czwartek, 26 marca 2020

Rozdział 22




15.05.2019


Dość późnym popołudniem, gdy kończę przygotowywać prosty obiad, będący szczytem moich marnych zdolności kulinarnych. Słyszę głośny odgłos zamykania drzwi, informujący mnie o pojawieniu się mojego niemal już stałego gościa. Opieram się więc lekko o blat kuchenny, czekając na pojawienie dziewczyny w zasięgu mojego wzroku. Mimowolnie ciesząc, że znowu będziemy mieli okazję spędzić wspólny wieczór, do których nieświadomie zacząłem się przyzwyczajać na przestrzeni ostatnich tygodni, gdy większość wolnego czasu spędzaliśmy we dwoje. Coraz bardziej się przy tym do siebie po raz kolejny zbliżając.


Mimo że wciąż trzymałem Lisę na stosowny dystans, to wcale się tym nie zrażała. Cierpliwie czekając, aż będę w stanie dać jej kolejną szansę. Choć ja wcale nie miałem pewności, że to kiedykolwiek nastąpi, zwłaszcza że nadal nie udało mi się pozbyć uczucia do Inge, która pojawiała się w moich myślach w najmniej spodziewanych momentach. Chociaż starałem się unikać wspominania o niej najbardziej, jak tylko się dało. Wiedząc, że w niczym mi to nie pomoże. Nie mogłem jednak ruszyć naprzód, dopóki dziewczyna nie stanie mi się absolutnie obojętna. Wiedząc, że z góry będzie to skazane na porażkę.


- Jestem kompletnie wykończona, Michi. Myślałam, że ten dzień się nie skończy. To wypisywanie dokumentacji medycznej pacjentów jest koszmarnie nudne, a zegarek przy tym chyba stoi w miejscu - Lisa całuje mnie lekko w policzek na przywitanie, a następnie mocno przytula. - Myślałam, że po skończonej medycynie, będę mogła od razu zająć się leczeniem, a nie papierkową robotą i opatrywaniem jakiś niegroźnych ran - narzeka. Choć dopiero niedawno zaczęła staż w pobliskim szpitalu po powrocie już na stałe z Salzburga. Z każdym dniem nabierałem coraz większego przekonania, że Lisa nie miała nawet najmniejszego powołania do zostania lekarzem, a medycynę skończyła jedynie po to, aby pójść w ślady rodziców i spełnić ich aspiracje zamiast własnych. Na własne życzenie się przy tym unieszczęśliwiając.
- Na pewno każdy na początku przechodził przez to samo, co ty. Od czegoś trzeba przecież zacząć. Z każdym tygodniem będzie lepiej, zobaczysz - staram się ją pocieszyć i poprawić nie najlepszy humor.
- Mam taką nadzieję, ale zmieńmy temat na jakiś przyjemniejszy. Powiedz lepiej, jak tobie minął dzień? - pyta z uśmiechem. Patrząc na mnie wyczekująco. Widocznie rzeczywiście ją to interesowało.
- W porządku. Dzień jak co dzień - wzruszam ramionami. W końcu nie wydarzyło się dziś nic nadzwyczajnego, aby było się czym ekscytować.
- A trening? Wszystko idzie zgodnie z planem? - dopytuje z ciekawością. Na co kiwam jedynie potakująco głową. - Ze Stefanem też bez zmian? - na moje nieszczęście porusza niewygodną kwestię, o której wolałbym z nikim nie rozmawiać.
- Nadal ze sobą nie rozmawiamy. Jeśli się już widujemy, traktuje mnie jak powietrze. Wątpię, żeby to się wkrótce zmieniło - czułem, że naprawdę traciłem naszą przyjaźń. Nie miałem jednak zamiaru po raz kolejny wychodzić z inicjatywą zakończenia tego bezsensownego konfliktu między nami. Uważając, że Stefan tym razem stanowczo przesadza. Wyolbrzymiając wszystko do jakiś absurdalnych rozmiarów.
- Może to i lepiej? Przynajmniej nikt nie robi ci niepotrzebnych wyrzutów i nie dyktuje, jak masz żyć - Lisa nawet nie zamierzała udawać, że nie cieszy się z takiego obrotu sprawy. Obecna sytuacja była jej bardzo na rękę. Czerpała też pewnie niemałą satysfakcję, że pośrednio dopiekła Stefanowi, gdy stanąłem po jej stronie w tym konflikcie.
- Wybacz, ale nie chcę o tym rozmawiać. Masz ochotę na obiad? - proponuję.
- Z przyjemnością. Od rana nie miałam niczego w ustach - bierze ode mnie talerz, a następnie zajmuje miejsce przy stole. Czekając, aż do niej dołączę.


