czwartek, 13 lutego 2020

Rozdział 16


02.03.2019


Z czerwonymi i zapewne opuchniętymi od płaczu oczami, którym tym razem nie pomógłby nawet najlepszy makijaż, opuszczam zajmowany przez poprzednie kilkanaście dni pokój. Posyłając jego wnętrzu ostatnie pełne tęsknoty i żalu spojrzenie. Zaciskam mocniej dłoń na rączce walizki, zmuszając się do wyjścia na korytarz. Choć moje serce niemal krzyczało z rozpaczy, abym tego nie robiła. Szepcząc zachęcająco do pozostawienia rzeczy i pobiegnięcia do Michaela, zanim ten w ogóle się obudzi i zorientuje, co takiego zaplanowałam. Mogłabym wtedy ponownie wtulić się w jego bezpieczne ramiona i pocałować na dzień dobry, spędzając następnie nasz pierwszy prawdziwie wspólny poranek. Mogłabym też zostać tutaj o ten jeden przeklęty dzień dłużej, a potem przeżyć jakoś nadchodzący tydzień i znowu się z nim zobaczyć. Ciesząc tym rodzajem szczęścia, które odczuwałam wyłącznie przy Michaelu. Byłam coraz bliższa poddaniu się temu pragnieniu, które kusiło bardziej niż cokolwiek innego. Jednak strach przed tym, co byłoby z nami potem, był dużo silniejszy. Dlatego też odrzucam od siebie te wszystkie utopijne wizje szczęścia i z namacalnym bólem podążam za Sophie. Wchodząc do windy, która miała zabrać nas na parter hotelu.


- Jesteś pewna, że nie chcesz się chociaż pożegnać? - pyta, patrząc na mnie z troską. Dobrze wiedziałam, że nie popierała mojej decyzji i od kiedy tylko zastała mnie przed kilkoma godzinami pod drzwiami w histerii, starała się wpłynąć na jej zmianę.
- Gdybym miała pożegnać się z Michaelem twarzą w twarz. Nie dałabym rady go zostawić. Nie potrafiłabym tego zrobić - kręcę ze zrezygnowaniem głową. Będąc bliska ponownego wybuchnięcia płaczem, gdy tylko przypominam sobie nasze ostatnie wspólne chwile i jego wyznanie uczuć.
- Więc tego nie rób. Nie zostawiaj go, skoro to takie bolesne. Do cholery, Inge przecież się kochacie. Nie niszcz tego z powodu zwykłego strachu - nieoczekiwanie przyjaciółka wciska przycisk zatrzymujący windę. Zapewne z zamiarem przemówienia mi do rozumu. Ja jednak uważałam, że wiem najlepiej, co robię.
- Sophie, to nie ma racji bytu, rozumiesz? Ta odległość prędzej czy później by nas wykończyła, a wtedy bolałoby to jeszcze bardziej. Doszłoby większe zaangażowanie, większa ilość wspólnych wspomnień. Nie chcę robić sobie złudnej nadziei na wspólne życie, która i tak w końcu zostanie mi brutalnie odebrana. Wiem, że jestem tchórzem, ale nic na to nie poradzę. Ja już postanowiłam - posyłam jej stanowcze i bezkompromisowe spojrzenie. Uważając, że dalsza rozmowa na ten temat nie ma najmniejszego sensu. Dziewczyna waha się jednak jeszcze przez kilka sekund, po czym ponownie uruchamia windę.


Byłam ogromnie wdzięczna, że ze względu na dość wczesny ranek recepcja i korytarz, wciąż pozostawały niemal opustoszałe. Dzięki temu przynajmniej uniknęłam wścibskich spojrzeń postronnych osób, które na pewno zwróciłyby uwagę na mój fatalny wygląd, który doskonale oddawał także moje samopoczucie. Siedząc na jednej z sof czuję, jak ogarnia mnie ogromne zmęczenie. Wynikające zapewne z drugiej już z rzędu nieprzespanej nocy. Czułam się po prostu rozbita i wykończona.


