24.02.2019
Przełączałam jeden za drugim kanały telewizyjne, coraz bardziej zniechęcona tym, co miały do zaoferowania. Ukradkiem spoglądając na swój telefon i wyświetlaną na jego ekranie godzinie. Był już wczesny wieczór, a ja wciąż wahałam się, czy mimo wcześniejszej obietnicy nie wymyślić jakiejś skutecznej wymówki, która uchroniłaby mnie od spędzenia wieczoru ze świętującą sukces austriacką drużyną.
Naprawdę chciałam spędzić ten czas z Michaelem, świetnie bawiąc w jego towarzystwie i cieszyć razem z nim osiągniętym przez niego sukcesem, a jednocześnie ogromnie stresowała mnie świadomość, że znajdę się w praktycznie zupełnie obcym sobie gronie osób, które zapewne będzie poddawało mnie z każdej strony pod krytyczną ocenę. Zwłaszcza że kilka dni temu zupełnie zmarnowałam szansę na zrobienie dobrego pierwszego wrażenia, zachowując się jak osoba niestabilna emocjonalnie, co na pewno nie czyniło ze mnie odpowiedniej kandydatki na partnerkę dla kogoś, kto zdobył właśnie medal Mistrzostw Świata. Nawet bez wyrażenia zdania przez osoby z jego otoczenia miałam świadomość, że Michael zasługiwał na kogoś o wiele lepszego ode mnie. Był zbyt dobrym człowiekiem dla takich dziewczyn jak ja czy Lisa. Nigdy nie potrafiących docenić tego, co mają.
Powoli przestawałam rozumieć samą siebie. Przecież mi nigdy nie zależało przesadnie na opinii innych. Mogli sobie myśleć o mnie, co tylko chcieli, a ja i tak miałam to gdzieś. Kiedyś taki wieczór obfitujący w dobrą zabawę byłby dla mnie spełnieniem marzeń i nie mogłabym się go doczekać. Odkąd jednak poznałam Michaela, zaczynałam patrzeć na pewne kwestie zupełnie inaczej, dużo doroślej i odpowiedzialniej. Co tylko potwierdzało, że miał na mnie, aż nazbyt przesadny wpływ. O jakim inni mężczyźni przed nim mogli sobie tylko pomarzyć. Zawsze wychodziłam przecież z założenia, że żaden facet nie jest wart tego, aby się dla niego zmieniać. Przy Michaelu działo się to jednak mimowolnie. Nie wymagając niczego ode mnie, zyskał o wiele więcej niż mogłoby się wydawać. W dwa tygodnie wywrócił mój świat do góry nogami, co wywoływało we mnie ogromne pokłady przeciwstawnych emocji.
Sfrustrowana własnymi myślami chowam twarz w poduszkę. Zła na samą siebie, że byłam tak we wszystkim niezdecydowana. Sama nie wiedziałam, czego chcę. W dodatku w takim stanie, zastają mnie Sophie z Halvorem. Przyglądający się mi z niemałym niezrozumieniem.
- Dlaczego jeszcze się nie szykujesz? Zostało ci półtorej godziny - słyszę zaskoczony głos przyjaciółki, stojącej nad moim łóżkiem.
- Pomyślałam sobie, że może powinnam jednak spędzić ten wieczór z wami? - łapię się ostatniej sensownej wymówki, którą mogłabym przedstawić Michaelowi. Przecież przyjaciele byli dla nas obydwojga bardzo ważni.
- Przykro mi, ale wieczór rozczarowań ma już na dziś komplet osób. Spóźniłaś się, Inge - Halvor wyręcza w odpowiedzi Sophie, która i tak pewnie podzielała jego zdanie. Pocieszające było to, że przynajmniej on znajdował się w zdecydowanie lepszym nastroju niż kilka godzin wcześniej, tuż po zakończeniu zawodów. - Poza tym mam jeszcze do odbycia prywatną sesję z moim osobistym i niezastąpionym psychologiem, więc tak jakby nie masz wyjścia i musisz iść - obejmuje lekko swoją narzeczoną, starając się zachować powagę i nie wybuchnąć śmiechem z powodu mojej miny.
