poniedziałek, 15 lipca 2019

Rozdział 9







21.02.2019




Nie mogłam wprost uwierzyć, że los postanowił, aż tak się na mnie podczas tego okropnego dnia uwziąć i po raz kolejny, postawił na mojej drodze jednego z najbardziej nieszczerych ludzi z jakimi miałam do tej pory do czynienia, a wcale nie było ich mało. W jednej chwili, znika mój cały entuzjazm i nadzieja na miło spędzony czas podczas najbliższych godzin, zastąpione złością i rozczarowaniem wynikającymi z odkrycia przed kilkoma godzinami reszty bolesnej prawdy o mojej relacji z Austriakiem i jego intencjach względem mnie.




Wzdychając pod nosem z niezadowolenia, opieram się o chłodną, metalową ścianę windy, podświadomie chcąc wcisnąć się w jej najdalszy kąt, aby tym samym znaleźć jak najdalej od miejsca, gdzie aktualnie stał Michael. Wyraźnie zaskoczony moją i Sophie obecnością.
Przez ułamek sekundy nasze spojrzenia się spotykają, a atmosfera w tym ciasnym pomieszczeniu, zaczyna urastać do niewyobrażalnych rozmiarów niezręczności.
Zamieniając sekundy dzielące nas od znalezienia się na parterze i opuszczenia hotelu w długie i niemające końca oczekiwanie, sprawiające wrażenie wieczności.





- Wybieracie się gdzieś? O tej porze? - słyszę pytanie niezbyt zadowolonego tym faktem Michaela, który postanawia przerwać niewygodną ciszę, jaka panowała między naszą trójką.
- Nie sądzę, że powinno cię to interesować - odzywam się najbardziej nieprzyjemnym głosem na jaki mnie stać. Posyłając równocześnie błagalne spojrzenie Sophie, gdy obdarza mnie karcącym wzrokiem, aby nie mieszała się w naszą wymianę zdań. Widząc, że miała zamiar dodać coś od siebie na pewno w dużo milszy sposób ode mnie. Michael nie zasłużył sobie, nawet na gram życzliwości z naszej strony.
- Jednak interesuje. Inge, możemy przez chwilę normalnie porozmawiać? Pozwól mi to wszystko na spokojnie wytłumaczyć - nie odpuszcza. Coraz mocniej wyprowadzając mnie tym samym z równowagi.
- Ja już nie chcę od ciebie żadnych tłumaczeń. Wszystko jest jasne i nie ma czego drążyć. Zamiast więc marnować czas na kolejne kłamstwa. Poświęć go lepiej swojej dziewczynie, która na pewno się za tobą bardzo stęskniła - uśmiecham się ironicznie w stronę Michaela, starając przed nim ukryć, że fakt posiadania przez niego dziewczyny, to dla mnie niezwykle bolesna kwestia.
- Lisa nie jest żadną moją... - nie pozwalam mu dokończyć. Mając dość słuchania jego nieustannych zaprzeczeń i zatajania istotnych faktów z życia.
- Dość, Michael! Wiem, co widziałam i nie obchodzi mnie nic więcej, co masz na ten temat do powiedzenia. Tego wszystkiego było po prostu za dużo. Najlepiej po prostu nie wchodźmy sobie przez te kilka następnych dni w drogę. Później i tak już nigdy więcej się nie spotkamy. Powodzenia na resztę życia - na całe szczęście winda w końcu dociera na miejsce. Wychodzę więc z niej w pośpiechu, nie zważając na nic. Chciałam, jak najszybciej znaleźć się na świeżym powietrzu. Mając nadzieję, że pomoże mi ono powstrzymać piekące łzy, czające się w kącikach oczu.





