piątek, 22 marca 2019

Rozdział 6









20.02.1019






Przez dłuższą chwilę, która dla naszej dwójki wydawała się być niemal wiecznością. Wpatruję się bez słowa w Michaela. Wprost z wypisaną na twarzy wściekłością i rozczarowaniem z powodu tego, że okazał się następną pomyłką w moim życiu, których dotychczas niestety nie brakowało na niemal każdej jego płaszczyźnie.
Świadomość, że Michael był po prostu, jeszcze jednym z tych, którzy traktowali mnie wyłącznie jako zabawkę, dostarczającą im krótkotrwałej rozrywki ogromnie bolała. Niosąc za sobą ogromne pokłady zwątpienia i zawodu.
Nie rozumiałam, dlaczego to zawsze na mojej drodze muszą stawać takie osoby, dla których ani przez moment nie miałam jakiegokolwiek znaczenia, czy też wartości. 





Im dłużej tak staliśmy, tym bardziej czułam, że atmosfera między nami gęstnieje z sekundy na sekundę, a nieunikniona kłótnia jest coraz bliżej.
Ostatkiem sił hamuję się przed wykrzyczeniem mu w twarz, wszystkiego co o nim myślę. Nie chciałam jednak dać mu tej satysfakcji i pokazać, że jego osoba w bardzo szybkim czasie, stała się mi niezwykle bliska i udało się mu osiągnąć założony sobie zapewne od samego początku cel zabawy moimi uczuciami.
Miałam nadzieję zakończyć to wszystko z zimną i bezwzględną obojętnością, choć pokładałam coraz mniejszą wiarę w swoje opanowanie.
Nadal nie mogłam uwierzyć, że po raz kolejny dałam się nabrać i pozwoliłam tak okrutnie z siebie zakpić. Moja naiwność zwyczajnie nie miała granic, nic więc dziwnego, że większość korzystała z niej sobie do woli od niepamiętnych już lat. Mając ze mnie niezwykle łatwy cel, który można było zdobyć bez żadnego większego wysiłku. 





- Wiem, że byłam zapewne ostatnią osobą, którą spodziewałeś się tutaj ujrzeć. Nie podejrzewałam jednak, że mój widok odbierze ci mowę. Z chęcią posłuchałabym sobie twoich kolejnych kłamstw, dlatego śmiało nie krępuj się - przerywam w końcu trwające między nami milczenie. Obrzucając Michaela bardzo nieprzychylnym, a wręcz nienawistnym spojrzeniem. Przy okazji dostrzegam u niego poza kompletnym zdezorientowaniem, coraz większy strach czający się w spojrzeniu jego błękitnych oczu, które od naszego pierwszego spotkania ogromnie mnie urzekły.
Byłam przekonana, że czuł się bardzo niepocieszony z powodu odkrycia przeze mnie jego prawdziwej tożsamości. Przez co, nie udało się mu doprowadzić tej perfidnej gry do końca.
- Inge, pozwól mi to wszystko wytłumaczyć. To wcale nie jest tak, jak pewnie sobie myślisz - stara się mnie przekonać, co tylko potęguje mój gniew na jego osobę. Nawet teraz, wciąż próbował mnie okłamywać. Zapewne licząc, że uda się mu ponownie mnie omamić. Naprawdę miał mnie za najbardziej naiwną dziewczynę pod słońcem.
- Nie? Naprawdę masz mnie za aż tak głupią i myślisz, że w cokolwiek ci jeszcze uwierzę? Na co ty w ogóle liczyłeś? Że nigdy się w niczym nie zorientuję. Zakpiłeś sobie ze mnie i ośmieszyłeś - podnoszę swój głos, zasypując go wyrzutami, a resztki mojego opanowania znikają na dobre. To by było na tyle z mojej obojętności i udawania, że ta sytuacja wcale mnie przesadnie nie dotknęła.
- Porozmawiajmy spokojnie. Wejdź, proszę - patrzy na mnie błagalnie, jakby naprawdę mu na tym zależało, a następnie uchyla szerzej drzwi, zapraszając do środka. Waham się tylko przez chwilę, dochodząc jednak do wniosku, że korytarz nie jest idealnym miejscem do naszej rozmowy. Nie potrzebowałam już więcej świadków swojej głupoty. 