- Myślałam, że chociaż ty jesteś po mojej stronie. Raptownie zmieniłeś zdanie co do moich nowych znajomości? - nawiązuję do jego słów sprzed kilku dni. Kiedy to był zdecydowanie negatywnie nastawiony do Michaela.
- Jestem po twojej stronie. Dlatego masz iść i dobrze się bawić za nas wszystkich. W gruncie rzeczy Michael nie jest taki zły. Z marszu mógłbym wymienić, przynajmniej kilkunastu gorszych kandydatów na potencjalnego ojca twoich przyszłych dzieci. Tylko zbytnio dziś nie zaszalejcie i nie uprzedźcie nas w kwestii posiadania potomstwa. Chociaż, to może byłoby i dobre. Zebralibyśmy trochę doświadczenia jako ulubione wujostwo. Co ty na to, Sophie? - uśmiecha się cwanie, zabierając mi pilota od telewizora. Samemu zaczynając szukać czegoś sensownego do obejrzenia.
- Jak ty z nim wytrzymujesz? - pytam dziewczyny, zażenowana do granic możliwości usłyszanymi słowami.
- Czasami sama się zastanawiam - szepcze do mnie konspiracyjnie ze śmiechem. Rozbawiona tym wszystkim.
- Słyszałem to! - oburza się Halvor, przez co tym razem i ja wybucham śmiechem, a całe zdenerwowanie, które jeszcze kilka minut temu odczuwałam, zaczyna powoli znikać.
- Ja nawet nie mam pojęcia, jak to wszystko ma wyglądać. Michael nic mi nie powiedział. A co gorsza nie mam się w co ubrać. To będzie katastrofa - znowu zaczynam panikować, wstając leniwie z łóżka. Dochodząc do wniosku, że naprawdę nie mam już wiele czasu na przygotowanie.
- Od tego masz właśnie nas. Wszystkim się zajmiemy - Sophie stara się mnie uspokoić. Zapewne jak zawsze mając opracowany dokładny plan działania. - Tutaj masz specjalistę od wszelkiego rodzaju imprez, który odpowie wyczerpująco na każde twoje pytanie dotyczące dzisiejszego wieczoru. Rozwiewając każdą wątpliwość - wskazuje na swojego narzeczonego.
- Byłego specjalistę, ale reszta to prawda - wtrąca Halvor, co Sophie zbywa jedynie machnięciem ręki.
- A ja zajmę się resztą. Daj mi minutę. - podchodzi do swojej walizki, czegoś w niej szukając. - Mam! Pośpieszmy się, bo jest sporo do zrobienia - ciągnie mnie za sobą do łazienki, wprost tryskając zaskakującym dla mnie entuzjazmem.
- Sophie, nie ma mowy! Nie wezmę jej. To twoja sukienka, która miała być na specjalną okazję - protestuję, próbując oddać jej prześliczną sukienkę bez ramiączek w kolorze butelkowej zieleni, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia, gdy tylko pokazała mi ją tuż po zakupie.
- Jak widać specjalna okazja dla mnie nie nadeszła. W przeciwieństwie do ciebie, dlatego nie chcę nawet tego słuchać - upiera się przy swoim. Posyłając mi nieprzejednane spojrzenie.
- A jutrzejszy dzień? Przecież jutro mieliście sobie odbić z Halvorem twoje urodziny. To właśnie będzie wyjątkowa okazja - przypominam przytomnie. Mimowolnie wracając wspomnieniami do wydarzeń sprzed ponad miesiąca. Pech chciał, że urodziny Sophie wypadały akurat w dniu zawodów, więc nie było nawet mowy, aby mogła je spędzić ze swoim ukochanym. I choć miała przy sobie całą resztę ważnych dla niej osób, to doskonale wiedziałam, że bez wahania oddałaby towarzystwo nas wszystkich za obecność Halvora. To zresztą nie był pierwszy raz, gdy ważne dla nich chwile musieli spędzać oddzielnie. Ogromnie podziwiałam ich za tę wytrwałość, zwłaszcza po dzisiejszych dość mocno zapadających mi w pamięci słowach Lisy, która nie podołała podobnemu wyzwaniu. Bałam się, że ja prędzej czy później skończę tak samo, jak ona, gdy nasza relacja z Michaelem rzeczywiście przetrwa. Bliżej mi w końcu było z charakterem i postępowaniem do Lisy niż Sophie.
