21.02.2019
Kilkunasty
już raz w ciągu tej, powoli dobiegającej końca nocy. Przekręcam
się nerwowo na drugi bok od kilku już godzin, nie potrafiąc
znaleźć sobie odpowiedniej pozycji do spania i zaznania, choćby
kilku minut snu.
Wszystko
było nie tak, jak trzeba. Łóżko stało się niespodziewanie
niewygodne, poduszki za miękkie, a temperatura panująca w pokoju
raz za niska, a raz za wysoka. Miałam zwyczajnie wszystkiego dość.
Tego miejsca, ludzi, a właściwie całej Austrii i wszystkiego, co
się z nią łączy.
Najchętniej
jeszcze w tej chwili, spakowałabym wszystkie swoje rzeczy i wróciła
pierwszym możliwym lotem do Norwegii. Zamykając się następnie na
kilka nadchodzących dni we własnym mieszkaniu przed całym światem.
Zajmując się jedynie oglądaniem ulubionych seriali i jedzeniem w
bardzo niezdrowych ilościach swoich ukochanych lodów waniliowych,
które potrafiły poprawić mi, nawet najbardziej zepsuty humor.
Przynajmniej do momentu, aż nie pozbędę się tych wszystkich
idiotycznych uczuć, które z niewiadomego powodu zaczęłam żywic
do osoby, znajdującej się obecnie kilka pięter niżej. Choć od
samego początku świetnie zdawałam sobie sprawę, że nie mają one
żadnej racji bytu.
Nasza
dwójka nie miała przed sobą wspólnej przyszłości, a ja
doskonale o tym wiedziałam od naszego pierwszego spotkania. Mimo to
i na przekór racjonalnemu myśleniu, pozwoliłam aby nasza znajomość
coraz bardziej się zacieśniała. Nie licząc się z możliwymi
konsekwencjami, jakie to za sobą niosło.
Z
westchnieniem niezadowolenia, wpatruję się zmęczonymi i
zaczerwienionymi od płaczu oczami w powoli rodzący się za oknem
świt. Nie pozostawiający mi żadnych złudzeń, że nie będę
musiała zmierzyć się z dobijającą mnie od wczoraj
rzeczywistością.
Sama
byłam jednak sobie winna. Zamiast szukać wrażeń, mogłam skupić
się wyłącznie na celu swojego przyjazdu tutaj, a przede wszystkim
trzymać się swojego założenia, że daję sobie spokój z
facetami. Najlepiej na zawsze. Przynajmniej uniknęłabym wtedy
kolejnego bolesnego rozczarowania.
W
ciągu ostatnich minionych godzin, niczego nie żałowałam bardziej,
jak podjęcia decyzji o wyborze akurat tamtej kawiarni, gdzie
następnie poznałam Michaela. O ile wszystko byłoby teraz prostsze,
gdybyśmy nigdy się ze sobą nie spotkali. Gdybyśmy nie spędzili
ze sobą tylu wspólnych godzin, nie przeprowadzili tylu rozmów na
wszelkie możliwe tematy.
Tyle
wspólnie spędzonego czasu, co do którego nie miałam, ani grama
pewności, że chociażby przez sekundę nie był jedynie
wyreżyserowaną grą ze strony Austriaka.
Na
samo wspomnienie jego osoby przed oczami od razu staje mi nasz
pocałunek, który podczas tej bezsennej nocy, zdążyłam
przeanalizować w najmniejszych szczegółach. Odtwarzając go raz po
raz od samego początku do końca.
O
nim zwyczajnie nie dało się zapomnieć. Był na to dla mnie zbyt
wyjątkowy. Nawet jeśli miał na celu jedynie zrealizowanie kolejnej
części planu wykorzystania mojej osoby. Wtedy zwyczajnie o tym nie
myślałam, dając się porwać chwili i swojemu sercu,
podpowiadającemu mi, że postępuję słusznie.
Kiedy
tylko nasze usta zetknęły się ze sobą, czułam jak całe moje
ciało zalewa fala tak przyjemnego i dawno nie odczuwanego przeze
mnie ciepła. Wywołującego we mnie spokój i poczucie
bezpieczeństwa. Jakbym po długich poszukiwaniach w końcu odnalazła
właściwą drogę, prowadzącą mnie do tej właściwej osoby, która
będzie ze mną na dobre i na złe.