Po wspólnym posiłku, który upływa nam w przyjemnej atmosferze. Podejmujemy jednomyślną decyzję o spędzeniu nadchodzącego wieczoru na kanapie. Nie mając ochoty ani na żadne wyjście, ani tym bardziej na jakąś większą aktywność. Gdy tylko więc siadam na wygodnym meblu. Lisa od razu się kładzie, układając swoją głowę wygodnie na moich kolanach. Jeszcze do niedawna wzbudziłoby to u mnie sporo niezręczności, ale aktualnie takie gesty stawały się dla nas coraz bardziej naturalne. Na nowo przyzwyczajałem się do bliskości Lisy. Starając się nauczyć czerpać z niej przyjemność.


- Co robisz w ten weekend? - zastanawia się po krótkiej chwili milczenia między nami. - Może byśmy się gdzieś stąd wyrwali? - proponuje.
- Mam zamiar odwiedzić rodziców. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio u nich byłem. Mama nie daje mi przez to spokoju - mówię zgodnie z prawdą.
- Rozumiem. Może więc wybralibyśmy się do nich razem? Z chęcią też bym ich zobaczyła. Wiesz przecież, jak bardzo lubię twoją mamę - wątpiłem, żeby to był dobry pomysł. Byłem pewien, że gdyby tylko moi rodzice zobaczyli naszą dwójkę od razu założyliby, że znowu jesteśmy ze sobą razem. Za nic nie zrozumieliby naszej obecnej specyficznej relacji.
- Pomyślę o tym - unikam na razie jasnej deklaracji w tej sprawie.


- Mogę zostać dziś u ciebie na noc? - prosi nieoczekiwanie. - Rodziców nie ma, a Carla chciała zaprosić swoich przyjaciół. Nie czułabym się tam z nimi najlepiej. Wyrosłam już z nastoletnich imprez - tłumaczy. Lisa wciąż szukała dla siebie mieszkania, pomieszkując do tego czasu w rodzinnym domu. Choć niekiedy zdarzało się jej nocować także u mnie, gdy się zasiedzieliśmy i było już za późno na powrót do domu.
- Zgoda - przyjmuje moją odpowiedź ze sporą radością.
- Dziękuję. Skoro już jednak jesteś taki hojny, to przydałby mi się jeszcze porządny masaż. Plecy mi odpadają. Powiedzmy, tak na dobranoc?- obydwoje zaczynamy się śmiać.
- Nie za dużo tych wymagań, moja księżniczko? - pytam, nachylając się lekko nad nią, a nasze spojrzenia się spotykają.
- Dawno już mnie tak nie nazywałeś - nie ukrywa swojego zaskoczenia. Za to oczy błyszczały jej radosnym blaskiem.
- Kiedyś lubiłaś, jak się tak do ciebie zwracałem - wracam pamięcią do momentów naszego związku, gdy słyszała ode mnie takie określenia niemal codziennie. Kiedy byłem w stanie przychylić jej nieba.
- Nadal lubię. Z wielką chęcią wróciłabym też do tego, co było - zniża swój głos do szeptu. Po czym dotyka z czułością mojego policzka. Wywołując tym samym we mnie masę ciepłych uczuć. Pod wpływem tej niespodziewanej chwili nasze twarze coraz bardziej się do siebie zbliżają, a usta praktycznie się ze sobą stykają w wyczekiwaniu na ten dość niespodziewany pocałunek. Jednak głośny dźwięk dzwonka do drzwi go udaremnia. Natychmiast odsuwam się od dziewczyny. Będąc mocno zdezorientowanym.