- Daj spokój. Dzisiejszy wieczór jest ważniejszy od zaległego świętowania moich urodzin. Ja nawet nie wiem, co Halvor zaplanował. Nic mi nie chce powiedzieć. Doprowadzając tym niemal do szału - krzywi się nieznacznie. Sophie wciąż nie znosiła niespodzianek, które Halvor wprost uwielbiał wykorzystywać do droczenia się z moją przyjaciółką. - Poza tym, gdybym nawet jakiejś potrzebowała, to mam jeszcze tę czarną sukienkę, więc nie będę poszkodowana - dodaje następny argument do pokaźnej już listy.
- Dobrze, niech już ci będzie. Skoro tak nalegasz - łamię się. Przeklinając swoją słabość do pięknych ubrań, którym nigdy nie mogłam się oprzeć.
- Nie można było tak od razu? - pyta, kręcąc z dezaprobatą głową. Następnie sięga po wypełnioną po brzegi kosmetyczkę. Zapewne mając zamiar wykorzystać na mnie jej zawartość.
- Inge, przestań się stresować. To nie będzie żadna gala czy bal, a zwykła impreza. Taka sama jak setki innych na których byłaś. Czym ty się w ogóle przejmujesz? Na początku będzie pewnie trochę sztywno, ale potem wszystko się rozkręci. Zaufaj mi, coś o tym wiem - słyszę kolejne zapewnienia. Następnie gryzę się w język. Powstrzymując od zadania któregoś z rzędu bezsensownego pytania Halvorowi. Uznając, że wystaczy już tego męczenia go o banalne rzeczy.
- Obyś miał rację - posyłam mu uśmiech wdzięczności. Widząc, że oddycha z ulgą, gdy może już opuścić próg łazienki, z której Sophie zrobiła prawdziwy salon piękności. Stawiając sobie za wyzwanie zrobienie mnie na bóstwo.
- Gotowe. Wyglądasz cudownie. Zobaczysz, Michael padnie z wrażenia - podaje mi lusterko, w którym dostrzegam w końcu swoje odbicie. Byłam pod olbrzymim wrażeniem tego, co Sophie udało się zrobić z moim wyglądem. Lekki makijaż przykrył wszelkie niedoskonałości i rozświetlił moją twarz, a włosy układające się w delikatne fale łagodziły moje ostre rysy twarzy. Dodając mi trochę niewinności.
- Jesteś genialna - przytulam się do dziewczyny w podzięce. Nie mając pojęcia, co ja bym bez niej zrobiła.
Korzystając z okazji, że Sophie pochłonięta była sprzątaniem naszych rzeczy w łazience. Postanawiam załatwić, jeszcze jedną kwestię niedającą mi spokoju.
- Halvor, miej oko na Sophie, dobrze? Nie najlepiej się dziś czuła - proszę. Wciąż przejmując stanem zdrowia swojej przyjaciółki. Wolałam dmuchać na zimne niż to bagatelizować.
- Znowu? Dlaczego ja nic o tym nie wiem? Zaczynam się o nią naprawdę martwić - zaskakują mnie usłyszane słowa, które nie brzmiały optymistycznie.
- Jak to znowu? - chciałam się dowiedzieć czegoś więcej. Nic z tego nie rozumiejąc.
- Od kilku tygodni, od czasu do czasu Sophie miewa takie dni, że fatalnie się czuje. Oczywiście ona upiera się, że to tylko przemęczenie i nic się nie dzieje. Restauracja, przygotowania do ślubu, wszystkie te kursy, szkolenia. Coraz częściej wspomina też o wznowieniu studiów. Sądziłem, że rzeczywiście to przez to, ile ma teraz na głowie. Między innymi, dlatego tak bardzo nalegałem na jej pobyt tutaj. Myślałem, że w końcu wypocznie i wszystko wróci do normy. Chyba jednak nic z tego. Nie mam już jednak pomysłu, jak do niej dotrzeć i przetłumaczyć, że za dużo na siebie wzięła - informacje Halvora były dla mnie bardzo niepokojące. Bałam się, że to już wcale nie jest jakaś błaha sprawa, a Sophie naprawdę coś poważnego dolega, czym nie zamierza się z nami dzielić.
