02.03.2019
Siedzę kolejną już godzinę z rzędu samotnie przy barze, topiąc swoje smutki w alkoholu. Mając nadzieję, że przynajmniej on pomoże mi zapomnieć o tym, co się dziś wydarzyło. Najchętniej zapomniałbym zresztą ostatnie tygodnie, a już zwłaszcza pewną Norweżkę, która była sprawczynią tego wszystkiego. Wraz ze swoim odejściem zabrała mi całe szczęście, które zaczynałem na nowo odnajdywać i przekreśliła wszystkie nasze, a raczej moje plany. W końcu ona dobrze wiedziała, że żaden z nich nie dojdzie do realizacji. To chyba bolało najbardziej. Świadomość, że od samego początku mnie okłamywała, nigdy nie mając zamiaru traktować naszego związku na poważnie. Dla niej wszystko miało się skończyć w dniu jej powrotu do domu. I choćby umotywowała swoją decyzję, nawet najszlachetniejszą pobudką. Dla mnie nie było to żadnym usprawiedliwieniem. Gdyby przynajmniej zdobyła się na szczerą rozmowę ze mną. Pozwoliła, abyśmy wspólnie podjęli jakąś sensowną decyzję. W końcu ja też miałem masę wątpliwości, ale mimo wszystko chciałem spróbować. Widocznie jednak nie zasłużyłem sobie, chociażby na coś takiego z jej strony, jak odrobina szczerości i zaufania. Zupełnie nie liczyła się z moimi uczuciami. Powoli zaczynałem chyba rozumieć, dlaczego tak często nazywała samą siebie egoistką. Na co zawsze tak usilnie zaprzeczałem uważając, że stanowczo przesadza.
Spoglądam w głąb klubu, w którym zabawa trwała w najlepsze. Zazdroszcząc, że w przeciwieństwie do mnie wszyscy bawili się wyśmienicie, ciesząc z kolejnego sukcesu naszej reprezentacji. Jedni świętowali zdobyte medale, inni postanowili uczcić zakończenie mistrzostw. Jedynie dla mnie było to dziś bez znaczenia. Wszystko było mi właściwie obojętne. Chciałem jedynie przetrwać ten wieczór i wrócić w końcu do domu, gdzie będę mógł w samotności uporać się z kolejną życiową porażką. Jakbym ostatnio doświadczył ich za mało. Nadszedł jednak najwyższy czas zmierzyć się z ponurą rzeczywistością, w której nic nie wyglądało, tak jak powinno.
- Jeszcze raz to samo - kieruję swoją prośbę do barmana, wskazując na pustą szklankę po whisky. Może nie byłem przesadnym jej fanem, ale przynajmniej szybko uderzała do głowy. A przecież o to mi właśnie chodziło. O ucieczkę od tego cholernego poczucia rozczarowania i zapomnienie o Inge, która i tak nieustannie gościła w moich myślach.
- Samotne upijanie nie jest najlepszym pomysłem, Michi - nieoczekiwanie obok mnie pojawia się doskonale znana mi dziewczyna. Kolejna, która porządnie namieszała w moim życiu. Tylko jej tutaj brakowało.
- Ostatnio wpadam jedynie na nie najlepsze pomysły. To żadna nowość, Liso - wzruszam ramionami z obojętnością. Biorąc do ust kolejny łyk bursztynowego alkoholu. - Co ty w ogóle tutaj robisz? - pytam, przekręcając głowę lekko w bok. Wpatrując się w porządnie wystrojoną szatynkę, która od zawsze doskonale wiedziała, jak podkreślić wszystkie swoje atuty i z premedytacją niekiedy je wykorzystywać.
- Chciałam uczcić tak dobre dla nas wszystkich mistrzostwa. Sukces to sukces, nawet jeśli w głównej mierze jego sprawcą jest Kraft - uśmiecha się krzywo, mimowolnie szukając go pewnie wzrokiem. Wolałem, aby Stefan nie zobaczył nas razem. W innym przypadku zaraz zaczęłaby się między nimi kłótnia, a ja dostałbym kolejną litanię wyrzutów od przyjaciela na temat tego, jak nierozsądnie postępuję, przebywając w towarzystwie znienawidzonej przez niego Lisy.
- W takim razie udanego wieczoru. Ja raczej nie jestem dobrym kompanem do zabawy - nie miałem ochoty na żadne towarzystwo, a już na pewno swojej byłej dziewczyny.
- Dla mnie od zawsze byłeś i jesteś - wyciąga szklankę z mojej dłoni, wypijając jej zawartość. Uśmiechając się przy tym słodko. - To jak będzie? Zamówisz mi coś lepszego i powiesz, co się stało? Czyżby kłopoty w nowym związku? - Lisa trafia idealnie w samo sedno. Kiwam lekko głową, potwierdzając jej przypuszczenia. Było mi już obojętne, czy dziewczyna pozna prawdę. To i tak nic by nie zmieniło.
- Raczej jego koniec - zaczynam opowiadać ze sporym grymasem na twarzy o dzisiejszej decyzji Inge. Musząc to z siebie po prostu wyrzucić. Tłumienie emocji stawało się powoli nie do wytrzymania. Widocznie musiałem się też, jeszcze bardziej znieczulić, skoro odejście dziewczyny nadal tak cholernie bolało.
- Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mnie to zaskoczyło - patrzę na Lisę sączącą powoli swojego drinka mocno zdziwiony, gdy kończę swoją niezbyt fartowną opowieść.
- Co masz dokładnie na myśli? - zastanawiam się, niewiele z tego rozumiejąc.
- Michael, to było do przewidzenia, że wasz romans tak się zakończy. Wystarczyła mi krótka wymiana zdań z tą dziewczyną, aby wiedzieć, że udźwignięcie takiej relacji ją przerośnie. Doskonale widziałam strach w jej oczach, gdy życzliwie ją ostrzegłam, jak taki związek może być trudny. Wtedy już wszystko było dla mnie jasne. Ty tego nie zauważyłeś? - dziwi mi się. Staram się przypomnieć sobie ten moment, ale z marnym skutkiem. - Poza tym od samego początku dostrzegłam, jak bardzo jest do mnie podobna. Na pierwszy rzut oka, tak samo pewna siebie i stanowcza, ale to tylko pozory, bo pod tą twardą skorupą jest strasznie krucha i wrażliwa. Woli uciekać przed przerastającymi ją problemami niż je rozwiązywać. Dokładnie jak ja kiedyś. Zrozumiałam jednak, że to nie ma najmniejszego sensu i na pewno mnie nie uszczęśliwi. Ona też pewnie do tego w przyszłości dorośnie.
- Mylisz się. Wcale nie jesteście z Inge do siebie podobne. Mógłbym wymienić ogrom różnic między wami - nie miałem zamiaru się z nią zgodzić. Będąc przekonanym, że nie ma racji. Przy Norweżce czułem się zupełnie inaczej niż przy Lisie. Z nią wszystko było inne. Ona była inna.
- Michi, przestań okłamywać samego siebie. Podświadomie wiesz, dlaczego w ogóle zwróciłeś na nią uwagę. Zrobiłeś to, bo przypominała ci mnie. Robisz dokładnie to samo, co ja. Obydwoje szukamy kogoś, w kim dostrzeżemy cząstkę siebie nawzajem, ponieważ nadal o sobie nie zapomnieliśmy. Poszukujemy szczęścia, które zaznaliśmy będąc ze sobą. Zwyczajnie za nim tęskniąc - kładzie niepewnie dłoń na moim kolanie, a ja mimo że wiem, iż powinienem ją zrzucić nie robię tego. Bliskość Lisy w połączenie z alkoholem zaczynała mi powoli mieszać w głowie. - Nie zaprzeczysz, że było nam ze sobą dobrze. Albo, że nasza miłość była prawdziwa. Była też o wiele silniejsza od tego, co czujesz do tej dziewczyny. Dobrze wiesz, że tak naprawdę jej nie kochasz. Przestań więc się dołować jej odejściem, bo nie ma to żadnego sensu - przybliża się do mnie, ostatnie słowa szepcząc zmysłowo wprost do ucha. Nasza rozmowa zaczynała się powoli wymykać spod kontroli. Było mi już jednak wszystko jedno. Niech się dzieje, co chce.