Rozglądam się nerwowo dookoła z niecierpliwością, czekając, aż Sophie załatwi wszelkie formalności z recepcjonistką dotyczące naszego wymeldowania. Byłam wdzięczna, że wzięła to na sobie, gdyż ja kompletnie nie miałam do tego głowy. Racjonalne myślenie sprawiało mi dziś spory problem.


- Inge, jak ty wyglądasz? Coś się stało? - oddycham z ulgą, słysząc nad sobą znajomy głos. Podnoszę lekko głowę, natrafiając na zdziwione spojrzenie Halvora, który był jeszcze niczego nieświadomy.
- Nie chcę o tym teraz rozmawiać. Chciałabym jednak prosić cię o małą przysługę - był jedną z niewielu osób, które mogły mi pomóc dokończyć realizację mojego planu.
- O co chodzi? - zastanawia się, gdy zaczynam nerwowo szukać w torebce potrzebnej mi rzeczy.
- Mógłbyś przekazać to Michaelowi, gdy go spotkasz? To dla mnie naprawdę ważne - wygładzam lekko pogięty papier, a następnie podaję mu kopertę zawierającą wiadomość, po której Austriak zapewne będzie żałował, że w ogóle mnie poznał. - Obiecaj mi też, że pod żadnym pozorem nie zdradzisz mu mojego adresu - wolałam się zabezpieczyć na wypadek, gdyby mimo wszystko Michael z jakiegoś powodu nadal chciał ratować naszą relację. Choć wydawało się to bardzo mało prawdopodobne.
- Co takiego? Niby dlaczego? Poza tym sama nie mogłaś mu tego dać? Chyba się pożegnaliście, prawda? Co to w ogóle jest? - przygląda się kopercie. Nic z tego nie rozumiejąc. W dodatku zadawał coraz więcej wnikliwych pytań, na które nie miałam siły odpowiadać.
- Przestań być taki ciekawski i po prostu to weź. Poza tym może się ze mną pożegnasz? Mamy na to niecałe pięć minut. Inaczej się z Inge jeszcze spóźnimy - na całe szczęście z opresji ratuje mnie jak zawsze Sophie, która odciąga na bok swojego narzeczonego. Przytuleni do siebie pogrążają się w cichej rozmowie, a następnie czule całują. Odwracam od nich pośpiesznie wzrok, zwyczajnie nie będąc w stanie patrzeć na ich szczęście, podczas gdy swoje sama właśnie niszczyłam.


- Udanego lotu. Do zobaczenia jutro wieczorem. Sophie, tylko zadzwoń do mnie, gdy będziecie już w Norwegii, abym nie musiał się martwić, czy bezpiecznie dotarłyście - Halvor odprowadza nas do samego wyjścia z hotelu. Po czym ostatni raz przytula do siebie Sophie, a mnie posyła pełne zaniepokojenia spojrzenie. Za kilka godzin chłopak zapewne wszystko zrozumie. Tak samo, jak wszyscy inni. Bałam się, że mnie potępią, na co zresztą w pełni zasługiwałam. 
Nie miałam w końcu żadnego prawa tak okrutnie zabawić się uczuciami człowieka, który byłby w stanie przychylić mi nieba i nagle go zostawić, właściwie bez żadnego słowa.
- Dobrze, zadzwonię. Do zobaczenia - przyjaciółka macha mu lekko na pożegnanie. Po czym definitywnie opuszczamy hotel. Wychodząc na dość mroźny, ale słoneczny poranek. Mimowolnie spoglądam w górę, w stronę okien znajdujących się na najwyższych piętrach hotelu. Za którymś z nich Michael, wciąż pewnie jeszcze niczego nieświadomy smacznie spał. Zupełnie nieprzygotowany na to, co mu zaserwowałam. Ciągnąć za sobą walizkę w pośpiechu oddalam się od wysokiego gmachu. Teraz nie było już żadnego odwrotu.


Droga na lotnisko w Innsbrucku upływa bez mojego czynnego udziału. Byłam obecna tylko ciałem. Całkowicie na wszystko zobojętniała, wpatrywałam się pustym spojrzeniem w okno pociągu. Myślami będąc w miejscu, które zostawiłam za sobą i przy osobie, którą obdarzyłam ogromną i tak niespodziewaną miłością. Już teraz czułam, że wyleczenie się z tego uczucia na pewno będzie wymagało ode mnie nie lada wysiłku. Byłam skończoną kretynką, że w ogóle do tego dopuściłam. Od samego początku mogłam jasno wyznaczyć granicę, zamiast liczyć na cud.