- Spodziewasz się kogoś? - Lisa wyglądała na mocno zirytowaną i zawiedzioną z powodu tego, że nam przerwano. Tyle w końcu czekała na podobną okazję.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Pójdę otworzyć - podnoszę się z miejsca. Nie mając pojęcia, kto może być moim niespodziewanym gościem.
- Tylko się pośpiesz i najlepiej spław go. Ktokolwiek by to nie był - uśmiecham się sam do siebie. Nie mogąc ukryć rozbawienia z powodu niezadowolenia dziewczyny.


Otwieram drzwi ogromnie zaskoczony widokiem osoby stojącej naprzeciw. Do niedawna widok Stefana tutaj byłby czymś normalnym, ale w obecnej sytuacji nic z tego nie rozumiałem. Nie wiedziałem, dlaczego zdecydował się na odwiedziny po tylu dniach milczenia. 
- Mogę wejść? Chciałbym z tobą porozmawiać - odzywa się jako pierwszy. W jego głosie próżno było jednak szukać oznak jakiejkolwiek sympatii.
- To nie najlepszy moment. Nie jestem sam - tłumaczę się z zakłopotaniem. - Ale niech będzie, wejdź - mimo obecności Lisy, nie mogłem zmarnować, być może ostatniej szansy na pogodzenie się z przyjacielem.


- Michi, pozbyłeś się tego natręta? I tak jesteś mi winny pocałunek - nie zdążam nawet uprzedzić Stefana, kto jest moim gościem, gdy dociera do nas głos dziewczyny.
- Więc to wszystko to rzeczywiście prawda. Po prostu nie wierzę - Stefan kręci z niedowierzaniem głową. Zaciskając dłonie w pięści.
- Co jest prawdą? - dopytuję. Niczego nie rozumiejąc z jego słów.
- Wasz powrót do siebie z Lisą. Podobno miłość wprost kwitnie. Jak mogłeś być tak głupi i się na to po raz kolejny złapać? Co się z tobą stało? Mam wrażenie, że w ogóle cię nie znam - zarzuca mi kolejne nieprawdziwe fakty. Nie rozumiałem, skąd w ogóle był w posiadaniu takich informacji.
- Stefan, mylisz się. Wcale do siebie nie wróciliśmy. Spotykamy się ze sobą, ale nic poza tym - próbuję wyprowadzić go z błędu.
- Czyżby? Dlaczego więc Lisa ogłasza naokoło coś zupełnie innego? Wstawia wasze wspólne zdjęcia z jednoznacznymi opisami, a co więcej odbiera twój telefon informując Inge, że nie chcesz jej znać i jesteś szczęśliwy w ponownym związku z nią? Zaprzeczysz też waszym wspólnym wakacjom? Przed chwilą także raczej się nie przesłyszałem - zasypuje mnie następnymi oskarżeniami, a mi wprost odejmuje mowę. Nie wierzyłem, że Lisa mogłaby się posunąć do czegoś takiego. To musiała być jakaś pomyłka. 