- Lisa, przypominam ci, że to ty ode mnie odeszłaś. Skoro było tak idealnie, dlaczego to zrobiłaś? - ostatkiem trzeźwego rozsądku, odsuwam się jednak od dziewczyny. Żal do niej był silniejszy od wszystkiego innego.
- Tłumaczyłam ci już to. Popełniłam błąd, którego ogromnie żałuję. Wtedy wydawało mi się, że to najlepsze rozwiązanie dla nas obojga. Chciałam, żebyś skupił się wyłącznie na poprawie swojej formy, abyś znowu zaczął cieszyć się skokami. W dodatku byłam już wykończona twoją ciągłą nieobecnością. Zrobiłeś się też wobec mnie strasznie oziębły. Jakby ci na mnie zupełnie nie zależało. Myślałam, że nie ma już dla nas przyszłości. Mijały jednak miesiące, a ja nie przestałam cię kochać. Wzięłam się dlatego w garść i postanowiłam coś z tym zrobić. To dla ciebie tutaj jestem. Wierz w to sobie albo nie, ale kocham cię Michael - patrzy prosto w moje oczy. Jakby tym gestem chciała dodać wiarygodności swoim słowom. Ja jednak nie miałem do niej żadnego zaufania. Nie wiedziałem, co z tego co mówiła, jest prawdą.
- Muszę się napić. Inaczej tego wszystkiego nie zniosę - tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Na co Lisa kwituje śmiechem moją odpowiedź.
- Z wielką chęcią ci w tym potowarzyszę - mruga do mnie, przywołując następnie ponownie barmana.
Następne minuty, a może i godziny, upływają nam na wspominaniu dawnych czasów i wypijaniu coraz większej ilości alkoholu, którego działanie coraz mocniej zaczynałem odczuwać, ku sporemu zadowoleniu. Dzięki niemu powoli Inge znikała z moich myśli. Tak samo, jak analizowanie przyczyn jej odejścia. W dodatku zaczynałem się dobrze bawić w towarzystwie Lisy, która na wszelkie możliwe sposoby starała się poprawić mój nastrój. Co zaczynało się jej nawet udawać.
- A pamiętasz te wakacje na Ibizie? To był chyba najlepszy tydzień w moim życiu. Przez moment miałam nawet nadzieję, że się mi oświadczysz. Wtedy w tamtej restauracji - wraca z nostalgią do naszych jednych z ostatnich dobrych momentów w związku. W końcu niedługo po tych wydarzeniach. Wszystko zaczęło się między nami psuć.
- To dlatego wydawałaś się taka rozczarowana, gdy wróciliśmy do hotelu - dopiero teraz zaczynałem rozumieć jej zachowanie.
- Skutecznie mi to jednak w nocy wynagrodziłeś - chichocze w charakterystyczny dla siebie sposób. Zawsze tak robiła, gdy znajdowała się pod wpływem alkoholu. - Jak mi tego wszystkiego brakuje. Ile bym dała, aby wrócić do tamtych czasów - poważnieje. Opierając się lekko łokciem o kontuar baru. W świetle klubowych świateł jej twarz wyglądała niemal oszołamiająco pięknie. - Dosyć tego zamulania, Michi. Chodźmy zatańczyć, proszę - przybiera błagalny wyraz twarzy. Na co kręcę przecząco głową w odpowiedzi.
- Nie ma mowy. Dobrze wiesz, że nie umiem - ani myślałem się ośmieszać.
-Daj spokój. Nie możesz zrobić ten jeden raz wyjątku? Dla mnie? - prosi, a nasze twarze po raz kolejny tego wieczoru znajdują się w bardzo bliskiej odległości od siebie.
- Dla nikogo nie robię wyjątku - kłamię. Dobrze wiedząc, że dla Inge byłem w stanie go zrobić. Dla niej byłem gotowy zrobić to i o wiele więcej. Przypomnienie sobie o tym wywołuje we mnie ponowną złość. Cholerne i podstępne uczucie do Norweżki, znowu dało o sobie znać i to tym razem ze zdwojoną siłą.
To w głównej mierze dlatego nie protestuję, gdy usta Lisy łączą się z moimi w pamiętny sposób. Od razu odwzajemniam jej pocałunek, zdecydowanie go pogłębiając, jednak nie ze względu na jakieś uczucia, a zwykłą chęć odegrania się na Inge i udowodnieniu samemu sobie, że Norweżka wcale nie jest kimś wyjątkowym, co odnosi marny skutek. Liczyłem jednak, że jakimś cudem dowie się o tym, co właśnie się działo i, że wcale po niej nie rozpaczam. Egoistycznie chciałem, żeby cierpiała. Dokładnie tak samo, jak ja.
- Lisa, powinniśmy to przerwać. Ten pocałunek nic między nami nie zmienia. Nie chcę narobić ci niepotrzebnych nadziei - odsuwam się od dziewczyny. Nie mając zamiaru niepotrzebnie jej krzywdzić. Mimo tego, jak wszystko potoczyło się między nami. Ona nadal na jakiś sposób zawsze będzie dla mnie ważna.
- Mam to gdzieś. Choćby to miało się nigdy więcej nie powtórzyć i tak tego chcę. Żadnego zaangażowania, przysięgam - ponownie mnie całuje, ale dla mnie to wciąż nie było to. Lisa w końcu nie była Inge. - Chodźmy stąd - mówi wprost w moje usta. Po czym łapiąc za rękę. Prowadzi w stronę wyjścia. Nadmiar alkoholu krążącego w moim organizmie pomaga mi zignorować wszelkie ostrzeżenia dotyczące tego, jak głupio i bezsensownie postępuję.
- Pokój czy łazienka? - słyszę pytanie zniecierpliwionej Lisy, gdy byliśmy w połowie drogi do opuszczenia klubu. Dziewczyna nie mogła się o wiele bardziej niż ja doczekać, aż znajdziemy się w jakimś ustronnym miejscu.
- Jest mi to zupełnie obojętne - odpowiadam zgodnie z prawdą. Zsuwając swoje dłonie z jej talii na biodra i przyciągając ją bliżej siebie. Starając się przypomnieć sobie, jak kiedyś szalałem z miłości do niej.
- Więc łazienka - podejmuje decyzję bez większego wahania. Nie mając zamiaru marnować czasu na dotarcie do pokoju. Kierujemy się więc w zupełnie inną stronę, niż podążaliśmy do tej pory.
- Michael, co ty znowu najlepszego wyprawiasz? - nie wiadomo skąd, pojawia się przed nami Stefan. W sekundę domyślając się, co było naszym zamiarem. Patrzył na mnie z wymalowaną na twarzy wściekłością. - Tak wygląda twoja miłość do Inge?! Po prostu rewelacja.
- Nie wtrącaj się! To nie jest twoja sprawa, co robimy. Jesteśmy dorośli - w odpowiedzi wyręcza mnie Lisa, która niemal kipiała złością.
- To ty się nie wtrącaj i przestań w kółko mieszać w życiu Michaela! Teraz próbujesz wykorzystać jego załamanie i znowu wkupić się w jego łaski?- mój przyjaciel ani myślał jej ustąpić. Nienawiść niemal wylewała się z jego słów.