- Od zawsze była bardzo ambitna i mierzyła wysoko. Może to jednak rzeczywiście, wyłącznie nawał obowiązków powoduje te dolegliwości zdrowotne? Nie możemy popadać w jakieś czarno widzenie. Porozmawiaj z nią, tylko zbytnio nie naciskaj, bo skończy się to jedynie kłótnią. Wiesz, jaka jest - radzę mu. Mając nadzieję, że czegoś się dowie. W innym przypadku będę zmuszona chyba siłą wyciągnąć prawdę od Sophie.
- Niemożliwa? - uśmiechamy się porozumiewawczo do siebie, bo to określenie idealnie definiowało dziewczynę.
- Za to ją właśnie kochasz - dodaję po chwili.
- Możecie przestać szeptać i tak wiem, że mnie obgadujecie - zza pleców dochodzi mnie głos przyjaciółki, która opiera się o ścianę, krzyżując swoje ramiona. Wiedziałam, że mamy przechlapane i będziemy się musieli natrudzić, aby jakoś z tego teraz wybrnąć. Wybawieniem od tłumaczeń na całe szczęście okazuje się jednak pukanie do pokoju.
- To pewnie Michael. Otworzę - niemal biegnę do drzwi. Stając naprzeciw uśmiechniętego Austriaka, który patrzy na mnie przez dłuższą chwilę z oniemieniem w oczach. Sam ubrany w granatową koszulę prezentował się naprawdę elegancko i jeszcze przystojniej niż zazwyczaj. Co przeprawiało mnie o szybsze bicie serca.
- Cześć - uśmiecham się do mojego dzisiejszego towarzysza na wieczór. Ostatkiem sił powstrzymując od całowania go do utraty tchu. Na to jednak przyjdzie jeszcze właściwy moment.
- Gotowa? Możemy iść? - pyta, otrząsając się w końcu ze stanu, w jakim się znalazł. Wciąż nie potrafił jednak oderwać ode mnie wzroku. Co bardzo mi się podobało i imponowało.
- Właściwie tak. Wezmę tylko torebkę. Wejdź - zapraszam go do środka, gdzie czeka już na niego komitet powitalny w postaci moich przyjaciół. Przyglądający mu się z bardzo dużą uwagą. Michael świetnie sobie jednak radzi. Najpierw witając się uprzejmie z Sophie, a potem z Halvorem, który na szczęście tym razem daruje sobie jakieś umoralniające pogawędki. Po czym cała trójka wdaje się w koleżeńską rozmowę. Cieszyłam się, że bliskie mi osoby umieją się ze sobą porozumieć i wzajemnie akceptują.
- Będziemy się zbierać. Dobrej nocy - żegnam się z Sophie i Halvorem. Nie chcąc dłużej odkładać wyjścia.
- Udanego wieczoru - słyszymy w zamian. Po czym opuszczam z Michaelem pokój. Trzymając go mocno za rękę. Przygotowuję się psychicznie na spotkanie z jego znajomymi. Czym nadal ogromnie się mimo wszystko stresowałam.
- Skoro zdobyłem akceptację twoich najbliższych przyjaciół. To teraz powinno być już z górki, prawda? - pyta, gdy czekamy na windę.
- Zdecydowanie. Nawet moi rodzice nie są tak wymagający, jak oni. Więc gdybyś chciał ich kiedyś poznać, nie musisz się przejmować, bo największy test masz już za sobą - śmieję się. Przytulając do jego boku. - To przede mną stoją dużo większe wyzwania - poważnieję.
- Nie bój się. Jestem pewien, że wszyscy bardzo cię polubią. Tak samo, jak Stefan. Zresztą, nawet gdyby jakimś cudem było inaczej, nie interesuje mnie niczyja opinia. Ja cię uwielbiam i nic tego nie zmieni - zapewnia, a ja naprawdę chciałam w to wierzyć.