Biorę głęboki wdech, wpatrując w bezchmurne rozświetlone milionami gwiazd niebo. Podziwiając przepięknie wyglądający nocny firmament, który od najmłodszych lat uwielbiałam obserwować. Głównie ze względu na to, że miał na mnie niezwykle uspokajający wpływ.
- Wszystko w porządku? - ciche pytanie Sophie, odrywa mnie od poszukiwań znanych na pamięć gwiazdozbiorów, dających się zauważyć gołym okiem.
- Oczywiście – spoglądam na nią z przyklejonym do twarzy wymuszonym uśmiechem. Nie miałam najmniejszej ochoty na ponowną rozmowę o Michaelu. Jedyne czego chciałam to, jak najszybciej o nim zapomnieć. 
- Właśnie widzę. Dawno już nie widziałam cię tak dla kogoś niemiłej i ostrej. Ostatnio zdążyło się to chyba pod koniec szkoły, gdy Einar podkradł ci pomysł na projekt z fizyki, przedstawiając jako swój - obydwie zaczynamy się śmiać na wspomnienie naszych szkolnych perypetii.
- Kochany Einar, jak mogłam o nim zapomnieć. To był dopiero podstępny i wredny typ. Ciekawe, co teraz porabia - zastanawiam się, na co Sophie wzrusza ramionami. Byłam wdzięczna, że postanowiła sprowadzić moje myśli na zupełnie inny tor niż wydarzenie sprzed kilku minut.
- Pewnie uprzykrza życie innym. Krocząc wszędzie z tym swoim dumnym i pewnym siebie wyrazem twarzy - dziewczyna stara się naśladować miny naszego dawnego kolegi, przeprawiając mnie o kolejny głośny wybuch śmiechu. Uspokajam się dopiero w momencie, gdy zauważam naszą taksówkę.






Rozglądam się z zadowoleniem po ładnie i nowocześnie urządzonym wnętrzu klubu, czując przyjemne dudnienie w uszach głośnej i energetycznej muzyki.
Na parkiecie znajdowało się już mnóstwo osób, dających się porwać zabawie i tańcu, a kolorowe i lekko mgliste światła oświetlające pomieszczenie, wspaniale komponowały się z całością ogromnego wnętrza budynku. Nadając mu nutki tajemniczości, mimo panującego dookoła zgiełku.
Nic dziwnego, że to miejsce było uważane za jedno z najlepszych w okolicy i cieszyło się ogromną popularnością wśród mieszkańców oraz turystów.
Nie mogłam się już doczekać, aż sama znajdę się pośród tych wszystkich nieznanych mi osób. Zatracając w rytmach popularnych i uwielbianych przeze mnie kawałków. Odrzucając od siebie, przynajmniej na moment wszelkie problemy i zmartwienia.





- Proszę, twoje ulubione - wracam do zajmowanego przeze mnie i Sophie stolika. Podając przyjaciółce szklankę z jej ulubionym Mojito, na które patrzy z lekkim zawahaniem, co kwituję jedynie przekręceniem oczami. Sama zaczynam za to sączyć przez słomkę ukochaną Margaritę. Delektując się jej słodko - kwaśnym smakiem. Będącym najlepszym lekarstwem na zepsuty humor. 
- To nie wygląda mi na sok, o który prosiłam - narzeka. Wciąż nie do końca radząc sobie z urazem do alkoholu. Sięga jednak po szklankę, upijając z niej niewielką ilość, co uznaję za znak, że obydwie stawiamy dziś na dobrą zabawę i odrobinę szaleństwa. Czego nie robiłyśmy razem od dobrych kilku lat.
- Przykro mi. Tu nie podają niczego bezalkoholowego. Poza tym jeden drink na pewno w niczym ci nie zaszkodzi. Nawet go nie poczujesz, a trochę się odprężysz. Obiecuję, że będę cię pilnować - zapewniam ją. Pamiętając o jej dość słabej głowie. 
- To się jeszcze okaże, kto kogo będzie musiał pilnować - patrzy z dezaprobatą na moją już niemal pustą szklankę. W odpowiedzi obdarzam ją tylko niewinnym uśmiechem. Nakierowując naszą rozmowę na zdecydowanie ciekawsze i lżejsze tematy. Na które bezkarnie możemy sobie nareszcie pozwolić. 





- Sophie, idziemy tańczyć i nie chcę słyszeć żadnych dyskusji - kończąc swojego trzeciego drinka, łapię ją za rękę, ciągnąć w stronę wypełnionego niemal po brzegi parkietu. Nie mając zamiaru dłużej tego odciągać. Alkohol powoli zaczynał przyjemnie szumieć mi w głowie. Skutecznie poprawiając nastrój i dodając ogromnej chęci do zabawy. Byłam coraz entuzjastyczniej nastawiona do tego miejsca i osób się w nim znajdujących. Wyłączając tym samym myślenie o wszystkich innych nieprzyjemnych sprawach. Skupiając na tym co tu i teraz.
Przez następne kilkanaście minut, obydwie przepadamy w wirze tańca i śmiechu z nieudolnych prób kilku wyraźnie podpitych imprezowiczów, którzy za wszelką cenę próbowali zwrócić na siebie naszą uwagę. Prześcigając się w coraz bardziej wymyślnych i przezabawnych krokach tanecznych. Nie zdając sobie sprawy, że nie mają u nas nawet najmniejszych szans. 