Wchodząc do pokoju, mimowolnie rozglądam się po wnętrzu. Nie różniącym się w ogóle swoim wystrojem od pozostałych pokoi, zajmowanych przez innych zawodników. Dzięki czemu, jeszcze bardziej doceniam mój i Sophie niezwykle przytulny pokój.
Swoje krótkie rozeznanie kończę na znajomym już dla mnie brunecie, który przygląda mi się z nie mniejszym szokiem niż jego przyjaciel chwilę wcześniej.
Zapewne obydwaj mieli ze mnie codziennie niezły ubaw. Podejrzewałam zresztą, że nie tylko oni, a cała austriacka drużyna.





- O cholera. To ja was może zostawię samych - wstaje w pośpiechu z zajmowanego przez siebie łóżka. Potykając się przy okazji z wrażenia o stojący nieopodal fotel - W razie czego będę u chłopaków - posyła ostatnie współczujące spojrzenie Michaelowi po czym opuszcza pokój. W którym ponownie zapada dołujące i bardzo niekomfortowe milczenie. 
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Podchodzę do okna, opierając się plecami o jego parapet. Czekając na jakieś wyjaśnienia Michaela, który chyba po raz kolejny zapomniał języka w buzi uparcie milcząc. Jeszcze nigdy podczas naszej znajomości towarzysząca nam cisza nie wydawała się być, aż tak niezręczna.




- Będziemy teraz tak milczeć? Naprawdę nie masz mi nic do powiedzenia? Nie zasługuję nawet na kilka słów wyjaśnień z twojej strony? - pytam, tracąc powoli cierpliwość. Miałam serdecznie dość wszystkiego i marzyłam wyłącznie o końcu tego okropnego dnia.
- Inge, to nie tak miało wyglądać. Sam miałem ci się do wszystkiego przyznać, ale zwyczajnie nie wiedziałem, jak mam to zrobić. Bałem się, że więcej mi już nie zaufasz, gdy dowiesz się o tym, że cię okłamałem - kręci zrezygnowany głową - Naprawdę nie chciałem cię zranić. Przepraszam - prycham ironicznie. Nie dopuszczając do siebie, że mógłby naprawdę czegokolwiek żałować.
- Czyżby? Gdybym rzeczywiście miała dla ciebie jakiekolwiek znaczenie. Już dawno powiedziałbyś prawdę, zamiast robić ze mnie największą kretynkę pod słońcem. Ale tutaj od samego początku, chodziło o zwykłą zabawę. Oczaruj, uwiedź, wykorzystaj, a potem zostaw. Stały, doskonale znany mi schemat. Taki był twój plan, prawda? Chociaż teraz się przyznaj. Nie masz już po co tego ukrywać - niemal krzyczę, żądając od niego jasnej odpowiedzi. Chcąc wyzbyć się resztek złudzeń, co do jego prawdziwych zamiarów.
- Oczywiście, że nie. Naprawdę myślisz, że mógłbym cię tak potraktować? Przecież mnie znasz - podchodzi do mnie. Stając w niewielkiej odległości, przez co ta rozmowa staje się jeszcze trudniejsza. Jego bliskość niczego mi nie ułatwiała.
- Ja już w nic ci nie wierzę. Nie wiem kim jesteś, co myślisz, co czujesz. Czy choćby jedno słowo usłyszane z twoich ust było prawdą - miałam potworny mętlik w głowie. - Myślałam, że jesteś inny, ale niestety znowu się pomyliłam. Michael, po co to wszystko było? Twoje życie jest aż tak nudne? - pytam z wyraźnym rozczarowaniem w głosie. Czując, że coś bezpowrotnie się między nami kończy.
- Ja tylko chciałem, żeby ktoś poznał inną stronę mojej osoby. Wysilił się i spojrzał przez pryzmat tego jaki, a nie kim jestem. Wiem, że to nie było fair z mojej strony, ale po raz pierwszy od dawna nie musiałem się w końcu obawiać, czy twoja sympatia nie jest udawana i nie spotykasz się ze mną wyłącznie dlatego, że możesz pochwalić się tym znajomym - przez ułamek sekundy, dostrzegam w jego spojrzeniu namiastkę smutku. - Poznanie ciebie i nasze spotkania to najlepsza rzecz, jaka przydarzyła mi się w ostatnim czasie. Przy nikim nie czułem się lepiej. Mam wrażenie, że znamy się od zawsze. Inge, musisz mi uwierzyć, że nie miałem złych intencji - przez moment chcę mu nawet zaufać i dać wiarę tym słowom, ale gdy przypominam sobie te wszystkie razy, kiedy to bezgranicznie wierzyłam w podobne wymówki czy tłumaczenia innych. Skutecznie odrzucam od siebie ten pomysł. W dodatku nie potrafiłam zaakceptować faktu, że mógł uważać mnie za pustą dziewczynę, dla której liczyło się jedynie życie w świetle reflektorów i poklasku innych.
- Dla mnie nigdy nie miało znaczenia kim jesteś. Tyle razy ci o tym przecież mówiłam. Myślisz, że gdybyś od razu powiedział prawdę, to zmieniłoby to cokolwiek? Tak samo chciałabym cię poznać i przekonać jaką osobą jesteś. Miałabym gdzieś, czy osiągasz sukcesy jako skoczek czy nalewasz komuś piwo stojąc za barem. Szkoda tylko, że masz o mnie, aż tak słabe zdanie. Zawiodłam się na tobie - nie miałam zamiaru tego ukrywać.
- Inge, to nie tak. Wiem, że nie jesteś taka, ale na początku… - nie pozwalam mu dokończyć. To dla mnie nie miało już znaczenia.