Gdy tylko wsiadamy do wyczekiwanej przez nas windy. Michael od razu przyciąga mnie do siebie. Całując mocno i pewnie, jakby to było naszą codziennością od dawna, a ja jak zwykle bez żadnego sprzeciwu się temu poddaję.
- Prześlicznie wyglądasz. Nie mogę się na ciebie napatrzeć - komplementuje mnie. Opierając dłonie na moich biodrach.
- Już mi tak nie słódź - staram się nie dać po sobie poznać, jak wiele te słowa dla mnie znaczyły. Chciałam przecież, żeby żadna poza mną się dla niego nie liczyła.
Już od samego przekroczenia progu klubu, otacza nas tłum przeróżnych osób i głośne dźwięki muzyki. Trzymam się kurczowo dłoni Michaela, nie chcąc zgubić w tym tłumie, gdy przeciskamy się do stolika, przy którym znajdują się już zapewne wszyscy poza nami. W końcu udaje się nam dotrzeć w docelowy punkt, a ja mimowolnie wstrzymuję oddech, gdy kilkanaście par oczu wpatruje się we mnie z niemałym zainteresowaniem i oczekiwaniem na dalszy rozwój wydarzeń.
- To właśnie Inge... bardzo bliska mi osoba - nie dziwiłam się lekkiemu zawahaniu Michaela w określeniu, kim tak naprawdę dla niego jestem. Przecież dotychczas nie poruszyliśmy jeszcze tego tematu. Nie wiedząc, jak mógłby się on zakończyć. Następnie nadchodzi czas przedstawienia mi przez niego swoich kolegów z drużyny oraz towarzyszących niektórym z nich partnerek. Staram się zapamiętać, jak najwięcej imion i podchodzić do każdego z przyjaznym nastawieniem. Nie uprzedzając do nikogo na wstępie.
- Nareszcie mamy okazję cię poznać. Myślałem, że już się tego nie doczekamy. Michael milczał na twój temat jak zaklęty - słyszę od Daniela, o ile dobrze zapamiętałam jego imię, gdy zajmuję wolne miejsce obok Stefana. Witającym się ze mną, jak z najlepszą przyjaciółką, a nie osobą, którą znał zaledwie od kilku dni. Jego sposób bycia był tak przyjazny, że nie dało się go wprost nie uwielbiać.
- Ja też się z tego cieszę - odpowiadam z uprzejmym uśmiechem. Mając nadzieję, że jego słowa naprawdę były szczere.
Następne minuty upływają mi w zaskakująco pozytywnej atmosferze. Niemal z każdym staram się zamienić, choć kilka zdań i lepiej go poznać. Zadowolona, że wszyscy wydają się do mnie przyjaźnie nastawieni, a nawet jeśli jest inaczej, to przynajmniej tego nie pokazują. Gwar rozmów, śmiechów, czy zwykłej ludzkiej radości panował dokoła mnie, ani myśląc cichnąć. Cieszyłam się, że mogę być tego częścią. Dobrze widząc, jak wiele szczęścia sprawia to Michaelowi. Wystarczyło mi tylko jedno spojrzenie w jego oczy, aby wiedzieć, że miał wszystko, o czym marzył. Z wielką chęcią ogromnie podziękowałabym także komuś odpowiedzialnemu za przygotowanie naszych drinków, które smakowały wybornie i tylko dzięki silnej woli pozostałam przy dwóch, nie zamierzając z nimi przesadzać.
Patrząc jak coraz więcej osób, udaje się na parkiet, czekałam z niecierpliwością, aż Michael także wykaże się inicjatywą w tym kierunku. Miałam nadzieję, że dołączymy do reszty, dając się porwać w wir zabawy. Nic takiego jednak od dłuższego już czasu nie następowało. Widocznie zagorzała dyskusja z jego najlepszym przyjacielem o dzisiejszym przebiegu zawodów, którą toczył była ważniejsza.
- Mogę prosić do tańca? - słyszę w końcu rozbawiony głos Stefana, który wyciąga w moim kierunku dłoń, ku czujnemu spojrzeniu Michaela. - Chyba nie masz nic przeciwko? - pyta swojego przyjaciela, starając się przy tym nie wybuchnąć śmiechem. Tak samo zresztą, jak ja, gdy tylko przypomnę sobie wczorajsze insynuacje w naszym kierunku.