Znajdując się na lotnisku, które poprzednim razem tak mocno mnie zirytowało poprzez sprawę z zagubionymi walizkami. Uświadamiam sobie, jak wiele zmieniło się w tak krótkim czasie. Pobyt w Austrii miał być przecież wyłącznie dobrą zabawą, chwilą wytchnienia i miło spędzonym czasem w towarzystwie przyjaciół. Tymczasem wszystko przybrało tak nieoczekiwany obrót z fatalnym zakończeniem.
Poznanie z Michaelem było zarazem jedną z najlepszych, jak i najgorszych rzeczy, jakie spotkały mnie w życiu. Podświadomie jednak wiedziałam, że gdybym mogła cofnąć czas i tak niczego bym nie zmieniła. Ten czas wspólnie z nim spędzony był dla mnie zbyt cenny. On znaczył dla mnie zbyt wiele.


W oczekiwaniu na nasz lot siadam na jedynym z wolnych krzesełek w poczekalni. Opierając głowę o ścianę, wracam pamięcią do swojego poznania z Austriakiem, odkrycia prawdy odnośnie tego, kim tak naprawdę jest, wspólnych wypadów do kawiarni. Odtwarzam wszystko dzień po dniu, aż do wydarzeń ostatniej nocy, która była wspaniała i niezapomniana. Na zawsze zachowam ją w pamięci, bo zdecydowanie była tego warta.


- Inge, jeszcze nie jest za późno. Nadal możesz wrócić i przynajmniej dać wam szansę. To nie musi się tak skończyć - gdy zostaje niewiele czasu do wywołania naszego lotu, Sophie, która dotychczas milczała. Pozwalając mi na poukładanie sobie wszystkiego w głowie. Podejmuje kolejny raz próbę namówienia mnie do zmiany zdania.
- To nie ma szansy się inaczej skończyć. Sama dobrze o tym wiesz - odpowiadam zmęczona poruszaniem znowu tego samego tematu.
- Nieprawda. Wszystko można ze sobą pogodzić, jeśli tylko się chce. Nam z Halvorem się udało - upiera się przy swoim.
- Sophie, naprawdę bardzo was za to podziwiam, że potraficie sobie tak świetnie radzić. Ale od zawsze mówiłam, że coś takiego nie jest dla mnie - przypominam. - Powiedz mi, ile tak naprawdę spędzacie ze sobą dni w roku? Odlicz tylko te, w których się mijacie, te w których Halvor zrywa się bladym świtem, aby zobaczyć się z tobą, zanim otworzysz restaurację, czy też te, w których zarywacie przeszło pół nocy na rozmowy, gdy wraca z któryś z rzędu zawodów. Ile macie wspólnych weekendów? Kiedy uda wam się spędzić w końcu normalne wakacje? Bez gimnastykowania się, aby znaleźć termin, który będzie pasował wam obydwojgu - zasypuję ją problematycznymi pytaniami, na które nie ma dobrej odpowiedzi.
- Owszem, nie jest ich za wiele. Ale przez to są takie wyjątkowe. Dzięki temu doceniamy je jeszcze bardziej. Uwierz, że tęsknota za sobą ma też swoje dobre strony - nawet w takiej sytuacji szukała pozytywów.
- Widzisz. Jednak wy mieszkacie razem. Ja z Michaelem nie spędziłabym nawet połowy waszego czasu, bo byłoby to zwyczajnie niemożliwe - mimo wszystko nasze sytuacje znacząco się od siebie różniły.
- Na razie. Ale kiedyś by się to przecież zmieniło - powoli dochodziłyśmy do sedna problemu, który zdecydowanie przeważył szalę, gdy podejmowałam decyzję o zerwaniu kontaktu z Michaelem.
- Otóz, to jest właśnie w tym wszystkim najgorsze. Michael, gdyby nawet chciał z wiadomych powodów, nie ma najmniejszych szans na przeprowadzkę do Norwegii w najbliższych latach. Natomiast ja doskonale wiem, że nawet dla niego nie byłabym w stanie rzucić wszystkiego i przenieść się do Austrii. Nie potrafiłabym, zostawić wszystkiego co znam od zawsze i co ma dla mnie największe znaczenie. To przecież w Norwegii poza Michaelem jest wszystko, co kocham. To w niej są moi bliscy, ty, praca, którą tak lubię. Nie poświęcę tego wszystkiego na rzecz czegoś, co w każdej chwili może się rozpaść. Poza tym, gdy Michael by wyjeżdżał. Zostawałabym tam całkiem sama. W końcu zaczęłyby się wzajemne wyrzuty, gorycz, żal i pretensje. Wyliczenia, kto ile dla kogo poświęcił. Chcę nam tego po prostu oszczędzić - zdradzam przyjaciółce swoje największe obawy. Po czym podążam w stronę terminalu. Nadszedł czas wrócić do domu i zamknąć rozdział dotyczący mojego pobytu w tym kraju.


