Seefeld,
11.02.2019
Ostatni
raz spoglądam krytycznym spojrzeniem na swoje odbicie w lustrze.
Oceniając swój dzisiejszy wygląd, który mimo sporych starań. W
moim mniemaniu, wciąż pozostawał wiele do życzenia.
Poprawiam
rękaw od swojego miętowego swetra, który był jednym z moich
ulubionych. Poważnie przy tym zastanawiając, czy rzeczywiście
prezentuję się odpowiednio. Przede wszystkim ze względu na to, że
nie miałam pojęcia, gdzie miał zamiar zabrać mnie Michael. Co
tylko dodatkowo mnie stresowało.
Pakując
się na ten wyjazd, nie zabrałam ze sobą żadnych elegantszych
rzeczy. Nadających się na taki wieczór jak ten. Stawiając po
prostu na wygodę i próbę uniknięcia marznięcia
na każdym możliwym kroku. Nie miałam przecież w
planach żadnych spotkań, a już zwłaszcza spotkań z kimś, kto od
samego początku wywarł na mnie tak duże i
niespodziewane wrażenie jak Michael.
Teraz
zaczynałam mimowolnie żałować, że nie zabezpieczyłam się
na taką ewentualność. Było już jednak za późno i musiałam się
zadowolić tym, co miałam.
-
Jesteś pewna, że mogę w tym iść? - szukam jakiejś porady u
Sophie, która od dłuższego już czasu nie rozstawała się ze
swoim telefonem. Zawzięcie wymieniając z kimś wiadomości.
Nieustannie się przy tym uśmiechając, a to mogło wskazywać
wyłącznie na jedną osobę.
-
Oczywiście, że tak. Ślicznie wyglądasz, zresztą jak zawsze. Ten
twój Michael nie będzie mógł oderwać od ciebie oczu przez cały
wieczór, zobaczysz - podchodzi do mnie bliżej, oceniając efekt
moich prawie godzinnych starań.
-
Żaden mój. To tylko znajomy. Dobrze czujemy się w swoim
towarzystwie, ale to wszystko - powtarzam już po raz kolejny w ciągu
ostatnich kilku godzin.
-
Tak, tak. Na okrągło to powtarzasz, ale ja i tak wiem swoje. Gdyby
ci na nim nie zależało, nie przejmowałabyś się aż tak swoim
wyglądem - uśmiecha się niewinnie w moim kierunku. Nic sobie nie
robiąc z mojego ostrzegawczego spojrzenia, którym ją obdarzam.
-
Chcę tylko dobrze wyglądać, aby nie narobić sobie wstydu. To
wszystko - wzruszam ramionami. Próbując wmówić to także sobie.
Przecież obiecałam sobie, że nie będę się w nic angażować w
najbliższym czasie.
-
Tak sobie mów. Idź już, bo się w końcu spóźnisz. Tylko uważaj
na siebie, proszę. Udanej randki - słyszę na pożegnanie od
przyjaciółki, mając ochotę ją w tym momencie zamordować za
ostatnie słowa.
-
To nie jest żadna randka - odpowiadam jej na odchodne. Co kwituje
wyłącznie głośnym śmiechem. Nic sobie nie robiąc z moich
zapewnień. Ona i tak miała na ten temat inne zdanie.
Nie
udaje mi się nawet opuścić hotelowego korytarza, znajdującego na
naszym piętrze, gdy napotykam na Halvora. Wyraźnie
zmierzającego do naszego pokoju. Niczego innego się zresztą nie
spodziewałam. Wykorzystywali w końcu z Sophie każdą możliwą
okazję, aby spędzać ze sobą, jak najwięcej czasu.
-
Inge, wybierasz się gdzieś? Sama? - pyta, akcentując
ostatnie słowo. Udając przede mną zaskoczonego. Na co się w
żadnym wypadku nie nabieram. Byłam przekonana, że już dawno udało
się mu wyciągnąć wszystko od Sophie. Nie mogąc, jak zawsze
powstrzymać swojej ciekawości. Był w końcu jedyną
osobą, której nie potrafiła się oprzeć i zawsze ulegała jego
sztuczkom.