- Idźcie - macha lekceważąco ręką ani myśleć samemu oderwać się z zajmowanego miejsca ku mojemu niezadowoleniu. Idę więc za Stefanem. Musząc pogodzić się z jego zastępstwem.
Na całe szczęście okazuje się on całkiem dobrym tancerzem, więc humor bardzo szybko mi się poprawia.
- Wiem, że pewnie chciałabyś, aby na moim miejscu był Michael, ale on nigdy nie tańczy. Przez tyle lat znajomości, ani razu nie widziałem go na parkiecie - Stefan stara się przekrzyczeć dudniącą mi w uszach muzykę. Tłumacząc zachowanie Austriaka.
- Niby dlaczego? - nie rozumiałam tego.
- Bo twierdzi, że nie potrafi. Nikt nie był w stanie go przekonać, żeby chociaż spróbował - wzrusza ramionami. Sam chyba tego do końca nie rozumiejąc.
- Co za absurd - miałam zamiar, jak najszybciej wybić Michaelowi te głupoty z głowy. Nie wyobrażając sobie, że tak miałoby wyglądać nasze każde wspólne wyjście. Przecież każdy lepiej, gorzej, ale potrafił tańczyć.
- Dziękuję, Inge za to, że mnie posłuchałaś i dałaś Michaelowi jeszcze jedną szansę. On chyba nigdy nie był bardziej szczęśliwy niż podczas dzisiejszego wieczoru. Mam nadzieję, że uda się wam stworzyć coś trwałego, bo idealnie do siebie pasujecie - byłam zaskoczona, aż tak miłymi słowami. Zwłaszcza dobrze pamiętając jaki miał stosunek do Lisy. Natomiast mnie Stefan obdarzył niemal natychmiast ogromnym zaufaniem. Miałam tylko nadzieję, że go nie zawiodę.
- Też jestem szczęśliwa i chciałabym, aby tak już pozostało.
- Przepraszam, ale ja też chciałbym zatańczyć z Inge. Mogę? - odwracam się gwałtownie za siebie. Niemal wpadając na uśmiechniętego Michaela.
- Przecież podobno nie tańczysz - stwiedzam. Ogromnie zaskoczona jego zmianą zdania.
- Bo nie tańczę, ale dla ciebie zrobię wyjątek - bez zastanowienia podaję mu swoją dłoń. Wpadając następnie w jego silne i bezpieczne ramiona. Zastanawiając, jak można nie zakochać się w kimś takim.
Nie wiem ile czasu spędzamy na powolnym kołysaniu się w swoich ramionach. Zupełnie tracę poczucie czasu, a cały świat traci na znaczeniu. Znowu byliśmy tylko my. Nasze spojrzenia, które wyrażały zdecydowanie więcej niż słowa i skradane sobie nawzajem pocałunki, które smakowały lepiej niż wszystkie inne razem wzięte, których kiedyś doświadczyłam. Marzyłam, aby ta noc nie miała końca. Żebym mogła już na zawsze pozostać w tych jakby idealnie stworzonych właśnie dla mnie ramionach, wpatrując w twarz człowieka, który stał się dla jedną z najważniejszych osób na świecie.
- Chodźmy stąd - nieoczekiwanie Michael składa propozycję, która wydawała się być nie do odrzucenia i bardzo mi podobała.
- Na pewno? - musiałam się upewnić. W końcu to w gronie jego bliskich się znajdowaliśmy.
- Poradzą sobie bez nas, a ja mam dla ciebie małą niespodziankę - zachęca, abym się zgodziła.
- Dla mnie? Oszalałeś. Normalnie oszalałeś - śmieję się. Nie mając pojęcia, co takiego mógł przygotować.
- Oszalałem, ale na twoim punkcie - całuje mnie przelotnie w usta. Po czym udajemy się w stronę wyjścia, a mi towarzyszy przy tym, coraz większe podekscytowanie. Widocznie ta noc mogła być jeszcze lepsza.