Przez
te kilkanaście sekund, poczułam się chcianą i dla kogoś ważną.
Znowu miałam dla kogoś znaczenie. Przynajmniej do momentu, gdy nie
usłyszałam tych kilku słów, które zniszczyły wszystko i
utwierdziły w przekonaniu, że w przeciwieństwie do mnie dla
Michaela nasz pocałunek nie miał większego znaczenia. Dla niego
był tylko, jeszcze jednym sposobem na osiągnięcie celu.
To
w głównej mierze dlatego, nie mogłam sobie darować, że w ogóle
dopuściłam do tego ulotnego momentu bliskości między nami.
Coś,
co dla mnie było czymś magicznym i cudownym, dla niego było
zwyczajną zabawą. Poprzysięgłam sobie jednak, że to był
pierwszy i ostatni raz, a Michael już nigdy więcej sobie ze mnie
nie zakpi.
Słysząc,
że Sophie zaczyna się budzić. Zamykam w pośpiechu oczu,
przykrywając się szczelnie kołdrą. Udając przy tym, że
grzecznie śpię.
Nie
chciałam dać jej kolejnych powodów do zamartwiania się o mnie. W
ostatnich dniach przysporzyłam jej już wystarczająco dużo
kłopotów. Poza tym wciąż nie wiedziałam, czy moja wczorajsza
kłótnia z Michaelem nie będzie niosła za sobą poważnych
konsekwencji. W końcu reakcja jego trenera nie wróżyła niczego
dobrego.
-
Inge, możesz przestać udawać. Doskonale wiem, że nie śpisz -
słyszę zaspany głos Sophie, próbującej się na dobre rozbudzić.
Otwieram więc oczy, nie widząc sensu dalszego pozorowania.
-
Czy przed tobą, naprawdę nic się nie ukryje? - pytam, spoglądając
na przyjaciółkę. Z roztrzepanymi włosami i ubrana w uroczą
piżamę z Myszką Miki do złudzenia przypominała mi swoją młodszą
wersję. Pełną radości i beztroski, której uśmiech niemal nigdy
nie schodził z twarzy. Przez pewien czas bałam się, że zniknęła
ona bezpowrotnie. Na szczęście tak się nie stało.
Cieszyłam
się, że przynajmniej jedna z nas nareszcie odnalazła swoje
szczęście i poukładała życie.
-
Nie wiem czy nic, ale na pewno nie ta marna próba udawania snu.
Zapomniałaś już, że gdy śpisz, to chrapiesz jak smok - śmieje
się wesoło. Nic sobie nie robiąc z mojego groźnego spojrzenia.
-
Słucham? Ja wcale nie chrapię - oburzam się. Rzucając w nią
poduszką. Sama zaczynając się po chwili śmiać. Tego właśnie
było mi trzeba. Chwili odskoczni od dręczących myśli.
-
Porozmawiamy? - Sophie w końcu poważnieje. Siadając na moim łóżku.
Patrząc na mnie życzliwie, gotowa jak zawsze do wysłuchania.
-
Nie wiem, czy jest o czym - wzruszam ramionami - Wczoraj zachowałam
się kompletnie bezmyślnie. Za co przepraszam. Naprawdę nie
chciałam narobić nam problemów. Poniosły mnie emocje, ale to się
już nie powtórzy. Koniec z Michaelem i naszą znajomością. Ona
nic dobrego mi nie przyniosła - zapewniam. Uważając to za jedyną
rozsądną decyzję.
-
Nie masz za co mnie przepraszać. Przecież nie zrobiłaś nic złego.
Miałaś prawo być zła i zareagować tak, a nie inaczej - stara się
mnie pocieszyć, ale ja wiedziałam, że mogłam pohamować swój
wybuchowy charakter.
-
Mogłam też nie dopuścić do tego, aby słyszało mnie większość
hotelu. W dodatku naraziłam się trenerowi Austriaków. Co za wstyd.
Nie wiem, jak ja pokażę się na oczy komukolwiek stąd - dawno już
się tak nie skompromitowałam, jak wczoraj przed tym mężczyzną.