-
Nie zgrywaj głupiego. Zapewne jesteś doskonale o wszystkim
poinformowany. Idź lepiej do Sophie, bo pewnie nie może się ciebie
doczekać. Nie bez powodu tak szybko próbowała się mnie pozbyć -
chciałam, jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Będąc
pewna, że Michael już na mnie czeka.
-
Może najpierw cię jednak odprowadzę i sprawdzę, czy na pewno
jesteś w dobrych rękach? Sophie byłaby dużo spokojniejsza. Martwi
się trochę o ciebie. Zwłaszcza, że nikt z nas nie wie z kim tak
naprawdę masz do czynienia - w sekundę ogarnia mnie przerażenie. W
żadnym wypadku nie mogłam do tego dopuścić. Wiedząc, że
skończyłoby się to katastrofą, a Michael uciekł ode mnie, gdzie
pieprz rośnie. Z opowieści Karoline wiedziałam już do czego
Halvor jest zdolny w takich sytuacjach. Nie raz udało się
mu skutecznie odstraszyć chłopaków, którzy byli
nią zainteresowani. Wzbudzając w niej tym samym niemałą
wściekłość.
-
Ani mi się waż. Rolę nadopiekuńczego brata zostaw dla Karoline.
Biedaczka ma z tobą naprawdę przechlapane.
-
Zdecydowanie przesadza. Ja tylko chcę, aby była szczęśliwa i z
kimś kto na nią zasługuje. Jak na razie nikogo takiego nie
spotkała - stara się tłumaczyć.
-
Poza tym moje spotkanie, to nie jest żadna randka. Nic mi nie
będzie. Twoja więc już w tym głowa, aby odwrócić uwagę Sophie
od niepotrzebnego zamartwiania o mnie - staram się go przekonać tak
samo, jak moją przyjaciółkę chwilę wcześniej. Nerwowo
spoglądając na zegarek. Byłam już spóźniona.
-
Oczywiście, że to jest randka. Zapamiętaj, że jeśli facet
zaprasza cię na spotkanie niespodziankę i to jeszcze wieczorem, to
zawsze ma na myśli randkę. Dlatego bądź rozsądna i grzeczna -
mruga do mnie sugestywnie. Wybuchając sekundę później głośnym
śmiechem. Wprawiając mnie w niemałe zażenowanie. Nie miałam
pojęcia, jak Sophie z nim wytrzymuje.
-
To raczej wy bądźcie. Nie chciałabym za szybko zostać ciocią -
nie pozostaję mu dłużna w tych niedorzecznych insynuacjach.
-
Bez obaw. Jeszcze trochę sobie poczekasz na dostąpienie tego
zaszczytu. Moja wspaniała narzeczona wszystko już nam ze
szczegółami rozplanowała. Najpierw ślub, a dopiero potem cała
reszta. Zresztą na razie chcemy się nacieszyć życiem tylko we
dwoje - rozmarza się.
-
Masz z nią zdecydowanie za dobrze - kręcę głową z udawaną
dezaprobatą.
-
Sam doskonale o tym wiem. Udanego wieczoru - Halvor żegna się w
końcu ze mną. Na szczęście porzucając próbę poznania się
i rozmowy z Michaelem.
Wychodzę
w pośpiechu przed hotel, rozglądając się w poszukiwaniu mojego
dzisiejszego towarzysza. Byłam zdziwiona, że nigdzie go nie
dostrzegam. Było w końcu już kilka minut po wyznaczonym czasie
naszego spotkania. Przez co, zaczynałam odczuwać lekkie
zdenerwowanie.
Może
Michael postanowił się jednak rozmyślić i nie ma zamiaru
kontynuować naszej znajomości? Na samą myśl o tym odczuwam dziwny
i niewytłumaczalny smutek.