- Co to za kłótnia? - Lisa dołącza do naszej dwójki. - Oczywiście. Mogłam się tego spodziewać, że prędzej czy później będziesz znowu próbował namieszać - opiera się nonszalancko o ścianę. Patrząc na Stefana z prawdziwą pogardą.
- Chociaż raz się nie wtrącaj. Dość już i tak namieszałaś. Zadowolona jesteś z siebie i swoich manipulacji? - pyta dziewczynę, która posyła mu wyłącznie wredny uśmieszek.
- Lisa, to prawda, że powiedziałaś Inge o naszym rzekomym powrocie do siebie? - staram się wyjaśnić to zamieszanie.
- Oczywiście, że nie. Nigdy z nią nawet nie rozmawiałam. Poza tym jednym razem na skoczni. Zresztą, po co miałaby do ciebie dzwonić, skoro jest z innym - odpowiada bez wahania. Przy okazji przywołując dość bolesny dla mnie fakt.
- Przestań kłamać! Ona z nikim nie jest! Mam zadzwonić do Inge i to udowodnić? - Stefan ani myślał odpuścić. - Może też pochwalisz się Michaelowi swoim profilem na Instagramie? - na twarzy Lisy pojawia się cień strachu.
- O co tu do cholery chodzi? - byłem coraz bardziej zdenerwowany rozgrywającymi się wydarzeniami.
- Michi, to tylko głupie zdjęcia. Nie moja wina, że ktoś to inaczej sobie zinterpretował - podchodzi do mnie, ale ja się odsuwam. Zaczynając rozumieć, że znowu dałem się naiwnie nabrać na rzekomą zmianę dziewczyny. Lisa była dokładnie taka sama jak wcześniej. Cały ten czas grała i udawała kogoś, kim nigdy nie będzie. Tylko po to, abym do niej wrócił. Jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć?
- Zrobiłaś to z premedytacją i każdy dobrze o tym wie. Chciałaś za wszelką cenę pozbyć się konkurencji ze strony Inge, bo dobrze wiedziałaś, że w uczciwej walce nie masz z nią żadnych szans. Specjalnie też skłóciłaś nas ze sobą z Michaelem, abym nie mógł mu w końcu wyjaśnić tych wszystkich nieporozumień - gorzkie słowa prawdy Stefana, doprowadzają Lisę do wściekłości.
- Na twoim miejscu bym się zamknęła, bo inaczej gorzko tego pożałujesz. Naprawdę tego chcesz? - jawnie grozi Stefanowi. Ten jednak tym razem nie ma zamiaru się przed nią ugiąć.
- Tę kwestię także czas najwyższy sobie wyjaśnić. Tym razem role się odwróciły i to ja nie mam nic do stracenia, Liso. Nasza przyjaźń i tak wisi na włosku. Kto więc powie prawdę Michaelowi, którą od dawna powinien znać? Ty, czy ja? - mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami. A ja zaczynałem się bać tego, co jeszcze tutaj usłyszę.
- Twoje milczenie jest jednoznaczne. Nawet teraz nie stać cię na szczerość, trudno. Sam mu o wszystkim opowiem - Stefan wzrusza ramionami, a Lisa chowa jedynie twarz w dłonie. Całkowicie się poddając. Po jej zachowaniu wiedziałem już, że bardzo mi się nie spodoba ich wspólna tajemnica. Jej poddanie się bez walki nie wróżyło niczego dobrego w tej kwestii. Przez co zaczynałem mieć najgorsze obawy.


- Michael, proszę cię tylko o to, abyś wysłuchał mnie do końca. Mam też nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz - Stefan jeszcze nigdy nie był tak poważny, jak w tym momencie. - Pamiętasz te zawody sprzed dwóch lat, gdy zachorowałeś i nie wystartowałeś w Innsbrucku, wracając do domu, aby szybciej wyzdrowieć? - kiwam potakująco głową. Nie wiedząc, co to ma do rzeczy. - Lisa jednak wtedy została. Co więcej, stwierdziła że powinniśmy spróbować się w końcu jakoś dogadać pod twoją nieobecność i poprawić nasze stosunki, abyś nie musiał między nami nieustannie wybierać. Obydwoje dobrze wiedzieliśmy, jak bardzo ci na tym zależało. Po krótkim zastanowieniu uznałem, że to dobry pomysł. Przez następne dwa dni spędzaliśmy więc ze sobą mnóstwo czasu, lepiej poznając i szukając porozumienia. Po tamtym konkursie również postanowiliśmy spędzić ze sobą wspólny wieczór. Było jednak zupełnie inaczej niż poprzednio - milknie na kilka sekund. Spoglądając na szatynkę, stojącą naprzeciw niego, która była wprost przerażona. - Lisa zaczęła ze mną flirtować, przymilać się i stosować zapewne dobrze ci znane sztuczki. Niestety dałem się wciągnąć w tę chorą gierkę. Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia, ale straciłem wtedy rozum, przez co o mały włos, a byśmy się ze sobą przespali. Oprzytomniałem w ostatnim momencie. Nie mogąc zrobić ci czegoś takiego. Przepraszam. Naprawdę ogromnie tego żałuję - miałem wrażenie, że to jakiś żart albo koszmarny sen. Patrzyłem to na płaczącą Lisę, to na przestraszonego Stefana, a wściekłość wprost we mnie wrzała. Nie mogłem w to uwierzyć.