- Stefan, przestań! Lisa nie zrobiła dziś niczego złego. Nie możesz jej obwiniać za całe zło tego świata - mimowolnie staję w jej obronie. W końcu obydwoje zgodziliśmy się na to, co chcieliśmy zrobić.
- Czy ty siebie słyszysz? Inge nie ma ledwie kilkanaście godzin, a ty już szukasz pocieszenia w ramionach byłej? Tak chcesz ją odzyskać? - miałem powoli dość tych wyrzutów. Gdybym to jeszcze ja zawinił w sprawie odejścia Inge, ale tak przecież nie było.
- Kto powiedział, że w ogóle chcę ją odzyskać? Przypominam ci, że to ona zawaliła, a nie ja. To ona mnie zostawiła - zaczynam się bronić. Mając dość, że wszyscy to właśnie mnie próbują obwiniać.
- Świetnie. Uważasz więc, że to cię usprawiedliwia i daje prawo na coś takiego? - wskazuje na mnie i Lisę, która jeszcze bardziej się oburza.
- Odczep się w końcu od nas i przestań buntować Michaela przeciwko mnie, rozumiesz? W innym przypadku ja też mogę zrobić coś, czego na pewno bardzo byś nie chciał. Dobrze wiesz, o co mi chodzi, prawda? - ostrzega go, a ja nie mam pojęcia, co to ma znaczyć. Stefan jednak wyglądał na lekko poruszonego, a nawet przestraszonego.
- Dosyć! Nie mam siły na wasze dziecinne kłótnie. Lisa to rzeczywiście nie powinno było mieć miejsca. Za bardzo nas poniosło. Lepiej będzie, jak o tym zapomnimy - dziewczyna wyglądała na mocno niepocieszoną. - Na mnie już pora. Wracam do pokoju - w sekundę ogarnia mnie potworne zmęczenie. Chciałem wyłącznie spać.
- Ale, Michael... - Lisa próbuje protestować.
- Odprowadzę cię - wtrąca jej się w słowo Stefan. Mając zamiar przypilnować, czy rzeczywiście dotrę tam, gdzie zamierzałem.
- Możesz przestać zabijać mnie wzrokiem? Za dużo wypiłem i to była tylko chwila słabości. Już mi przeszło - opieram się o ścianę windy, zapewniając przyjaciela. Zaczynając czuć wstyd przed samym sobą z powodu tego, co chciałem zrobić.
- Chwila słabości? Nie wiedziałem, że teraz tak to się nazywa. Będąc w związku z Inge w chwilach jakiegoś kryzysu, też szukałbyś pocieszenia u jakiejś innej dziewczyny? Może ona jednak miała rację, że postanowiła to skończyć, zanim się w ogóle zaczęło - usłyszane słowa ogromnie mnie złoszczą. Zaczynałem się zastanawiać, czy mój przyjaciel rzeczywiście jest po mojej stronie.
- Stefan, o co tobie chodzi? Dlaczego, aż tak jej bronisz? Nienawidzisz Lisy za zrobienie czegoś podobnego, a Inge traktujesz, jak jakąś świętość. Może ty jednak naprawdę coś do niej czujesz i te moje podejrzenia, wcale nie były takie głupie? To tłumaczyłoby wszystko - tym razem to ja przechodzę do ofensywy. Poza tym naprawdę było w tym wiele sensu. W końcu Stefan wielokrotnie zabiegał o towarzystwo Inge. W dodatku świetnie się rozumieli i mieli ze sobą wiele wspólnego. - Dlaczego milczysz? Boisz się, że prawda wyjdzie na jaw? Czy nie potrafisz znieść, że mimo wszystko Inge wolała mnie - pytam, gdy przez dłuższą chwilę nie odpowiada.
- Czasami zastanawiam się, gdzie twoja głupota ma swój kres. Myślisz, że gdybym czuł coś więcej do Inge, to powstrzymałbym cię dzisiaj od szybkiego numerku z Lisą? Zamiast to wykorzystać? Uważasz, że próbowałbym ci pomóc ją odzyskać? - kręci z dezaprobatą głową. - Puknij się w tę swoją pustą głowę i przede wszystkim wytrzeźwiej. Mam dość niańczenia cię i wysłuchiwania twoich bredni oraz absurdalnych podejrzeń - słyszę od niego, gdy winda dociera na nasze piętro. Nie przejmując się tym zbytnio. Bardziej frapowało mnie, dlaczego stanowczo nie zaprzeczył moim podejrzeniom, jak to miał w swoim zwyczaju.
Spoglądam w głąb klubu, w którym zabawa trwała w najlepsze. Zazdroszcząc, że w przeciwieństwie do mnie wszyscy bawili się wyśmienicie, ciesząc z kolejnego sukcesu naszej reprezentacji. Jedni świętowali zdobyte medale, inni postanowili uczcić zakończenie mistrzostw. Jedynie dla mnie było to dziś bez znaczenia. Wszystko było mi właściwie obojętne. Chciałem jedynie przetrwać ten wieczór i wrócić w końcu do domu, gdzie będę mógł w samotności uporać się z kolejną życiową porażką. Jakbym ostatnio doświadczył ich za mało. Nadszedł jednak najwyższy czas zmierzyć się z ponurą rzeczywistością, w której nic nie wyglądało, tak jak powinno.
- Jeszcze raz to samo - kieruję swoją prośbę do barmana, wskazując na pustą szklankę po whisky. Może nie byłem przesadnym jej fanem, ale przynajmniej szybko uderzała do głowy. A przecież o to mi właśnie chodziło. O ucieczkę od tego cholernego poczucia rozczarowania i zapomnienie o Inge, która i tak nieustannie gościła w moich myślach.
- Samotne upijanie nie jest najlepszym pomysłem, Michi - nieoczekiwanie obok mnie pojawia się doskonale znana mi dziewczyna. Kolejna, która porządnie namieszała w moim życiu. Tylko jej tutaj brakowało.
- Ostatnio wpadam jedynie na nie najlepsze pomysły. To żadna nowość, Liso - wzruszam ramionami z obojętnością. Biorąc do ust kolejny łyk bursztynowego alkoholu. - Co ty w ogóle tutaj robisz? - pytam, przekręcając głowę lekko w bok. Wpatrując się w porządnie wystrojoną szatynkę, która od zawsze doskonale wiedziała, jak podkreślić wszystkie swoje atuty i z premedytacją niekiedy je wykorzystywać.
- Chciałam uczcić tak dobre dla nas wszystkich mistrzostwa. Sukces to sukces, nawet jeśli w głównej mierze jego sprawcą jest Kraft - uśmiecha się krzywo, mimowolnie szukając go pewnie wzrokiem. Wolałem, aby Stefan nie zobaczył nas razem. W innym przypadku zaraz zaczęłaby się między nimi kłótnia, a ja dostałbym kolejną litanię wyrzutów od przyjaciela na temat tego, jak nierozsądnie postępuję, przebywając w towarzystwie znienawidzonej przez niego Lisy.
- W takim razie udanego wieczoru. Ja raczej nie jestem dobrym kompanem do zabawy - nie miałem ochoty na żadne towarzystwo, a już na pewno swojej byłej dziewczyny.
- Dla mnie od zawsze byłeś i jesteś - wyciąga szklankę z mojej dłoni, wypijając jej zawartość. Uśmiechając się przy tym słodko. - To jak będzie? Zamówisz mi coś lepszego i powiesz, co się stało? Czyżby kłopoty w nowym związku? - Lisa trafia idealnie w samo sedno. Kiwam lekko głową, potwierdzając jej przypuszczenia. Było mi już obojętne, czy dziewczyna pozna prawdę. To i tak nic by nie zmieniło.