Opuszczam taksówkę, wdychając tak dobrze mi znane mroźne i ostre norweskie powietrze. Wpatrując się w budynek, w którym znajdowało się moje mieszkanie. Mimowolnie uśmiecham się nikle do siebie. Dobrze było wrócić do tego, co znane. To choć minimalnie koiło ból i smutek, który odczuwałam.
- Zadzwonię do ciebie wieczorem - słyszę od Sophie na pożegnanie, na co kiwam głową na znak zgody. - Wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz - posyła mi pocieszający uśmiech. Po czym samochód odjeżdża, zostawiając mnie samą.


Wspinam się po schodach z przesadnie ciężką walizką. Chcąc nareszcie znaleźć się w swoim mieszkaniu. Odcinając od całego świata. Gdy docieram w końcu pod upragnione drzwi, mam ochotę zwyczajnie się rozpłakać. Przekraczając próg swojego skromnego azylu, w którym na szczęście wszystko znajdowało się ma swoim miejscu. Zbieram się na odwagę i włączam swój telefon. Niemal od razu zostając przytłoczona tysiącem nieodebranych połączeń i masą wiadomości. Wszystkich pochodzących z tego samego, doskonale znanego mi numeru. Zawierających w sobie ogrom niezrozumienia i rozczarowania. Jestem w stanie przeczytać tylko kilka z nich, po czym rzucam się na łóżko z pełnym bezradności płaczem. Dochodzi do mnie w końcu ta okropna świadomość, że Michael cierpiał i to przeze mnie. Zostawiłam go tak samo, jak Lisa. Nagle i bez większych wyjaśnień. Zrobiłam to samo, choć przysięgałam, że jestem inna. To chyba było w tym wszystkim najgorsze. Chcąc go ochronić, zaserwowałam mu powrót do bolesnej przeszłości.




💟💟💟💟




Jeszcze zanim otworzę oczy i dobrze się rozbudzę. Na moje usta wpływa uśmiech. Dawno już nie budziłem się w tak dobrym humorze i taki szczęśliwy. A to wszystko za sprawą jednej dziewczyny, która dodała mojemu życiu na nowo pozytywnych barw. Cieszyłem się także, że nareszcie odważyłem się wyznać jej swoje uczucia. Ubiegła noc była na to doskonałym momentem, którego tym razem nie zmarnowałem. Nawet jeśli nie usłyszałem od Inge tego samego. Byłem pewien, że to tylko kwestia czasu. W końcu w każdym jej geście, słowie, a przede wszystkim w oczach widziałem, że ona także darzy mnie czymś prawdziwym i głębokim. Może nie znaliśmy się długo, ale ja byłem pewien, że to co zrodziło się między nami jest prawdziwe i wyjątkowe. Pokazały to także wydarzenia ostatniej nocy, kiedy to Inge w końcu zaufała mi ma tyle, że była w stanie obnażyć się przede mną w każdym możliwym tego słowa znaczeniu. Bez żadnego wstydu czy wątpliwości. Od tamtej chwili w pełni należeliśmy do siebie, a ja byłem gotowy wielbić ją do końca swoich dni. Była dla mnie doskonała i jedyna w swoim rodzaju. Co miałem zamiar jej na każdym kroku udowadniać. Zaczynając od teraz.