- Jak mogliście? - pytam podniesionym głosem. - Jak mogłaś być tak perfidna? Co chciałaś tym osiągnąć? Myślałaś, że będziesz miała nas obu? Czy może zachwyciłaś się osiągnięciami Stefana i postanowiłaś mnie na niego wymienić? - pytam oskarżycielsko Lisę. - Jak w ogóle po czymś takim mogłaś wrócić, jak gdyby nigdy nic do naszego mieszkania i nadal udawać? Boże, jaki ja byłem głupi. Z iloma jeszcze próbowałaś mnie zdradzić, co? Może zaraz mi powiesz, że podczas naszego związku, gościłaś w łóżkach połowy znanych mi skoczków?
- To był tylko ten jeden raz, przysięgam. Do dziś tego ogromnie żałuję. Nie wiem, co mnie wtedy napadło. Czy to była ogarniająca nas rutyna, czy jeszcze coś innego. Ja naprawdę cię kocham i chcę to wszystko naprawić. Musisz mi uwierzyć - wybucham ironicznie śmiechem na te zwyczajne kłamstwa.
- Nigdy w nic ci już nie uwierzę. Nie po czymś takim - pozbawiam ją złudzeń.
- Michael, błagam cię. Wybacz mi - łapie mnie rozpaczliwie za ręce. Zaczynając jeszcze głośniej płakać.
- Dosyć tego. Nie będę słuchał tych bredni - odsuwam się gwałtownie od niej. - A ty, dlaczego tak milczysz? Jak mogłeś ukrywać coś takiego przez tyle czasu? To ma być przyjaźń? Do jasnej cholery sam byłeś wtedy jeszcze w związku. Co cię opętało? - Stefan spuszcza jedynie głowę. Unikając mojego wzroku.
- Wspólnie podjęliśmy decyzję, że dla twojego dobra o niczym ci nie powiemy. Byłeś i jesteś dla nas zbyt ważny. Nie chcieliśmy, abyś cierpiał. Ale potem i tak wszystko między nami popsułam, a ten idiota do wszystkiego przyznał się swojej dziewczynie. Co oczywiście przypłacił rozstaniem, bo ona nie uwierzyła, że tak naprawdę do niczego poważnego między nami nie doszło - tym razem w odpowiedzi wyręcza go Lisa. Obecnie nie potrafiłem jednak nikomu z nich współczuć. - A teraz jeszcze specjalnie wyciągnął to na światło dzienne, aby nas ze sobą rozdzielić. Zadowolony jesteś z siebie? Wszystko zniszczyłeś! - patrzy na Stefana ze wściekłością. Ledwie powstrzymując się przed rzuceniem na niego.
- Trzeba było pomyśleć o moim dobru, zanim zachciało się wam ze sobą pieprzyć. Nie mogę na was patrzeć. Wyjdźcie stąd. Obydwoje - wskazuje im drzwi.
- Ale...- Lisa nie daje za wygraną.
- Powiedziałem coś! Nie chcę was znać! - niemal już krzyczę.
- Przepraszam, naprawdę. Gdybym mógł tylko cofnąć czas - słyszę od Stefana, gdy w końcu wychodzi.
- Ale nie możesz - odpowiadam mu lodowato. Patrząc, jak znika za drzwiami. Niedługo potem także Lisa będąca niemal w histerii, opuszcza moje mieszkanie bez słowa. Pogodzona z tym, że straciła jakąkolwiek szansę na dalsze manipulacje mną.