- Raczej jego koniec - zaczynam opowiadać ze sporym grymasem na twarzy o dzisiejszej decyzji Inge. Musząc to z siebie po prostu wyrzucić. Tłumienie emocji stawało się powoli nie do wytrzymania. Widocznie musiałem się też, jeszcze bardziej znieczulić, skoro odejście dziewczyny nadal tak cholernie bolało.
- Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mnie to zaskoczyło - patrzę na Lisę sączącą powoli swojego drinka mocno zdziwiony, gdy kończę swoją niezbyt fartowną opowieść.
- Co masz dokładnie na myśli? - zastanawiam się, niewiele z tego rozumiejąc.
- Michael, to było do przewidzenia, że wasz romans tak się zakończy. Wystarczyła mi krótka wymiana zdań z tą dziewczyną, aby wiedzieć, że udźwignięcie takiej relacji ją przerośnie. Doskonale widziałam strach w jej oczach, gdy życzliwie ją ostrzegłam, jak taki związek może być trudny. Wtedy już wszystko było dla mnie jasne. Ty tego nie zauważyłeś? - dziwi mi się. Staram się przypomnieć sobie ten moment, ale z marnym skutkiem. - Poza tym od samego początku dostrzegłam, jak bardzo jest do mnie podobna. Na pierwszy rzut oka, tak samo pewna siebie i stanowcza, ale to tylko pozory, bo pod tą twardą skorupą jest strasznie krucha i wrażliwa. Woli uciekać przed przerastającymi ją problemami niż je rozwiązywać. Dokładnie jak ja kiedyś. Zrozumiałam jednak, że to nie ma najmniejszego sensu i na pewno mnie nie uszczęśliwi. Ona też pewnie do tego w przyszłości dorośnie.
- Mylisz się. Wcale nie jesteście z Inge do siebie podobne. Mógłbym wymienić ogrom różnic między wami - nie miałem zamiaru się z nią zgodzić. Będąc przekonanym, że nie ma racji. Przy Norweżce czułem się zupełnie inaczej niż przy Lisie. Z nią wszystko było inne. Ona była inna.
- Michi, przestań okłamywać samego siebie. Podświadomie wiesz, dlaczego w ogóle zwróciłeś na nią uwagę. Zrobiłeś to, bo przypominała ci mnie. Robisz dokładnie to samo, co ja. Obydwoje szukamy kogoś, w kim dostrzeżemy cząstkę siebie nawzajem, ponieważ nadal o sobie nie zapomnieliśmy. Poszukujemy szczęścia, które zaznaliśmy będąc ze sobą. Zwyczajnie za nim tęskniąc - kładzie niepewnie dłoń na moim kolanie, a ja mimo że wiem, iż powinienem ją zrzucić nie robię tego. Bliskość Lisy w połączenie z alkoholem zaczynała mi powoli mieszać w głowie. - Nie zaprzeczysz, że było nam ze sobą dobrze. Albo, że nasza miłość była prawdziwa. Była też o wiele silniejsza od tego, co czujesz do tej dziewczyny. Dobrze wiesz, że tak naprawdę jej nie kochasz. Przestań więc się dołować jej odejściem, bo nie ma to żadnego sensu - przybliża się do mnie, ostatnie słowa szepcząc zmysłowo wprost do ucha. Nasza rozmowa zaczynała się powoli wymykać spod kontroli. Było mi już jednak wszystko jedno. Niech się dzieje, co chce.
- Lisa, przypominam ci, że to ty ode mnie odeszłaś. Skoro było tak idealnie, dlaczego to zrobiłaś? - ostatkiem trzeźwego rozsądku, odsuwam się jednak od dziewczyny. Żal do niej był silniejszy od wszystkiego innego.
- Tłumaczyłam ci już to. Popełniłam błąd, którego ogromnie żałuję. Wtedy wydawało mi się, że to najlepsze rozwiązanie dla nas obojga. Chciałam, żebyś skupił się wyłącznie na poprawie swojej formy, abyś znowu zaczął cieszyć się skokami. W dodatku byłam już wykończona twoją ciągłą nieobecnością. Zrobiłeś się też wobec mnie strasznie oziębły. Jakby ci na mnie zupełnie nie zależało. Myślałam, że nie ma już dla nas przyszłości. Mijały jednak miesiące, a ja nie przestałam cię kochać. Wzięłam się dlatego w garść i postanowiłam coś z tym zrobić. To dla ciebie tutaj jestem. Wierz w to sobie albo nie, ale kocham cię Michael - patrzy prosto w moje oczy. Jakby tym gestem chciała dodać wiarygodności swoim słowom. Ja jednak nie miałem do niej żadnego zaufania. Nie wiedziałem, co z tego co mówiła, jest prawdą.
- Muszę się napić. Inaczej tego wszystkiego nie zniosę - tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Na co Lisa kwituje śmiechem moją odpowiedź.
- Z wielką chęcią ci w tym potowarzyszę - mruga do mnie, przywołując następnie ponownie barmana.
Następne minuty, a może i godziny, upływają nam na wspominaniu dawnych czasów i wypijaniu coraz większej ilości alkoholu, którego działanie coraz mocniej zaczynałem odczuwać, ku sporemu zadowoleniu. Dzięki niemu powoli Inge znikała z moich myśli. Tak samo, jak analizowanie przyczyn jej odejścia. W dodatku zaczynałem się dobrze bawić w towarzystwie Lisy, która na wszelkie możliwe sposoby starała się poprawić mój nastrój. Co zaczynało się jej nawet udawać.
- A pamiętasz te wakacje na Ibizie? To był chyba najlepszy tydzień w moim życiu. Przez moment miałam nawet nadzieję, że się mi oświadczysz. Wtedy w tamtej restauracji - wraca z nostalgią do naszych jednych z ostatnich dobrych momentów w związku. W końcu niedługo po tych wydarzeniach. Wszystko zaczęło się między nami psuć.
- To dlatego wydawałaś się taka rozczarowana, gdy wróciliśmy do hotelu - dopiero teraz zaczynałem rozumieć jej zachowanie.
- Skutecznie mi to jednak w nocy wynagrodziłeś - chichocze w charakterystyczny dla siebie sposób. Zawsze tak robiła, gdy znajdowała się pod wpływem alkoholu. - Jak mi tego wszystkiego brakuje. Ile bym dała, aby wrócić do tamtych czasów - poważnieje. Opierając się lekko łokciem o kontuar baru. W świetle klubowych świateł jej twarz wyglądała niemal oszołamiająco pięknie. - Dosyć tego zamulania, Michi. Chodźmy zatańczyć, proszę - przybiera błagalny wyraz twarzy. Na co kręcę przecząco głową w odpowiedzi.
- Nie ma mowy. Dobrze wiesz, że nie umiem - ani myślałem się ośmieszać.
-Daj spokój. Nie możesz zrobić ten jeden raz wyjątku? Dla mnie? - prosi, a nasze twarze po raz kolejny tego wieczoru znajdują się w bardzo bliskiej odległości od siebie.
- Dla nikogo nie robię wyjątku - kłamię. Dobrze wiedząc, że dla Inge byłem w stanie go zrobić. Dla niej byłem gotowy zrobić to i o wiele więcej. Przypomnienie sobie o tym wywołuje we mnie ponowną złość. Cholerne i podstępne uczucie do Norweżki, znowu dało o sobie znać i to tym razem ze zdwojoną siłą.
To w głównej mierze dlatego nie protestuję, gdy usta Lisy łączą się z moimi w pamiętny sposób. Od razu odwzajemniam jej pocałunek, zdecydowanie go pogłębiając, jednak nie ze względu na jakieś uczucia, a zwykłą chęć odegrania się na Inge i udowodnieniu samemu sobie, że Norweżka wcale nie jest kimś wyjątkowym, co odnosi marny skutek. Liczyłem jednak, że jakimś cudem dowie się o tym, co właśnie się działo i, że wcale po niej nie rozpaczam. Egoistycznie chciałem, żeby cierpiała. Dokładnie tak samo, jak ja.
