czwartek, 30 stycznia 2020

Rozdział 14




28.02.2019


Szukam w pośpiechu swojej bluzy, która zapodziała się gdzieś pod pokaźną stertą moich i Stefana rzeczy. Jak na złość ani myśląc się odnaleźć. Nie chciałem, aby Inge na mnie zbyt długo czekała. Dobrze już przecież wiedziałem, jak irytował ją brak punktualności. Była na tym punkcie strasznie przewrażliwiona. Odrzucam więc na bok kolejne ubrania, nie mając pojęcia, skąd się ich tyle tutaj w ogóle wzięło. Coraz mocniej się przy tym niecierpliwiąc. Nadal jednak nie odnajdując tego, co było mi potrzebne.


- Stefan, mógłbyś mi pomóc, a przy okazji trochę tu posprzątać? Jestem już spóźniony - upominam przyjaciela, który ani myślał oderwać wzroku od swojego laptopa. Od dobrej godziny był pochłonięty do reszty, zapewne jakimś kolejnym serialem. Gdy tylko miał trochę wolnego czasu. Mógł je oglądać dzień i noc. Tracąc przy tym całkowity kontakt z rzeczywistością.
- Daj spokój, Michi. Inge nie przestanie cię kochać, jak spóźnisz się kilka minut. Po co panikujesz? - wzrusza ramionami. Nic sobie nie robiąc z mojej prośby. - A sprzątać się nie opłaca. Za trzy dni i tak trzeba będzie to wszystko spakować. Powoli czas wracać, przynajmniej na chwilę do domu. Nie mogę się już doczekać - usłyszane słowa pogarszają mój i tak nie najlepszy dziś nastrój. Na samą myśl o nieuchronnie nadchodzącym rozstaniu z Inge, czułem się fatalnie. Nie potrafiłem nawet wyobrazić sobie tej chwili, gdy będę musiał się z nią pożegnać i wrócić do swojej codzienności, w której nie będzie jej namacalnej obecności. Świadomość jej coraz bliższego powrotu do Norwegii była dla mnie po prostu przerażająca. - Poza tym, czy naprawdę musicie znowu gdzieś wychodzić? Nie możecie spędzić tego wieczoru tutaj, razem ze mną? Ostatnio świetnie się w końcu we trójkę bawiliśmy - patrzy na mnie błagalnie. Chcąc, abym uległ i zaprosił dziewczynę do nas. W ciągu ostatnich dni nawiązała się między nimi spora nić sympatii ku mojemu zadowoleniu. Teraz mogłem być przynajmniej spokojny, że nie będę znów postawiony między młotem a kowadłem, jak podczas związku z Lisą. Podczas którego musiałem bardzo często wybierać pomiędzy dziewczyną a przyjacielem.
- Chyba ty z Inge dobrze się bawiłeś. Ja tylko siedziałem i próbowałem zrozumieć, o czym wy w ogóle mówicie i co jest dla was takie zabawne - kiedy tylko Stefan dowiedział się, że Inge także jest nałogową fanką oglądania seriali i to w dodatku w większości tych samych co on. Przez dobrą godzinę wymieniali się opiniami i własnymi spostrzeżeniami odnośnie bohaterów, czy aktorów ich grających. Zupełnie nie zwracając przy tym na mnie, nawet najmniejszej uwagi. Czułem się przez to jak piąte koło u wozu.
- Nie moja wina, że Inge jako jedna z nielicznych osób ma taki sam gust, jak ja i w dodatku rozumie moje poczucie humoru - odpowiada mi zadowolony. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że dziewczynę naprawdę bawiły te bezsensowne i często hermetyczne żarty Stefana, których ja za nic nie rozumiałem. Nadal zadziwiała mnie w najbardziej niespodziewanych momentach. Udowadniając tym samym, że muszę się o niej, jeszcze wiele dowiedzieć - To jak będzie? Zostajecie? Mnie też przyda się trochę towarzystwa. Michael, nie bądź taki - stara się mnie przekonać.
- Nie ma mowy. Jak brakuje ci towarzystwa, to idź do chłopaków. Na pewno będą zachwyceni, gdy zaszczycisz ich swoją obecnością. Nam z Inge zostało i tak niewiele wspólnego czasu. Mam więc zamiar go w pełni wykorzystać. Zresztą, muszę z nią w końcu porozmawiać o tym, co będzie z nami dalej - ogromnie bałem się tej rozmowy, choć wiedziałem, że jest nieunikniona. Musieliśmy się jednak nareszcie przekonać na czym stoimy.