Przesuwam lekko dłonią po materacu łóżka w poszukiwaniu swojej ukochanej blondynki, zdziwiony że nie wyczuwam jej w swoich ramionach. Natrafiam jednak na pustkę. Spoglądam zdezorientowany na pustą stronę łóżka należącą do Inge. Nie mogąc uwierzyć, że obudziła się przede mną, zwłaszcza po minionych godzinach, których większą część zdecydowanie nie przeznaczyliśmy na sen. Poza tym należała przecież do strasznych śpiochów, a nie rannych ptaszków.


Przeciągam się leniwie, nie mając jeszcze większej ochoty na wstanie. Czekam niecierpliwie na pojawienie się Inge, zakładając że znajduje się w łazience. Z zamiarem zaproponowania jej, abyśmy trochę przeciągnęli w czasie nasz powrót do rzeczywistości, gdzie zapewne Stefan nie da mi żyć i będzie nalegał na to, abym zdradził mu jakieś informacje dotyczące naszego wieczoru, a pewnie i nocy, gdy zorientuje się, że nie wróciłem. Minuty jednak mijały, a po dziewczynie nie było żadnego śladu. Podnoszę się więc niechętnie z łóżka, podchodząc pod drzwi łazienki, z której nie dobiegały żadne dźwięki.


- Inge, kochanie jesteś tam? - pukam lekko. Nie doczekując się odpowiedzi. Uchylam lekko drzwi, ale pomieszczenie jest puste. Niczego już z tego nie rozumiałem.
Dlaczego dziewczyna postanowiła zostawić mnie tutaj samego bez żadnego uprzedzenia? To przecież nie miało żadnego sensu. 


Nie zastanawiając się przesadnie długo. Udaję się pod pokój Inge, chcąc nareszcie z nią zobaczyć. Zwłaszcza że wyobrażałem sobie ten poranek trochę inaczej. Stojąc pod właściwymi drzwiami, pukam w nie lekko. Licząc, że ujrzę ją za nimi. Jednakże tutaj także jedyną odpowiedzią jest cisza. Widocznie Inge postanowiła zjeść śniadanie wspólnie z przyjaciółmi. Nie chcąc mnie przy tym budzić. Pozostało mi jedynie samemu wrócić do siebie, a następnie zejść na dół do restauracji, gdzie pewnie wszyscy się już znajdowali.


Po krótkim prysznicu i przebraniu w czyste ubrania. Opuszczam mój i Stefana pokój. Nie spotykając w nim swojego przyjaciela. Widocznie tym razem, chyba jako jedynemu nie śpieszyło się mi do zjedzenia przygotowanego dla nas przez pracowników hotelu posiłku. Miałem tylko nadzieję, że w całym tym dzisiejszym szaleństwie uda nam się z Inge znaleźć trochę czasu tylko dla siebie. Głównie ze względu na to, że nieuchronnie nadchodził czas naszego jutrzejszego rozstania. 


Wchodząc do restauracji, rozglądam się po sporej ilości osób, zajmujących niemal każdy stolik. Jako pierwszego odnajduję Stefana, który siedział wraz z resztą naszej drużyny, głośno się z czegoś śmiejąc. Widocznie humor dopisywał mu już od rana. 
- Michael, jesteś nareszcie. Stęskniłem się, wiesz? - wita się ze mną, nadal się śmiejąc. - Gdzie masz Inge? Tak ją w nocy wymęczyłeś, że jeszcze śpi? - pyta złośliwie, gdy siadam obok niego. Za co obrywa pomarańczą leżącą na stoliku.
- Daruj sobie te głupie komentarze. Poza tym do twojej wiadomości to wstała przede mną i pewnie od dawna gdzieś tu jest - nalewam sobie kawy, patrząc na sąsiednie stoliki, ale nigdzie nie zauważam ani jej, ani Sophie. Co było dosyć dziwne.
- Wątpię. Trochę już tutaj siedzę i na pewno jeszcze nie przyszła. Gdyby było inaczej, na pewno bym ją zauważył i trochę wypytał o ostatnie godziny - mocno zaskakują mnie słowa Stefana. Przez co zaczynam się nieoczekiwanie denerwować. Mając złe przeczucia. 
- W takim razie, gdzie może się podziewać? Skoro nie ma jej ani w pokoju, ani tu - nie czekając na odpowiedź przyjaciela. Kierowany jakimś przeczuciem, udaję się w stronę stolika, który zajmowali Norwegowie. Z zamiarem zdobycia jakichś informacji.