Zostaję sam z szalejącymi wewnątrz mnie emocjami. Nie mogąc uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Że przez tyle lat tkwiłem w jednym wielkim kłamstwie. Nie wiedziałem, czy bardziej jestem wściekły na Lisę za te wszystkie czyny i kłamstwa, czy rozczarowany tym, że Stefan tak długo o niczym mi nie powiedział. Czy w ogóle tego żałował? Skąd też miałem wiedzieć, że naprawdę się ze sobą nie przespali? Albo czy nigdy więcej do niczego między nimi nie doszło. Może to też jest kłamstwem, a ich nienawiść wzięła się właśnie z nieudanego romansu? Na samą wyobrażenie ich razem, robi mi się niedobrze. Tysiące myśli przebiegało mi przez głowę. Jedno było jednak pewne. Zostałem sam, a ta świadomość była wyjątkowo przytłaczająca. Ten dzień po prostu nie mógł być gorszy.
Za jednym zamachem straciłem najlepszego przyjaciela, Lisę, której jakby nie było ponownie zaufałem, a na dodatek dowiedziałem się o kłamstawach, w jakie przez moją własną głupotę wierzy Inge. Choćbym nie wiem, jak tego pragnął na odkręcenie ich było stanowczo za późno. W żadnej z tych relacji nie było już czego ratować. 



💟💟💟💟


20.05.2019



Rozglądam się z ekscytacją i ogromną radością po dopiero co odnowionym przeze mnie i Fridę wnętrzu. Wciąż jeszcze lekko wyczuwając zapach farby ze świeżo pomalowanych ścian, w które włożyłam nie lada wysiłku. Wprost nie mogąc uwierzyć, że to nasze nowe, a co najważniejsze własne biuro wspólnie założonej przez nas agencji reklamowej, które za nieco ponad tydzień będzie miała swoje otwarcie. Ostatnie tygodnie, których upływu nawet nie zauważyłam przez nieustanne zabieganie i załatwianie wszelkich formalności związanych z własną działalnością, znalezieniem brakujących funduszy, czy w końcu remontem w tym miejscu. Przypominały jakiś nierealny sen, z którego za nic nie chciałam się jednak obudzić. Byłam też przekonana, że dzień, w którym Frida stanęła w drzwiach mojego mieszkania, informując że również zwolniła się z naszej koszmarnej pracy i zaproponowała, abym wstąpiła z nią w spółkę będąc pewną, że z moim rzekomym talentem i jej głową do interesów odniesiemy niezaprzeczalny sukces. Znajdzie się wysoko na liście moich najlepszych dni życia. 


Przejeżdżam lekko dłonią po blacie swojego biurka, nie mogąc się już doczekać tworzenia przy nim pierwszych samodzielnych zleceń, gdzie nikt poza ich odbiorcami nie będzie miał prawa w nie ingerować, jak było to dotychczas, gdy Marit nieustannie nakazywała mi jakieś absurdalne poprawki. Nareszcie będę miała pełną wolność tworzenia i choć na początku na pewno będzie nam trudno, znaleźć potencjalnych klientów, to byłam gotowa na podjęcie się tego wymagającego wyzwania. Czując, że po raz pierwszy od bardzo dawna w końcu podjęłam jakąś dobrą decyzję dla swojej przyszłości. 