- Nie wiem jak tobie, ale mi na razie zdecydowanie wystarczy tego widowiska - staram się przekrzyczeć głośną muzykę. Wskazując z politowaniem na grupkę komicznie wyglądających mężczyzn.
- W pełni cię popieram. Idziemy odpocząć? - Sophie wskazuje na znajdujące się w oddali stoliki.
- Zgoda, ale najpierw odwiedzimy bar. Strasznie zaschło mi w gardle - marzyłam o zimnym i orzeźwiającym napoju, do którego prowadziła niestety nie mająca końca kolejka.
Próbując czymś zabić czas, rozglądam się dookoła. Obserwując inne osoby pogrążone w zabawie. Na nikim nie zatrzymując swojego wzroku na dłużej. Przynajmniej do momentu, gdy w tłumie nie zauważam młodej kobiety łudząco podobnej do tej, którą spotkałam już rano. Tytułującej się jako dziewczyna Michaela. Nie miałam pojęcia, co ona tutaj robi. Jeszcze bardziej zastanawiające było jej niezbyt stosowne zachowanie. Szatynka niemal wisiała na ramieniu jakiegoś wysokiego i dość przystojnego bruneta. Doskonale bawiąc się w jego towarzystwie. Niczego z tego nie rozumiałam.




- Dlaczego tak uważnie przyglądasz się tej parze? Znasz ich? - słyszę spore zastanowienie w głosie Sophie.
- Niezupełnie. Po prostu ta dziewczyna do złudzenia przypomina, jak jej było... - staram się szybko przypomnieć jej imię - Chyba Lisa.
- Żartujesz? Jeśli to naprawdę ona, to masz niepodważalny dowód, że albo naprawdę wcale nie jest z Michaelem albo...
- Zwyczajnie go zdradza - kończę za nią. Mając coraz większy mętlik w głowie. - Jest też trzecia opcja, że po prostu mają luźny związek bez większych zobowiązań. W końcu on też święty nie jest. Obydwoje są siebie warci - wzruszam ramionami. Nie mając zamiaru tego roztrząsać, to nie była moja sprawa.
- Może dlatego powinnaś pozwolić mu się porządnie wytłumaczyć i pozbyć tych wszystkich wątpliwości? To wszystko nie trzyma się kupy. Nikt nie może być aż tak wyrachowany i kłamać o takich sprawach w żywe oczy - Sophie znowu zaczyna drążyć temat. Uparcie zaprzeczając oczywistym dowodom. Za wszelką cenę próbując forsować swoją teorię, że Michael naprawdę mógł do mnie coś poczuć i wcale nie chciał wyłącznie wykorzystać.
- Błagam, tylko nie zaczynajmy znowu tego tematu. Przynajmniej nie dziś - od dalszej rozmowy ratuje mnie barman, który przyjmuje nasze zamówienie. W tym samym czasie Lisa na dobre znika z moich oczu, a ja niedługo potem zupełnie wyrzucam z głowy to zdarzenie.