Nieoczekiwanie
dostrzegam jednak, jak w pośpiechu wychodzi z hotelu, co bardzo mnie
zaskakuje. Nie miałam pojęcia w jakim celu się w nim znalazł. To
było dosyć dziwne.
-
Inge, już jesteś? Długo na mnie czekasz? - pyta nerwowo,
podchodząc do mnie zmieszany. Nie rozumiałam jego zachowania.
-
Chwilkę. Dziwne, że nie spotkaliśmy się w środku. Bo chyba tam
na mnie czekałeś, prawda? - wskazuję ręką na wnętrze hotelu.
Było to w końcu jedyne sensowne wyjaśnienie jego pobytu w tym
miejscu.
-
Tak, oczywiście że czekałem na ciebie. Jest stanowczo za zimno,
aby tutaj stać. Musiałem jednak skorzystać z toalety. Pewnie
dlatego się minęliśmy - tłumaczy w pośpiechu. Patrząc
przed siebie - Tak w ogóle to cieszę się, że cię widzę. Nie
mogłem się już doczekać - uśmiecham się słysząc te
słowa. Byłam zadowolona, że nie tylko ja wyczekiwałam tego
spotkania.
-
Mi też bardzo miło ponownie cię widzieć. Idziemy? Naprawdę jest
dosyć chłodno - nie mogłam się już doczekać, aż poznam nasze
docelowe miejsce, gdzie mieliśmy spędzić ten wieczór.
- Więc idziemy.
Pani pozwoli? - oferuje mi swoje ramię za które ochoczo go
obejmuję. Bardzo imponowały mi jego dobre maniery oraz
szarmanckość, co było niestety dosyć niespotykane u większości
znanych mi do tej pory mężczyzn.
Przemierzamy
powoli ulice Seefeld, podążając w znane
tylko Michaelowi miejsce. Pogrążeni w jak zawsze ciekawej
dyskusji, która sprawia mi sporo radości. Zwłaszcza, że już
dawno z nikim tak dobrze się nie rozumiałam. Była to naprawdę
miłe doświadczenie, szczególnie po moich ostatnich
kiepskich relacjach z płcią przeciwną.
-
To tutaj. Mam nadzieję, że ci się spodoba i nie zawiodłem
twoich oczekiwań - zatrzymujemy się przed sporej wielkości
budynkiem. Którego szyld wywołuje u mnie spore podekscytowanie.
Czegoś takiego bym się w życiu nie spodziewała.
-
Kręgielnia? Naprawdę idziemy na kręgle? - próbuję się upewnić.
Patrząc na niego z wyczekiwaniem. Nie mogąc się już doczekać,
aż znajdujemy się we wnętrzu.
-
Pomyślałem, że to będzie coś innego. Ostatnio wspominałaś, że
nie lubisz tych wszystkich oklepanych wyjść do restauracji czy
kina. Zawsze możemy jednak wybrać coś innego - Michael błędnie
interpretuje mój entuzjazm.
-
Oszalałeś? Lepiej chyba nie mogłeś wybrać. Kiedyś uwielbiałam
grać w kręgle. Mogłam tak spędzać godzinami czas z przyjaciółmi.
Chodźmy, szkoda marnować czasu - w przypływie emocji łapię go za
dłoń, ciągnąć w stronę wejścia. Dopiero po chwili orientując
się, że było to niezbyt stosowne. - Przepraszam, trochę mnie
poniosło - chcę puścić jego rękę, ale mi na to nie pozwala.
-
Nic nie szkodzi - uśmiecha się w odpowiedzi. Jeszcze mocniej je ze
sobą splatając. Wywołując tym samym we mnie bardzo przyjemne
odczucia.
Po
zajęciu przez nas odpowiedniego toru, zamówieniu sobie coś do
picia i dobraniu odpowiedniego obuwia. Nie mogę się wprost
doczekać, aż zaczniemy grę. Cieszyłam się na to niczym mała
dziewczynka, ale nic nie mogłam na to poradzić. Zbyt wielką
frajdę mi to sprawiało.