Widząc wiadomość otrzymaną od Sophie, że jest już na miejscu. Z uśmiechem podążam w stronę drzwi, otwierając je szeroko. 
- Zapraszam w nasze skromne progi - witam się z dziewczyną, która wyglądała zdecydowanie lepiej niż miesiąc temu. Jej twarz w końcu nabrała lekkich rumieńców. Zniknęły też niepokojące cienie pod oczami i siniaki na rękach. Leczenie, nad którym główną kontrolę sprawował wybitny specjalista z Niemiec, który skapitulował już po tygodniu nieustannych próśb Halvora, którymi zasypywał każde możliwe miejsce kontaktu z lekarzem, będąc przy tym podobno niezwykle upartym i irytującym, zaczynało przynosić powolne efekty. Dzięki jego konsultacjom i pracy tutejszych lekarzy, którzy działali zgodnie z jego zaleceniami. Białe krwinki Sophie zaczęły mozolny wzrost i mimo że do dolnej granicy normy, wciąż brakowało ich bardzo wiele. To nawet ona zaczynała coraz mocniej  wierzyć w to, że być może za kilka miesięcy uda się osiągnąć wyznaczony jej cel. Najważniejsze było jednak, że się nie poddawała. Dzięki czemu zaczynała zyskiwać przewagę w walce ze swoją chorobą. 
- Świetnie się tutaj urządziłyście. Jest bardzo gustownie i z klasą - słyszę, gdy rozgląda się po wnętrzu. - Tak strasznie się cieszę, że ci się udało. Teraz w końcu wszyscy przekonają się, co potrafisz. Na pewno wiele z Fridą osiągnięcie. 
- Bez przesady. Ja naprawdę nie jestem jakimś geniuszem w swojej dziedzinie - zawsze czułam się niezręcznie, gdy słyszałam pod swoim adresem takie pochwały. 
- Przestań całe życie sobie umniejszać i uwierz nareszcie, że jesteś niezwykle wartościowa - Sophie próbuje wpłynąć na postrzeganie przeze mnie mojej osoby. - Zapomniałabym. Mam coś dla ciebie. Tak na dobry początek - wyciąga z torebki elgancki wizytownik na biurko, następnie mi go wręczając. 
- Dziękuję, będzie idealnie pasował - stawiam go od razu na swoim biurku. Nie mogąc się doczekać, aż włożę do niego swoje pierwsze wizytówki z moim nazwiskiem. 
- Mam jednak nadzieję, że będzie stał pusty, bo nie nadążysz z drukowaniem wizytówek, które będziesz wręczała kolejnym osobom - w głębi siebie także na to liczyłam. 


- Masz jeszcze trochę czasu? Może byśmy wybrały się na kawę? - proponuję Sophie. Nie mając ochoty wracać jeszcze do mieszkania, w którym nie miałam nic do zrobienia. 
- Z chęcią, jeśli jest tu jakaś kawiarnia w pobliżu. W innym przypadku mój kochany narzeczony, który wciąż bawi się w prywatnego szofera dostanie chyba zawału, że przeszłam więcej niż kilka metrów - mówi z lekkim grymasem niezadowolenia. Na co zaczynam się cicho śmiać. Będąc pewną, że w ich mieszkaniu ostatnio musi być bardzo wesoło. 
- Halvor się po prostu o ciebie martwi. On nie poradziłby sobie z twoją stratą, dlatego robi wszystko, aby cię chronić - poważnieję, mimowolnie broniąc chłopaka. Dobrze wiedząc, co może czuć. 
- Rozumiem to. Wiem, że mój stan zdrowia nadal odbiega daleko od ideału i wkrótce się to pewnie nie zmieni, ale nie umrę przecież od umycia kubka po wypitej kawie albo herbacie, a ostatnio wyręcza mnie nawet w tym. Dobrze, że po ciężkich bojach wywalczyłam w końcu kilka godzin dziennie w restauracji. Inaczej do reszty bym zwariowała - lekko wzdycha. Co przyprawia mnie ponownie o rozbawienie. 
- Jesteś niemożliwa, Sophie. Zamiast się cieszyć, że masz możliwość życia jak prawdziwa królowa niemusząca nic robić, to jeszcze narzekasz - gromi mnie tylko wzrokiem, zanim wchodzimy do kawiarni. 