- Jeszcze tego nie zrobiłeś? Zwariowałeś? Dlaczego ty zawsze odkładasz tak ważne sprawy na ostatnią chwilę? Gdybym to ja był na twoim miejscu, Inge już by szukała mieszkania w Austrii - ostatnie zdanie wypowiada ze śmiechem. Obydwaj dobrze wiedzieliśmy, że to na razie nierealne. Było na to o wiele za wcześnie, a dziewczyna była za bardzo przywiązana do swojego ojczystego kraju, aby ot tak go porzucić.
- Zwlekałem, bo nie chciałem psuć nam tych wspólnych dni. Wszystko tak świetnie się na razie między nami układa. Poza tym Inge też nie próbowała zaczynać tego tematu - mówię zgodnie z prawdą. Norweżka jak ognia unikała jakiejkolwiek rozmowy o naszej przyszłości. Żyjąc wyłącznie teraźniejszością. W dodatku nadal nie padły między nami żadne deklaracje, co wcale dobrze nie wróżyło. O ile ja byłem pewny swoich uczuć, o tyle myśli i odczucia Inge nadal pozostawały nieodgadnioną dla mnie zagadką.
- Pewnie czeka na jakąś inicjatywę z twojej strony. Przecież na kilometr widać, że bardzo jej na tobie zależy. Dlatego odważ się w końcu i przede wszystkim powiedz, co do niej czujesz. Wiem, że wasza sytuacja nie jest łatwa, ale na pewno uda się to wszystko jakoś ze sobą pogodzić - Stefan stara się mnie pocieszyć, za co byłem mu wdzięczny. Przynajmniej on wierzył, że mimo tych wszystkich czekających na nas przeciwności mamy z Inge szansę na szczęśliwy finał.


- Naprawdę chciałbym być takim optymistą jak ty. Boję się jednak, że nie podołamy. Skoro mi już zaczyna powoli jej brakować - nie zamierzałem ukrywać przed przyjacielem swoich wątpliwości. Dobrze wiedziałem, że prowadzenie z dziewczyną jakiejkolwiek relacji na odległość będzie nie lada wyzwaniem. Wymagającym ogromu cierpliwości i poświęcenia z naszej strony.
- Wiadomo, że na początku nie będzie łatwo, ale jeśli naprawdę się kochacie, to przetrwacie nawet najgorsze chwile zwątpienia. Wiem, że łatwo się mówi, ale nie zamartwiaj się na zapas. Przecież zobaczycie się znowu za niecały tydzień - przypomina. Chyba po raz pierwszy, aż tak cieszyłem się na zawody rozgrywane w Norwegii.
- Gorzej z tym, co będzie potem - kręcę z lekkim zrezygnowaniem głową.
- Idź już lepiej i przestań z tym swoim czarnowidztwem. A bluzę masz na fotelu, ty najbardziej spostrzegawczy człowieku pod słońcem - wskazuje na stojący po drugiej stronie pokoju fotel. Śmiejąc się z mojego gapiostwa - Tylko wróć o jakiejś przyzwoitej godzinie. Przypominam, że mamy jutro konkurs.
- Dzięki za przypomnienie, przecież sam na pewno bym o tym zapomniał. Co ja bym bez ciebie zrobił? - ironizuję, biorąc swoją zgubę. Z zamiarem opuszczenia pokoju.
- Marnie byś zginął - Stefan odgryza się z dumą w głosie.
- Bez wątpienia - wychodzę, kończąc tę bezsensowną dyskusję. Nie mogąc się już doczekać zobaczenia z Inge.


Podążam w pośpiechu w stronę recepcji, gdzie uprzednio umówiłem się z Norweżką. Przy okazji kasując stos nieodebranych połączeń i wiadomości od Lisy, która nalegała w nich na spotkanie ze mną. Na co nie miałem najmniejszej ochoty. Nie zamierzałem tym razem ulegać dziewczynie. Nie widząc w tym żadnego sensu. Dla mnie wszystko było od dawna jasne. Miałem więc nadzieję, że prędzej czy później, także Lisa pogodzi się z tym, że między nami wszystko jest od dawna skończone i sobie zwyczajnie odpuści, zwłaszcza po naszym ostatnim spotkaniu. Musiała w końcu zrozumieć, że to nie ją kocham.