Co on sobie musiał o mnie pomyśleć? Miałam tylko nadzieję, że
Michael nie miał przez to większych nieprzyjemności. Mogłam być
na niego wściekła, ale nie chciałam, aby nasze potyczki miały
wpływ na jego życie zawodowe.
-
Daj spokój. Wszyscy już pewnie o tym zapomnieli i znaleźli sobie
inny temat do plotek. Dlatego dosyć już tego smucenia się. Wstawaj
i zbieraj się na śniadanie - zrzuca ze mnie kołdrę, którą byłam
przykryta. Starając zarazić swoim dobrym nastrojem.
-
Muszę? Nie jestem głodna, więc może zostanę tutaj i jeszcze
sobie poleżę? - staram się przekonać Sophie. Na samą myśl, że
miałabym opuścić nasz pokój, robiło mi się słabo. Bałam się,
że stanę się obiektem kpin i żartów, gdy tylko pojawię się w
zasięgu wzroku pozostałych mieszkańców hotelu.
-
Nie ma mowy. Nie zamkniesz się teraz w czterech ścianach. Nie
pozwolę ci na to - jest nieprzejednana. Przekręcam więc tylko
oczami, posłusznie wstając w poszukiwaniu jakichś godnie
prezentujących się do ubrania rzeczy. Doskonale wiedząc, że mi
nie odpuści.
Cała
się spinam, gdy tylko przekraczamy próg restauracji. Mając
wrażenie, że w jednej sekundzie ucichły wszelkie toczące się do
tej pory dyskusje, a oczy wszystkich obecnych osób skupiają się
tylko na mnie. Z wcale niemałym zainteresowaniem. Choć dotychczas
raczej nie miałam problemów w momentach, gdy musiałam znaleźć
się w centrum uwagi. Teraz czułam się bardzo niekomfortowo.
Jedynie
członkowie naszej drużyny wydawali się nie zwracać na mnie uwagi,
jedynie uśmiechając do mnie życzliwie, gdy nasze spojrzenia
przypadkiem się spotykają.
-
Wszystko w porządku? - słyszę ciche pytanie towarzyszącej mi
dziewczyny, gdy zauważa moje zdenerwowanie.
-
Jasne. Nic mi nie jest - uśmiecham się słabo w jej stronę.
Starając wziąć w garść.
Następnie
z dumnie podniesioną głową, podążam za Sophie w stronę jednego
z niewielu już wolnych stolików. Nie dając po sobie poznać, że w
środku trzęsę się cała ze stresu i poczucia wstydu. Z powodu
tego, że dałam się poznać od jak najgorszej strony tylu
nieznajomym mi osobą. Mających mnie pewnie teraz za niezrównoważoną
i mającą problemy z głową dziewczynę.
Jakby
tego było mało, niemal w połowie drogi mój wzrok na nieszczęście
spotyka się ze spojrzeniem Michaela. Do reszty wytrącając mnie tym
samym z równowagi. Wyglądało na to, że przestał się w końcu
chować po kątach. Nie miał już zresztą do tego żadnego powodu.
Prawda wyszła na jaw.
Posyłam
mu bardzo nieprzychylne spojrzenie, z którego nic sobie jednak nie
robi. Był zupełnie niewzruszony na moją jawną niechęć do niego.
Wciąż bezczelnie się na mnie gapiąc.
Miałam
wrażenie, że jego oczy przeszywają mnie na wskroś, docierając do
najgłębszych zakamarków mojej duszy. Czytając przy tym ze mnie,
jak z otwartej księgi.
Jako
pierwsza spuszczam wzrok, nie potrafiąc dłużej znieść widoku
Michaela. Zaczynam wpatrywać się z niezwykłą uwagę w
restauracyjną podłogę. Badając każdy jej szczegół. Z ulgą
przyjmując fakt, że nareszcie dotarłyśmy do stolika.
Celowo
zajmuję miejsce w kącie, zostawiając za plecami większość
restauracyjnej sali. Nie chcąc narażać się na pokusę, zerkania
od czasu do czasu na stolik, przy którym aktualnie znajdował się
mój największy problem.
-
Naprawdę powinnaś coś zjeść. Od wczorajszego poranka nie miałaś
nic w ustach - Sophie patrzy z dezaprobatą na mój pusty talerz.