- Lisa, powinniśmy to przerwać. Ten pocałunek nic między nami nie zmienia. Nie chcę narobić ci niepotrzebnych nadziei - odsuwam się od dziewczyny. Nie mając zamiaru niepotrzebnie jej krzywdzić. Mimo tego, jak wszystko potoczyło się między nami. Ona nadal na jakiś sposób zawsze będzie dla mnie ważna.
- Mam to gdzieś. Choćby to miało się nigdy więcej nie powtórzyć i tak tego chcę. Żadnego zaangażowania, przysięgam - ponownie mnie całuje, ale dla mnie to wciąż nie było to. Lisa w końcu nie była Inge. - Chodźmy stąd - mówi wprost w moje usta. Po czym łapiąc za rękę. Prowadzi w stronę wyjścia. Nadmiar alkoholu krążącego w moim organizmie pomaga mi zignorować wszelkie ostrzeżenia dotyczące tego, jak głupio i bezsensownie postępuję.
- Pokój czy łazienka? - słyszę pytanie zniecierpliwionej Lisy, gdy byliśmy w połowie drogi do opuszczenia klubu. Dziewczyna nie mogła się o wiele bardziej niż ja doczekać, aż znajdziemy się w jakimś ustronnym miejscu.
- Jest mi to zupełnie obojętne - odpowiadam zgodnie z prawdą. Zsuwając swoje dłonie z jej talii na biodra i przyciągając ją bliżej siebie. Starając się przypomnieć sobie, jak kiedyś szalałem z miłości do niej.
- Więc łazienka - podejmuje decyzję bez większego wahania. Nie mając zamiaru marnować czasu na dotarcie do pokoju. Kierujemy się więc w zupełnie inną stronę, niż podążaliśmy do tej pory.
- Michael, co ty znowu najlepszego wyprawiasz? - nie wiadomo skąd, pojawia się przed nami Stefan. W sekundę domyślając się, co było naszym zamiarem. Patrzył na mnie z wymalowaną na twarzy wściekłością. - Tak wygląda twoja miłość do Inge?! Po prostu rewelacja.
- Nie wtrącaj się! To nie jest twoja sprawa, co robimy. Jesteśmy dorośli - w odpowiedzi wyręcza mnie Lisa, która niemal kipiała złością.
- To ty się nie wtrącaj i przestań w kółko mieszać w życiu Michaela! Teraz próbujesz wykorzystać jego załamanie i znowu wkupić się w jego łaski?- mój przyjaciel ani myślał jej ustąpić. Nienawiść niemal wylewała się z jego słów.
- Stefan, przestań! Lisa nie zrobiła dziś niczego złego. Nie możesz jej obwiniać za całe zło tego świata - mimowolnie staję w jej obronie. W końcu obydwoje zgodziliśmy się na to, co chcieliśmy zrobić.
- Czy ty siebie słyszysz? Inge nie ma ledwie kilkanaście godzin, a ty już szukasz pocieszenia w ramionach byłej? Tak chcesz ją odzyskać? - miałem powoli dość tych wyrzutów. Gdybym to jeszcze ja zawinił w sprawie odejścia Inge, ale tak przecież nie było.
- Kto powiedział, że w ogóle chcę ją odzyskać? Przypominam ci, że to ona zawaliła, a nie ja. To ona mnie zostawiła - zaczynam się bronić. Mając dość, że wszyscy to właśnie mnie próbują obwiniać.
- Świetnie. Uważasz więc, że to cię usprawiedliwia i daje prawo na coś takiego? - wskazuje na mnie i Lisę, która jeszcze bardziej się oburza.
- Odczep się w końcu od nas i przestań buntować Michaela przeciwko mnie, rozumiesz? W innym przypadku ja też mogę zrobić coś, czego na pewno bardzo byś nie chciał. Dobrze wiesz, o co mi chodzi, prawda? - ostrzega go, a ja nie mam pojęcia, co to ma znaczyć. Stefan jednak wyglądał na lekko poruszonego, a nawet przestraszonego.
- Dosyć! Nie mam siły na wasze dziecinne kłótnie. Lisa to rzeczywiście nie powinno było mieć miejsca. Za bardzo nas poniosło. Lepiej będzie, jak o tym zapomnimy - dziewczyna wyglądała na mocno niepocieszoną. - Na mnie już pora. Wracam do pokoju - w sekundę ogarnia mnie potworne zmęczenie. Chciałem wyłącznie spać.
- Ale, Michael... - Lisa próbuje protestować.
- Odprowadzę cię - wtrąca jej się w słowo Stefan. Mając zamiar przypilnować, czy rzeczywiście dotrę tam, gdzie zamierzałem.
- Możesz przestać zabijać mnie wzrokiem? Za dużo wypiłem i to była tylko chwila słabości. Już mi przeszło - opieram się o ścianę windy, zapewniając przyjaciela. Zaczynając czuć wstyd przed samym sobą z powodu tego, co chciałem zrobić.
- Chwila słabości? Nie wiedziałem, że teraz tak to się nazywa. Będąc w związku z Inge w chwilach jakiegoś kryzysu, też szukałbyś pocieszenia u jakiejś innej dziewczyny? Może ona jednak miała rację, że postanowiła to skończyć, zanim się w ogóle zaczęło - usłyszane słowa ogromnie mnie złoszczą. Zaczynałem się zastanawiać, czy mój przyjaciel rzeczywiście jest po mojej stronie.
- Stefan, o co tobie chodzi? Dlaczego, aż tak jej bronisz? Nienawidzisz Lisy za zrobienie czegoś podobnego, a Inge traktujesz, jak jakąś świętość. Może ty jednak naprawdę coś do niej czujesz i te moje podejrzenia, wcale nie były takie głupie? To tłumaczyłoby wszystko - tym razem to ja przechodzę do ofensywy. Poza tym naprawdę było w tym wiele sensu. W końcu Stefan wielokrotnie zabiegał o towarzystwo Inge. W dodatku świetnie się rozumieli i mieli ze sobą wiele wspólnego. - Dlaczego milczysz? Boisz się, że prawda wyjdzie na jaw? Czy nie potrafisz znieść, że mimo wszystko Inge wolała mnie - pytam, gdy przez dłuższą chwilę nie odpowiada.
- Czasami zastanawiam się, gdzie twoja głupota ma swój kres. Myślisz, że gdybym czuł coś więcej do Inge, to powstrzymałbym cię dzisiaj od szybkiego numerku z Lisą? Zamiast to wykorzystać? Uważasz, że próbowałbym ci pomóc ją odzyskać? - kręci z dezaprobatą głową. - Puknij się w tę swoją pustą głowę i przede wszystkim wytrzeźwiej. Mam dość niańczenia cię i wysłuchiwania twoich bredni oraz absurdalnych podejrzeń - słyszę od niego, gdy winda dociera na nasze piętro. Nie przejmując się tym zbytnio. Bardziej frapowało mnie, dlaczego stanowczo nie zaprzeczył moim podejrzeniom, jak to miał w swoim zwyczaju.
03.03.2019
Późnym rankiem budzę się w koszmarnym stanie. Czułem się gorzej niż po najcięższym treningu, a głowa bolała mnie niczym, jakbym uderzył nią w twardy zeskok. Na samo wspomnienie swoich wczorajszych występków, mam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie miałem pojęcia, co takiego mnie napadło, że zachowywałem się poniżej jakiejkolwiek krytyki. W taki sposób na pewno niczego nie uzyskam, a już na pewno nie odzyskam swojej miłości, którą bezsprzecznie była Inge, o czym dosadnie się wczoraj przekonałem.
