czwartek, 2 kwietnia 2020

Rozdział 23




05.06.2019


Spoglądam z powoli ogarniającym mnie załamaniem na swoje biurko zasypane po brzegi dokumentami, fakturami za wykonaną pracę i innymi papierami związanymi z formalną stroną prowadzenia naszej działalności, z którymi nadal słabo sobie radziłam. Nie do końca potrafiąc ogarnąć na raz tych wszystkich formalności. To była dla mnie zdecydowanie ta najgorsza strona prowadzenia własnego biznesu. W byłej pracy to ktoś inny zawsze za to odpowiadał. Ja nawet nie miałam pojęcia o niektórych kwestiach. Tymaczasem teraz z Fridą byłyśmy odpowiedzialne za dosłownie wszystko, a ja musiałam jak najszybciej doedukować się w pewnych sferach, jeśli nie chciałam narobić nam niepotrzebnych problemów i narazić na jakieś straty finansowe.


- Inge, co ty tutaj jeszcze robisz? Jest już późno - Frida wychodzi ze swojego gabinetu, przyglądając się mi ze sporym zaskoczeniem. - Byłaś przecież umówiona z Sophie. - nawiązuje do naszej porannej rozmowy przy kawie.
- Wiem, ale się chyba jednak nie wyrobię. Nadal walczę z rozliczeniem tych ostatnich faktur. Zaraz dostanę oczopląsu od tych cyferek - tłumaczę z zawstydzeniem, że nie do końca radzę sobie z tak błahą dla niektórych sprawą.
- Daj sobie z tym spokój. Ja się tym zajmę - deklaruje niemal od razu. - Ostatnia przymiarka sukni ślubnej i jej odebranie, to wyjątkowa chwila dla przyszłej panny młodej, którą najlepiej dzielić z bliskimi osobami. Powinnaś więc towarzyszyć Sophie. Coś o tym wiem. Do tej pory pamiętam, że ten dzień był dla mnie tak samo niepowtarzalny, jak ten ślubu. Moja mama, aż się wtedy wzruszyła - wspomina z sentymentem. Ogromnie żałowałam, że moja przyjaciółka nie będzie mogła również dzielić tej chwili ze swoją mamą. Byłam pewna, że to na zawsze pozostanie jej jednym z największych niespełnionych marzeń.
- Na pewno sobie poradzisz? Ostatnio też rozliczyłaś za mnie te faktury - było mi strasznie głupio z tego powodu.
- To dla mnie żaden kłopot. Ty i tak się już dzisiaj napracowałaś. Kto w końcu wynegocjował tę współpracę z wydawnictwem i skończył zlecenie dla tej upierdliwej firmy kosmetycznej? - wylicza moje dzisiejsze drobne osiągnięcia. Ostatecznie mnie tym przekonując.
- Niech będzie, ale to naprawdę ostatni raz. Muszę się w końcu sama nauczyć radzenia z tymi formalnościami. Raczej w najbliższym czasie nie będzie nas stać na zatrudnienie kogoś, kto by mnie w tym wyręczał - mimo że nie narzekałyśmy na brak pracy, ku naszej sporej radości. To nadal byłyśmy na samym początku funkcjonowania i musiałyśmy się liczyć z każdym, nawet najmniejszym pieniądzem dla zbudowania porządnego kapitału na przyszłość.
- Od jutra zrobię ci przyśpieszony kurs księgowości, zgoda? - kiwam głową z uśmiechem. - Leć już, bo w końcu się spóźnisz. Widzimy się jutro. Miłego popołudnia - pośpiesza mnie ze śmiechem. Niemal wypychając następnie za drzwi. Chyba nie mogłam wymarzyć sobie lepszej wspólniczki.


Wchodzę niepewnie do salonu z sukniami ślubnymi. Niemal od progu zostając przytłoczona przepychem i luksusem tego miejsca oraz wszechogarniającą mnie dokoła bielą sukien ślubnych i dodatków do nich. Rozglądam się nerwowo po wnętrzu, szukając gdzieś Sophie w tych mieniących się na manekinach i wieszakach kreacjach. Nie czując się dobrze w tym miejscu samej. Przywoływało ono do mnie masę przeciwstawnych emocji i tylko wzmagało poczucie kolejnego zawodu miłosnego, którego doświadczyłam. W końcu, gdyby się nam z Michaelem udało, kto wie czy za kilka lat nie dałabym się mu namówić na zawarcie małżeństwa i sama nie szukałabym w takim miejscu tej jednej niepowtarzalnej sukni, stworzonej jak gdyby tylko dla mnie.


- Może mogę w czymś pomóc? - uprzejmy głos sprzedawczyni pojawiającej się przede mną, wyrywa mnie z zadumy.
- Bardzo dobrze, że jednak jesteś Inge - gdy mam już zaprzeczyć kobiecie. Pojawia się przy nas Karoline, wybawiając mnie z opresji. Witam ją ze sporym uśmiechem ulgi.
- Nie mogłoby mnie zabraknąć. Na całe szczęście zdążyłam.
- Chodź szybko. Musisz mi pomóc. Sophie przeżywa lekki kryzys i próbuje unieszczęśliwić samą siebie - patrzę na nią z niezrozumieniem. Nie mając pojęcia, co takiego się dzieje. Po czym idę za Karoline w głąb sklepu. Nie mogąc się doczekać, aż zobaczę Sophie i dowiem, na jaki głupi pomysł postanowiła wpaść. 