Około trzeciej nad ranem, próbujemy wraz z Sophie dostać się do naszego pokoju, najciszej jak to tylko możliwe, aby nie zakłócać spokoju innych, co niestety wyjątkowo marnie nam wychodzi. Przede wszystkim z powodu nieustannego chichotu, jaki towarzyszył nam niemal od samego wejścia do hotelu. Wszystko wydawało się nam niezwykle śmieszne i za nic nie mogłyśmy się opanować.
- Wiesz, że rano na pewno nie będzie nam do śmiechu? O której w ogóle mamy wstać? - pytam, gdy w końcu po kilku niezbyt udanych próbach, udaje się nam otworzyć drzwi od pokoju. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać wczesnej pobudki. To będzie prawdziwa katastrofa.
- Niech pomyślę...za jakieś niecałe pięć godzin albo i mniej - śmieje się, jakby to była najzabawniejsza rzecz pod słońcem. Moja przyjaciółka zdecydowanie za dużo wypiła, zatracając gdzieś swoje poczucie odpowiedzialności i logicznego myślenia. Zresztą sama nie byłam w lepszym stanie. Oczy niemal same mi się zamykały ze zmęczenia.
- Więc najwyższy czas spać - zarządzam, gdy widzę że Sophie wcale się do tego nie kwapi. Zawzięcie starając się odnaleźć swój telefon, który zabrałam jej przed naszym wyjściem. Teraz także lepiej, aby nie dostał się w jej ręce.
- Nie jestem śpiąca. Inge, poróbmy coś ciekawego. Nudzi mi się - marudzi, wcale nie przejmując się tym, że przed nami dość intensywny dzień.
- Nie ma mowy. Rano mi jeszcze za to podziękujesz - patrzy na mnie z grymasem niezadowolenia.
- Nie to nie. A to podobno ja nie potrafię się bawić i często zachowuję, jak wasze mamy. Pilnując was i upominając – obrażona, posłusznie kładzie się na swoim łóżku, nawiązując do moich i Halvora ostatnich żartobliwych uszczypliwości, gdy dostaliśmy od niej reprymendę za to zamieszanie związane z moją wizytą u Michaela w pokoju.
- Dobranoc, ty nasza buntowniczko - mówię rozbawiona. Co kwituje tylko cichym prychnięciem. Po czym obydwie błyskawicznie zapadamy w głęboki sen.





- Inge, wstawaj! Jest po jedenastej! Słyszysz?! - otwieram z ogromną niechęcią oczy. Nie mając pojęcia, co się dzieje. Sophie krążyła po naszym pokoju, starając jak najszybciej doprowadzić się do ładu. Byłam pełna podziwu, że w ogóle miała na to siłę. Ja czułam się okropnie i nie nadawałam zupełnie do niczego.
- Jakim cudem? Skoro mam wrażenie, że zasnęłam przed kilkoma minutami - przecieram suche i piekące od niewyspania oczy. Jeśli przeżyję dzisiejszy dzień to będzie cud.
- Lepiej mi powiedz, dlaczego budzik nie zadzwonił? Halvor pewnie odchodzi od zmysłów. Od wczorajszego wieczoru nie dałyśmy żadnego znaku życia, a na dodatek nie pojawiłyśmy się na śniadaniu. Mam od niego z tysiąc nieodebranych połączeń - wskazuje z niepokojem na swój telefon, który od wczoraj pozostawał wyciszony.
- Po pierwsze budzik nie zadzwonił, bo nikt go nie nastawił. Po drugie, gdyby Halvor naprawdę panikował nie ruszyłby się spod tych drzwi. Zapewne uznał, że odsypiamy ostatnią dosyć intensywną noc - uspokajam ją. Leniwie ziewając. Przy okazji rozglądam się w poszukiwaniu jakiejś butelki wody. Licząc, że okropne samopoczucie, które odczuwałam od samego obudzenia niedługo zniknie.
- Mam taką nadzieję. Nic nie zmienia jednak faktu, że jeśli się nie pośpieszymy, to spóźnimy się na kwalifikacje, a tego na pewno nam nie daruje - pośpiesza mnie do wstania, na które nie mam najmniejszej ochoty. Dopiero po kilku minutach mobilizuję się w końcu do podjęcia, jakiś większych czynności życiowych niż oddychanie. Z żalem patrząc na miękkie i ogromnie kuszące łóżko.





Po mozolnej walce z doprowadzeniem swojego wyglądu do normalności. Zbieram ostatnie niezbędne mi rzeczy do torebki, a następnie otwieram drzwi prowadzące na hotelowy korytarz. Natrafiając na całkiem niespodziewane znalezisko tuż przed naszymi drzwiami. Uśmiecham się lekko, podnosząc z podłogi przepięknie wyglądający bukiet kwiatów.
- Ktoś się chyba za tobą naprawdę bardzo stęsknił - podaję kwiaty zdezorientowanej Sophie będąc pewną, że są dla niej.
- Chyba za bardzo przeceniasz romantyczność mojego narzeczonego. Frezje to przecież twoje ulubione kwiaty. Poza tym tu jest karteczka z twoim imieniem - oddaje mi z powrotem znalezisko z uśmiechem. - Widocznie masz cichego wielbiciela. Otwórz ją - zachęca mnie, ciekawa tak samo jak ja treści wiadomości.
Z lekkim zawahaniem, postanawiam przeczytać zawartość ozdobnej karteczki, która wprawia mnie w jeszcze większe zmieszanie i niewiedzę, co mam począć ze swoją wyjątkowo skomplikowaną relacją z pewnym blondynem, która mimo że trwała zaledwie od kilku dni, dostarczyła mi więcej różnorakich emocji niż nie jeden długoletni związek niektórych osób.
Jeszcze raz przejeżdżam wzrokiem po treści napisanej ozdobną czcionką, dokładnie ją zapamiętując. Byłam pewna, że będzie mi ona nieustannie rozbrzmiewała w głowie przez nadchodzące godziny. Skutecznie mącąc w głowie. 
Mimo wszystko, gdy odkładam bukiet do wazonu nie potrafię powstrzymać uśmiechu wpływającego na moje usta. Mogłam być wściekła na Michaela i nie ufać mu za grosz, ale ten drobny gest i tak wywołał przyjemne ciepło w moim niezwykle naiwnym sercu.