Nie mając siły podnieść się z łóżka, rozglądam się po pokoju w poszukiwaniu Stefana, przypominając sobie jakie głupoty do niego plotłem. Biorąc też pod uwagę, że doskonale wiedział, do czego o mało nie doszło między mną a Lisą. Miałem pewnie u niego mocno przechlapane. Nigdzie go jednak nie dostrzegam, a jedynie jego spakowaną walizkę stojącą pod drzwiami, która przypomina mi o mojej, jeszcze nawet nietkniętej. Przez co, nachodzi mnie ochota zabicia samego siebie na myśl o czekającym mnie pakowaniu. Za swoją głupotę przyjdzie mi dzisiaj drogo zapłacić. Już teraz wiedziałem, że przeżycie tego dnia będzie prawdziwym wyczynem.
- Stefan, przepraszam za wczoraj - zaczynam, gdy tylko pojawia się w końcu w progu pokoju. Nie chcąc, aby były między nami jakieś nieporozumienia.
- Przeprosiny przyjęte, ale nie myśl sobie, że wszystko między nami jest w porządku. Tym razem naprawdę przegiąłeś - bierze swoją walizkę, szykując się zapewne do opuszczenia hotelu. Widocznie nie miał zamiaru na mnie poczekać. Dawno już nie widziałem go tak poważnego, a to nie nie wróżyło mi niczego dobrego.
- Zdaję sobie sprawę, ale to się więcej nie powtórzy - obiecuję. Mając nadzieję, że jeszcze tym razem mi odpuści.
- Już nie raz to słyszałem. Michael, przemyśl sobie wszystko i poukładaj jakoś sensownie w głowie. Zastanów, czego ty tak naprawdę chcesz. Myślę też, że parę dni bez kontaktowania się dobrze nam zrobi - wcale nie podobała mi się ta perspektywa. Jak nigdy potrzebowałem teraz wsparcia. - Trzymaj się. Do zobaczenia przed wylotem do Norwegii - żegna się ze mną. Po czym opuszcza pokój, zostawiając mnie samego. Wszystkie bliskie osoby opuszczały mnie jedna po drugiej. W przypadku Stefana czułem jednak, że w pełni sobie na to zasłużyłem. Wystawiłem jego cierpliwość na próbę o jeden raz za dużo.
Nie mając siły podnieść się z łóżka, rozglądam się po pokoju w poszukiwaniu Stefana, przypominając sobie jakie głupoty do niego plotłem. Biorąc też pod uwagę, że doskonale wiedział, do czego o mało nie doszło między mną a Lisą. Miałem pewnie u niego mocno przechlapane. Nigdzie go jednak nie dostrzegam, a jedynie jego spakowaną walizkę stojącą pod drzwiami, która przypomina mi o mojej, jeszcze nawet nietkniętej. Przez co, nachodzi mnie ochota zabicia samego siebie na myśl o czekającym mnie pakowaniu. Za swoją głupotę przyjdzie mi dzisiaj drogo zapłacić. Już teraz wiedziałem, że przeżycie tego dnia będzie prawdziwym wyczynem.
- Stefan, przepraszam za wczoraj - zaczynam, gdy tylko pojawia się w końcu w progu pokoju. Nie chcąc, aby były między nami jakieś nieporozumienia.
- Przeprosiny przyjęte, ale nie myśl sobie, że wszystko między nami jest w porządku. Tym razem naprawdę przegiąłeś - bierze swoją walizkę, szykując się zapewne do opuszczenia hotelu. Widocznie nie miał zamiaru na mnie poczekać. Dawno już nie widziałem go tak poważnego, a to nie nie wróżyło mi niczego dobrego.
- Zdaję sobie sprawę, ale to się więcej nie powtórzy - obiecuję. Mając nadzieję, że jeszcze tym razem mi odpuści.
- Już nie raz to słyszałem. Michael, przemyśl sobie wszystko i poukładaj jakoś sensownie w głowie. Zastanów, czego ty tak naprawdę chcesz. Myślę też, że parę dni bez kontaktowania się dobrze nam zrobi - wcale nie podobała mi się ta perspektywa. Jak nigdy potrzebowałem teraz wsparcia. - Trzymaj się. Do zobaczenia przed wylotem do Norwegii - żegna się ze mną. Po czym opuszcza pokój, zostawiając mnie samego. Wszystkie bliskie osoby opuszczały mnie jedna po drugiej. W przypadku Stefana czułem jednak, że w pełni sobie na to zasłużyłem. Wystawiłem jego cierpliwość na próbę o jeden raz za dużo.
💟💟💟💟
07.03.2019
Głośny dźwięk dzwonka do drzwi mieszkania wybudza mnie ze snu, który w ostatnich dniach był jedynym pozytywnym aspektem mojego życia. Jedynie podczas niego nie czułam tego rozdzierającego mnie od środka bólu i wyrzutów sumienia. Starałam się więc spać jak najdłużej. Zwłaszcza że od powrotu z Austrii mimo że bardzo się starałam, nie potrafiłam się pozbierać. Choć uważałam, że radzenie sobie z rozstaniami opanowałam do perfekcji. Miałam ich w końcu trochę za sobą. Jednak wręcz rozpaczliwa tęsknota za Michaelem, odbierała mi niemal wszystkie chęci do życia. Powoli zaczynałam sobie uświadamiać, jak wielką głupotę popełniłam. Na jej naprawienie było już jednak zdecydowanie za późno. Teraz musiałam ponieść konsekwencje swojego wyboru.
Gdy mam już zignorować swojego niespodziewanego gościa. Słyszę ponowny dźwięk tego upierdliwego dzwonka. Z niechęcią podążam więc w stronę drzwi. Przy okazji spoglądając na swojego otwartego laptopa stojącego przy łóżku, na którym zlecona mi praca leżała odłogiem, mimo goniących terminów. Za każdym jednak razem, gdy siadałam do nowych projektów. W mojej głowie była istna pustka i na niczym nie mogłam się skupić. Bałam się, że cierpliwość mojej przełożonej wkrótce się wyczerpie. Nie będę też mogła w nieskończoność zdalnie wykonywać swoich obowiązków, jak to miało miejsce w tym tygodniu i jak najszybciej będę musiała naprowadzić swój rytm dnia na właściwe tory. Choć nie miałam pojęcia, jak uda mi się tego dokonać. Czując się jak jedna wielka kupka nieszczęścia.
Otwieram niechętnie drzwi, natrafiając w nich na swoją przyjaciółkę. Mogłam się spodziewać, że prędzej czy później złoży mi wizytę. Nie spodziewałam się jej jednak tak wczesnym rankiem.
- Miło, że raczyłaś w końcu otworzyć. Wytłumaczysz mi, dlaczego od trzech dni nie odbierasz telefonu? Martwiłam się o ciebie - patrzy na mnie z wyraźnym wyrzutem.
- Przecież napisałam ci wczoraj, że wszystko jest w porządku - bronię się. - Co ty tak w ogóle tu robisz? Nie powinnaś być teraz w restauracji? - próbuję odwrócić od siebie uwagę, a ponad to, było to dla mnie mocno zastanawiające.
- Otwieramy dziś później. Miałam coś pilnego do załatwienia - odpowiada mi lakonicznie. Nie wdając się w żadne szczegóły. - Przy okazji chciałam sprawdzić, jak się czujesz, bo ta wczorajsza wiadomość na pewno mnie nie uspokoiła.
- Przepraszam. Ostatnio naprawdę nie miałam nastroju na rozmowy - wolałam w samotności użalać się nad sobą. Oglądając przy tym ulubione filmy i zjadając pudełko za pudełkiem waniliowych lodów.