Siadam na jednej z aksamitnych puf stojących przy przymierzalni. Czekając na przyjaciółkę, która po dłuższej chwili w końcu staje przed nami. Jednak w zupełnie innej sukni niż jej pierwotny wybór. Ta była jego całkowitym przeciwieństwem. Prosta, okropnie skromna, spełniająca dosłownie wszelkie normy minimalizmu. Po prostu nijaka.
- I jak? Może być? - pyta nas niepewnie. Przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Po jej wyrazie twarzy dobrze widziałam, że absolutnie nie jest zadowolona.
- Sophie, co się stało z twoją suknią? To na pewno nie jest ona - chcę poznać przyczyny tak nagłej zmiany decyzji.
- To rezerwowa opcja. Już jakieś czas temu przygotowałam się na wszelki wypadek. Dobrze wiecie, jak wyglądają teraz moje przedramiona. Nie mogę ich pokazać! - kręci głową, a ja jedynie wzdycham głośno nad jej absurdalnym pomysłem. - Dzisiaj rano w przychodni myślałam, że spalę się ze wstydu, gdy czekałam w kolejce na wizytę do lekarza po nową receptę na moje leki, a jakaś starsza kobieta, aż ostentacyjnie przesiadła się z daleka ode mnie, gdy zobaczyła moje ręce. Jestem pewna, że pomyślała o mnie same najgorsze rzeczy. Pewnie uznała, że jestem jakąś narkomanką albo jeszcze kimś gorszym. A to wszystko przez to, że zapomniałam założyć swetra na swoją sukienkę. Było jednak tak ciepło. Nie wyobrażam sobie znoszenia czegoś podobnego na własnym ślubie! Przecież to będzie główny temat do plotek - słuchając przyjaciółki. Miałam olbrzymią ochotę znaleźć tę kobietę i coś jej zrobić. Co za brak taktu i logicznego myślenia z jej strony. Jak można się w ogóle tak zachowywać?
- Nie możesz się przejmować jakąś zupełną ignorantką. Taki incydent nie zmieni twoich planów. Sophie, proszę. Przymierz tamtą suknię - Karoline stara się namówić dziewczynę. Po kilku protestach w końcu kapituluje na powrót znikając w przymierzalni.


Tym razem, gdy do nas wraca, prezentuje się wprost oszołamiająco w sięgającej do ziemi białej zwiewnej sukni z koronkową górą bez ramiączek i rozkloszowanym dołem. Miałam wrażenie, że ta suknia była wprost skrojona dla Sophie. Była w niej przepiękna.
- A czy teraz może być? - zastanawia się z promiennym uśmiechem, okręcając dokoła siebie.
- Czy może być? Sophie, wyglądasz jak najprawdziwsza księżniczka - byłam przekonana, że moja opinia wcale nie była przesadzona. Zwłaszcza że Karoline w pełni ją popierała.
- Dokładnie. Wyglądasz prześlicznie. Będziesz najpiękniejszą panną młodą, jaką kiedykolwiek widziałam - dodaje siostra Halvora. - Masz wybrać tą i to bez żadnej dyskusji.
- Jesteście pewne, że nie powinnam wziąć jednak tej z długimi rękawami? - przypominam sobie o tym okropnym kawałku materiału, bo suknią tego na pewno nie można było nazwać. Od razu kręcąc przecząco głową. - Zobaczcie, jak widoczne są te paskudne wkłucia po igłach. Nie chcę, żeby ludzie znowu pomyśleli sobie o mnie niewiadomo co, gdy je przypadkiem zobaczą - patrzy ze sporym krytycyzmem na swoje całkowicie odkryte ręce.
- Zapomnij, Sophie. Nie zrezygnujesz ze swojej wymarzonej sukni tylko dlatego, żeby nie wzbudzać sensacji dla jakichś ciekawskich ludzi. To twój wymarzony dzień i nie zniszczą go czyjeś fanaberie, rozumiesz? - od razu próbuję wybić jej z głowy te wszystkie męczące ją wątpliwości.
- Inge ma rację. Wszystkie bliskie nam osoby, wiedzą z czym się zmagasz, a inni niech sobie gadają. Poza tym zostało trochę czasu do ślubu. Ślady na pewno jeszcze lekko zbledną, a w ostateczności postaramy się je dodatkowo zamaskować. Nie zastanawiaj się więc tylko bierz ją. Marzyłaś o niej od dawna. A Halvor padnie z wrażenia, gdy w końcu cię w niej zobaczy - na całe szczęście udaje się nam przekonać Sophie. Dzięki czemu najpoważniejszy dotąd kryzys przygotowań ślubnych zostaje zażegnany. Im jednak bliżej tego wyjątkowego dnia, tym na pewno zacznie się robić goręcej. Było więc kwestią czasu, aż pojawią się kolejne problemy, które jeszcze nie raz przyprawią mnie o spory ból głowy.