💟💟💟💟
- Dokąd ty mnie prowadzisz? - słyszę rozbawiony głos Inge, gdy pokonujemy kolejne schody prowadzące na wyższe piętra hotelu. - Nie czuję już prawie nóg - opiera się mocniej na moim ramieniu.
- Zaraz będziemy. Zaufaj mi - odpowiadam, ściskając mocniej należącą do niej dłoń. Mając nadzieję, że spodoba się jej miejsce, do którego zmierzaliśmy. Po całym dniu i wieczorze pełnym wrażeń chciałem nareszcie pobyć sam na sam z dziewczyną, bo to w jej towarzystwie czułem się ostatnio najlepiej. Najchętniej zresztą w ogóle bym się z nią nie rozstawał. Byłem po prosty uzależniony od obecności towarzyszącej mi Norweżki.
Gdy docieramy w końcu na ostatnie piętro, na którym mieścił się jedynie niemający końca korytarz i jedna para drzwi, które bez wahania otwieram. Wychodzimy wprost na zupełnie płaski dach zamieszkiwanego przez nas hotelu.
Inge podąża za mną, rozglądając się nieśpiesznie na boki, starając rozeznać w nieznanym jej do tej pory otoczeniu.
- Michi, to chyba najlepszy punkt widokowy na świecie. Jest po prostu niezmiesko. Czuję się tak, jakbyśmy znaleźli się na jakimś paśmie górskim. To wprost niewiarygodne - była pod tak samo dużym wrażeniem jak ja, gdy po raz pierwszy znalazłem się w tym miejscu. Krążąc bez celu po hotelu podczas tych koszmarnych dni, gdy Inge nie chciała ze mną rozmawiać.
- Cieszę się, że ci się podoba, ale to jeszcze nie koniec - prowadzę ją przed siebie, aż docieramy do docelowego miejsca. W którym znajdował się wcześniej rozłożony przeze mnie koc z kilkoma postawionymi obok niego świeczkami oraz dwa kieliszki i butelka wina. - Co powiesz na naszą pierwszą prawdziwą randkę? Wiem, że temperatura nie zachęca, ale może to trochę pomoże - okrywam ramiona Inge dodatkowym kocem.
- Nikt przed tobą, aż tak się dla mnie nie starał. To na pewno będzie najlepsza randka, na jakiej kiedykolwiek byłam. Jesteś najlepszy - składa na moich ustach słodki pocałunek. Po czym siada na kocu, zrzucając z nóg buty, które na pewno nie należały do najwygodniejszych. Zaczynając wpatrywać się w rozległy horyzont przed nami. Sam także do niej dołączam. Będąc cholernie szczęśliwym.
- Zasługujesz na o wiele więcej niż tylko to. Ktoś w końcu powinien ci uświadomić, że jesteś cudowną dziewczyną i wynagrodzić ci wszystkie rozczarowania - odwracam delikatnie jej głowę w swoją stronę, przejeżdżając pieszczotliwie po aksamitnym policzku.
- Zdecydowanie, zbyt mocno mnie przeceniasz - uśmiecha się smutno, pogrążając zapewne w pesymistycznych rozmyślaniach o swojej osobie.
- Mylisz się - całuję ją, chcąc skutecznie przekonać do swoich słów. - Jesteś najlepszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznałem - szpeczę między następnymi pocałunkami, które z każdą sekundą przeistaczały się w coraz bardziej namiętne i zachłanne. Jeszcze nigdy nikogo tak nie pragnąłem, jak Inge w tamtym momencie. Jej usta były niczym magnes, któremu nie potrafiłem się oprzeć. Nie umiałem się od niej odsunąć, choć czułem, że pożądanie przejmuje nade mną całkowitą kontrolę. Niewiele więc myśląc, przeciągam dziewczynę na swoje kolana. Zaczynając nieśpieszną wędrówkę swoimi dłońmi i ustami po jej ciele. Co przyjmowała z aprobatą i cichymi pomrukami przyjemności, zachęcając mnie tym samym do odważniejszych poczynań, co zamierzałem egoistycznie wykorzystać. Nie zastanawiając się, czy to aby nie za wcześnie na tak odważny krok. Inge także nie zamierzała poprzestać biernie na moje poczynania. Wplotła więc swoje dłonie w moje włosy, przybliżając się do mnie jeszcze bliżej. Między nami nie było już nawet centymetra przestrzeni. Byliśmy jak w transie, gubiąc przy tym cały zdrowy rozsądek. Zapominając o wszystkim, co postanowiliśmy. Choćby o tym, że nie mieliśmy zbyt pochopnie postępować. Nie zwracaliśmy uwagi, ani na coraz więcej odpiętych guzików od mojej koszuli, ani na nieprzyzwoicie podwiniętą sukienkę Inge, która odsłaniała już całe uda dziewczyny, po których krążyły właśnie moje dłonie.