-
Może urządzimy sobie mały pojedynek? Ten kto wygra będzie miał
przysługę u tego drugiego. Co ty na to? - proponuje, bacznie mi się
przyglądając. Wyraźnie tak samo, jak ja uwielbiał rywalizację i
gdy nadarzała się do jakiejś okazja. Nie mógł sobie odpuścić.
-
Nie wiesz na co się piszesz, ale wchodzę w to. Przygotuj się więc
na bardzo bolesną porażkę - mówię z pewnością i jawnym
wyzwaniem w oczach.
-
To ty się na nią przygotuj, moja droga. Zapomniałem wspomnieć, że
jestem mistrzem w tej grze - Michael wydawał się być przekonany o
swojej wygranej, co jeszcze mocniej motywowało mnie do zwycięstwa.
Za nic nie mogłam pozwolić mu wygrać.
-
Zamiast się przechwalać, lepiej zacznij grę - odsuwam się na bok.
Z ciekawością przyglądając jego następnym poczynaniom, a
zwłaszcza jak pierwsza kula idealnie zbija wszystkie
kręgle. Co Michael kwituje jedynie cwanym uśmiechem. Musiałam
przyznać, że faktycznie był w tym dobry, ale ja miałam
zamiar mu udowodnić, że wcale nie jestem gorsza.
Następne
minuty upływają nam więc na niezwykle wyrównanej i zaciętej
grze. Żadne z nas nie chciało się poddać i okazać tym gorszym.
Przez co, każdy następny rzut wykonywaliśmy z jeszcze większą
precyzją i dokładnością.
Było
tak przynajmniej do tego decydującego z mojej strony. Brakowało mi
czterech zbitych kręgli do wygranej, którą miałam na wyciągnięcie
ręki, ku niedowierzaniu mojego przeciwnika. Z tego też powodu
postanowił bardzo poważnie mnie zdeprymować. Posuwając się
do bardzo nieczystego zagrania.
-
Faktycznie trudna z ciebie przeciwniczka. Mówiłem już jednak, że
bardzo do twarzy ci w tym sweterku. Wyglądasz w nim naprawdę
pięknie - ostatnie słowa Michel szepcze mi do ucha. Opierając
swoje dłonie na moich biodrach, przez co wstrzymuję oddech, a serce
szaleńczo przyśpiesza swoje bicie. Zupełnie wytrącając mnie tym
samym ze stanu skupienia. Doskonale wiedziałam, że zrobił to
specjalnie. Dzięki czemu osiągnął zamierzony sobie cel, gdyż
kompletnie chybiłam. Zbijając wyłącznie dwa kręgle.
-
Wygrałem! Udało mi się - chłopak szaleje z radości. Nic sobie
nie robiąc ze swojego podstępu.
-
To było bardzo nie fair i się nie liczy. Celowo mnie zdeprymowałeś.
Nie bawię się tak - protestuję. Nie mając zamiaru uznać jego
wygranej.
-
Mogłaś zrobić to samo. Nie ustaliliśmy przecież zakazu
utrudniania przeciwnikowi gry. Zresztą ja nic takiego nie zrobiłem.
Powiedziałem tylko prawdę - rozkłada ręce, udając niewiniątko.
- Wisisz mi więc przysługę – na mojej twarzy pojawia się
spory grymas niezadowolenia.
-
Jeszcze się kiedyś za to zemszczę, przekonasz się - ostrzegam go.
Udając obrażoną na jego osobę, co wyjątkowo marnie mi wychodzi.
Wystarczyło, że spojrzałam na jego pogodną twarz, a wszystko inne
przestawało się liczyć. To było dla mnie bardzo
niepokojące.
-
Stefan przy tobie to kompletny amator. Z nim mógłbym wygrać nawet
z zamkniętymi oczami - po drodze do naszej ulubionej kawiarni, gdzie
zgodnie ustaliliśmy, że chcemy spędzić resztę wieczoru. Słyszę
dość ciekawą informację, która wzbudza we mnie rozbawienie.