- Wiem, że się spóźniłem. Dlatego już na wstępie przepraszam, ale to przez Stefana - uśmiecham się przymilnie, podchodząc bliżej do zniecierpliwionej Inge. Następnie mocno ją do siebie przytulam. Wdychając zapach jej świetnie znajomych mi już perfum.
- Powiedzmy, że zostanie ci to wybaczone, jeśli zabierzesz mnie na dobre ciasto. Mam straszną ochotę na coś słodkiego - odsuwa się ode mnie, całując lekko w policzek.
- Nie ma sprawy. Najpierw jednak muszę się z tobą porządnie przywitać. Od rana nie miałem takiej okazji - nie zwracając na nic większej uwagi. Wpijam się w usta Inge. Obdarzając ją długim pocałunkiem, który od razu odwzajemnia. Uwielbiałem te momenty bliskości między nami, kiedy wszystko inne traciło na znaczeniu.
- Wystarczy tego dobrego. Idziemy? - jako pierwsza przerywa pocałunek. Następnie łapie mnie za rękę. Ciągnąć w stronę wyjścia z hotelu.
- Chodź, mój ty łasuchu, bo jeszcze wykupią wszystkie słodycze w okolicy - śmieję się z jej małej słabości.
- Jak mnie nazwałeś? - Inge posyła mi groźne spojrzenie. - Poza tym to ty wykorzystujesz moją słabość do słodyczy. Ciągle mnie nimi kusisz, zabierając w te wszystkie wspaniałe miejsca - oburza się. Nie potrafi jednak zbyt długo zachować powagi i sama zaczyna się głośno śmiać. Uwielbiałem w niej ten dystans do swojej osoby i że potrafiła śmiać się sama z siebie.


Spacerujemy między lekko zatłoczonymi podczas tego wieczoru uliczkami. Rozmawiając o powoli dobiegającym końca dniu oraz niedawno zakończonych kwalifikacjach, które okazały się dla mnie całkiem przyzwoite. Ciesząc się po prostu swoim wzajemnym towarzystwem. Identycznie jak podczas tych wszystkich minionych dni, kiedy to spędzaliśmy ze sobą niemal każdą wolną chwilę. Odwiedzając przeróżne miejsca. Za każdym razem doskonale się przy tym bawiąc. Chciałem pokazać Inge wszystkie uroki tego miejsca i zarazić miłością do Austrii. Licząc, że w przyszłości łatwiej mi będzie namówić ją do zostania na dłużej.


- Ile tak właściwie mamy dziś czasu? - pyta jak zawsze, chcąc dostosować się do mnie. Przytulając się następnie mocniej do mojego boku.
- Wystarczająco, abyś spróbowała naszego specjału jakim jest Tort Sachera. Podobno nie ma lepszego w okolicy niż ten serwowany w tym miejscu - wskazuję na małą cukiernię oddaloną o kilka metrów od nas. - Oczywiście najlepszy jest w Wiedniu, ale na razie ten musi wystarczyć. Przynajmniej, gdy już kiedyś cię tam zabiorę, będziesz miała porównanie - mimowolnie zaczynam sobie wszystko planować. Mając nadzieję, że uda mi się zrealizować te plany.
- Masz zamiar zabrać mnie do Wiednia? - Inge przypatruje mi się z uwagą, a w jej oczach dostrzegam dobrze mi znany błysk ekscytacji.
- Tam i w tysiące innych miejsc. Zabiorę cię, choćby na koniec świata, gdy tylko będziesz tego chciała. Dla ciebie jestem gotów na wszystko - między nami zapada cisza. Wpatrywaliśmy się w siebie porozumiewając samymi spojrzeniami, które były bardzo wymowne. Czułem, że to właśnie był idealny moment na wyznanie jej swoich uczuć - Inge, kocham...kocham czas spędzony z tobą - z niewiadomego nawet dla samego siebie powodu, rezygnuję w ostatniej chwili. Psując cały podniosły nastrój.
- Też uwielbiam momenty, gdy jesteśmy razem. Przy nikim nie czułam się lepiej. Jesteś wspaniały - zapewnia. Miałem jednak wrażenie, że była rozczarowana moimi wcześniejszymi słowami. Zapewne nie to chciała ode mnie usłyszeć. - Wchodzimy? - zastanawia się, gdy stajemy przed wejściem do dość ładnie urządzonego wnętrza cukierni.
- Zapraszam - przepuszczam ją w drzwiach. Starając wziąć w garść i przestać rozpamiętywać swój kolejny unik przed powiedzeniem tych dwóch najważniejszych słów. Przez swoje tchórzostwo, straciłem kolejną doskonałą okazję.