- Sophie, dobrze się czujesz? Nie najlepiej wyglądasz - pytam z jawnym zmartwieniem, gdy wychodzimy na świeże powietrze. Zauważając, że ciężko się jej oddycha.
- Nie martw się. Jestem tylko trochę zmęczona. Ten dzień był mocno intensywny, a te nowe leki wywołują u mnie spory spadek energii - tłumaczy, siadając na pobliskiej ławce. Pijąc następnie łapczywie zimną wodę z butelki.
- Powinnaś więc jak najszybciej wrócić do siebie i odpocząć. Dobrze wiesz, że nie możesz się przemęczać - miałam zamiar tego dopilnować. Nie chcąc dopuścić, aby przesadnie się forsowała. To na pewno nie był właściwy do tego czas.
- Z chęcią, ale nie mogę. Muszę jeszcze spotkać się z właścicielem tego pensjonatu, gdzie odbędzie się wesele, aby wręczyć mu ostateczną listę gości i wszystkie podpisane dokumenty. On nie uznaje niestety elektronicznych wersji. W dodatku ciężko się z nim umówić, a akurat dziś miał wolną chwilę i jest na miejscu - absolutnie nie mogłam na to przystać.
- To za daleko, abyś sama tam jechała. Lepiej będzie, jak ja zrobię to za ciebie, a Karoline odprowadzi cię do mieszkania i poczeka z tobą, aż Halvor nie wróci - deklaruję się. Nie widząc większych przeszkód.
- Sprawiam wam tyle problemów. We wszystkim trzeba mnie wyręczać - patrzę na Sophie z ostrzeżeniem, gdy słyszę co mówi.
- Nawet nie próbuj zaczynać tego tematu. Za kilka miesięcy znowu wszystko będzie jak dawniej i staniesz się na powrót samowystarczalna. Ale teraz musisz na siebie uważać, jeśli chcesz wyzdrowieć - staram się ją pocieszyć i przemówić do rozsądku, co przynosi pozytywny skutek.
- Niech będzie - zgadza się, wręczając mi teczkę z potrzebnymi dokumentami.


Po dopełnieniu wszelakich formalności i trwającym wieczność sprawdzeniu ich kilkukrotnie przez właściciela miejsca, gdzie ma się odbyć wesele Sophie i Halvora. Wychodzę na zewnątrz z budynku, jak zawsze zachwycając się otaczającymi mnie dookoła widokami. Od pierwszego razu byłam pod ogromnym wrażeniem okolicy, której pięknem nie mogłam się nadziwić. Nie zastanawiając się zbyt długo, udaję na pomost prowadzący nad urokliwe jezioro, wpatrując w spokojną toń wody. Pod wpływem chwilowej odwagi postanawiam zadzwonić do Stefana i zapytać go w końcu o to, co odwlekałam już od kilku dni. Dobrze wiedząc, że nie powinnam dłużej zwlekać.


- Inge, już się za mną stęskniłaś? Myślałem, że wytrwasz trochę dłużej - wita mnie ze śmiechem, co oznaczało że był w dobrym humorze.
- Jak zawsze sobie za bardzo schlebiasz - odgryzam się. Po czym pogrążamy się w naszej standardowej przyjaznej rozmowie. Odwlekając tym samym mój najgłówniejszy powód zadzwonienia.
- Wykrztuś w końcu to z siebie. Wiem, że coś cię gryzie. O co chodzi? - Stefan oczywiście musiał się poznać. Byłam ostatnio, aż nazbyt przewidywalna.
- Chciałam cię prosić o sporą przysługę. Powiem wprost. Mógłbyś towarzyszyć mi na ślubie Sophie i Halvora i uratować od samotnego siedzenia przy stoliku przez całe wesele? - pytam na jednym wdechu. Z olbrzymią nadzieją, że się zgodzi. Był jedyną osobą, którą mogłam o to poprosić. - Oczywiście to nic wiążącego. To byłoby zwykłe przyjacielskie wyjście.
- Inge z wielką chęcią bym ci towarzyszył, ale niestety nie mogę. W tym terminie będę w połowie kolejnego zgrupowania. Nie dam po prostu rady się wyrwać. Przepraszam - ogarnia mnie olbrzymie rozczarowanie. Z jakiegoś niewiadomego powodu założyłam sobie, że Stefan na pewno się zgodzi. Nawet nie brałam pod uwagę, że w tym okresie może mieć swoje obowiązki do wykonania.
- Jasne, rozumiem. Zapomnij o tym - staram się ukryć swój zawód. Wiedząc, że Austriak nie jest temu winny. - Powiedz lepiej, czy Michael dalej jest na ciebie śmiertelnie obrażony? - kiedy Stefan wyznał mi prawdę, odnoście ich ostatniej kłótni i sytuacji z Lisą. Przeżyłam spory szok, ale nie zamierzałam nikogo oceniać. Wciąż liczyłam też, że uda się jeszcze uratować ich przyjaźń.
- Gorzej. Przestałem dla niego zupełnie istnieć. Ignoruje mnie na każdym możliwym kroku. On nigdy mi nie wybaczy tego, co zrobiłem - markotnieje. Wiedziałam, że ta sytuacja mocno go przytłaczała.
- Co takiego zrobiłeś? Wycofałeś się, zanim tak naprawdę do czegoś doszło. Michael powinien wziąć to pod uwagę - czasami miałam olbrzymią ochotę lecieć do Austrii i porządnie nawrzucać Austriakowi za jego głupią upartość i na własne życzenie komplikowanie sobie życia. - Lisie już pewnie dawno wybaczył - nie umiem sobie darować tej uszczypliwości.
- Nic mi o tym niewiadomo. W ogóle nie wiem, co się u niego dzieje. Mam jednak nadzieję, że postawienie przeze mnie wszystkiego na jedną kartę nie poszło na marne - obydwoje ze Stefanem byliśmy odcięci od jakichkolwiek informacji. Mogliśmy więc opierać się jedynie na domysłach.
- Może wkrótce zmądrzeje. Musisz być dobrej myśli - chciałam natchnąć w niego trochę optymizmu.