- Zdążyłam się domyślić. Napijemy się kawy? Wpuścisz mnie w ogóle? - pyta niepewnie, na co kiwam głową na zgodę. Przepuszczając ją w drzwiach. Może rozmowa z kimś bliskim rzeczywiście okaże się pomocna?
- Zrobiłam ci zakupy. Pewnie masz pustą lodówkę - Sophie znała mnie lepiej niż własną kieszeń. Odwracam więc zawstydzona głowę w stronę blatu kuchennego. Udając, że skupiam się na nasypaniu kawy do naszych kubków. - Upiekłam też twoje ulubione ciasto. Tak na poprawę humoru - wyciąga z płóciennej torby pojemnik z przepysznie wyglądającą słodkością, polaną ogromem czekolady. Kiedyś tyle wystarczałoby mi do szczęścia. Nieprzyzwoita ilość cukru zawsze była dobra na wszelkie moje zmartwienia. Jednak teraz, nawet ukochane słodycze kojarzyły mi się z Michaelem.
- Naprawdę nie musiałaś. Dziękuję, ale nie mam na nie ochoty. Najlepiej weź je z powrotem ze sobą, przynajmniej się nie zmarnuje - od kilku dni brakowało mi apetytu. Jadłam tyle, co nic i wątpiłam, żeby to się w niedługim czasie miało zmienić.
- Inge, chcesz mi powiedzieć, że na darmo zrywałam się dziś o koszmarnie wczesnej godzinie, aby je przygotować? Nie skusisz się nawet na kawałeczek? - próbuje wzbudzić u mnie litość, a przy okazji zmusić do skosztowania.
- Obiecuję, że później je zjem. Zadowolona? - ustępuję w końcu. Zwłaszcza gdy dociera do mnie wspaniały zapach wypieku. Nie sposób było się mu po prostu oprzeć.
- Sophie, czy Halvor coś ci mówił o tym, jak Michael zareagował na moje odejście? - obejmuję mocniej dłońmi kubek z gorącą kawą. Bojąc się usłyszeć odpowiedź. Ciekawość była jednak silniejsza. Musiałam też zmierzyć się z prawdą.
- Jak się pewnie domyślasz, był w szoku. Poczuł się na pewno bardzo zraniony. Najbardziej zabolało go jednak, że zabroniłaś Halvorowi podać mu twojego adresu. Michael, gdy tylko się dowiedział, że wyjechałaś, chciał od razu lecieć do Norwegii. Jemu naprawdę bardzo na tobie zależy - świadomość, że był w stanie wybaczyć mi nawet odejście bez słowa, napawała mnie tylko jeszcze większym smutkiem. To był w końcu kolejny dowód na prawdziwość jego uczuć i zapewnień, że walczyłby do samego końca o utrzymanie naszego związku. Wszystko mogłoby się udać, gdyby nie moje tchórzostwo. - Halvor dowiedział się też od Stefana, że z Michaelem naprawdę nie jest najlepiej. Poprosił go, abyśmy przekazali ci, żebyś jeszcze raz przemyślała podjętą decyzję. Wszystko wciąż można naprawić - wszystkim poza mną wydawało się to takie proste. Zaczynałam się coraz poważniej zastanawiać, czy rzeczywiście nie mieli racji.
- Michael mnie na pewno nienawidzi. Zresztą pewnie tak samo, jak Stefan. Postąpiłam okropnie i wszystkich zawiodłam - łzy mimowolnie stają mi w oczach. - On zasługuje na kogoś dużo lepszego ode mnie - Sophie patrzy na mnie z prawdziwą troską.
- Inge, przestań w końcu tak źle o sobie myśleć. Każdy z nas popełnia błędy. Ty swój możesz jednak bardzo łatwo naprawić. Wystarczy, że zadzwonisz do Michaela. Zakończ to wasze bezsensowne cierpienie. Niepotrzebnie się tylko męczycie - stara się po raz kolejny na mnie wpłynąć.
- Gdyby to było takie proste... Sophie, proszę cię, skończmy ten temat - byłam pewna, że to tylko kwestia dni i zarówno Michael jak i ja zapomnimy o tym, co było i wrócimy do naszych tak różnych od siebie codzienności. Tak będzie dla nas najlepiej.
- Niech ci będzie, uparciuchu. Jutro widzę cię jednak w restauracji. Obiecałaś mi pomóc z zaproszeniami, pamiętasz? Musisz też zacząć wychodzić do ludzi i przestać zamykać się w czterech ścianach. To nie może dłużej tak wyglądać - sama miałam tego świadomość. Nie potrafiłam się jednak przełamać.
- Postaram się - odpowiadam niezbyt przekonana. - Dosyć już jednak o mnie. Powiedz mi lepiej, jak ty sobie radzisz po powrocie? Pewnie masz masę pracy. Dobrze się w ogóle czujesz? - przez swoje własne dramaty. Przestałam, aż tak usilnie dociekać poznania prawdy odnośnie zdrowia przyjaciółki.
- Czuję się bardzo dobrze. Przecież od początku mówiłam, że to tylko chwilowe dolegliwości. Wszystko jest w jak najlepszym porządku - Sophie uśmiecha się do mnie w zapewnieniu. Ja jednak nie dostrzegam radości w jej oczach, które wydawały się przygaszone. Coś mi tu nadal nie do końca pasowało. Nie miałam jednak żadnego pewnego punktu zaczepienia - A Therese z Malcolmem i Heidi świetnie sobie beze mnie poradzili. Czasami mam wrażenie, że jestem im zbędna - śmieje się. Zaczynając streszczać, co wydarzyło się podczas naszej nieobecności.
W towarzyatwie przyjaciółki czas upływał mi w mgnieniu oka. Gdy dochodzi południe, Sophie jest zmuszona się ze mną pożegnać. Zostaję więc znowu sama. Tym razem jednak nie pozwalam przytłaczającym myślom dojść do głosu, tylko biorę się za pracę. Na początku idzie mi ona opornie, ale tym razem nie ustępuję. Walcząc ze swoim zniechęceniem i ochotą na ponowne zakopanie się w ulubionej pościeli. Dzięki czemu moja kreatywność powoli wraca na swoje miejsce, pozwalając mi przenieść się do świata, w którym nic mnie nie ograniczało.
To była pierwsza pozytywna oznaka, że zaczynałam wracać do siebie. Miałam nadzieję, że nie ostatnia i wkrótce uda mi się uporać z kolejnym sercowym zawodem, który tym razem sama sobie zaserwowałam. Życie w końcu toczyło się dalej. Nawet jeśli nie wyglądało tak, jak sobie wymarzyłam.
Gdy mam już zignorować swojego niespodziewanego gościa. Słyszę ponowny dźwięk tego upierdliwego dzwonka. Z niechęcią podążam więc w stronę drzwi. Przy okazji spoglądając na swojego otwartego laptopa stojącego przy łóżku, na którym zlecona mi praca leżała odłogiem, mimo goniących terminów. Za każdym jednak razem, gdy siadałam do nowych projektów. W mojej głowie była istna pustka i na niczym nie mogłam się skupić. Bałam się, że cierpliwość mojej przełożonej wkrótce się wyczerpie. Nie będę też mogła w nieskończoność zdalnie wykonywać swoich obowiązków, jak to miało miejsce w tym tygodniu i jak najszybciej będę musiała naprowadzić swój rytm dnia na właściwe tory. Choć nie miałam pojęcia, jak uda mi się tego dokonać. Czując się jak jedna wielka kupka nieszczęścia.
Otwieram niechętnie drzwi, natrafiając w nich na swoją przyjaciółkę. Mogłam się spodziewać, że prędzej czy później złoży mi wizytę. Nie spodziewałam się jej jednak tak wczesnym rankiem.