Starając się mnie przekonać do jedzenia.
-
Nie dam rady nic teraz przełknąć - podnoszę do ust filiżankę z
kawą, która miałam nadzieję, że zrekompensuje mi nieprzespaną
noc - Obiecuję, że zjem obiad, zgoda? - miałam nadzieję, że uda
mi się tym udobruchać przyjaciółkę.
-
Niech ci będzie – kapituluje. Widziałam, że chciała jeszcze coś
dodać, ale pojawienie się przy naszym stoliku Halvora. Skutecznie
odwraca ode mnie uwagę. Choć raz pojawił się we właściwym
momencie.
-
Słyszałem, że ktoś narobił wczoraj sporego zamieszania i na
pewno tym razem to nie jestem ja - chłopak patrzy na mnie z
nieukrywanym rozbawieniem, będąc o wszystkim świetnie
poinformowany. Widocznie plotki roznosiły się tutaj z prędkością
światła i każdy już wiedział, co wydarzyło się między mną a
Michaelem.
-
Czyżby? Przypominam, że także maczałeś w tym palce. To ty
udzieliłeś Inge informację o numerze pokoju, zamiast ruszyć głową
i pomyśleć. Widziałeś w końcu, jak bardzo jest wzburzona -
Sophie posyła mu karcące spojrzenie. Widocznie wczoraj zdążyła
połączyć ze sobą wszystkie fakty i wyciągnęła od Halvora całą
prawdę podczas kolacji, na której ja się nie pojawiłam.
-
Ja chciałem tylko pomóc - Halvor podnosi ręce w obronnym geście.
- Muszę mimo wszystko przyznać, że nieźle mu wygarnęłaś. W
pełni mu się jednak należało. Na twoim miejscu, chyba bym kogoś
rozszarpał, gdyby odważył się wywinąć mi taki numer. W ogóle
nie powinnaś zawracać sobie kimś takim głowy - posyła mi
porozumiewawcze spojrzenie. W pełni trzymając moją stronę. Nie
mając zamiaru potępiać nierozsądnego postępowania z mojej strony.
-
Ty już lepiej skończ udzielać te swoje dobre rady, bo z tego nigdy
nie wynika nic dobrego. Zajmij się lepiej jedzeniem. Za niecałą
godzinę macie trening i to na nim powinieneś się skupić - Sophie
przytomnie mu przypomina, zapewne dużo lepiej orientując się w
rozkładzie dnia narzeczonego niż on sam. Byłam też pewna, że
celowo zmieniła temat, doskonale wiedząc, że nie chciałam dłużej
roztrząsać sprawy z Michaelem.
-
Kochanie, przestań się już na mnie złościć. Ja naprawdę nie
chciałem źle - robi maślane oczy w jej kierunku. Starając się
przymilić.
-
To może ja was zostawię samych. I tak skończyłam - wskazuję na
pustą filiżankę. Mając zamiar udać się na górę. Woląc
darować sobie dalszą dyskusję tej dwójki zakochanych gołąbeczków.
Powoli ignorujących otoczenie i skupiających się wyłącznie na
sobie.
Przemierzam
wolnym krokiem hotelowy korytarz. Udając się w stronę windy.
Zadowolona, że udało mi się opuścić restaurację bez większych
przeszkód. Naciskam przycisk mający na celu jej przywołanie,
cierpliwie czekając. Mój spokój zostaje jednak bardzo szybko
zaburzony.
-
Inge, zaczekaj! Porozmawiajmy, proszę - zza pleców dobiega mnie
doskonale znany głos, którego wolałam już nigdy więcej nie
słyszeć.
-
Z tego co pamiętam, to wszystko sobie wczoraj wyjaśniliśmy - biorę
głęboki wdech, po czym odwracam się w stronę Michaela. Starając
ze wszystkich sił przybrać na twarz maskę obojętności.
-
Wcale nie. Nic nie zostało wyjaśnione. Przynajmniej nie w taki
sposób, jak powinno. Ja naprawdę nie chciałem cię kiedykolwiek
zranić, ani wykorzystać. Musisz w to uwierzyć - przybliża się do
mnie, próbując złapać za dłoń. Na co mu nie pozwalam.