- Jakie to jest dobre. To prawdziwa poezja smaku - Inge przymyka oczy, rozkoszując się następnym kawałeczkiem czekoladowego tortu. - Żałuj, że nie możesz tego spróbować.
- Przeżyję. Poza tym dobrze wiesz, że nie jestem przesadnym fanem słodyczy, a już zwłaszcza czekolady - zapewniam po raz kolejny. Wcale nie żałując braku deseru.
- Wiem i nadal się temu bardzo dziwię. Czekolada jest przecież dobra na wszystko i nigdy cię nie zawiedzie - rozmarza się. Z brudnymi od ciasta kącikami ust wyglądała przeuroczo. - Nikt mi też nie powie, że porządna tabliczka czekolady nie jest lepsza od kiepskiego seksu - krztuszę się pitą herbatą. Zupełnie nieprzygotowany na usłyszenie czegoś takiego.
- Ale mam nadzieję, że tylko od kiepskiego? - upewniam się, przypatrując Inge z uwagą.
- Owszem, ale mnie bardzo trudno zadowolić - zniża swój głos do szeptu, okręcając na palcu nieśpiesznie kosmyk swoich włosów. Uśmiechając się przy tym niewinnie. Jawnie mnie prowokując. Robiła to zresztą niemal codziennie. Miałem wrażenie, że testuje moją wytrzymałość.
- Czeka mnie więc spore wyzwanie - nie mając zamiaru pozostać dłużnym. Dotykam jej kolana, które praktycznie stykało się z moim, nieśpiesznie zaczynając swoją wędrówkę po nim w górę. Na co Inge wstrzymuje oddech i cała się spina. Czym wzbudza moje spore rozbawienie.
- Jesteśmy w miejscu publicznym - mówi z ledwością, próbując zrzucić moją rękę i powstrzymać się od jęku przyjemności.
- Trzeba było mnie nie prowokować - rzucam znaczące spojrzenie. Po czym zabieram swoją dłoń z uśmiechem triumfu na twarzy.


- Może skusisz się na jeszcze jeden kawałek? - proponuję. Dopijając powoli swoją herbatę. 
- Z chęcią, ale niestety muszę odmówić. Przez nasze wspólne wieczory spędzone w takich miejscach i tak będę musiała przejść na porządną dietę po powrocie do domu - spogląda na siebie z mocno krytycznym spojrzeniem. 
- Stanowczo przesadzasz. Dla mnie jesteś prześliczna i idealna - staram się wyprowadzić ją z błędu. 
- Twoja opinia nie jest za grosz obiektywna i się nie liczy. Powiesz mi wszystko, co tylko chcę usłyszeć - nic sobie nie robi z moich słów. Uważając, że jak zawsze wie lepiej. Czasami była okropnie uparta. 