"Przepraszam za wszystko... Mam nadzieję, że może kiedyś pozwolisz mi się wytłumaczyć." 






💟💟💟💟




22.02.2019 




Kładę w pośpiechu bukiet kwiatów pod drzwiami od pokoju Inge. Doskonale wiedząc, że jestem spóźniony na śniadanie, jednakże znalezienie jakiejkolwiek otwartej o tej godzinie kwiaciarni, graniczyło niemal z cudem.
Po praktycznie kolejnej z rzędu nieprzespanej nocy, podczas której miałem mnóstwo czasu na przemyślenia swojego zachowania i ostatnich wyborów jakie podejmowałem. Wiedziałem, że muszę przeprosić Inge za wszystkie przykrości, jakich przeze mnie doświadczyła. Nic więcej mi już nie pozostało. Po jej wczorajszych dosadnych słowach, było niemal pewne, że nie mam u niej nawet najmniejszych szans. Winić za to mogłem jednak wyłącznie siebie i nieprzemyślane w konsekwencjach decyzje.




Zajmuję miejsce przy stole obok Stefana, który nie ma najmniejszego zamiaru nawiązać ze mną jakiejś rozmowy. Od kiedy wczoraj dowiedział się o przyjeździe Lisy i moich odnowionych z nią kontaktach, był na mnie wściekły i odzywał się jedynie, kiedy było to konieczne i wyłącznie półsłówkami. Manifestując tym samym swoją obrazę na mnie. Co ani trochę nie poprawiało mojego fatalnego nastroju. Jakby tego wszystkiego było mało, Lisa od samego rana bombardowała mnie upierdliwymi wiadomościami. Motywującymi do oddania, jak najlepszego skoku w dzisiejszych kwalifikacjach. Co tylko potęgowało moją irytację. Nie potrzebowałem w końcu kolejnego trenera czy psychologa, a bliskiej osoby, która wspierałaby mnie nie zważając na to jakie miejsce zajmę w kolejnych zawodach. Widocznie Lisa nadal tego nie rozumiała i wciąż była tą samą osobą, co przed kilkunastoma miesiącami. Mimo jej usilnych zapewnień, że zrozumiała pewne kwestie.




- Odezwiesz się w końcu do mnie? - pytam przyjaciela, nie wytrzymując tej dołującej ciszy między nami.
- A mam po co? Wielka przyjaciółka Lisa nie może z tobą porozmawiać? - ironizuje. Miałem wrażenie, że zmówili się z Inge w kwestii nadużywania ironii i zdołowania nią jeszcze mocniej mojej osoby.
- Stefan, mam naprawdę o wiele większe problemy niż znajomość z Lisą. Kłótnię z tobą też nie są mi do niczego potrzebne. Chociaż ty mi odpuść. 
- Więc zacznij wreszcie myśleć, bo ostatnio masz z tym spore problemy i postaraj się nie zawalić kwalifikacji - uśmiecha się nikle w moją stronę, co biorę za dobry znak. Zdecydowanie wolałem mieć Stefana po swojej stronie.





Spoglądam z oddali na znaną mi na pamięć Bergisel starając, jak najlepiej przygotować do swojego skoku, który miałem oddać za kilkanaście minut. Choć o skupienie na poprawnym wykonaniu przeze mnie zadania było niezwykle trudno. Miałem tylko nadzieję, że koncertowo wszystkiego nie zepsuję i nie zawiodę pokładanych we mnie nadziei.
Chciałem udowodnić sobie i innym, że jestem w stanie wrócić do ścisłej czołówki i odnosić kolejne sukcesy. 