Wiedziałam, że każdy nawet najmniejszy jego dotyk, skutecznie
osłabiłby moją silną wolę. Nie ufałam sama sobie i zdradliwym
reakcją swojego ciała.
-
Za późno, bo to już się stało. Zraniłeś mnie swoimi kłamstwami
i to w jeden z najgorszych możliwych sposobów. Szkoda, bo naprawdę
myślałam, że nasza relacja miała w sobie coś wyjątkowego – na
pewien sposób było mi żal, że to wszystko potoczyło się tak, a
nie inaczej.
-
Inge, jeszcze nie jest za późno, aby móc ją uratować.
Przysięgam, że nigdy więcej cię nie okłamię. Wybacz mi i daj
ostatnią szansę. Naprawdę bardzo mi cię brakuje. Naszych rozmów,
wspólnie spędzonego czasu. Potrzebuję cię - Michael wyglądał na
zdesperowanego i wyraźnie zmęczonego całą tą sytuacją między
nami. Ja jednak nie potrafiłam przystać na jego prośby. Życie
dośc boleśnie mnie nauczyło, że nie warto nikomu dawać drugich
szans. I choć w tym przypadku byłam skończoną hipokrytką, gdyż
sama otrzymałam taką od Sophie na odbudowę naszej przyjaźni. Nie
miałam zamiaru zmienić zdania w tej kwestii. Wolałam żałować
zmarnowanej okazji niż znowu cierpieć. Tak było zwyczajnie
prościej.
-
Nie mogę. Nie jestem w stanie... - kręcę przecząco głową.
Starając się, aby mój głos nie drżał. Dawno już żadna rozmowa
nie była dla mnie aż tak trudna.
-
Nie możesz czy po prostu nie chcesz? To dwie różne kwestie -
ścisza swój głos, gdyż coraz więcej osób zaczyna się pojawiać
w zasięgu naszego wzroku. Nie chcąc, aby znowu stali się
niepotrzebnymi świadkami naszej wymiany zdań. Na szczęście
dostrzegam także swoich przyjaciół, którzy ratują mnie od
odpowiedzi na to pytanie i dalszej rozmowy z Michaelem.
-
Pójdę już - mówię w momencie, gdy Sophie z Halvorem podchodzą
do naszej dwójki. Zaskoczeni moim niespodziewanym towarzystwem.
Chciałam, jak najszybciej znaleźć się w windzie. Zwłaszcza
widząc mordercze spojrzenia Halvora, którymi obdarza Austriaka.
Wolałam nie stać się przyczyną jakichś konfliktów.
-
Ja i tak nie odpuszczę, nieważne ile razy będziesz uciekać.
Proszę, spotkajmy się dziś popołudniu w naszym miejscu. Powiem
ci, dlaczego nie byłem z tobą do końca szczery. Być może wtedy
spojrzysz na to wszystko trochę inaczej. Będę na ciebie czekał -
słyszę na odchodne, po czym drzwi windy się zamykają.
Opieram
się o metalową ścianę z potwornym mętlikiem w głowie. Nie mając
pojęcia, co powinnam z tym wszystkim teraz zrobić.
💟💟💟
Wpatruję
się pustym wzrokiem w talerz z nietkniętym śniadaniem, nie mając
najmniejszej ochoty na jedzenie. Przy okazji po raz kolejny ignoruję
coraz mocniej zirytowanego Stefana, który za wszelką cenę, starał
się nawiązać ze mną jakąś, choćby namiastkę normalnej
rozmowy.
Znajdowałem
się w koszmarnym nastroju, a narastający z każdą chwilą gwar
panujący dookoła, jeszcze bardziej go pogłębiał.
Wszyscy
poza mną wydawali się być w doskonałych humorach, a główny
temat ich rozmów stanowiły przygotowania do jak najlepszego występu
w jutrzejszych kwalifikacjach, które dla mnie aktualnie nie miały
żadnego znaczenia.
Nie
obchodziło mnie, że to mistrzostwa, ani że odbywają się w moim
ojczystym kraju na niemal domowej skoczni. To wszystko wydawało się
być nic nie znaczącym wydarzeniem, któremu nie miałem zamiaru
poświęcać aktualnie większej uwagi.