Po zamówieniu dla nas, jeszcze po jednej herbacie. Dobrze wiedziałem, że nadszedł najwyższy czas, aby poruszyć niewygodny dla nas obojga temat.
- Inge, nie chcę psuć nam nastroju. Musimy jednak porozmawiać o tym, co będzie dalej, jak już Mistrzostwa dobiegną końca i coś ustalić. Jakoś zaplanować nasz dalszy kontakt, bo będziemy go mieć, prawda? - patrzę na nią uważnie, chcąc się upewnić.
- Michi, naprawdę teraz chcesz o tym rozmawiać? Wiesz, że to wszystko jest strasznie trudne i skomplikowane - na twarzy dziewczyny pojawia się spory grymas niezadowolenia. W sekundę traci też dobry humor.
- Wiem, właśnie dlatego nie chcę z tym dłużej zwlekać. Zostały nam dwa pełne dni do wyjazdu. Muszę wiedzieć na czym stoję, bo ta niepewność mnie wykańcza - nie odpuszczam. W dodatku mam wrażenie, że przez chwilę Inge chce coś wtrącić, ale szybko z tego rezygnuje.
- Ale ja naprawdę nie wiem, co mam ci powiedzieć. Nie mam pojęcia, jak to wszystko ze sobą pogodzić. Twoją karierę, moją pracę i tę cholerną odległość, która nas dzieli. Tęsknota za sobą stanie się nie do wytrzymania. To będzie jakiś koszmar - kręci bezradnie głową. - Boję się, że gdy wrócimy do swojej codzienności, wszystko pryśnie jak bańka mydlana - głos Inge był przepełniony smutkiem i brakiem większej wiary w powodzenie naszej wspólnej przyszłości.
- Jesteśmy w tym razem. Poradzimy sobie, obiecuję - zapewniam ją, ściskając mocno jej dłoń leżącą na stoliku.
- Wiesz, że będziemy się widywać ledwie przez kilka dni w roku? Myślisz, że ile coś takiego wytrzymamy? - Inge odwraca wzrok w stronę okna. Unikając mojego wzroku.
- Zdaję sobie z tego sprawę. To jednak tylko przejściowe. Przecież za jakiś czas, gdy będziemy już zupełnie pewni, że to jest właśnie, to czego chcemy. Wszystko się zmieni. Wiesz, że zawsze znajdzie się tutaj dla ciebie miejsce - nie zamierzałem kiedykolwiek nalegać na Inge w kwestii przyszłej przeprowadzki do Austrii. Dobrze wiedząc, jak trudna będzie to dla niej decyzja. Musiałem być w tej kwestii niezwykle delikatny.


- Naprawdę w to wierzysz? Wiesz, że związki na odległość to te, które najczęściej się rozpadają? - była sceptycznie nastawiona do moich zapewnień. Nie umiejąc się pozbyć swoich uprzedzeń.
- Ale nasz będzie wyjątkiem, słyszysz? - miałem zamiar walczyć, choćby nie wiem, jak trudne by to było. Inge zdecydowanie była tego warta.
- Nasz? - łapie mnie za słówko. - Michael, kim my tak właściwe dla siebie jesteśmy? - tym razem chciała ode mnie jednoznacznej deklaracji.
- A jak myślisz? Skoro zachowujemy się jak para, to chyba czas naprawdę się nią stać. Co ty na to? - z narastającym zdenerwowaniem czekam na odpowiedź dziewczyny.
- Chociaż to kompletne szaleństwo. Jestem, jak najbardziej za - po kilkunastu sekundach, trwających dla mnie wieczność. Słyszę w końcu to na co czekałem od dawna. Inge uśmiecha się do mnie ze szczęściem wprost wypisanym na twarzy. Niczego więcej nie potrzebowałem.


Późnym wieczorem wracamy do hotelu. Przepełnieni radością i nadzieją na to, że nowy etap w jaki weszła nasza relacja, okaże się tym czego szukaliśmy przez całe swoje dotychczasowe życie. Zapewniający nam w końcu poczucie szczęścia i upragnionej stabilności. Mimo że, wciąż bardzo krótko znałem Inge. Chciałem wierzyć, iż to właśnie ona jest tą jedyną, z którą będzie mi dane stworzyć coś trwałego i nierozerwalnego.
- Naprawdę musimy się już rozstać? - protestuję, gdy znajdujemy się przed zamieszkiwanym przeze mnie pokojem. - Może jednak dasz się namówić i wejdziesz. Pozbędziemy się gdzieś Stefana - proponuję po raz któryś z rzędu. Nie chcąc się z nią pożegnać.
- Zapomnij. Jutro przed tobą ważny dzień. Masz się porządnie wyspać i wypocząć - jest nieprzejednana.
- Przy tobie dużo lepiej bym wypoczął - przyciągam ją do siebie.
- Już to widzę. Skoro nawet teraz nie umiesz trzymać rączek przy sobie. Dobranoc, Michi - całuje mnie z zamiarem odejścia, ale jej na to nie pozwalam.
- Niech będzie, że się zgadzam. Ale pod warunkiem, że jutro po zawodach zarezerwujesz czas tylko dla mnie. Proszę - to była praktycznie ostatnia szansa, abyśmy mogli spędzić kilka godzin wyłącznie ze sobą. Ostatni dzień będzie na to zbyt zabiegany i szalony.
- Jesteś pewien, że chcesz spędzić go tylko ze mną? A jeśli jutro wygrasz i nie będziesz mógł się odpędzić od tłumu chętnych do świętowania? - droczy się ze mną.
- Nawet, gdybym jutro został Mistrzem Świata, to jesteś jedyną osobą, z którą chcę przeżyć ten wieczór - mówię zupełnie poważnie. Będąc zupełnie pewnym swoich słów.
- Nie mogłabym więc odmówić - uśmiecha się do mnie w ten wyjątkowy sposób, którym od pierwszego spotkania mnie urzekła.
- Do zobaczenia rano - całuję ją jeszcze raz na pożegnanie. 
- Do zobaczenia - słyszę, jeszcze zanim przekroczę próg pokoju. 