Po oddanym przez siebie skoku, czuję umiarkowaną radość. Mimo że dawał mi on pewną kwalifikację do jutrzejszych zawodów, wiedziałem też doskonale, że stać mnie na dużo więcej niż przed chwilą zaprezentowałem. Wierzyłem jednak, że wszystko najlepsze jeszcze przede mną i te Mistrzostwa dadzą mi powody do radości. Czekałem na nie w końcu od dawna. 
- Brawo, Michi. Nie było źle. Jestem jednak pewna, że stać cię na dużo więcej i mam nadzieję, że jutro to zaprezentujesz. Liczę na ciebie - Lisa obejmuje mnie mocno, szepcząc do ucha słowa wywołujące we mnie bardzo mieszane uczucia. Niemal od razu się jednak od niej odsuwam, aby nie wyobrażała sobie za dużo. O naszym powrocie do siebie nie było mowy.
- Coś nie tak? - pyta. Zdezorientowana moją niespodziewaną oschłością. Kręcę przecząco głową ignorując jej pytający wzrok, analizując wcześniej wypowiedziane przez nią słowa. Z jednej strony czułem, że moja osoba i dokonania mają dla kogoś znaczenie, ale z drugiej nieustanna presja wywierana przez moją byłą dziewczynę była ogromnie męcząca. Inni nawet po zepsutym skoku, mogli liczyć na słowa otuchy czy zapewnień, że następnym razem będzie lepiej. Dla Lisy natomiast zawsze można było zrobić coś lepiej.



- Też mam taką nadzieję – odzywam się w końcu, posyłając w jej stronę ledwie zauważalny uśmiech.
- Jeśli tylko się postarasz, będziemy mieli co świętować. Chyba o mnie nie zapomnisz? - patrzy na mnie z wyczekiwaniem. Oczekując potwierdzenia.
- Na razie nie ma czego planować. Do zobaczenia - żegnam się z Lisą, zaczynając czuć się znużony prowadzoną przez nas rozmową. Często tęskniłem do początków naszej znajomości, gdy nasze tematy nie ograniczały się praktycznie jedynie do moich wyników. Czy do momentów, gdy Lisa była dziewczyną, którą pokochałem.
- Nie mogę się już doczekać - macha mi na odchodne, a za jej plecami zauważam coś, co wywołuje u mnie ogromną złość i poczucie niewyobrażalnej zazdrości. Nad którą mimo ogromnych starań nie potrafiłem zapanować.
Nie rozumiałem, dlaczego Inge nawet nie chciała wysłuchać moich wyjaśnień, ale nie miała nic przeciwko, aby przytulać się na oczach wszystkich do Johanna, który od dawna był zajęty o czym wiedzieli wszyscy naokoło. Tak wyglądała jej rzekoma konsekwencja w ostrożnych kontaktach z mężczyznami.





Ogarnięty jakimś amokiem, podążam w ich stronę. Z zamiarem uderzenia w najbardziej czuły punkt dziewczyny. O którym nigdy nie chciała rozmawiać, zdradzając mi tylko jakąś cząstkę tej pogmatwanej historii. Chciałem, aby ją także coś zabolało tak jak mnie, gdy zobaczyłem ją w objęciach innego.




- Tak sobie teraz pomyślałem, że może ty wcale nie masz problemu z tym kim jestem, czy też że nie byłem z tobą zawsze szczery, a po prostu wolisz zajętych? Prawda, Inge? Przecież to, że ktoś jest z kimś w związku to dla ciebie żadna przeszkoda. Skoro potrafiłaś nawet odbić chłopaka jakiejś swojej koleżanki, to co dla ciebie znaczy jakaś nieznajoma i jej uczucia? – mówię dosyć prześmiewczym tonem nie siląc się na żadne powitania. Niemal od razu żałując tego, co zrobiłem. Gdy zszokowana Inge po kilku sekundach odwraca się w moją stronę z pełnymi łez i żalu oczami. Czuję się, jak najgorszy drań pod słońcem. Wyglądało na to, że dotknęło ją to o wiele bardziej niż myślałem. Co ja najlepszego narobiłem?
- Jak mogłeś? - pyta łamiącym się głosem, a pierwsze łzy zaczynają spływać jej po policzkach. Wyglądała na zupełnie roztrzęsioną. Szokując mnie swoją reakcją.