-
Stefan? To jakiś twój dobry znajomy? Wiesz, że na jednego już
dzisiaj wpadłam, a co najlepsze on też ma przyjaciela Michaela. To
chyba u was bardzo popularne imiona - w ciągu ostatnich dni.
Nieustannie napotykałam na dziwne zbiegi okoliczności. Widocznie w
tym kraju było to coś normalnego.
-
Wygląda na to, że tak. W końcu nie tylko mój przyjaciel, ale
także brat ma tak na imię. Moje też jest zresztą dosyć
pospolite - odpowiada zmieszany. Z niezrozumiałego dla mnie po raz
kolejny powodu. Nie potrafiłam zrozumieć nagłych i dziwnych
zmian nastroju Michaela w niektórych sytuacjach. To nie miało
żadnego logicznego wytłumaczenia. Nie zastanawiam się jednak nad
tym zbyt długo, gdyż z niezwykłą uwagą przesłuchuję się
opowieści o jego rodzinie. To był pierwszy raz, gdy powiedział mi
coś więcej o swoim życiu rodzinnym. Do tej pory był w tej kwestii
bardzo tajemniczy. Oznaczało to, że zaczynał mi coraz bardziej
ufać. Co było niezwykle miłą dla mnie wiadomością.
Docierając
do kawiarni. Z dużym zadowoleniem zauważamy, że nasz ulubiony
stolik jest wolny. Bez żadnego więc zastanowienia podążamy w jego
kierunku.
-
Cieszę się, że odkryłam to miejsce. Ma w sobie jakiś
niepowtarzalny urok - zdradzam mu swoje odczucia. Podczas oczekiwania
na nasze zamówienie.
-
Też tak uważam. Największą zaletą tego miejsca jest
chyba jednak mimo wszystko to, że poznałem w nim ciebie.
To najlepsze, co mi się ostatnio przytrafiło - mówiąc to patrzy
wprost w moje oczy. Ze wszystkich sił staram się nie zarumienić.
Co odnosi marny skutek. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje.
Przy Michaelu zupełnie nie potrafiłam kontrolować swoich reakcji.
Wcześniej to nigdy nie miało miejsca. Mogłam być w kimś na zabój
zakochana, a mimo wszystko bez żadnego wysiłku potrafiłam ukryć
swoje odczucia czy grać obojętną. Teraz mogłam o tym
wyłącznie pomarzyć.
-
Daj spokój. Nie jestem przecież kimś wyjątkowym - mówię zgodnie
z prawdą. Niczym się w końcu nie różniłam od tysiąca innych
dziewczyn.
-
Może dla mnie właśnie jesteś? - to pytanie, jeszcze przez długie
minuty rozbrzmiewa w mojej głowie. Wywołując prawdziwą burzę
emocji wewnątrz mnie.
Wyjątkowo
późnym wieczorem, gdy nieubłaganie nadchodzi czas naszego
rozstania. Stajemy przed hotelem pod który Michael uparł się mnie
odprowadzić. Nie przyjmując do siebie żadnych sprzeciwów.
Wpatrujemy się w siebie w milczeniu z zamiarem pożegnania,
które wywoływało we mnie spory opór. Najchętniej w ogóle bym
się z nim nie rozstawała.
-
Dziękuję za ten wieczór. Naprawdę świetnie się bawiłam. Dawno
już tak miło nie spędziłam z nikim czasu - odzywam się jako
pierwsza.
-
Więc to oznacza, że mogę liczyć na nasze powtórne spotkanie? -
widziałam, że bardzo mu na tym zależało. Choćby chciała nie
potrafiłabym mu dlatego odmówić.
-
To chyba oczywiste. Kiedy tylko będziesz chciał. Ja się
dostosuję - to w końcu ja byłam na urlopie. Jego
wciąż ograniczała praca, której nie mógł przeze mnie
zaniedbywać w żadnym wypadku.
-
Co więc powiesz na jutro? - kiwam z aprobatą głową.