- Miło, że raczyłaś w końcu otworzyć. Wytłumaczysz mi, dlaczego od trzech dni nie odbierasz telefonu? Martwiłam się o ciebie - patrzy na mnie z wyraźnym wyrzutem.
- Przecież napisałam ci wczoraj, że wszystko jest w porządku - bronię się. - Co ty tak w ogóle tu robisz? Nie powinnaś być teraz w restauracji? - próbuję odwrócić od siebie uwagę, a ponad to, było to dla mnie mocno zastanawiające.
- Otwieramy dziś później. Miałam coś pilnego do załatwienia - odpowiada mi lakonicznie. Nie wdając się w żadne szczegóły. - Przy okazji chciałam sprawdzić, jak się czujesz, bo ta wczorajsza wiadomość na pewno mnie nie uspokoiła.
- Przepraszam. Ostatnio naprawdę nie miałam nastroju na rozmowy - wolałam w samotności użalać się nad sobą. Oglądając przy tym ulubione filmy i zjadając pudełko za pudełkiem waniliowych lodów.
- Zdążyłam się domyślić. Napijemy się kawy? Wpuścisz mnie w ogóle? - pyta niepewnie, na co kiwam głową na zgodę. Przepuszczając ją w drzwiach. Może rozmowa z kimś bliskim rzeczywiście okaże się pomocna?
- Zrobiłam ci zakupy. Pewnie masz pustą lodówkę - Sophie znała mnie lepiej niż własną kieszeń. Odwracam więc zawstydzona głowę w stronę blatu kuchennego. Udając, że skupiam się na nasypaniu kawy do naszych kubków. - Upiekłam też twoje ulubione ciasto. Tak na poprawę humoru - wyciąga z płóciennej torby pojemnik z przepysznie wyglądającą słodkością, polaną ogromem czekolady. Kiedyś tyle wystarczałoby mi do szczęścia. Nieprzyzwoita ilość cukru zawsze była dobra na wszelkie moje zmartwienia. Jednak teraz, nawet ukochane słodycze kojarzyły mi się z Michaelem.
- Naprawdę nie musiałaś. Dziękuję, ale nie mam na nie ochoty. Najlepiej weź je z powrotem ze sobą, przynajmniej się nie zmarnuje - od kilku dni brakowało mi apetytu. Jadłam tyle, co nic i wątpiłam, żeby to się w niedługim czasie miało zmienić.
- Inge, chcesz mi powiedzieć, że na darmo zrywałam się dziś o koszmarnie wczesnej godzinie, aby je przygotować? Nie skusisz się nawet na kawałeczek? - próbuje wzbudzić u mnie litość, a przy okazji zmusić do skosztowania.
- Obiecuję, że później je zjem. Zadowolona? - ustępuję w końcu. Zwłaszcza gdy dociera do mnie wspaniały zapach wypieku. Nie sposób było się mu po prostu oprzeć.
- Sophie, czy Halvor coś ci mówił o tym, jak Michael zareagował na moje odejście? - obejmuję mocniej dłońmi kubek z gorącą kawą. Bojąc się usłyszeć odpowiedź. Ciekawość była jednak silniejsza. Musiałam też zmierzyć się z prawdą.
- Jak się pewnie domyślasz, był w szoku. Poczuł się na pewno bardzo zraniony. Najbardziej zabolało go jednak, że zabroniłaś Halvorowi podać mu twojego adresu. Michael, gdy tylko się dowiedział, że wyjechałaś, chciał od razu lecieć do Norwegii. Jemu naprawdę bardzo na tobie zależy - świadomość, że był w stanie wybaczyć mi nawet odejście bez słowa, napawała mnie tylko jeszcze większym smutkiem. To był w końcu kolejny dowód na prawdziwość jego uczuć i zapewnień, że walczyłby do samego końca o utrzymanie naszego związku. Wszystko mogłoby się udać, gdyby nie moje tchórzostwo. - Halvor dowiedział się też od Stefana, że z Michaelem naprawdę nie jest najlepiej. Poprosił go, abyśmy przekazali ci, żebyś jeszcze raz przemyślała podjętą decyzję. Wszystko wciąż można naprawić - wszystkim poza mną wydawało się to takie proste. Zaczynałam się coraz poważniej zastanawiać, czy rzeczywiście nie mieli racji.
- Michael mnie na pewno nienawidzi. Zresztą pewnie tak samo, jak Stefan. Postąpiłam okropnie i wszystkich zawiodłam - łzy mimowolnie stają mi w oczach. - On zasługuje na kogoś dużo lepszego ode mnie - Sophie patrzy na mnie z prawdziwą troską.
- Inge, przestań w końcu tak źle o sobie myśleć. Każdy z nas popełnia błędy. Ty swój możesz jednak bardzo łatwo naprawić. Wystarczy, że zadzwonisz do Michaela. Zakończ to wasze bezsensowne cierpienie. Niepotrzebnie się tylko męczycie - stara się po raz kolejny na mnie wpłynąć.
- Gdyby to było takie proste... Sophie, proszę cię, skończmy ten temat - byłam pewna, że to tylko kwestia dni i zarówno Michael jak i ja zapomnimy o tym, co było i wrócimy do naszych tak różnych od siebie codzienności. Tak będzie dla nas najlepiej.
- Niech ci będzie, uparciuchu. Jutro widzę cię jednak w restauracji. Obiecałaś mi pomóc z zaproszeniami, pamiętasz? Musisz też zacząć wychodzić do ludzi i przestać zamykać się w czterech ścianach. To nie może dłużej tak wyglądać - sama miałam tego świadomość. Nie potrafiłam się jednak przełamać.
- Postaram się - odpowiadam niezbyt przekonana. - Dosyć już jednak o mnie. Powiedz mi lepiej, jak ty sobie radzisz po powrocie? Pewnie masz masę pracy. Dobrze się w ogóle czujesz? - przez swoje własne dramaty. Przestałam, aż tak usilnie dociekać poznania prawdy odnośnie zdrowia przyjaciółki.
- Czuję się bardzo dobrze. Przecież od początku mówiłam, że to tylko chwilowe dolegliwości. Wszystko jest w jak najlepszym porządku - Sophie uśmiecha się do mnie w zapewnieniu. Ja jednak nie dostrzegam radości w jej oczach, które wydawały się przygaszone. Coś mi tu nadal nie do końca pasowało. Nie miałam jednak żadnego pewnego punktu zaczepienia - A Therese z Malcolmem i Heidi świetnie sobie beze mnie poradzili. Czasami mam wrażenie, że jestem im zbędna - śmieje się. Zaczynając streszczać, co wydarzyło się podczas naszej nieobecności.
W towarzyatwie przyjaciółki czas upływał mi w mgnieniu oka. Gdy dochodzi południe, Sophie jest zmuszona się ze mną pożegnać. Zostaję więc znowu sama. Tym razem jednak nie pozwalam przytłaczającym myślom dojść do głosu, tylko biorę się za pracę. Na początku idzie mi ona opornie, ale tym razem nie ustępuję. Walcząc ze swoim zniechęceniem i ochotą na ponowne zakopanie się w ulubionej pościeli. Dzięki czemu moja kreatywność powoli wraca na swoje miejsce, pozwalając mi przenieść się do świata, w którym nic mnie nie ograniczało.
To była pierwsza pozytywna oznaka, że zaczynałam wracać do siebie. Miałam nadzieję, że nie ostatnia i wkrótce uda mi się uporać z kolejnym sercowym zawodem, który tym razem sama sobie zaserwowałam. Życie w końcu toczyło się dalej. Nawet jeśli nie wyglądało tak, jak sobie wymarzyłam.