego problemu. Zamiast się męczyć, mogłyśmy spędzić tę noc w wygodnych łóżkach. Nie czuję pleców - na mojej twarzy pojawia się grymas bólu - Halvor wisi mi wizytę u porządnego masażysty, bo to przez niego tu jesteśmy. Zachciało mu się zostać skoczkiem narciarskim. Nie mógł zająć się czymś normalnym? - Sophie zaczyna się śmiać, słuchając moich narzekań. Była w zdecydowanie dużo lepszym humorze ode mnie. Widocznie za możliwość wspierania swojego ukochanego tutaj na miejscu, była gotowa znieść każdą niedogodność.
- Muszę do niego zadzwonić. Inaczej zacznie się martwić, gdy tylko zorientuje, że jeszcze nie dotarłyśmy - wczoraj nie chciała go już niepokoić naszymi niespodziewanymi komplikacjami wynikłymi niemal na samym końcu podróży. W końcu i tak miałyśmy dotrzeć na miejsce późno w nocy.
- Zrób to zanim postawi całą Austrię na nogi - doskonale wiedziałam, że był do tego zdolny. Sophie była w końcu dla niego największym i najcenniejszym skarbem. Co na każdym kroku każdemu udowadniał. Często z prawdziwym podziwem patrzyłam na ich związek. Nie mogąc się nadziwić, jakim cudem potrafią wszystko ze sobą pogodzić i zawsze znaleźć czas tylko dla siebie - Ja w tym czasie pójdę się trochę odświeżyć. Potem zakończymy tą farsę. Nie mam zamiaru spędzić tutaj kolejnego dnia - udaję się w stronę łazienki. Z zamiarem doprowadzenia swojego wyglądu do porządku. Który zdecydowanie pozostawiał sporo do życzenia podczas tego niedzielnego poranka.





- Przypomnij mi, dlaczego ja w ogóle zgodziłam się na to szaleństwo i przyjazd tutaj? - pytam, gdy późnym popołudniem opuszczamy w końcu lotnisko ze swoimi walizkami, które jak się okazało zostały przez przypadek w Oslo i musiały zostać nam dosłane innym lotem. Przez co, musiałyśmy zmarnować kolejne godziny na oczekiwanie.
- Bo jesteś moją przyjaciółką i nigdy nie zostawisz mnie w potrzebie - początkowo to Karoline miała towarzyszyć Sophie. Jednak przez nieszczęśliwy upadek na kilka dni przed wyjazdem i na szczęście nie groźne skręcenie kostki, musiała zostać w Norwegii. Będąc tym faktem bardzo nie pocieszona - poza tym trochę odpoczniemy, a ty odreagujesz rozstanie z Danielem. Doskonale wiem, że nadal je przeżywasz. Choć ten idiota, nigdy nie był ciebie wart - na wspomnienie o moim już niestety byłym chłopaku, wzbiera we mnie poczucie złości i rozczarowania. Kiedy myślałam, że nareszcie znalazłam tego jedynego, z którym ułożę sobie życie. Okazało się, że to kolejna pomyłka. Nasza miłość była dla niego mniej ważna od intratnej propozycji pracy w Szwecji. Gdy więc jasno powiedziałam mu, że nie rzucę wszystkiego dla jego zachcianki. Z dnia na dzień rozstał się ze mną, przenosząc do sąsiedniego kraju. Mając za nic kilka, wspólnie spędzonych ze sobą miesięcy.
- Naprawdę wierzyłam, że Daniel to ten właściwy. Dlatego od teraz koniec z facetami. Do niczego nie są mi oni potrzebni - deklaruję. Mając dość odnoszenia kolejnych porażek. Wolałam być już sama niż spotykać na swojej drodze następnych kłamców czy egoistów. Jakich na tym świecie nie brakowało.
- Jeszcze zmienisz zdanie, zobaczysz. Skoro mi się udało odnaleźć swoje szczęście, to tobie także prędzej czy później się to uda - uśmiecha się do mnie życzliwie. Wiedziałam, że chce dla mnie jak najlepiej i martwi czasami bardziej niż o siebie. Sophie od zawsze taka była i z biegiem lat nic się nie zmieniło.





Opuszczam Innsbruck z uśmiechem mimo świadomości, że za kilka dni znowu do niego wrócimy. W końcu to na znajdującej się tutaj skoczni, miały się odbyć pierwsze konkursy Mistrzostw Świta. Indywidualny i drużynowy, o ile czegoś znowu nie pomyliłam.
Wciąż nie wiedziałam, jak zniosę te kilkugodzinne stanie na mrozie i przyglądanie się czemuś, co kompletnie mnie nie interesowało. W dodatku czemuś na czym się w ogóle nie znałam. Mimo usilnych starań Sophie i Karoline, nadal nie potrafiłam zapamiętać zasad panujących w tej dyscyplinie. Przy Sophie, która w bardzo krótkim czasie, stała się chodzącą encyklopedią w tej dziedzinie, czułam się wyjątkowo głupio.
Pocieszałam się jedynie tym, że wtopię się w tłum i będę udawać, że we wszystkim świetnie się orientuję.
Choć ja i jakiekolwiek zawody sportowe, staliśmy na przeciwstawnych biegunach i do tej pory omijaliśmy się szerokim łukiem. Tysiąc razy bardziej wolałabym przejrzeć jakiś nowy katalog modowy albo obejrzeć cały sezon mojego ulubionego serialu niż oglądać zmagania szalonych ludzi. Nie znających słowa strach.
Jednak nie potrafiłam odmówić Sophie i sprawić jej zawodu. Nie po tym, jak wybaczyła mi wszystkie krzywdy, jakie jej w przeszłości wyrządziłam i na nowo obdarzyła zaufaniem. Odbudowując tym samym naszą przyjaźń.





- Jesteśmy na miejscu. Tutaj naprawdę jest przepięknie - słyszę podekscytowany głos dziewczyny, wyglądającej przez niewielkie okno pociągu. Dołączam do niej, podziwiając wspaniały widok rozpościerających się dookoła gór. Możliwość zobaczenia tego na żywo, było zdecydowanie warte wszystkich doświadczonych przez nas niedogodności.
- Nareszcie dotarłyśmy. Czas więc zacząć urlop. Seefeld strzeż się, bo nadchodzimy! - mówię, opuszczając nasz dotychczasowy środek transportu. Czując, że mimo wszystko to może być naprawdę niezapomniana przygoda.


__________
Tak oto wygląda wstęp do nowej historii. Mam nadzieję, że polubicie się z Inge i kogoś udało mi się zaciekawić. Jak zawsze czekam z niecierpliwością na wszystkie Wasze opinie. :)