Pijąc pyszną kawę, pogrążamy się w lekkiej rozmowie o wszystkim i o niczym, gdy nieoczekiwanie mój telefon znajdujący się na stoliku zaczyna głośno wibrować, informując mnie o nadejściu po kolei kilku wiadomości. Byłam już pewna, kto jest ich nadawcą, gdyż tylko jedna znana mi osoba, zamiast zawrzeć wszystko w jednej, rozdziela przekazywane informacje. 
- Kto jest, aż tak niecierpliwy? - Sophie patrzy na mnie z nieukrywaną ciekawością. 
- To tylko Stefan. Znowu mu się pewnie nudzi - uśmiecham się do telefonu. Czytając otrzymane wiadomości. Nie zawierające w sobie jednak dobrze mi znanej dawki humoru Austriaka. Od kilku dni coś go wyraźnie trapiło. Nie miałam tylko pojęcia, co takiego mogło się stać. 
- Stefan? Ostatnio macie chyba często ze sobą kontakt - kiwam potakująco głową, potwierdzając jej przypuszczenia. 
- Dobrze się po prostu ze sobą dogadujemy. Poza tym jego wsparcie w ostatnich tygodniach jest dla mnie nieocenione - od momentu niezapowiedzianej wizyty Stefana u mnie. Nie było praktycznie dnia, abyśmy się ze sobą nie kontaktowali. Co mocno nas do siebie zbliżyło. Obydwoje lubiliśmy wieczory, gdy rozmawialiśmy ze sobą przez długie godziny. Unikając tym samym przytłaczającej niekiedy samotności. 
- Ale to tylko zwykła znajomość, czy może jednak coś więcej? - zadaje mi zaskakujące pytanie, którego w życiu bym się nie spodziewała. 
- Oczywiście, że zwykła znajomość. Lubimy się, to wszystko. Sophie, między nami nie ma żadnej chemii. Ani razu nasza rozmowa, nawet nie podążyła w stronę niewinnego flirtu. Stefan w życiu nie zrobiłby czegoś takiego Michaelowi. Poza tym on nadal naiwnie wierzy, że jeszcze będziemy razem - od razu rozwiewam jej wszelkie podejrzenia. - Mnie też nie w głowie teraz jakiekolwiek związki. Powoli zaczynam dostrzegać pozytywy bycia singielką. Zresztą, wciąż nie pozbyłam się jeszcze do końca uczucia do Michaela. Ja nadal go kocham i nie potrafię przestać - markotnieję na chwilę. Z powodu napomknięcia o bolesnym dla mnie temacie. 
- Jestem pewna, że on ciebie też kocha. Gdybyś tylko spróbowała się z nim skontaktować... - kręcę nerwowo głową. 
- W myślach Michaela jest teraz wyłącznie Lisa. A ja nie chcę psuć sobie humoru na rozmowę o nich - choć nawet przed samą sobą było mi ciężko się przyznać, to ogromnie zazdrościłam Austriaczce. Pragnęłam być na jej miejscu, bo dobrze wiedziałam, jak wielką jest szczęściarą. Sama w końcu przez krótki moment tego doświadczyłam. 


- Stefan, na pewno wszystko w porządku? Masz jakiś dziwny głos - kończę przeglądać swoją pocztę, odkładając laptopa. Starając się dowiedzieć jakichś szczegółów, gdy słyszę że nie jest skory do dłuższej rozmowy. Co było do niego zupełnie niepodobne. Zwykle takimi wieczorami jak ten, trudno mi było dojść do głosu i przebić przez opowieści Austriaka.
- Na pewno. Jestem tylko zmęczony. Trening dał mi dzisiaj mocno w kość - nie przekonywało mnie to tłumaczenie. 
- W takim razie. Nie będę zawracać ci głowy. Dobrej nocy - zaczynam się żegnać. - Pamiętaj jednak, że zawsze możesz na mnie liczyć i powiedzieć o wszystkim. 
- Wiem o tym. Dobranoc. Obiecuję, że jutro się odezwę - rozłącza się w pośpiechu. 


Późnym wieczorem popijając gorącą czekoladę ze swojego ulubionego kubka. Staram się znaleźć przyczynę dziwnego zachowania Stefana. Odbyta z nim rozmowa ostatecznie upewniła mnie w tym, że zmaga się z jakimś poważnym problemem. Za nic nie dało się jednak z niego niczego wyciągnąć, co wprowadziło mnie w sporą irytację. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego los wyraźnie uwziął się na bliskie mi osoby. Gdy jedni pozbywali się swoich zmartwień, przechodziły one na kolejne. Przez co miałam wrażenie, że bez końca tkwiłam w błędnym kole pełnym trosk i usilnego dociekania prawdy. 


☆☆☆

Powolutku zbliżamy się do końca. Przed nami maksymalnie trzy rozdziały. 
Przede wszystkim jednak życzę wszystkim zdrowia i wytrwałości w tym nadzwyczajnym czasie. 🙂