- Halvor, wiesz może, gdzie jest Inge? Nie mogę jej nigdzie znaleźć - pytam z nadzieją, że czegoś się w końcu dowiem. Norweg jednak milczał, patrząc na mnie jak na jakiegoś wariata.
- Nic dziwnego. Przecież ponad trzy godziny temu udała się wraz z Sophie na lotnisko - zamieram w jednym miejscu, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę. To nie mogła być prawda. Inge nie zostawiłaby mnie bez pożegnania. To po prostu musiała być jakaś pomyłka.
- Słucham? - tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić.
- Zaraz, to ty nic nie wiesz? - nagle na twarzy Halvora pojawia się błysk zrozumienia. Widocznie wiedział dużo więcej ode mnie. 
- Nie. Byłem pewien, że Inge wraca dopiero jutro. Nigdy nawet nie wspomniała o wcześniejszym wyjeździe. Co ona wymyśliła? - łudziłem się, że może to wszystko, to tylko jakiś kiepski żart. Mający na celu wyłącznie wkręcenie mnie i sprawdzenie mojej reakcji. Nie mogłaby przecież okłamać mnie w takiej sprawie.


- Może to coś wyjaśni. Inge prosiła, abym przekazał ci to - z kieszeni bluzy wyciąga białą, lekko pogiętą kopertę. - Proszę - podaje mi ją. Bez żadnego zawahania ją rozrywam. Będąc przekonanym, że zawiera w sobie jakieś logiczne wyjaśnienie tej sytuacji. Może coś się stało i Inge została zmuszona do wcześniejszego powrotu do Norwegii? Mogło być przecież tysiąc wyjaśnień tej sytuacji. Czytając wiadomość, bardzo szybko się jednak rozczarowuję. Nic już jej nie usprawiedliwiało.



Przepraszam, ale nie potrafiłam inaczej.

Tak będzie dla nas lepiej...

Zapomnij o mnie.

Inge




Patrzyłem się jak głupi w te kilkanaście słów. Chcąc, aby zmieniły się w zupełnie inne zdania. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Przez co, czułem ogromne rozczarowanie i zawód. Nie mogłem uwierzyć, że dla dziewczyny te wszystkie wspólne dni tak mało znaczyły, iż poświęciła im jedynie trzy marne zdania. Przekreślając nimi wszystko. Nie miałem pojęcia, dlaczego to zrobiła i nie chciała nawet podjąć próby podtrzymania naszej relacji. Choć zapewnia mnie o czymś zupełnie innym. Widocznie nie znaczyła ona dla niej zbyt wiele. Nie miałem jednak zamiaru tak tego zostawić. Jeśli byłem dla niej wyłącznie zabawką, niech powie mi to prosto w oczy. Musiałem to od niej usłyszeć. Wtedy nie będzie w stanie kłamać i dowiem się całej prawdy.