11.06.2019

- Na pewno przyjdziesz sama? - Halvor zadaje mi chyba po raz dziesiąty to samo pytanie.
- Wiesz, że moja odpowiedź się nie zmieni bez względu na to, ile razy jeszcze zapytasz? - mówię stanowczo. Zmęczona słuchaniem w kółko tego samego.
- Słyszałaś, Sophie. Możesz z czystym sumieniem umieścić więc Inge przy stoliku z moimi zrzędzącymi samotnymi ciotkami - nakłania swoją ukochaną, która z kolorowym flamastrem w dłoni. Starała się jakoś sensownie rozmieścić gości przy stolikach. Kreśląc coś nieustannie na kartce z planem, który zrozumieć mogła wyłącznie ona.
- Mogą być nawet ciotki. Przynajmniej posłucham jakiś pikantnych ploteczek, a jak się postaram, to wyciągnę od nich jakieś kompromitujące fakty z twojej przeszłości, którymi z ogromną chęcią podzielę się potem z Sophie - uśmiecham się złośliwie do chłopaka.
- Dobra, cofam to. Jesteś zbyt niebezpieczna i przebiegła - podnosi ręce w obronnym geście. Szybko zmieniając zdanie. Zaczynam się z niego śmiać.
- Usiądziesz obok Marie i Malcolma, zgoda? - Sophie podsuwa mi kartkę z nadrukowanym planem stolików. Pokazując moje docelowe rozmieszczenie.
- Lepszym pomysłem będzie, gdy zajmie miejsce obok mojego znajomego. Wiesz którego. Kto wie, może się przypadkiem dogadają? - posyłają sobie porozumiewawcze spojrzenia.
- Żadnego swatania! - od razu ich ostrzegam. Starając wybić wszelkie głupoty z głowy.
- A kto tu mówi o swataniu? - Sophie udaje, że nie wie, o co mi chodzi.
- Nie musicie nic mówić. Wystarczą mi wasze uśmieszki i te spojrzenia. Czy wy naprawdę czytacie sobie w myślach? - oburzam się na ich doskonałą umiejętność porozumiewania bez słów.
- Dopiero teraz to odkryłaś? Coś długo ci to zajęło - rzucam w Halvora poduszką leżącą na kanapie za te wszystkie jego uszczypliwe komentarze. - To bolało!
- Bo miało! - uśmiecham się z satysfakcją.
- Czasami obydwoje zachowujecie się gorzej niż małe dzieci - Sophie kręci z dezaprobatą głową na nasze drobne utarczki. - Zamiast mi pomóc tylko mnie rozpraszacie.
- Ale i tak nas kochasz. Bez nas byłoby ci zwyczajnie za nudno - Halvor przekonuje Sophie. Tym razem musiałam się w pełni z nim zgodzić. Poza tym ja także ogromnie się cieszyłam, że ich mam. Moje życie bez nich do reszty stałoby się szare i byle jakie.



💟💟💟💟


21.06.2019


Bez zbytniego pośpiechu wracam do swojego mieszkania po porannym joggingu, będąc wyjątkowo mocno zmęczonym. Czułem bolesne pulsowanie niemal każdego mięśnia, gdy mozolnie pokonywałem kolejne schody prowadzące na wyższe piętra budynku, co zresztą nie było niczym nowym i zaskakującym. Wszystkie w ciągu ostatnich dni były w końcu nad wyraz przeze mnie eksploatowane i zmuszane do dodatkowego ogromnego wysiłku poza zwykłymi treningami. Choć dobrze wiedziałem, że ostatnio zdecydowanie przesadzałem z pokonywanym dziennym dystansem, to nie potrafiłem przestać. Świadomie zwiększając przy tym ryzyko narażenia się na jakąś kontuzję. Nie mogłem jednak nic na to poradzić, że jedynie podczas biegu umiałem przestać myśleć o ostatnich wydarzeniach i wyznaniu Stefana, które po raz kolejny gwałtownie wywróciło wszystko w moim życiu do góry nogami. Poza tym lubiłem to ogarniające mnie zmęczenie, które uniemożliwiało większych rozmyślań i pozwalało się skupić wyłącznie na otaczającej rzeczywistości, w której nie było już miejsca dla do niedawna niezwykle bliskich mi osób.


Wiedziałem, że muszę mimo tego całego rozczarowania, jak najszybciej przestać roztrząsać przeszłość i skupić wyłącznie na swojej karierze. Zwłaszcza że ostatecznie okazała się jedynym pewnym punktem, gdy wszystko inne w moim życiu zawiodło. To dlatego właśnie na tym aspekcie powinienem się przede wszystkim skoncentrować, jeśli naprawdę chciałem wrócić do miejsca, w którym kiedyś się znajdowałem i udowodnić wszystkim, że za wcześnie mnie skreślili. Łatwo było jednak mówić, a o wiele trudniej przekuć słowa w czyny. Szczególnie gdy poczucie goryczy z każdym dniem stawało się coraz większe.


Pokonując schody ostatniego piętra dzielącego mnie od mieszkania. Na ich szczycie zauważam siedzącego i wyglądającego na mocno zniecierpliwionego Stefana, który zapewne czekał na mnie. Od razu cały się spinam, a złość ogarnia mnie w mgnieniu oka. Nie dość, że musiałem znosić jego obecność na ostatnim zgrupowaniu i widywać na treningach, to teraz postanowił mnie jeszcze nachodzić. Jakby w zupełności nie wystarczały mi natarczywe wizyty Lisy, która wciąż usilnie liczyła na moje wybaczenie. Choć za każdym razem odsyłałem ją z niczym. Nie potrzebowałem więc dodatkowo tych mojego byłego już przyjaciela. Widocznie jednak obydwoje nadal nie rozumieli, że nie mają czego tu szukać.


- Co ty tutaj robisz? - pytam nieprzyjemnie. Nie mając zamiaru wysilać się na udawaną uprzejmość w stosunku do niego.
- Cześć. Czekam na ciebie. Musimy porozmawiać - podnosi się, idąc za mną w stronę drzwi. Nie czekając na żadne zaproszenie.
- Nie sądzę, abyśmy mieli o czym. Ostatnio chyba jasno się wyraziłem - przekręcam klucz w zamku. Posyłając mu pełne wyrzutów spojrzenie, które mimo to pokornie znosi. Udając, że wcale nie widzi, że traktuję go jak swojego wroga.
- Michael, zapomnij na moment o tym, że mnie nienawidzisz. Wiem, że wtedy z Lisą kompletnie zawaliłem, ale nie o tym chcę teraz rozmawiać. Dlatego nie odejdę stąd, dopóki mnie nie wysłuchasz. To naprawdę ważne i dosyć pilne - odpowiada mi stanowczo. Wyglądał na ogromnie zdeterminowanego, co wzbudza u mnie spore zastanowienie i ciekawość, co takiego może być, aż tak pilne.
- Wejdź, ale nie obiecuj sobie zbyt wiele - ulegam w końcu. Zapraszając go niechętnie do środka. Z nadzieją, że nie popsuje mi nastroju z samego rana.


Siadam na kanapie w salonie z butelką wody, patrząc na stojącego przy oknie Stefana. Czekając, aż łaskawie zacznie nareszcie mówić. Do czego przestał się jakoś przesadnie kwapić.
- Możesz przejść do rzeczy? Ja naprawdę nie mam całego dnia - pośpieszam go, coraz bardziej zirytowany jego obecnością. Jak najszybciej chciałem zostać sam i zaplanować jakoś sensownie ten wolny dzień oraz nadchodzący weekend. Mając dojść siedzenia wyłącznie we własnych czterech ścianach.
- Dobrze. Zapytam więc wprost. Zależy ci jeszcze na Inge? Kochasz ją w ogóle? - zadaje mi pytania, których kompletnie się nie spodziewałem.
- Dlaczego cię to w ogóle interesuje? To wyłącznie moja sprawa - chcę uzyskać jakieś wyjaśnienia. Niczego z tego zwyczajnie nie rozumiejąc. Po co w ogóle poruszał ze mną tę kwestię. Zupełnie go przecież nie dotyczyła.
- Po prostu odpowiedz. Czy to jest takie trudne? - Stefan zaczyna się irytować naszą bezsensowną wymianą zdań.
- Jeśli choć trochę mnie znasz, to powinno być to dla ciebie oczywiste, że pomimo tego, co się wydarzyło, ogromnie mi na niej zależy i nigdy nie przestałem jej kochać - decyduję się na szczerość. Nie mając żadnego powodu, aby tego ukrywać.
- Wiem o tym doskonale. Chciałem się tylko upewnić - uśmiecha się z wyraźnym zadowoleniem. - Skoro więc, jest tak jak mówisz, to w tej chwili pakuj swój najlepszy garnitur i inne niezbędne rzeczy, bo lecimy do Norwegii - patrzę na niego, jak na kompletnego wariata. Po czym wybucham głośnym śmiechem.
- To ci się naprawdę udało, gratuluję - nadal się śmieję. Nie mogąc przestać przez dłuższą chwilę. - Dobra. Pośmialiśmy się, ale wystarczy jednak tego dobrego. Przejdź do rzeczy i powiedz, jaki jest prawdziwy cel twojej wizyty - poważnieję w końcu. Czasami zastanawiałem się, skąd u Stefana bierze się tak wybujała wyobraźnia i pomysły niemal z kosmosu.
- To nie był żaden żart, geniuszu. Jutro jest ślub Sophie i Halvora. Korzystając z okazji, we trójkę postanowiliśmy więc ostatni raz spróbować was z Inge pogodzić. Dobrze wiedząc, że żadne z was nigdy się na to samo nie zdecyduje. Ona także cię kocha, więc zrób coś w końcu z tym. Zamiast czekać na cud, który nigdy nie nadejdzie. Jeśli teraz się nie uda, trudno. My więcej nie mamy już zamiaru ingerować. Michael, nie zmarnuj dlatego tej ostatniej szansy, bo kiedyś może się okazać, że jest zwyczajnie za późno - szokuje mnie wypowiedzianymi przez siebie słowami. Przecież to wszystko brzmiało jak jakiś jeden wielki absurd. Wpadał tutaj jak gdyby nigdy nic i próbował postawić mnie przed faktem dokonanym. Uważając, że to wszystko jest takie proste. A tyle przecież się wydarzyło od mojego ostatniego spotkania z blondynką. Była cała masa rzeczy do wyjaśnienia między nami. W jednym musiałem przyznać jednak Stefanowi rację. Sam nigdy nie odważyłbym się na skontaktowanie z Inge. Bałem się ponownego odrzucenia przez nią i usłyszenia, że do niczego mnie już nie potrzebuje. Wolałem dlatego trwać w takim zawieszeniu. Marnotrawiąc kolejne dni. Tak było po prostu łatwiej i pewnie mniej boleśniej.


- Stefan, czy ty do reszty zwariowałeś? Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz? Mam stanąć jutro tak po prostu przed Inge i powiedzieć cześć? Po takim czasie? Przecież to niedorzeczne. Wszystkim zepsuję tylko ten wyjątkowy dzień - kręcę z politowaniem głową dla tego szalonego pomysłu. Będąc zdecydowanie sceptycznie do niego nastawionym. On się po prostu nie mógł udać.
- Niedorzeczne jest to, że wciąż nic nie zrobiliście. Obydwoje usychacie z tęsknoty za sobą, ale i tak będziecie się upierać, że jest wspaniale, zamiast ze sobą szczerze porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Naprawdę uważasz, że to nie jest dziecinne? - próbuje na mnie wpłynąć. Coraz bardziej się denerwując.
- Znalazł się ekspert od dorosłości - dogryzam mu, chcąc go sprowokować. Z nadzieją, że sobie pójdzie i da mi święty spokój. - Poza tym chyba zapomniałeś, że zaczęliśmy przygotowania do sezonu. W poniedziałek rano mamy być tutaj, a nie w Norwegii - wytykam mu kolejne dziury w jego misternym planie, bo szczerze wątpiłem, że udałoby się nam wrócić na czas.
- O to się nie martw. Dostałeś tydzień wolnego - informuje mnie z zadowoleniem, że odebrał mi kolejny argument.
- Słucham? Niby z jakiej racji? - absolutnie nie podobała mi się ta perspektywa.
- Z takiej, że masz dojść do siebie i się opamiętać. Myślisz, że wszyscy nie widzą, co robisz? Jak zdecydowanie przesadzasz z treningami i się przeciążasz? To do niczego dobrego cię nie doprowadzi. Jeszcze trochę i skocznie zamienisz na gabinety lekarskie - patrzy na mnie z jawną dezaprobatą, z której nic sobie nie robię. Nie potrzebowałem jego udawanej troski albo co gorsza współczucia.
- Kiedy w końcu wszyscy przestaną za mnie decydować? Przypominam, że to moje życie i mogę z nim robić, co zechcę. Ktoś w ogóle miał mnie zamiar o tym poinformować? - oburzam się. Wszystkie moje plany znowu zostały nieoczekiwanie pokrzyżowane.
- Ustaliliśmy z trenerem, że ja ci to przekażę. Wszyscy naprawdę się o ciebie martwią - prycham tylko na jego kolejne nic niewarte zapewnienia.
- Na pewno. Zwłaszcza ty się ogromnie martwisz - ironizuję. - Pewnie tak samo się o mnie martwiłeś wtedy z Lisą - nie potrafię ugryźć się w język i mimowolnie poruszam ten niewygodny dla nas obydwu temat.
- Myśl sobie, co tylko chcesz. Ale jesteś moim przyjacielem i twój los zawsze będzie dla mnie ważny. Chcę, żebyś był szczęśliwy - zapewnia. Ja jednak nawet za grosz już mu w nic nie wierzyłem.
- Poprawka, Stefan. Byłem twoim przyjacielem - nie mając ochoty dłużej z nim dyskutować. Kieruję się do swojej sypialni, zostawiając go kompletnie zdezorientowanego.


- Michael, czy choć raz możesz przestać uważać, że wiesz wszystko najlepiej i mnie posłuchać? Schowaj tę swoją niepotrzebną dumę do kieszeni, bo nie wyjdę stąd bez ciebie, rozumiesz? Choćby siłą, ale zaciągnę cię do tej Norwegii. Mam już serdecznie dość tej waszej cholernej upartości. W głowie mi się nie mieści, że można kogoś kochać, a równocześnie bez żadnej walki pozwolić mu odejść. W tej kwestii dobraliście się z Inge po prostu idealnie. Jak chcecie być szczęśliwi, skoro sami odrzucanie otrzymaną na nie szansę? - słucham tyrady Stefana, którą wygłasza po drodze z salonu. - Zachowujecie się gorzej niż małe dziec... - staje w końcu w progu, przyglądając się z niemałym szokiem, jak powoli pakuję swoją walizkę.
- Niezła przemowa, ale zupełnie niepotrzebna, bo już wcześniej zrozumiałem - staram się brzmieć obojętnie, choć wewnątrz toczyłem z samym sobą niemałą walkę. Nie mając pojęcia, czy dobrze robię, zgadzając się na to szaleństwo. Mogłem wiele zyskać, ale i utracić tę resztkę złudnej nadziei na nasze szczęśliwe zakończenie.
- Naprawdę? - nie dowierza. Zapewne spodziewając, że dużo dłużej zajmie mu przekonywanie mnie do swoich racji.
- Chyba widzisz. Najwyżej Inge pośle mnie jutro do diabła, co jest bardzo prawdopodobne, znając jej temperament i charakterek. Przynajmniej przestanę się łudzić i będę ostatecznie wiedział na czym stoję - informuję go. Po czym podchodzę do szafy, zastanawiając który garnitur i koszulę mam wybrać. Nadal uważając wszystko, co robię za kompletną abstrakcję.
- Jestem pewien, że tego nie zrobi - Stefan jak zawsze do wszystkiego podchodzi z olbrzymim optymizmem. - Michael, chyba sobie żartujesz. Na pewno nie założysz czegoś takiego! - protestuje, gdy decyduję się na najlepszy w moim mniemaniu komplet.
- Niby dlaczego? - nie rozumiałem, co mu w nim nie pasuje.
- Dlaczego? Ta marynarka wygląda, jak wyjęta z szafy mojego dziadka, a ta koszula jest tragiczna. Chcesz narobić sobie i Inge wstydu? To ślub jej najlepszych przyjaciół! Masz wyglądać nienagannie, ale i modnie. Zwłaszcza że Inge na pewno będzie prezentować się olśniewająco. Musisz jej dorównać - patrzę na niego z politowaniem. Czego nawet nie zauważa, bo sam zaczyna przeszukiwania mojej szafy. - To się do czegoś nada, ale zdecydowanie jak najszybciej powinieneś wybrać się na porządne zakupy. I to najlepiej pod nadzorem kobiecego oka - ściąga z wieszaka wybrane przez siebie rzeczy, wręczając mi je następnie.
- Nie wiedziałem, że zmieniłeś zawód i zostałeś teraz prywatnym stylistą - mówię z przekąsem, ale wzrusza jedynie ramionami. Wciąż będąc oazą spokoju, której nic nie było w stanie wyprowadzić z równowagi.
- Pośpiesz się z tym pakowaniem, bo inaczej jeszcze się spóźnimy na samolot - ponagla mnie. - Przydałby ci się też prysznic i zmiana ubrań, które raczej nie należą do tych pierwszej świeżości - patrzy sugestywnie na mnie, przypominając o dość istotnym fakcie, który mi umknął. Na twarzy przez parę sekund pojawia się mu błysk dobrze znanego mi rozbawienia. Zapewne, gdyby wszystko było między nami w porządku, wybuchłby głośnym śmiechem. Dostając swojej standardowej głupawki i przez długi czas nie potrafiłby się opanować.


Droga na lotnisko w głównej mierze upływa nam w dosyć męczącej i irytującej ciszy. Było to o tyle nużące, że żaden z nas nie był do czegoś takiego przyzwyczajony. Przez co obydwaj nie mogliśmy się odnaleźć w nowej sytuacji. Nie mogłem jednak inaczej. Minęło zbyt mało czasu, abym był w stanie, choćby spróbować wybaczyć Stefanowi. Wciąż byłem na niego wściekły do granic możliwości i tłumiłem w sobie mnóstwo wyrzutów pod jego adresem. O utracie niemal całkowitego zaufania nawet nie mówiąc. Nie mając więc wyjścia, obserwowałem ze znikomym zainteresowaniem widoki zza szyby, żałując że to nie ja prowadzę. Przynajmniej miałbym się na czym skupić. Im bliżej byliśmy naszego docelowego miejsca, tym częściej moje myśli skupiały się na Inge. Starałem się przewidzieć jej reakcję na mój niespodziewany widok. Ucieszy się, a może nie będzie chciała nawet rozmawiać? Podejrzewałem, że na pewno będzie w niemałym szoku. Nie wiedziałem też, jak wytłumaczę jej swoje pokręcone relacje z Lisą z ostatnich tygodni, co do których na pewno zażąda porządnych wyjaśnień. Bałem się, a równocześnie nie mogłem powstrzymać ekscytacji z powodu tego, że naprawdę jutro zobaczę swoją ukochaną Norweżkę.


- Stefan, skoro Inge z nikim się jednak nie spotykała. Powiedz mi, kim w takim razie był ten facet, z którym ją widziałem wtedy pod jej mieszkaniem? - przerywam jako pierwszy między nami milczenie. Próbując poznać w końcu odpowiedź na nurtujące mnie od dawna pytanie.
- To Malcolm, znajomy Inge. Nic ich ze sobą nie łączy. Odwiózł ją tylko tamtego dnia, co było częścią nieudanego planu. Wiedziałbyś o tym już dawno, gdybyś chciał mnie wysłuchać. Ale się przecież uparłeś, że wiesz lepiej - kręci z niezadowoleniem głową.
- Gdybyś sam był tego świadkiem. Myślałbyś podobnie - bronię się mimowolnie. Wyrzucając sobie, że gdybym wtedy postanowił od razu wyjaśnić z Inge to nieporozumienie. Być może teraz wszystko byłoby zupełnie inaczej.
- W przeciwieństwie do ciebie. Zażądałbym wyjaśnień, zamiast tworzyć własne teorie. Do twojej wiadomości już tak na przyszłość, to Malcolm jest w szczęśliwym związku, a jego dziewczyna spodziewa się dziecka. Niedługo zostaną więc rodzicami, a Inge to wyłącznie jego dobra znajoma. Mam nadzieję, że w końcu coś do ciebie dotrze - kończy mówić akurat w momencie, gdy parkuje samochód. Co oznaczało, że część wspólnej podróży na całe szczęście mamy już za sobą.


Z niecierpliwością oczekuję na nasz lot. Czując się tak, jakby zegar stanął w miejscu. W dodatku gwar panujący dookoła nie pozwalał się na niczym skupić, co nie ułatwiało wyczekiwania. Ze sporą wdzięcznością przyjmuję więc od Stefana kubek z kawą, gdy tylko na powrót zajmuje obok mnie miejsce.
- Wiesz, co w ogóle słychać u Inge? - próbuję podpytać mojego do niedawna jeszcze przyjaciela. Zwłaszcza że jak na razie był dla mnie jedynym źródłem informacji o dziewczynie.
- Ostatnie miesiące nie były dla niej najłatwiejsze. Na całe szczęście powoli wszystko zaczyna się jej układać - przez następne minuty dowiaduję się o utracie pracy, chorobie Sophie, która mocno mną wstrząsa i całej reszcie problemów, z którymi Inge musiała się borykać. Miałem ogromną ochotę zapaść się pod ziemię. Powinienem być wtedy przy niej, wspierać ją, zamiast świetnie bawić w towarzystwie Lisy. Byłem po prostu skończonym kretynem. Coraz bardziej też wątpiłem, że Inge w ogóle będzie chciała mnie znać po czymś takim. - Aktualnie skupia się głównie na własnej działalności, którą założyły wraz z koleżanką. Podobno idzie im całkiem nieźle, mimo że to dopiero początek - Stefan kończy z uśmiechem dumy z dziewczyny. Był o wszystkim zadziwiająco doskonale poinformowanym. Co wzbudza u mnie spore podejrzenia.
- Musisz być chyba w stałym kontakcie z Inge, jeśli jesteś tak świetnie zorientowany w jej życiu - choć staram się być obojętny, to mój głos mnie zdradza. Wyraźnie dało się w nim wyczuć nutkę sporej zazdrości.
- Owszem, jesteśmy. Ostatnio zdecydowanie pogłębiłem swoje międzynarodowe znajomości. Nawiązując relacje z ogromnie sympatycznymi osobami. W życiu bym się nie spodziewał, że tak dobrze mogę się porozumieć z Norwegami - próbuję zachować spokój i nie powiedzieć o kilka słów za dużo, które mam już na końcu języka. - A z Inge się przyjaźnimy - Stefan mówi to z taką oczywistością, że mam ochotę coś mu po prostu zrobić.
- Świetnie. Gratuluję - odwracam od niego wzrok. Udając przesadne zaintersowanie tablicą z informacjami o poszczególnych lotach.
- O nie. Znowu się zaczyna. Zanim więc dasz popis swoim wybuchem niepotrzebnej zazdrości, posłuchaj uważnie. Nie spaliśmy ze sobą z Inge. Nie kocham Inge. Ona nie kocha mnie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi i nigdy między nami do niczego nie dojdzie, jasne? - tłumaczy mi uważnie tę wyliczankę, jak jakiemuś dziecku. Będąc przy tym jakimś cudem niezwykle zabawnym. Przez co mam ochotę się głośno roześmiać, a cała zazdrość natychmiast ze mnie wyparowuje.
- Dziękuję za szczegółowe wyjaśnienie. Nie musiałeś być jednak, aż tak dosadny - uśmiecham się nikle w kierunku Stefana. Na co kiwa tylko głową. Nadal nie potrzebowaliśmy wielu słów, aby się ze sobą porozumieć. Takie momenty jak ten sprawiały, że coraz mocniej tęskniłem za powrotem do naszej normalnej relacji.


Późnym wieczorem po kilku sprzeczkach i trzykrotnym zabłądzeniu taksówkarza. Udaje się nam dotrzeć ze Stefanem na miejsce, którym okazuje się przepięknie wyglądający pensjonat imitujący swoim wyglądem niewielki pałacyk położony niemal praktycznie nad samym jeziorem, gdzieś w niedalekich okolicach Oslo. Okolica prezentowała się wprost cudownie. Otaczająca wszystko dookoła kwitnąca zielona natura, dawała poczucie ciszy i odosobnienia. Pomost prowadzący wprost nad zachwycające swoim spokojem i niemal błękitną taflą wody jezioro czekał z niemym zaproszeniem do skorzystania z niego. Najlepiej prezentował się jednak stojący pośrodku tego wszystkiego biały dwupiętrowy budynek ze staromodnymi okiennicami i namacalnym duchem przeszłości pomieszanym gdzieniegdzie z nowoczesnością. Byłem pewien, że jego wnętrze zabierze nas kilkadziesiąt lat wstecz i zagwarantuje darmową wycieczkę po dawno minionych czasach.


- Ktoś tu ma genialny gust, że wybrał akurat to miejsce na wesele. Jest przepiękne. Sam bym się tutaj z chęcią ożenił i pobawił na swoim weselu - Stefan był w niemniejszym zachwycie ode mnie.
- Najpierw musiałbyś znaleźć jakąś desperatkę, która chciałaby się z tobą męczyć przez całe życie - zapominam się i zaczynam żartować. Dzisiejszy dzień sprawił, że od czasu do czasu, umykało mi czego się dopuścił. - To zresztą nie moja sprawa - poważnieję. Odbierając Stefanowi nadzieję, że być może nastąpiła jakaś poprawa między nami.
- Chodźmy do środka. Robi się chłodno - to był jedyny minus uroków Skandynawii. Nawet w czerwcu było tu o kilka stopni mniej niż w Austrii. Zwłaszcza wieczorami.
- Oby tylko znalazły się dla nas jakieś wolne pokoje - zaczynałem się obawiać, że ze względu na jutrzejszą uroczystość. Wszystko będzie już zarezerwowane.
- Michael, masz nas za jakichś amatorów? Tym razem wszystko zaplanowaliśmy ze szczegółami. Nie ma miejsca na jakieś potknięcie. Pokój już na nas czeka tak samo, jak na każdego innego gościa. Mamy jednak wspólny, bo nie było już miejsca. Mam nadzieję, że to dla ciebie nie problem - wzruszam ramionami z obojętnością.
- Jakoś przeżyję - zapewniam go, gdy przekraczamy próg urządzonego w stylu vintage pensjonatu.


Po dopełnieniu wszystkich formalności docieramy w końcu do naszego pokoju pełnego bieli i gustownych dodatków, który idealnie wkomponowuje się w charakter tego miejsca. Zostawiam walizkę przy łóżku, po czym wychodzę na niewielki balkon. Przyglądając się zachodowi słońca. Zaczynając odliczać godziny do jutrzejszego spotkania z Inge. Z nadzieją, że wszystko między nami się jednak jakoś ułoży. Niczego bardziej nie pragnąłem.