- Dość tego. Zostaw ją w spokoju. Są granice, których nie powinno się przekraczać, a ty to właśnie zrobiłeś. Inge, chodźmy stąd - między nami właściwie znikąd pojawia się Sophie, zabierając dokądś dziewczynę. Na odchodne patrzy na mnie z ogromną złością i niechęcią, po których wnioskuje, że od początku do końca wszystko słyszała.
- Jesteś idiotą, Michael. Inge mi tylko gratulowała dobrego miejsca w kwalifikacjach. Nie wiem, co ty sobie ubzdurałeś, ale na maksa przesadziłeś - Johann podąża za dziewczynami. Kręcąc z dezaprobatą głową. Również nie dając mi dojść do słowa i choćby dać okazji na próbę przeprosin. 

- Tym razem naprawdę się doigrałeś. Co się z tobą w ogóle dzieje? Zupełnie cię nie poznaję - jakby tego wszystkiego było mało, dochodzi mnie zza pleców głos Stefana, który również musiał być świadkiem mojej totalnej głupoty. Gorzej być już po prostu nie mogło. U wszystkich miałem doszczętnie przechlapane. Wyglądało na to, że naprawdę byłem chodzącą porażką.

3 komentarze:

  1. Jeśli mam być szczera, to nie wiem, kto po tym rozdziale wkurza mnie bardziej. Inge, która nie dała się wytłumaczyć Michaelowi, czy Michael, który na końcu palnął takie głupstwo. Jak on w ogóle mógł? Naprawdę, zgubił gdzieś mózg, czy co?
    Dobra, ale może zacznę od początku. Sytuacja w windzie totalnie mnie zirytowała. Ja rozumiem, że Inge jest zła na Michaela, ale bez przesady. on naprawdę chciał po prostu z nią porozmawiać, wszystko wyjaśnić.Gdyby wtedy dała sobie to wytłumaczyć, to do późniejszych zdarzeń w ogóle by nie doszło.
    Bardzo się cieszę, że dziewczyny znalazły chwilę, by urwać się do klubu. Dzięki temu na chwilę mogły zapomnieć o wszystkich problemach i chłopakach. Inge po prostu miała okazję, by się wyluzować, napić i dobrze bawić. I ona i Sophie miały prawo do chwili spokoju.
    Tylko, że przy okazji spotkały Lisę, uwieszoną na ramieniu jakiegoś obcego faceta. Sophia ma rację, to strasznie podejrzane. Tej dziewczynie zależy jak widać tylko na sławie chłopaka. Nic innego jej nie interesuje. Dlatego też Inge musi na nią bardzo uważać i nie wierzyć w to, co mówi.
    Gdy przeczytałam o kwiatach miałam nadzieję, że teraz już będzie dobrze. Że Michael zrobi wszystko, by móc porozmawiać z Ingą, pogodzić się.
    A Lisa to już w ogóle strasznie mi irytuje. Naprawdę, co ta dziewczyna ma w głowie. Michael powinien po prostu powiedzieć jej żeby spadała.
    Końcówki totalnie nie rozumiem. Co tego chłopaka napadło? jak on w ogóle mógł powiedzieć coś takiego? Naprawdę, nie rozumiem, skąd mu się to wszystko wzięło. Dobrze, że od razu zdał sobie sprawę z tego jaką głupotę palnął. Ale teraz będzie musiał się naprawdę postarać, by Inge mu wybaczyła.
    W każdym razie, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  2. Stęskniłam się za nimi ^^
    Obydwoje przepadli! Obydwoje są w sobie zakochani i obydwojgu zazdrość wręcz uszami paruje ^^ Skoczkowi nie spodobał się pomysł z wypadem dziewczyn do klubu, bo choć nie powiedziały mu dokąd się wybierają, to było to raczej oczywiste dla niego. Inge potrzebowała totalnego zrelaksowania się i odcięcia od problemów. Na całe szczęście zrobiła to z rozsądną głową (mimo iż lekko szumiącą ^^) co się tylko ceni :) Mogły wraz z Sophie spędzić czas tylko we dwie na świetnej zabawie. A to, że biedny Halvor zapewne włosy sobie rwał z głowy z powodu lekkiego niepokoju to już inny temat xD Ale skoro nawet Sophnie dała się porwać w wir szalonej zabawy to wieczór/noc można dodać zaliczyć do tych z serii udanych :) Choć pobudka już wcale zabawna nie była.