- Pragnę cię, Inge. Chcę ciebie i tylko ciebie - szepczę do jej ucha. Zasysając następnie swoje usta na jej odsłoniętej szyi. Co przyprawia ją o głośny jęk, który jeszcze bardziej mnie pobudza. Szukam niecierpliwie dłońmi zapięcia od sukienki z zamiarem jej pozbycia, gdy nieoczekiwanie Inge odsuwa się ode mnie. Przeprawiając mnie o niemałe oszołomienie i zdezorientowanie.
- Wystarczy - siada obok mnie, oddychając ciężko. Powoli doprowadzając się do ładu.
- Zrobiłem coś nie tak? - pytam, wciąż będąc w szoku. Zupełnie nie rozumiejąc, co się właśnie stało.
- Oczywiście, że nie. Po prostu uważam naszą relację za wyjątkową. Chciałabym więc, żeby nasz pierwszy wspólny raz też taki był. Nie pośpieszny i pełen stresu, że ktoś w każdej chwili może nas tutaj nakryć. Poza tym po takiej nocy chciałabym obudzić się w twoich ramionach i spędzić wspólny poranek - mówi z rumieńcami na twarzy. - Wiem, to głupie - odwraca zawstydzona głowę w bok. Czym dodatkowo mnie rozczula.
- To wcale nie jest głupie, a my nie musimy się z niczym śpieszyć. Poczekamy na odpowiednią chwilę. Będzie tak, jak chcesz - zapewniam ją, przytulając do siebie.
- Czy ty posiadasz w ogóle jakieś wady? - zastanawia się, opierając głowę na moim ramieniu.
- Całe mnóstwo. Jestem na przykład strasznym bałaganiarzem - śmieje się w uwielbiany przeze mnie sposób, to słysząc.
- To tak samo, jak ja - przyznaje się. - Czasami godzinami czegoś szukam. Nie mając pojęcia, gdzie w ogóle zacząć.
- Mielibyśmy więc niemały problem, gdybyśmy razem mieszkali. Nie miałby kto sprzątać i utonęlibyśmy pod stertą niepotrzebnych rzeczy - atmosfera między nami ponownie się rozluźnia, a my wracamy na znane nam już rejony.
- Napijesz się? - wskazuję na butelkę, podobno całkiem dobrego wina.
- Z chęcią - podaje mi swój kieliszek.
- Za co wzniesiemy toast? - pytam, gdy oddaje jej napełnione naczynie.
- Za nas i naszą znajomość - decyduje bez większego zastanowienia.
- A więc za nas - stukamy się delikatnie kieliszkami. Patrząc wprost w swoje oczy.
Następnie pogrążając w nie mającej końca rozmowie o naszych marzeniach i porażkach, planach na tę najbliższą jak i dalszą przyszłość i tysiącu innych rzeczy, która dobiega końca dopiero nad ranem. Gdy Inge mimowolnie zasypia na moim ramieniu. Okrywam ją szczelnie kocem. Czując się, jak największy szczęściarz pod słońcem z powodu tego, że to właśnie ja mogę trzymać ją w swoich ramionach. Nie miałem zamiaru dłużej zaprzeczać samemu sobie. Kochałem tę dziewczynę do szaleństwa. To z nią chciałem dzielić swoje dalsze życie. Cieszyć i smucić. Sprzeczać się o jakieś drobnostki, a potem godzić. Budzić się i zasypiać właśnie przy niej. Miałem równocześnie nadzieję, że nie jest to wyłącznie jednostronne uczucie.