💟💟💟





Z ogromnym natłokiem myśli w głowie wracam do swojego pokoju. Czując się jednocześnie przeszczęśliwa z powodu dzisiejszego przebiegu wieczoru, jak i okropnie z faktem, że nie wyprowadziłam Michaela z błędu odnośnie dnia mojego powrotu do domu. Choć próbowałam, nie potrafiłam mu powiedzieć, że jutrzejszy dzień jest moim ostatnim tutaj, a na pojutrze wcześnie rano wraz z Sophie mamy zarezerwowane bilety na lot do Norwegii. Jak od samego początku było ustalone. Na wszelkie możliwe sposoby starałam się odciągnąć nasze pożegnanie. Dobrze wiedząc, że to ponad moje siły. Zbyt mocno się przywiązałam do Michaela i nie miałam pojęcia, jak będę funkcjonować bez jego codziennego widoku, spotkań i wielogodzinnych rozmów. 



Ostatnie dni przypominały jakąś przepiękną bajkę, która powoli dobiegała końca. Nieubłaganie nadchodził czas zmierzenia się z brutalną rzeczywistością, która nie rysowała się w pozytywnych barwach. Już teraz zaczynałam tęsknić za Michaelem, mimo że był obok mnie. Jak więc będę się czuć, gdy znajdę się w domu? Oddalona od niego o tysiące kilometrów. Nawet wszystkie usłyszane od niego dziś zapewnienia, że znajdziemy jakieś rozwiązanie. Były dla mnie nieprzekonujące. Zwłaszcza że od zawsze znajdowałam się w grupie zagorzałych przeciwników związków na odległość. Uważając, że nie mają one najmniejszego sensu. Jak na ironię sama się właśnie w taki wplątałam. Znajdując przez to na zupełnie nieznanym dla mnie dotychczas gruncie. 


- Sophie, już jestem - wchodzę do naszego pokoju. Nie zauważając w nim żywego ducha. Zdezorientowana nieobecnością przyjaciółki, udaję się do łazienki, zauważając uchylone drzwi. Natykając się w niej na dziewczynę, biorącą właśnie pokaźną ilość tabletek, które popija sporą ilością wody. Nic z tego nie rozumiałam. Nie wiedziałam nic w końcu o tym, żeby zażywała jakieś lekarstwa. Dlaczego było ich też, aż tyle? 
- Tak wcześnie wróciłaś? - odwraca się gwałtownie w moją stronę lekko zdenerwowana. Uciekając wzrokiem ode mnie. Zapewne z powodu tego, co zobaczyłam. 
- Co to za leki? - pytam, wskazując na opakowania, na których nie mogłam niestety dostrzec żadnej wyraźnej nazwy. - Dolega ci coś poważnego? Powiedz mi prawdę - nalegam. 
- Jasne, że nie. To zwykłe witaminy na poprawę odporności, które od dawna przyjmuję i proszki przeciwbólowe. Boli mnie trochę głowa - zbiera w pośpiechu opakowania z umywalki, wrzucając je do kosmetyczki. Zabierając ją następnie poza zasięg mojego wzroku. Sophie brzmiała naprawdę przekonująco. Nie miałam też większych powodów, aby jej nie wierzyć. W końcu w ostatnich dniach znów czuła się dobrze i nic nie wskazywało na to, żeby jej osłabienie nie wynikało wyłącznie z przemęczenia. Coś jednak wciąż nie dawało mi spokoju. 