    Mętlik w głowie Inge co raz bardziej się poszerza i dopóki nie da Austriakowi wyjaśnić pewnych kwestii, będzie tylko gorzej. Najpierw zobaczyła klejącą się do jakiegoś przystojniaka "dziewczynę" Michiego, a rano otrzymała od niego kwiaty, co jest dowodem na to, iż słuchał ją z pełną uwagą. Bo który facet pamięta jakie kwiaty uwielbia jego ukochana? ^^
    Michi też łatwego życia nie ma. A raczej komplikuje sobie je z każdym postawionym przez siebie krokiem. Zamiast zignorować Lise, pozwolił na to, aby kręciła się wokół niego doprowadzając do irytacji oraz nadszarpnięcia relacji z jedyną osobą w której ma wsparcie. Absolutnie nie dziwię się Stefanowi że jest wściekły na przyjaciela i czeka aż się on opamięta. Doskonale wie, jak to się może skończyć i przez to jest pełen obaw. A jakby tego było mało, Michi w końcu wybuchnął i wyżył się na Inge. Ogarnęła go zazdrość oraz irytacja i powiedział to, co powiedział. Za późno zrozumiał iż zranił tym dziewczynę, skreślając ostatnie resztki szansy na wytłumaczenie jakoś tej całej sytuacji. Jestem pewna, że tym zachowaniem stracił też nieme wsparcie jakie miał w Sophie. Wątpię aby po tym wszystkim próbowała go w jakiś sposób bronić przed Inge. Pytanie tylko, co teraz?
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale miła niespodzianka, tęskniłam! :)
    Michi, jakbym Cię pacnęła w tę blond łepetynę...
    Zarówno Inge jak i Michael nie potrafią odnaleźć się w tej sytuacji. Obydwoje są w sobie zakochani, jednak los ciągle im nie sprzyja. Inge myśli, że Michi sobie z niej zadrwił zatajając przed nią istnienie Lisy, czemu niespecjalnie się dziwię. Ma prawo tak myśleć, tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że skoczek nie był z nią szczery od samego początku. Sama dziewczyna została zraniona już kilka razy, więc ma problem z tym, aby ponownie komuś zaufać. Nie dopuściła Austriaka do głosu, kiedy ten chciał jej wszystko wyjaśnić, bo nie miała ochoty słuchać jak się jej wydaje jego kolejnych kłamstw. Musiała odreagować i świetnie się jej to udało :) I dobrze, że Sophie również dała się przekonać na małe szaleństwo :) W końcu raz się żyje, trzeba korzystać haha :D Najważniejsze, że spędziły ze sobą miło czas, relaksując się i odcinając od wszelkich trosk. Nawet Halvor nie był w stanie wybić im tego pomysłu z głowy :D Zabawa się udała, tylko ten poranek... Nie zazdroszczę! Oj, gdyby Inge posłuchała Sophie i gdyby balowały jeszcze po powrocie to mogłoby się skończyć gorzej :D I tak podziwiam Sophie, że tak szybko potrafiła dojść do siebie i się ogarnąć :) Inge zdecydowanie potrzebowała więcej czasu, aby jakoś funkcjonować. Ale... Koniec końców stawiły się na kwalifikacjach, by Halvor nie mógł im niczego zarzucić.
    Michi mógłby posłuchać Stefana. Jego przyjaciel ma rację co do Lisy, a Michi kompletnie tego nie zauważa. Dziewczyna ewidentnie próbuje wkraść się w jego łaski, co ani trochę mi się nie podoba. Mam nadzieję, że Michi nie da się podejść... W dodatku skumulowała się w nim zazdrość o Inge i bez skrupułów powiedział jej tyle przykrych słów... Aż mnie otrzepało! Nie wyobrażam sobie jak w tej sytuacji musiała poczuć się Inge, ale Michi chyba na dobre zaprzepaścił swoje szanse, aby cokolwiek jej wytłumaczyć. Stefan jest rozczarowany jego postawą, tak samo jak Sophie, która widziała jeszcze nadzieję na poprawę. Ech... :(
    Bardzo jestem ciekawa ich dalszych losów, dlatego czekam z niecierpliwością na nowość :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń