08.03.2019
Z ogromnym poczuciem goryczy i złości, których za nic nie potrafiłem się pozbyć. Po kilku godzinach bezsensownego krążenia po wyjątkowo mroźnej tej nocy stolicy Norwegii postanawiam wrócić w końcu do hotelu. Przemykając niezauważonym przez kolejne piętra. Chciałem jedynie dotrzeć do pokoju i zapaść w sen. Najlepiej taki niemający końca przez kilka następnych dni. Nadal nie mogłem uwierzyć, że byłem tak naiwny i naprawdę uwierzyłem w szczere intencje Inge. Zapewniającej mnie przez cały swój pobyt w Austrii, że jestem dla niej kimś niezwykle ważnym. Jak ostatni głupiec myślałem, że zostawiając mnie, po prostu się przestraszyła i będziemy w stanie jeszcze wszystko naprawić. Teraz już jednak wiedziałem, że wszystkie jej słowa były jednym wielkim i nic nie wartym kłamstwem, a ja wcale tak naprawdę nie znałem tej dziewczyny. Nie wiedziałem już kim jest, ani tym bardziej jaka jest. Zakochałem się w mylnym wyobrażeniu o niej, masce którą przybrała na potrzeby tych kilkunastu dni spędzonych ze mną.
Inge, dla której byłem w stanie zrobić niemal wszystko, po prostu nigdy nie istniała. Gdyby było inaczej, nie obściskiwałaby się z tamtym facetem, świetnie bawiąc w jego towarzystwie. Na samo wspomnienie ich widoku razem, zaciskam dłonie w pięści, mając nieodpartą ochotę coś zniszczyć. Chciałem sobie w jakiś sposób ulżyć. Nie mogąc znieść świadomości, że po raz kolejny dałem się w tak dziecinny sposób okłamywać. Żałowałem, że w ogóle dostałem ten adres. Życie w błogiej niewiedzy dotyczącej tego, co tak naprawdę dzieje się z Inge było o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze. Za to zmierzenie się z prawdą było dużo trudniejsze, niż mógłbym kiedykolwiek przypuszczać.
Otwieram cicho drzwi od pokoju zauważając, że Stefan śpi sobie w najlepsze, kompletnie niczego nieświadomy. Zakładając zapewne, że wszystko poszło zgodnie z naszym planem. Byłem pewien, że rano przeżyje niemały szok, gdy tylko o wszystkim mu opowiem. Chyba żaden z nas w życiu by nie przypuszczał, że dzisiejszy wieczór przybierze tak nieoczekiwany obrót. Zamykając raz na zawsze rodział związany z moją znajomością z Inge.
Po kilkunastu minutach bezsensownego stania na środku pokoju i zastanawiania się nad samym sobą. Nie mając innego wyjścia, sam także decyduję położyć się do łóżka. Przez kilka następnych godzin starając się wyrzucić z głowy widok Inge i jej nowego obiektu zainteresowania. Próbując przy tym zrozumieć, w czym był lepszy ode mnie, że postanowiła wybrać akurat jego. Co takiego miał jej do zaoferowania, że nie mogłem z nim konkurować. Czy naprawdę byłem, aż tak beznadziejny?
- Michael, co ty tutaj robisz? - dość wczesnym rankiem zostaję obudzony przez mocno zdziwionego Stefana. Czując się kompletnie nieprzytomnym. Nic w tym zresztą dziwnego, skoro po wielu trudach udało mi się zasnąć dopiero nad ranem. Znajdowałem się w fatalnym stanie zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Co stawiało mnie w roli idealnego kandydata do zawalenia dzisiejszego konkursu drużynowego.
- Śpię, nie widać? Poza tym, gdzie indziej miałbym być? - pytam głupio. Nakrywając twarz poduszką. Mając nadzieję, że zwyczajnie da mi święty spokój.
- Jak to gdzie? Może w mieszkaniu Inge, a dokładnie w łóżku Inge. Śpiąc z Inge. Czy ja wczoraj nie wyraziłem się jasno? - na samo usłyszenie imienia dziewczyny, wczorajsze wydarzenia z jej udziałem od razu do mnie wracają. - Michi, tylko mi nie mów, że znowu coś nie wyszło i wcale się nie pogodziliście. Moje starania nie mogły pójść na marne.
- Nawet nie mieliśmy takiej okazji, bo okazało się, że Inge jest już zajęta. Przeniosła swoje zainteresowanie na kogoś innego. Kto zresztą wie, może i przed poznaniem mnie, był już ktoś inny. Nigdy nie dojdę już do prawdy - nie miałem w końcu żadnej pewności, że Norweżka już wcześniej nie snuła przyszłościowych planów z tym typkiem, a ja byłem tylko miłą odskocznią od tamtej relacji. Nie mogłem być już niczego pewien w związku z nią.
- Słucham? O czym ty w ogóle mówisz? Oszalałeś? - nie dowierzał. Patrząc na mnie z wyraźnym powątpiewaniem, jakbym wymyślił to sobie na poczekaniu.
- Stefan, wiem co widziałem. Ślepy jeszcze nie jestem. Jak inaczej wytłumaczysz jej obściskiwanie się z jakimś facetem, który odwiózł ją zapewne po ich randce? Dziwne, że nie zaprosiła go do siebie, aby ukoronować to spotkanie - wolałem sobie nawet tego nie wyobrażać, bo zaczynałem się od środka gotować. Szalałem z zazdrości na samą myśl, że teraz to ktoś inny miał prawo spędzać z nią wspólne noce. - Nic mnie to zresztą nie obchodzi. Niech sobie robi, co tylko chce - musiałem w końcu zobojętnieć na wszystko związane z Inge. W innym przypadku po prostu zwariuję. A ona jak widać, zdecydowanie nie była tego warta.
- To musi być jakaś pomyłka, którą na pewno da się wyjaśnić. Michael, nie możesz tak tego zostawić, rozumiesz? - Stefan nie zamierzał odpuszczać. Będąc przekonanym, że ma rację.
- Właśnie, że mogę i to zrobię. Tobie także radzę zrobić to samo. Bardzo cię też proszę, abyś od tej pory nie wspominał przy mnie o Inge, ani o niczym co jej dotyczy. Muszę na dobre wyrzucić ją ze swojego życia - dobrze wiedziałem, że gdy dookoła wszyscy będą mi o niej przypominać. Będzie to nierealne.
- Doskonale wiem, że wcale nie chcesz tego robić. Przecież ją kochasz. Spróbuj więc to wyjaśnić, zamiast snuć te swoje teorie, które znając życie, okażą się zwykłą bzdurą - przyjaciel stara się nakłonić mnie do zmiany zdania.
- Ale Inge nigdy nie kochała mnie. Udowodniła to najpierw uciekając bez słowa, a wczoraj jedynie zostało to potwierdzone - odpowiadam mu cierpko. - Skończmy ten temat. Ja już podjąłem decyzję. Poza tym mam dużo ważniejsze sprawy, nad którymi powinienem się skupić - staram się uciąć naszą rozmowę.
- Świetnie! Będziesz więc teraz przez nie wiadomo ile użalał się nad sobą, zamiast zacząć działać?
- Nie mam takiego zamiaru. Skoro poradziłem sobie po rozstaniu z Lisą, to tym bardziej w tym przypadku sobie poradzę. Nie martw się, nie zamierzam rzucać się z mostu. Przekonasz się, że niedługo zapomnę, iż ktoś taki jak Inge w ogóle istniał - próbuję to wmówić nie tylko Stefanowi, ale i samemu sobie.
- Śmiem w to wątpić. Może i z Lisą byłeś dużo dłużej, ale to na Inge o wiele bardziej ci zależy. Widać to na kilometr - przekręcam tylko oczami, zirytowany do granic możliwości.
- Chyba cię o coś prosiłem. Nie chcę o niej rozmawiać - podnoszę się do pozycji siedzącej. Spać w takich warunkach i tak się nie dało.
- Nie to nie. Będziesz jednak jeszcze tego żałował - ostrzega mnie, co zupełnie ignoruję.
- Dokąd się znowu wybierasz? - pytam, gdy bez żadnego uprzedzenia zmierza w kierunku drzwi.
- Porozmawiać o Inge gdzie indziej, skoro tutaj zrobiłeś strefę zakazaną. W przeciwieństwie do ciebie chcę poznać prawdę - uśmiecha się zadowolony z siebie. Uważając, że oczywiście ma rację.
- Miałeś odpuścić. Mnie to już i tak nie interesuje, słyszysz? - kręcę z dezaprobatą głową na jego upartość. - Wątpliwe też, aby ktokolwiek znał całą prawdę. Inge na pewno ukrywała to przed wszystkimi. Pewnie było jej głupio się przyznać, że postanowiła działać na dwa fronty.
- Nawet jeśli, to dobrze wiesz, że ja nigdy nie odpuszczam. Choćbym miał wszystkiego dowiedzieć się od samej Inge, zrobię to - nie dając mi nawet szansy na odpowiedź, po prostu sobie wychodzi. Postanawiam to zlekceważyć. Niech sobie robi, co chce. Ja miałem zamiar skupić się wyłącznie na swoich skokach z nadzieją na poprawę dotychczasowych osiągnięć. To był dla mnie priorytet, skoro do żadnych związków się nie nadawałem.
Po kiepskim poranku i wcale nie lepszym przedpołudniu. Ostatnie wolne chwile przed udaniem się na skocznię. Postanawiam wykorzystać na wymianę kilkunastu wiadomości z Lisą. Mimo obietnicy danej Stefanowi, widząc jej starania, postanawiam dać szansę dziewczynie. Choć nie mieliśmy najlepszej przeszłości, mogliśmy zostać dobrymi znajomymi. W obecnej sytuacji i tak nie miałem nic do stracenia.
Inge, dla której byłem w stanie zrobić niemal wszystko, po prostu nigdy nie istniała. Gdyby było inaczej, nie obściskiwałaby się z tamtym facetem, świetnie bawiąc w jego towarzystwie. Na samo wspomnienie ich widoku razem, zaciskam dłonie w pięści, mając nieodpartą ochotę coś zniszczyć. Chciałem sobie w jakiś sposób ulżyć. Nie mogąc znieść świadomości, że po raz kolejny dałem się w tak dziecinny sposób okłamywać. Żałowałem, że w ogóle dostałem ten adres. Życie w błogiej niewiedzy dotyczącej tego, co tak naprawdę dzieje się z Inge było o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze. Za to zmierzenie się z prawdą było dużo trudniejsze, niż mógłbym kiedykolwiek przypuszczać.
Otwieram cicho drzwi od pokoju zauważając, że Stefan śpi sobie w najlepsze, kompletnie niczego nieświadomy. Zakładając zapewne, że wszystko poszło zgodnie z naszym planem. Byłem pewien, że rano przeżyje niemały szok, gdy tylko o wszystkim mu opowiem. Chyba żaden z nas w życiu by nie przypuszczał, że dzisiejszy wieczór przybierze tak nieoczekiwany obrót. Zamykając raz na zawsze rodział związany z moją znajomością z Inge.
Po kilkunastu minutach bezsensownego stania na środku pokoju i zastanawiania się nad samym sobą. Nie mając innego wyjścia, sam także decyduję położyć się do łóżka. Przez kilka następnych godzin starając się wyrzucić z głowy widok Inge i jej nowego obiektu zainteresowania. Próbując przy tym zrozumieć, w czym był lepszy ode mnie, że postanowiła wybrać akurat jego. Co takiego miał jej do zaoferowania, że nie mogłem z nim konkurować. Czy naprawdę byłem, aż tak beznadziejny?
- Michael, co ty tutaj robisz? - dość wczesnym rankiem zostaję obudzony przez mocno zdziwionego Stefana. Czując się kompletnie nieprzytomnym. Nic w tym zresztą dziwnego, skoro po wielu trudach udało mi się zasnąć dopiero nad ranem. Znajdowałem się w fatalnym stanie zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Co stawiało mnie w roli idealnego kandydata do zawalenia dzisiejszego konkursu drużynowego.
- Śpię, nie widać? Poza tym, gdzie indziej miałbym być? - pytam głupio. Nakrywając twarz poduszką. Mając nadzieję, że zwyczajnie da mi święty spokój.
- Jak to gdzie? Może w mieszkaniu Inge, a dokładnie w łóżku Inge. Śpiąc z Inge. Czy ja wczoraj nie wyraziłem się jasno? - na samo usłyszenie imienia dziewczyny, wczorajsze wydarzenia z jej udziałem od razu do mnie wracają. - Michi, tylko mi nie mów, że znowu coś nie wyszło i wcale się nie pogodziliście. Moje starania nie mogły pójść na marne.
- Nawet nie mieliśmy takiej okazji, bo okazało się, że Inge jest już zajęta. Przeniosła swoje zainteresowanie na kogoś innego. Kto zresztą wie, może i przed poznaniem mnie, był już ktoś inny. Nigdy nie dojdę już do prawdy - nie miałem w końcu żadnej pewności, że Norweżka już wcześniej nie snuła przyszłościowych planów z tym typkiem, a ja byłem tylko miłą odskocznią od tamtej relacji. Nie mogłem być już niczego pewien w związku z nią.
- Słucham? O czym ty w ogóle mówisz? Oszalałeś? - nie dowierzał. Patrząc na mnie z wyraźnym powątpiewaniem, jakbym wymyślił to sobie na poczekaniu.
- Stefan, wiem co widziałem. Ślepy jeszcze nie jestem. Jak inaczej wytłumaczysz jej obściskiwanie się z jakimś facetem, który odwiózł ją zapewne po ich randce? Dziwne, że nie zaprosiła go do siebie, aby ukoronować to spotkanie - wolałem sobie nawet tego nie wyobrażać, bo zaczynałem się od środka gotować. Szalałem z zazdrości na samą myśl, że teraz to ktoś inny miał prawo spędzać z nią wspólne noce. - Nic mnie to zresztą nie obchodzi. Niech sobie robi, co tylko chce - musiałem w końcu zobojętnieć na wszystko związane z Inge. W innym przypadku po prostu zwariuję. A ona jak widać, zdecydowanie nie była tego warta.
- To musi być jakaś pomyłka, którą na pewno da się wyjaśnić. Michael, nie możesz tak tego zostawić, rozumiesz? - Stefan nie zamierzał odpuszczać. Będąc przekonanym, że ma rację.
- Właśnie, że mogę i to zrobię. Tobie także radzę zrobić to samo. Bardzo cię też proszę, abyś od tej pory nie wspominał przy mnie o Inge, ani o niczym co jej dotyczy. Muszę na dobre wyrzucić ją ze swojego życia - dobrze wiedziałem, że gdy dookoła wszyscy będą mi o niej przypominać. Będzie to nierealne.
- Doskonale wiem, że wcale nie chcesz tego robić. Przecież ją kochasz. Spróbuj więc to wyjaśnić, zamiast snuć te swoje teorie, które znając życie, okażą się zwykłą bzdurą - przyjaciel stara się nakłonić mnie do zmiany zdania.
- Ale Inge nigdy nie kochała mnie. Udowodniła to najpierw uciekając bez słowa, a wczoraj jedynie zostało to potwierdzone - odpowiadam mu cierpko. - Skończmy ten temat. Ja już podjąłem decyzję. Poza tym mam dużo ważniejsze sprawy, nad którymi powinienem się skupić - staram się uciąć naszą rozmowę.
- Świetnie! Będziesz więc teraz przez nie wiadomo ile użalał się nad sobą, zamiast zacząć działać?
- Nie mam takiego zamiaru. Skoro poradziłem sobie po rozstaniu z Lisą, to tym bardziej w tym przypadku sobie poradzę. Nie martw się, nie zamierzam rzucać się z mostu. Przekonasz się, że niedługo zapomnę, iż ktoś taki jak Inge w ogóle istniał - próbuję to wmówić nie tylko Stefanowi, ale i samemu sobie.
- Śmiem w to wątpić. Może i z Lisą byłeś dużo dłużej, ale to na Inge o wiele bardziej ci zależy. Widać to na kilometr - przekręcam tylko oczami, zirytowany do granic możliwości.
- Chyba cię o coś prosiłem. Nie chcę o niej rozmawiać - podnoszę się do pozycji siedzącej. Spać w takich warunkach i tak się nie dało.
- Nie to nie. Będziesz jednak jeszcze tego żałował - ostrzega mnie, co zupełnie ignoruję.
- Dokąd się znowu wybierasz? - pytam, gdy bez żadnego uprzedzenia zmierza w kierunku drzwi.
- Porozmawiać o Inge gdzie indziej, skoro tutaj zrobiłeś strefę zakazaną. W przeciwieństwie do ciebie chcę poznać prawdę - uśmiecha się zadowolony z siebie. Uważając, że oczywiście ma rację.
- Miałeś odpuścić. Mnie to już i tak nie interesuje, słyszysz? - kręcę z dezaprobatą głową na jego upartość. - Wątpliwe też, aby ktokolwiek znał całą prawdę. Inge na pewno ukrywała to przed wszystkimi. Pewnie było jej głupio się przyznać, że postanowiła działać na dwa fronty.
- Nawet jeśli, to dobrze wiesz, że ja nigdy nie odpuszczam. Choćbym miał wszystkiego dowiedzieć się od samej Inge, zrobię to - nie dając mi nawet szansy na odpowiedź, po prostu sobie wychodzi. Postanawiam to zlekceważyć. Niech sobie robi, co chce. Ja miałem zamiar skupić się wyłącznie na swoich skokach z nadzieją na poprawę dotychczasowych osiągnięć. To był dla mnie priorytet, skoro do żadnych związków się nie nadawałem.
Po kiepskim poranku i wcale nie lepszym przedpołudniu. Ostatnie wolne chwile przed udaniem się na skocznię. Postanawiam wykorzystać na wymianę kilkunastu wiadomości z Lisą. Mimo obietnicy danej Stefanowi, widząc jej starania, postanawiam dać szansę dziewczynie. Choć nie mieliśmy najlepszej przeszłości, mogliśmy zostać dobrymi znajomymi. W obecnej sytuacji i tak nie miałem nic do stracenia.
17.03.2019
Oddycham z ogromną ulgą, gdy ostatni konkurs Raw Air zostaje zakończony. Ciesząc się, że ten maraton dobiegł nareszcie końca. Dawno już nie czułem się tak wykończony. Marzyłem wyłącznie o kilku dniach spokoju i odpoczynku oraz samotności, gdzie Stefan nie będzie próbował niemal na każdym kroku poruszać ze mną tematu Inge. Upierając się, że zna logiczne wytłumaczenie dla tego, co widziałem. Czego w żadnym wypadku nie miałem zamiaru słuchać. Chciałem też zostawić za sobą całą Norwegię, która przez ostatnie wydarzenia nie najlepiej mi się kojarzyła. Tysiąc razy bardziej wolałem swoją ukochaną Austrię.
Ostatni raz spoglądam w kierunku zeskoku Vikersundbakken z zamiarem dołączenia do reszty naszej drużyny, gdy coś mnie nieoczekiwanie zatrzymuje.
- Niespodzianka! Zgadnij, kto to? - ktoś zachodzi mnie od tyłu, zasłaniając oczy. Niemal od razu rozpoznaję ten głos. Zszokowany obecnością jej właścicielki w tym miejscu.
- Lisa? Co ty tutaj robisz? - odwracam się, natrafiając na roześmianą dziewczynę. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę stoi przede mną.
- Szkoda, że nie widzisz teraz swojej miny. Jest genialna - chichocze, rozbawiona prawie do łez moim zaskoczeniem. - Nadarzyła się okazja i o to jestem. Nie mogłabym przegapić możliwości wsparcia cię. Co prawda trochę późno, ale i tak się liczy. Od tego są przecież przyjaciele. Nie cieszysz się? - pyta, przytulając się mocno do mnie.
- Nie powiedziałem tego. Jestem po prostu ogromnie zaskoczony - odwzajemniam jej uścisk. Nie mając pojęcia, jak wytłumaczę Stefanowi obecność Lisy w tym miejscu. Przez niespodziewaną wizytę dziewczyny wszystko mogło się bardzo skomplikować.
- Michi, tu jesteś. Nie uwierzysz, co Philipp wymyślił - zza pleców dochodzi mnie głos przyjaciela. Byłem już pewien, że to spotkanie nie skończy się dobrze. - Co ona tutaj robi? To jakiś żart? - w sekundę na jego twarzy pojawia się ogromna złość.
- Mi też bardzo miło cię widzieć, Stefan - Lisa uśmiecha się krzywo. - Od razu zaspokoję też twoją ogromną ciekawość. Postanowiłam poprawić humor Michaelowi. W ostatnich dniach nie czuł się przecież najlepiej. Sam chyba dobrze o tym wiesz, prawda? - Stefan słysząc to, patrzy na mnie z olbrzymim rozczarowaniem. Zaczynając rozumieć, że miałem regularny kontakt ze stojącą obok nas dziewczyną. Mimo usilnych zaprzeczeń.
- Myślałem, że jesteśmy ze sobą szczerzy. Szkoda, że się pomyliłem - był ogromnie zawiedziony. Zaczynałem czuć się okropnie ze świadomością, że nadszarpnąłem jego zaufanie.
- To wcale nie tak - próbuję się głupio tłumaczyć. Nie wiedząc jak mam z tego wybrnąć.
- Daj spokój, Michael. To twoje życie i rób sobie z nim, co chcesz. Ja odpuszczam. Myślałem tylko, że jesteś mądrzejszy. Obyś kiedyś tego nie żałował - rozkłada bezradnie ręce. Oddalając się ode mnie i Lisy.
- Stefan, poczekaj! - krzyczę do niego, mając nadzieję, że się zatrzyma, ale nawet nie reaguje.
- Zostaw go. Jak zwykle się trochę poobraża i mu przejdzie. Naprawdę ogromnie się dziwię, że potrafisz się z nim w ogóle dogadać. Przecież to wieczne dziecko. Do tego okropnie rozkapryszone - Lisa nie potrafi być ani trochę taktowna. - Poza tym jesteś dorosły. Sam możesz sobie dobierać znajomych. Jemu nic do tego.
- Nie mów tak o nim. Możesz go sobie nie lubić, ale nie pozwolę ci go obrażać - mówię ostrzej, niż zamierzałem. - Tym razem to ja zawaliłem. Szczerość w przyjaźni to przecież podstawa. Nie powinienem był go okłamywać - dopadają mnie ogromne wyrzuty sumienia.
- Gdyby jeszcze Stefan sam był wzorem w tym aspekcie - odpowiada mi niewinnie.
- Co masz niby na myśli? Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek był ze mną w jakikolwiek sposób nieszczery - nie rozumiałem tych podtekstów, do których Lisa bardzo często się ostatnio uciekała.
- Nic ważnego. Może kiedyś się dowiesz - macha lekceważąco ręką. - Porozmawiajmy lepiej o tym, jak spędzimy dzisiejszy wieczór. Chyba mają tu jakieś w miarę porządne knajpki? - patrzy mnie z zapytaniem. Usilnie starając się zmienić temat. Wiedziałem już, że nic z niej nie wyciągnę i muszę poczekać na inną okazję.
- Może jakaś się znajdzie. To jednak będzie wyłącznie przyjacielskie wyjścia - od razu zaznaczam, aby nie było między nami później jakichś nieporozumień.
- Oczywiście. Przecież już ci powiedziałam, że kształt naszej relacji zależy wyłącznie od ciebie. Ja się dostosuję - uśmiecha się do mnie. - Jesteśmy więc umówieni. Szczegóły dogadamy przez telefon. Do zobaczenia - całuje mnie lekko w policzek. Następnie oddalając się ode mnie. Mimowolnie sam także zaczynam się uśmiechać. Lisa wciąż potrafiła zarażać mnie swoim optymizmem. Humor psuła mi jedynie reakcja Stefana. Zależało mi w końcu na naszej przyjaźni i nie chciałem jej w żadnym wypadku stracić.
💟💟💟💟
21.03.2019
Spoglądam na zegarek stojący na moim biurku, wskazujący kilka minut po godzinie dziewiętnastej. Przecierając lekko zmęczone od wielogodzinnej pracy przy komputerze oczy. Nasze skromne i niezbyt duże biuro, powoli coraz bardziej pustoszało. Kolejne osoby żegnały się ze mną przyjaźnie, kończąc zlecone im na dziś obowiązki. Życząc mi przy tym udanego wieczoru. Jedynie ja, wciąż tonęłam pod stosem mało ambitnych projektów, zleconych mi już na początku tygodnia, których terminy realizacji niebezpiecznie zbliżały się do końca. Coraz bardziej sfrustrowana tym, że przypadły jedynie mojej osobie, ku zadowoleniu wszystkich innych. Od zawsze w końcu każdy z nas wolał unikać pośpiechu w tworzeniu i wymigiwał się od takich zleceń na wszelkie możliwe sposoby. Tym razem ten przywilej został mi jednak ot tak odebrany. Bez żadnego większego powodu.
Od momentu rzeczywistego powrotu do pracy miałam wrażenie, że ktoś postanowił zrobić mi wyjątkowo na złość i celowo przypisuje najgorszą pracę do zrobienia. Stawiając mnie przy okazji pod sporą presją. Czekając na najmniejsze potknięcie z mojej strony, którego ja jednak nie zamierzałam popełnić. Nawet za cenę codziennego zostawania po godzinach, czy siedzenia po nocach nad tym wszystkim w mieszkaniu. Obiecałam jednak samej sobie, że jeszcze udowodnię wszystkim dookoła, iż poradzę sobie z każdą przeciwnością i to bez niczyjej pomocy. Była też zresztą dobra strona tego wszystkiego. Dzięki nawałowi pracy i rzuceniu się w jej wir miałam zbyt mało czasu, aby dołować się tym, co wydarzyło się dwa dni temu, kiedy to w dość brutalny sposób odkryłam, że straciłam jakąkolwiek szansę na naprawę swojej relacji z Michaelem. Podczas tamtej, dość krótkiej rozmowy telefonicznej z Lisą, kiedy to w końcu zdobyłam się na odwagę i postanowiłam odezwać się do Austriaka, który z dnia na dzień zaprzestał wszelkich prób kontaktu ze mną w celu przeprosin go i chęci odbudowania tego, co między nami popsułam. Nie potrafiąc dłużej wytrzymać z tęsknoty. Wszystko stało się jasne i musiałam się z tym pogodzić bez względu na to, czy mi się to podobało, czy też nie.
Dziewczyna odbierając jego telefon, wprowadziła mnie w nielada szok. A następnie do reszty zmiażdżyła, gdy dość dobitnie przekazała mi najnowsze zmiany, jakie zaszły w ich życiu. Przy okazji delikatnie sugerując, że nie powinnam próbować dalszych kontaktów, bo Michael sobie tego zwyczajnie nie życzy. Do czego miał zresztą pełne prawo po tym, co mu zrobiłam. Nie miałam dlatego zamiaru wtrącać się więcej w ich dopiero co odbudowany związek. Mając nadzieję, że rzeczywiście dokonał słusznego wyboru i odnajdzie przy swojej byłej, a właściwie obecnej dziewczynie szczęście, na które przecież tak bardzo zasługiwał.
Widocznie tak musiało być i niedana nam była wspólna przyszłość. Im więcej o tym myślałam, tym byłam coraz bardziej przekonana, że prędzej czy później i tak by do tego doszło, nawet gdybym postąpiła z moim wyjazdem z Austrii inaczej. Zaczynałam rozumieć, że Michael po prostu nigdy, tak naprawdę nie przestał kochać Lisy. Może nawet samemu nie zdając sobie z tego do końca sprawy. To ona zawsze była dla niego najważniejsza, choć starał się z tym usilnie walczyć.
Pozostawało mi więc przełknąć gorycz porażki i zapomnieć. Wierząc, że dziewczyna rzeczywiście się zmieniła i zrozumiała wszystkie swoje błędy, o jakich opowiadał mi Stefan. Nie mając zamiaru więcej ich popełniać. Tyle razy słyszałam, że miłość wymaga poświęceń. Jeśli rzeczywiście tak było, to po raz pierwszy i ja miałam zamiar poświęcić własne pragnienia i szczęście na rzecz kogoś innego. Ten jeden raz nie chciałam kierować się egoizmem. Chcąc jedynie, aby przynajmniej jedno z nas miało udane i szczęśliwe życie, o jakim od zawsze marzyło.
- Inge, jeszcze tu jesteś? Nigdy bym się nie spodziewała, że jesteś, aż tak pracowita - od niezbyt optymistycznych rozmyślań odrywa mnie znienawidzony głos. Odwracam się na krześle w stronę sztucznie uśmiechniętej Marit. W sekundę mając ochotę coś jej po prostu zrobić. Ta wredna dziewucha od zawsze miała tutaj taryfę ulgową i dostawała najciekawsze projekty ze względu na bycie ulubienicą szefowej, której podlizywała się od pierwszego dnia pracy.
- To samo mogłabym powiedzieć o tobie - nie pozostaję jej dłużna. Nie zamierzałam się jej przymilać jak większość. Z nadzieją, że szepnie o mnie dobre słowo do naszej przełożonej. Uważałam, że to umiejętności, a nie kontakty powinny stanowić o naszej pozycji zawodowej.
- Jak zawsze poczucie humoru się ciebie trzyma, kochana. Zapomniałaś tylko, że to ty bierzesz prawie miesięczny urlop i to w zupełnie nieprzeznaczonym do tego czasie. Wyjeżdżając sobie za granicę i zostawiając pracę odłogiem. Wiesz, że ktoś musiał to nadrobić? - unosi lekko głos. Tyle mi wystarczyło, aby wiedzieć, że Marit kipiała z zazdrości. Byłam też pewna, że to ona w głównej mierze przyczyniła się do mojego aktualnego nawału pracy.
- Przypomnę ci więc, że ten urlop mi się zwyczajnie należał. Tak jak każdemu z nas. Ja także wielokrotnie przejmowałam czyjeś obowiązki. Poza tym przed wzięciem urlopu wywiązałam się ze wszystkich zleconych mi zadań. Nie wiem dlatego, w czym masz problem. Nikt nie broni tobie też gdzieś wyjechać - wstaję od biurka z zamiarem zakończenia tej bezsensownej rozmowy. Do niej i tak nic nie dotrze.
- Nie każdy może sobie na to pozwolić, wiesz? Myślisz, że wszyscy są w czepku urodzeni jak ty? To, że tobie wszystko przychodzi z taką łatwością, czy to w pracy, czy poza nią nie oznacza, że każdy tak ma. Gwarantuje ci jednak, że to szczęście cię w końcu opuści i to być może już niedługo. Na samym rzekomym talencie daleko nie zajedziesz. To wyłącznie ciężka praca przynosi sukcesy - posyła mi wzywające spojrzenie. Nie miałam pojęcia, co ona znowu kombinowała, ale to na pewno nic dobrego. Skąd też miała tak mylne wyobrażenie o mojej osobie?
- Marit, nie masz żadnego pojęcia o moim życiu. Nic też nie przychodzi mi z łatwością, jak sobie błędnie myślisz. Bądź więc tak miła i nie oceniaj ludzi z góry - nie miałam zamiaru pozwolić, aby tak niesprawiedliwie mnie oceniała. Nie miała do tego żadnego prawa.
- Będę robiła, co tylko mi się podoba, Inge. To ja tutaj rządzę, zapomniałaś? Jeden niewłaściwy krok i stąd wylecisz - posyłam jej pełne politowania spojrzenie.
- Myślisz, że się ciebie boję? Na pewno nie będziesz mną rządzić - zbieram swoje rzeczy i wyłączam komputer. Nie mając zamiaru przebywać w jej towarzystwie ani minuty dłużej. W takiej atmosferze na pewno też nie dałabym rady zrobić dziś czegokolwiek więcej.
- To się jeszcze okaże - słyszę od niej na do widzenia. Byłam pewna, że na jej twarzy gościł teraz triumfujący uśmieszek.
Wprost kipiąc ze złości, opuszczam budynek, gdzie mieściło się nasze biuro. Zastanawiając, co dalej ze sobą zrobić. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać do swojego pustego mieszkania, w którym starałam się ostatnio spędzać, jak najmniej czasu. Ze względu na dołujący smutek, który zawsze w nim odczuwałam, spędzając czas w samotności. Żałowałam, że dałam się wyprowadzić z równowagi Marit. Przez to pokrzyżowałam wszystkie swoje plany.
Po chwili namysłu postanawiam skierować swoje kroki w przeciwnym kierunku niż moje mieszkanie. Zamierzając złożyć wizytę Sophie. Przypominając sobie, że przecież w czwartki restauracja jest otwarta najkrócej i powinna być już w domu. Dawno nie potrzebowałam tak bardzo chwili normalnej rozmowy z kimś, kto mnie rozumie i jest po mojej stronie w tym podłym i bezwzględnym świecie.
Przemierzając kolejne ulice zastanawiam się, kiedy nareszcie uda mi się doprowadzić swoje życie do względnego ładu. Aktualnie znajdowało się przecież w gruzach, niemal na każdej płaszczyźnie. Rodzice mimo moich usilnych starań, ciągle mieli do mnie jakieś - ale. Choćby był to jakiś głupi drobiazg, zawsze musieli mi go wytknąć. Jak na przykład zbyt rzadkie odwiedziny blisko dziewiędzięsioletniej babci, która już kilka lat temu mnie wyklęła za nie zachowanie cnoty do ślubu, o czym dowiedziała się od mojej przekochanej kuzynki, mającej z tego niemały ubaw. Nie dość, że i tak rzadko widywałam się z rodzicami, to zupełnie nie mogłam się z nimi porozumieć. O jakimkolwiek wsparciu, czy dobrym słowie z ich strony mogłam sobie więc tylko pomarzyć. W pracy za to musiałam się zmagać z arogancką złośnicą. Jakby tego wszystkiego było mało, to na dodatek byłam beznadziejnie zakochana, teraz już w znowu zajętym mężczyźnie. Gdyby moi rodzice się o tym dowiedzieli, tym razem by mnie na pewno wydziedziczyli z rodziny. Wystarczy już, że po dzisiejszy dzień wypominają mi przeklętego Nicklasa. Uważając, że moje wyrzuty sumienia nie są wystarczającą karą.
- Myślałam, że nie wytrzymam i wytargam ją za te jej perfekcyjnie wystylizowane ķłaki - głaskam leżącego mi na kolanach Otisa, żaląc się Sophie przygotowującej moją ukochaną owocową herbatę. Mającą na celu poprawę mojego humoru. - Nie wiem, ile z nią jeszcze wytrzymam. Kiedyś naprawdę dojdzie w końcu do jakieś tragedii.
- Tyle razy ci mówiłam, żebyś ją ignorowała. Szkoda twoich nerwów na kogoś takiego - próbuje mnie pocieszyć i uspokoić. - Marit od zawsze ci wszystkiego zazdrościła. Nie potrafiąc znieść, że masz od niej dużo lepsze pomysły. To się pewnie nigdy nie zmieni.
- Czy ja naprawdę muszę mieć takiego pecha i nawet pracować nie mogę w normalnej atmosferze? Naprawdę, aż tak dużo wymagam? - wzdycham z niezadowoleniem. - Ty to masz życie, kotku. Niczym nie musisz się przejmować - przytulam do siebie ukochanego pupila swojej przyjaciółki, ku jego sporej aprobacie. Może sama powinnam sobie takiego sprawić? Przynajmniej miałabym do kogo się od czasu do czasu odezwać wieczorami.
- Inge, wiem że nie masz ostatnio najlepszego okresu w życiu, ale to wkrótce minie. Zobaczysz - coraz bardziej w to wątpiłam. - Michael nadal się do ciebie nie odezwał? - pyta z ogromną ciekawością, stawiając przede mną kubek z herbatą. Sophie nadal nie wiedziała, że sama postanowiłam się z nim ostatnio skontaktować. Miałam też wrażenie, że od kilku dni chciała mi coś powiedzieć, ale zawsze z tego ostatecznie rezygnowała. Nie miałam tylko pojęcia, o co może chodzić.
- Wątpię, żeby jeszcze kiedykolwiek to zrobił. Sophie, muszę ci się do czegoś przyznać. Wcześniej po prostu jakoś nie było do tego okazji - opowiadam jej o czym się dowiedziałam w związku z Michaelem i Lisą. Dziewczyna wydawała się być w jeszcze większym szoku niż ja.
- Przecież to niemożliwe. Jesteś pewna, że to prawda? - nie dowierza w moją opowieść. - Michael nie mógłby tak szybko o tobie zapomnieć. Coś tu po raz kolejny nie gra. Sama wiesz, że od samego początku wasza znajomość to festiwal pomyłek i absurdalnych zdarzeń - wiedziałam, że w jej głowie zaczynają się snuć teorie odnośnie możliwych wyjaśnień tej sytuacji. Ja wolałam nie robić sobie złudnej nadziei.
- Daj spokój. Gdyby było inaczej. Lisa nie odebrałaby tego telefonu, bo niby jakim cudem? Zresztą, po co miałaby kłamać? - dla mnie wszystko się zgadzało. - Muszę się pogodzić z kolejną zmarnowaną szansą. Może to i lepiej, że tak się stało. Lepiej teraz niż za kilka miesięcy, gdy nasza relacja zaszłaby o wiele dalej - staram się przekonać samą siebie.
- Przykro mi, Inge. Myślałam, że to wszystko zupełnie inaczej się potoczy. Obydwoje na to zasługiwaliście. Przecież idealnie do siebie pasowaliście.
- Po prostu nie byliśmy sobie pisani. Michael jest teraz szczęśliwy z Lisą i niech tak już zostanie - uśmiecham się smutno. Po czym zmieniam temat na dużo przyjemniejszy. Tysiąc razy bardziej wolałam słuchać o często sporych perypetiach związanych z organizacją ślubu niż rozmawiać o swoich sercowych zawodach. Ponadto byłam lekko zdziwiona, że Sophie zaczęła niespodziewanie zwlekać z podejmowaniem jakichkolwiek poważniejszych decyzji, dotyczącymi jednego z najważniejszych dni w jej życiu. Co zupełnie nie pasowało do czasami, aż przesadnie zorganizowanej natury dziewczyny.
- Sophie, mam do ciebie prośbę. Mogłabyś mi pożyczyć ładowarkę do laptopa? Przez Marit zapomniałam zabrać swojej - gdy dopijam herbatę. Przypominam sobie o dosyć istotnym szczególe. Miałam nadzieję, że dziewczyna ma jakąś zapasową w zanadrzu. W końcu musiałam na czymś dokończyć swoją pracę.
- Jasne. Powinna być w pudełku stojącym na trzeciej półce obok książek w salonie. Chyba, że Halvor gdzieś ją przełożył. Wiesz, jak uwielbia nie odkładać rzeczy na swoje miejsce. Nie wyobrażasz też sobie jaki armagedon tu wczoraj zastałam po jego rannym pakowaniu na ostatnią chwilę, gdy wróciłam wieczorem - śmieję się cicho. Dobrze wiedząc, że po powrocie z ostatnich w sezonie zawodów Halvorowi się mocno za to oberwie - Idź sprawdzić, a ja przygotuję nam coś do jedzenia. Na pewno jesteś głodna - kiwam głową na zgodę. Po czym udaję się w wyznaczone miejsce.
Staję obok białego regału ze sporą ilością półek. Uginających się pod ciężarem książek i dekoracyjnych pudełek. Starając przypomnieć sobie, w którym miałam poszukać potrzebnej mi rzeczy. Nie chcąc grzebać w być może osobistych rzeczach swoich przyjaciół. Schylam się w końcu, sięgając po to znajdujące się na czwartej półce, stawiając je następnie na niewielkim szklanym stoliku. Otwieram ostrożnie wieczko, natychmiast zastygając w jednym miejscu. Będąc w szoku na widok jego zawartości. Niemal całe było wypełnione różnorakimi opakowaniami po lekach. Niektóre były tymi samymi, które już kiedyś widziałam. Teraz miałam już jednak pewność, że to nie są żadne witaminy. Sophie mnie po prostu okłamała. Tak samo, jak ze stanem swojego zdrowia, które sądząc po widoku przede mną, pozostawało daleko od ideału. Wprost nie mogłam w to uwierzyć.
Drżącymi ze strachu dłońmi, sięgam po fioletową teczkę, także znajdującą się w tym pudełku. Musząc w końcu poznać prawdę. Otwieram ją pełna obaw, dostrzegając tak jak się spodziewałam pokaźny plik różnorakich badań z nazwiskiem przyjaciółki oraz przeróżnymi datami, niekiedy pochodzącymi nawet sprzed kilku miesięcy, które niestety pozostawały dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Poza tym, że miały jakiś związek z krwią. Czułam jednak, że nie przedstawiały niczego dobrego.
- Znalazłaś, czy mam sama poszukać? - niespodziewane pojawienie się Sophie w salonie. Sprawia, że wypuszczam teczkę z rąk, a jej zawartość rozsypuje się po całej podłodze. Dziewczyna patrzyła to na mnie, to na badania leżące na podłodze z prawdziwym przerażeniem. Wiedząc już, że poznałam przynajmniej część prawdy, którą tak usilnie próbowała ukryć.
- Co to są za leki? Chcę też wiedzieć, co oznaczają te wszystkie badania. Sophie, co się do cholery dzieje? - pytam stanowczo. Będąc przekonana, że nad naszymi głowami zebrały się wyjątkowo czarne chmury, a wszystkie dotychczasowe problemy, z jakimi się borykałam, okażą się przy tym nic niewartą błahostką.
- Inge, ja... - zawiesza głos. Jakby nie potrafiła się przełamać i wyznać mi prawdy. - Ja jestem chora - z mocno zaszklonymi oczami kończy w końcu zdanie, którego tak bardzo nie chciałam usłyszeć. Nie rozumiejąc, dlaczego to musiało spotkać akurat ją. Czy życie mogło być jeszcze bardziej niesprawiedliwe?