- Już się pakujesz? - wskazuję na otwartą i powoli zapełniającą się walizkę dziewczyny. 
- Wiesz, że nie lubię zostawiać niczego na ostatnią chwilę. Jutro zresztą może nie być na to za dużo czasu - składa kolejne ubrania na pokaźny stosik. - Inge, ja muszę wracać. Therese w końcu sama nie poradzi sobie z tym przyjęciem, ale ty możesz zostać. Na pewno da się jeszcze przebukować twój bilet - sama też rozważałam już tę opcję kilkukrotnie.
- To bez sensu. Jeden dzień nic mi nie da. W poniedziałek i tak muszę się przecież pojawić w pracy - nie zamierzałam niczego zmieniać i jedynie przyciągać nieuniknionego. 
- Więc co się dzieje? Widzę przecież, że coś cię gnębi - Sophie niemal natychmiast zauważa, że nie wszystko jest w porządku. 
- Michael zaproponował mi dziś związek, a ja się zgodziłam, bo nie potrafiłam, a już na pewno nie chciałam odmówić - wypowiadam na jednym tchu. 
- To cudownie. Przecież sama od kilku dni mówiłaś, że czekasz na jakiś znak od Michaela, że myśli o tobie poważnie. Teraz masz na to wystarczający dowód - moja przyjaciółka zupełnie nie rozumiała z czym miałam problem. 
- Sophie, przecież to wszystko, to kompletne wariactwo. Zakochałam się w kimś, kogo znam niecałe trzy tygodnie. W dodatku mieszkającym w zupełnie innym kraju. W kimś, kogo przez większość dni w roku nie ma w domu. W co ja się najlepszego wpakowałam? - dopiero teraz zaczyna do mnie dochodzić, jak bardzo utrzymanie tego związku będzie trudne. - Dlaczego los tak sobie ze mnie kpi? Najpierw stawia na mojej drodze kompletnych kretynów, a jak już znajduję niemal ideał, to dzieli nas od siebie tysiące kilometrów. Czy ja zawsze już będę miała takiego pecha? - pytam retorycznie. Dobrze wiedząc, że i tak nie ma na to żadnego racjonalnego wytłumaczenia. 


- Inge, nie możesz od razu zakładać, że się wam nie uda. Jeszcze nawet nie spróbowaliście. Może wcale nie będzie tak źle. Zobacz, za tydzień się zobaczycie. Zaraz też koniec sezonu. Będziecie mieć sporo okazji do spotkania się - dziewczyna, jak zawsze we wszystkim szukała pozytywów. 
- A potem? Będziemy się widywać, co miesiąc, trzy, a może pół roku? Aż w końcu się nam znudzi? Nie chcę znowu cierpieć. Nie chcę też skrzywdzić Michaela, bo on na to w żadnym wypadku nie zasługuje - w moich oczach nieoczekiwanie pojawiają się łzy. Cała ta sytuacja zaczynała mnie przerastać. Nie wiedziałam, co będzie dla nas lepsze. 
- Wszystko będzie dobrze. Kochacie się, a to jest przecież najważniejsze - Sophie siada obok mnie, próbując pocieszyć i dodać otuchy. 
- Sama dobrze wiesz, że miłość czasami to stanowczo za mało. Życie to nie jest żadna bajka. Nagle znikąd nie pojawi się cudowne rozwiązanie wszystkich naszych problemów - coraz bardziej pogrążałam się w pesymistycznych myślach. 
- Obiecaj mi tylko, że nie podejmiesz żadnej pochopnej decyzji, której będziesz potem żałować. Daj sobie trochę czasu i dobrze wszystko przemyśl. Nie odbieraj sobie sama szansy na szczęście - kiwam głową w ramach zgody. Podświadomie już jednak wiedziałam, co powinnam zrobić. Byłam też pewna, że przede mną bezsenna noc, podczas której czekało na mnie podjęcie niezwykle ważnych decyzji. Których konsekwencje mogą być nieodwracalne.