- O której mają ten lot do Norwegii? - otrząsam się z szoku. Przystępując do działania. - Muszę z nią porozmawiać. Nie zostawię tak tego.
- Za późno. Samolot wystartował piętnaście minut temu - odpowiedź Halvora niweczy moje plany.
- W takim razem polecę następnym. Daj mi tylko adres Inge - byłem zły na samego siebie, że nie zdążyłem sam go od niej wziąć. Choć wątpiłem, żeby mi go dała, jeśli miała takie plany.
- Przykro mi, ale dałem słowo, że tego nie zrobię - czułem się tak, jakby ktoś uderzył mnie prosto w twarz. Ona naprawdę zaplanowała wszystko z najmniejszymi szczegółami. Przewidując każdy mój następny ruch. Złość na Norweżkę wprost we mnie wrzała. Jak mogła być tak bezwzględna?
- Co takiego? Żarty sobie robisz? Daj mi ten adres! - żądam, podnosząc głos. Przestając nad sobą panować. Wzbudzając u innych osób zainteresowanie naszą rozmową. Nic mnie to jednak w tym momencie nie obchodziło.
- Nie zrobię tego - Halvor ani myślał się przede mną ugiąć.
- Świetnie! Mam więc rozumieć, że popierasz zachowanie Inge? Uważasz, że zachowała się w porządku? Postępując jak skończona egoistka i zwyczajna wyrachowana...
- Nie radzę ci tego kończyć. Nie pozwolę, abyś ją obrażał. Nie wiem, dlaczego Inge podjęła taką decyzję, ale patrząc na twoje zachowanie, być może miała rację - posyła mi pełne złości spojrzenie. Ja mimo wszystko byłem mu w duchu wdzięczny, że powstrzymał mnie przed wypowiedzeniem w ogromnej i zaślepiającej złości czegoś, czego pewnie żałowałbym do końca życia. Nie myślałem tak przecież o Inge. Znałem ją już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że dla niej to, co było między nami też musiało być prawdziwe. Nie potrafiłaby tak dobrze udawać. Nie miałaby zresztą w tym żadnego celu. Nie wiedziałem tylko, co nią kierowało do podjęcia tak radykalnych rozwiązań.
- Michael, dosyć. Musisz ochłonąć - Stefan pojawia się przy mnie. Niemal siłą wyprowadzając z restauracji. Po czym kieruje mnie do naszego pokoju. Wystawiając na balkon, na którym było cholernie zimno.


- Weź kilka głębokich wdechów i się uspokój - przyjaciel przywołuje mnie do porządku.
- Jak mam się uspokoić? Inge mnie, ot tak zostawiła. Mając gdzieś, jak się z tym będę czuł. Widocznie historia lubi się powtarzać - ściskam mocniej w dłoni kartkę tego przeklętego papieru. Nie mogąc uwierzyć, że Norweżka zrobiła coś bardzo podobnego do Lisy, choć wiedziała, jak bardzo mnie to zraniło.
- Pokaż to - Stefan wyrywa mi list, o ile w ogóle można było tak to nazwać i sam zaczyna go czytać. - Michi, naprawdę mi przykro, że tak się stało. Jednak jasno z tego wynika, że Inge po prostu się przestraszyła. Pewnie przerosła ją świadomość, jak ten związek może być trudny. Dlatego jeszcze nic straconego - stara się mnie pocieszyć z marnym skutkiem.
- Niby dlaczego? - chciałem się dowiedzieć, skąd ten jego przesadny optymizm.
- Bo nie napisała ci, żebyś spadał, czy że był to dla niej wyłącznie przelotny romans. Wystarczy więc, że rozwiejesz jej wątpliwości i przekonasz, że wasza miłość jest na tyle silna, iż nic nie będzie w stanie jej zniszczyć. Jeśli ci zależy, to walcz. Inaczej kiedyś będziesz tego żałował - stara się mnie zmotywować.
- Jak mam to zrobić? Mam przeszukać pół Norwegii, żeby ją znaleźć? - patrzę z powątpiewaniem przed siebie. Świadomość, że mogę już nigdy nie zobaczyć Inge była wprost nie do zniesienia.
- Nie będzie to łatwe. Od samego początku wiedziałem, że jest sprytna i mamy na to doskonały dowód, ale nas jest dwóch. Coś wymyślimy - byłem pewien, że w tej kwestii nic nie dało się zrobić. Inge postanowiła za nas dwoje. 


- Wybacz, Stefan, ale chciałbym teraz pobyć przez chwilę sam - kiwa głową na znak zgody. Po czym opuszcza pokój. Wypatruję się w ośnieżone szczyty gór, przypominając jak Inge była nimi zachwycona. Po czym wracam do środka, kładąc na łóżku z poczuciem ogarniającej mnie beznadziei. Piękny sen, którym żyłem w ostatnich tygodniach, zamienił się kolejny raz w prawdziwy koszmar. Ciekawiło mnie tylko, gdzie miał swój limit pech, który mnie prześladował.