Moją
głowę nieustannie zajmowały jedynie myśli dotyczące Inge. Nie
mogłem sobie wybaczyć, że wczoraj pozwoliłem jej odejść bez
osiągnięcia między nami porozumienia. Tracąc być może ostatnią
szansę na naprawę naszej znajomości.
-
Długo jeszcze będziesz bezsensownie grzebał w tym talerzu? - tym
razem pytanie Stefana, przywraca mnie do rzeczywistości.
-
Nie jestem głodny - odsuwam od siebie naczynie z niechęcią.
-
Nie śpisz, nie jesz, nie masz ochoty na rozmowę, ani na nic innego.
Michi, ty chyba naprawdę się w niej zakochałeś i to akurat teraz.
Nieźle się wkopałeś - nawet nie próbuję protestować, wiedząc
że ma sporo racji. Nie wiedziałem tylko, jak w ogóle mogło do
tego dojść. Jakim cudem w kilka dni ta mająca coś w sobie
dziewczyna, aż tak bardzo zawróciła mi w głowie, że nie potrafię
bez niej normalnie funkcjonować.
Do
tej pory coś takiego, nigdy nie miało miejsca. Od zawsze
potrzebowałem dużo więcej czasu, aby zaangażować się w jakąś
relację, a już tym bardziej obdarzyć kogoś jakimiś głębszymi
uczuciami. Dlaczego więc z Inge było inaczej? Dlaczego akurat z
nią?
-
Myślisz, że o tym nie wiem? Jutro kwalifikacje, a ja nie potrafię
skupić się na niczym poza nią - przerywam, wpatrując się w
wejście do restauracji, w którym Inge właśnie się pojawiła.
Jedyną motywacją do opuszczenia przeze mnie pokoju była właśnie
świadomość, że mam szansę ją tutaj spotkać.
Widzę,
jak dziewczyna nerwowo rozgląda się po wnętrzu. Zapewne na nowo
roztrząsając fakt, że sporo osób słyszało naszą wczorajszą
kłótnię. Dorabiając sobie do niej pełno niestworzonych teorii.
Ja zupełnie nie zwracałem na to uwagi, ale Inge miała do tego inne
podejście.
Nieoczekiwanie
nasze spojrzenia się spotykają. Wpatruję się w jej twarz, na
której nie widać, ani grama radości. Próżno było też szukać
uśmiechu, którym zawsze obdarzała mnie na powitanie. Biła od niej
jedynie ogromna złość i rozgoryczenie, które pogorszyły moje i
tak fatalne samopoczucie. Odprowadzam ją wzrokiem, aż do samego
stolika. Gdzie zajmuje miejsce odwrócona do mnie plecami. Byłem
pewien, że zrobiło to celowo. Pokazując tym samym, że nie miała
zamiaru zmienić zdania w kwestii naszych dalszych relacji.
Przez
następne minuty, staram się zająć czymkolwiek, aby tylko nie
gapić się, jak ostatni kretyn na stolik zajmowany przez Inge i jej
przyjaciółkę. Które pogrążone były w ożywionej rozmowie na
jakiś nieznany mi temat.
W
końcu Inge postanawia opuścić restaurację, tym razem nie
zaszczycając mnie choćby przelotnym spojrzeniem, a ja jedyne co
jestem w stanie zrobić to przyglądać się bezradnie, jak znika z
zasięgu mojego wzroku.
-
No i na co jeszcze czekasz? Biegnij za nią, a nie siedzisz tu jak
kołek! Nie widzisz, że jest sama. Taka okazja może ci się już
długo nie nadarzyć - Stefan ponagla mnie, starając się
zmotywować.
-
Masz rację - podnoszę się w pośpiechu. Nie chcąc tracić więcej
czasu.
-
Zacznij też w końcu myśleć. Nie będę tego wiecznie robił za
ciebie - śmieje się, jednak ja już nie zwracam na to najmniejszej
uwagi.
Siadam
zniechęcony na jednej z kanap, znajdujących się w korytarzu. Z
kolejną porażką na koncie. Inge wydawała się być
nieprzejednana. Nic do niej nie docierało, a ja miałem coraz mniej
pomysłów, jak mogę ją do siebie ponownie przekonać.