Chciałam spędzić z nim, jak najwięcej czasu. Doskonale wiedząc,
że za kilkanaście dni będę musiała wrócić do domu, a on tu
zostanie. Co będzie oznaczało prawdopodobnie koniec naszej
znajomości. Nie miałam jednak zamiaru dopuszczać do siebie
tej myśli w najbliższych dniach.
-
Twoja przyjaciółka na pewno nie będzie miała ci za złe, że
spędzasz ze mną tyle czasu zamiast z nią? - chce się upewnić.
-
Sophie? Na pewno nie. To najbardziej wyrozumiała osoba jaką znam.
Poza tym poza mną ma jej kto dotrzymywać towarzystwa. O to nie
musisz się martwić. Powinniście się zresztą poznać.
Najlepiej z nią i jej narzeczonym. Może właśnie jutro? Strasznie
są ciebie ciekawi - proponuję. Chcąc poznać opinię dziewczyny na
temat Michaela. Znała się na ludziach dużo lepiej ode mnie.
-
Z przyjemnością, ale przypomniałem sobie, że jutro muszę zostać
dłużej w pracy. W zastępstwie za kolegę. Przepraszam. Przełożymy
to? - czuję delikatne poczucie rozczarowania.
-
Jasne, nic się nie stało. Praca to praca. Nie będę cię też
dłużej zatrzymywać. Widzę, że jesteś zmęczony. Zadzwonisz
chociaż jutro, jak skończysz? - pytam z nadzieją, doskonale
wiedząc, że powinnam się ugryźć w język. To był w końcu tylko
mój znajomy. Nie miał więc obowiązku robić takich rzeczy.
-
Obiecuję. Dobranoc, Inge - nieoczekiwanie zbliża się do mnie.
Całując lekko w policzek.
-
Dobranoc i udanego jutrzejszego dnia w pracy - wciąż oszołomiona
tym czułym gestem z jego strony. Żegnam się z nim.
Wchodząc do ciepłego wnętrza hotelu. Nie mogąc pozbyć się
dziwnego wrażenia, że to wszystko jest zbyt idealne. Michael był
zbyt idealny. Choć może byłam po prostu, zbyt przewrażliwiona
przez swoje fatalne doświadczenia z przeszłości? Chciałam w to
wierzyć i mieć nadzieję, że tym razem przynajmniej on
jest ze mną zupełnie szczery i niczego nie ukrywa czy udaje. W
innym przypadku poczułabym olbrzymi zawód i do reszty zwątpiła
w ludzi.
Zamykam
cicho drzwi od pokoju ze względu na wyjątkowo późną porę.
Licząc mimo wszystko, że Sophie jeszcze nie śpi.
Chciałam
opowiedzieć jej o dzisiejszym wieczorze i zwierzyć z pojawiających
się od czasu do czasu dręczących wątpliwości. Wiedząc,
że będzie starała się mi doradzić najlepiej,
jak tylko potrafi. Zależało jej w końcu na
moim szczęściu, co już niejednokrotnie udowodniła.
Wchodząc
jednak w głąb pokoju zastaję bardzo uroczy widok, który wywołuje
u mnie szczery uśmiech i przekłada od razu moje plany na jutrzejszy
dzień.
Sophie
spała w najlepsze wtulona w Halvora, który również był pogrążony
we śnie. Nie miałam więc zwyczajnie serca ich budzić, choć
powinnam. Zdawałam sobie w końcu świetnie sprawę z
warunku, że każdy z norweskich zawodników nocuje u siebie w
pokoju. Można było jednak ten jeden raz zrobić wyjątek. Im się
to zwyczajnie należało.
Patrząc
na tą nie widzącą poza sobą świata dwójkę. Marzyłam, aby
przeżyć coś podobnego. Powoli docierało do mnie też,
że zaczynałam chcieć doświadczyć tego z jedną
konkretną osobą, która stawała się dla mnie w zastraszającym
tempie, coraz ważniejsza.
Chciałam
tego, mimo że wydawało się być to czymś nierealnym i wprost nie
mającego szansy się zrealizować. Jednak ja niemal od
zawsze pragnęłam czegoś niemożliwego.