Wiedziałem
tylko, że muszę być z nią całkowicie szczery. Co wiązało się
niestety z powrotem do bardzo nieprzyjemnych wspomnień. O których
najchętniej bym zapomniał.
Jednak
tylko w ten sposób Inge mogła zrozumieć pełnię mojej motywacji,
co do ukrycia prawdziwej tożsamości. Nie miałem jednak żadnej
pewności, czy dziewczyna w ogóle zdecyduje się na ponowne
spotkanie ze mną. Było to bardzo wątpliwe.
-
Zakładam, że nie udało ci się przekonać Inge? - Stefan siada
obok mnie. Starając się poznać przebieg rozmowy.
-
Gdyby było inaczej nie siedziałbym tutaj sam - wzdycham z
bezsilności.
-
Musisz dać jej trochę czasu na ochłonięcie. Sophie uważa, że
dopóki emocje między wami nie opadną, to nie masz na co liczyć.
Według niej Inge jest na to zbyt uparta, a przede wszystkim nie
znosi kłamców. Swoją drogą to naprawdę bardzo miła dziewczyna -
spoglądam na przyjaciela z niezrozumieniem.
-
Rozmawiałeś z Sophie? Stefan, przecież cię prosiłem, żebyś
trzymał się od niej z daleka. Naprawdę chcesz sobie narobić
kłopotów? Wystarczy, że ja już je mam - nie zrozumiałem, na co
mój przyjaciel liczył.
-
To była tylko zwykła rozmowa w dodatku w obecności Halvora. Za
kogo ty mnie masz? Dobrze wiesz, że zajęte dziewczyny mnie nie
interesują. Chciałem ich czymś zająć i zapewnić ci trochę
więcej czasu - wyjaśnia, a ja oddycham z ulgą - Poza tym o ile
Granerud uważa, że Inge powinna dać sobie z tobą święty spokój.
O tyle Sophie patrzy na ciebie dużo przychylniejszym okiem. Może
powinieneś sam z nią porozmawiać i poprosić o pomoc? Nikt w końcu
nie zna lepiej Inge od niej - proponuje, a ja zaczynam rozważać ten
pomysł. Być może to była dla mnie jakaś szansa.
-
Pomyślę nad tym.
-
Teraz jednak weź się w garść i skup na treningu. Lepiej, żebyś
znowu nie podpadł trenerowi - w tej kwestii musiałem się z nim w
pełni zgodzić. W innym przypadku mogłem zapomnieć na dobre o
startach w najbliższych konkursach.
Zmęczony
wracam do hotelu, czując niemal każdy mięsień. Byłem cały
obolały. Dawno już trener nie zafundował nam tak intensywnego
wysiłku.
Marzyłem
jedynie o gorącym prysznicu i swoim łóżku. Z nadzieją, że
dzisiejszy trud naprawdę się opłaci i przełoży na dobrą formę
w konkursach.
Liczyłem
też, że Inge się nade mną zlituje i pojawi dzisiejszego
popołudnia w kawiarni. Na niczym tak mi nie zależało, jak na tym
spotkaniu.
Nie
zdążam nawet minąć dobrze recepcji, gdy niczym spod ziemi.
Wyrasta przede mną ktoś, kogo wolałbym nigdy więcej nie spotkać
na swojej drodze.
-
Michi, jesteś nareszcie! Myślałam, że już się na ciebie nie
doczekam - uśmiechnięta i świetnie znajoma szatynka, rzuca mi się
na szyje w geście powitania. Do reszty mnie tym szokując. Nie
miałem pojęcia, co ona najlepszego wyprawia.
-
Lisa, co ty tu robisz? - pytam, starając się od niej odsunąć. Co
wyjątkowo mi utrudnia.
-
To chyba jasne, po co tu jestem. Aby cię wspierać. Nie cieszysz się? -
patrzy na mnie zdziwiona. Jakby to było najoczywistsza rzecz pod
słońcem. - Kto w końcu zrobi to lepiej niż ja - dodaje, mocniej
się we mnie wtulając. Czego naocznym świadkiem staje się
zszokowana Inge. Stojąca kilka metrów od nas. Kręcąc z
niedowierzaniem głową. Gorzej już po prostu być nie mogło. Jak
ja miałem jej teraz to wszystko wytłumaczyć?