- W obecnej sytuacji najlepiej będzie, jak zakończymy naszą znajomość. Zresztą, ona i tak nie miała większego znaczenia, więc niewiele tracimy - dzielę się w końcu z nim decyzją, jaką podjęłam już przed kilkoma godzinami. Udając, że jego osoba jest mi obojętna. Czym wywołuję u niego sporą złość i sprzeciw. Do czego nie miał prawa po tym, jak się wobec mnie zachował.
- Kłamiesz. Wcale tego nie chcesz, dlatego nie wypuszczę cię stąd, dopóki mi nie wybaczysz i nie dasz szansy na naprawę tego, co się stało. Nie odpuszczę tak łatwo, rozumiesz? Jesteś dla mnie zbyt ważna - łapie mnie za dłoń. Przyciągając do siebie będąc zdesperowanym.
- Ja już zdecydowałam i zdania nie zmienię. Mam dość kłamstw, niedomówień i półprawd. Stanowczo za dużo miałam ich w ostatnich latach. Nie jesteś tego wart - mrużę gniewnie oczy. Coraz mocniej czując, że emocje zaczynają brać nad nami górę. Próbuję dlatego wyrwać swoją dłoń i opuścić ten pokój, ale mi na to nie pozwala.






- Okłamałem cię tylko raz i bardzo tego żałuję. Czasu już jednak nie cofnę. Za to przynajmniej nie próbuję zakłamać teraz rzeczywistości, jak ty. Udając, że między naszą dwójką niczego nie ma - mierzymy się przez chwilę spojrzeniami, czekając aż któreś w końcu ustąpi. Na co się jednak nie zanosiło. Obydwoje byliśmy na to zbyt uparci. To w końcu Michael pierwszy odwraca wzrok, po czym robi coś, czego w życiu bym się po nim nie spodziewała. Przybliża mnie do siebie gwałtownym ruchem, a następnie w mgnieniu oka łączy nasze usta ze sobą. Przejmując kontrolę nad sytuacją.
Teraz to on rozdawał karty w naszej potyczce. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Ta sytuacja nie taki obrót miała przybrać. Dlatego też zamiast go odepchnąć, stałam niczym sparaliżowana, a szok mieszał się mi z cudownymi odczuciami, jakich dostarczał mi ten czuły i nieśpieszny pocałunek, którego nie potrafiłam nie odwzajemnić, mimo usilnych starań. Byłam zbyt słaba, a on od samego początku miał na mnie za duży wpływ. Przez co, mimowolnie poddawałam się wszystkiemu, co robił. 
Sekundy mijały, a my coraz bardziej zatracaliśmy się w tym niepohamowanym wybuchu niezrozumiałych uczuć.
Delikatne i niepewne muśnięcia naszych ust przekształciły się w gwałtowny i pełen pasji taniec naszych języków. Złość mieszała się z pożądaniem, kłamstwa z prawdą, a ja zupełnie straciłam głowę, poddając się wyjątkowości tej chwili bez reszty. 






- Chyba jednak wcale nie jestem ci tak obojętny, jak usilnie próbowałaś to sobie wmówić - jego cichy i pełen zadowolenia szept dociera do moich uszów. W sekundę przynosząc mi otrzeźwienie. Przy okazji potęgując moją złość kolejny raz do niewyobrażalnych rozmiarów.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Uważasz, że jeden pocałunek wszystko załatwi i zapomnę o tym, że z premedytacją okłamywałeś mnie w tak istotnej kwestii i po prostu o tym zapomnę? Niedoczekanie twoje - odpycham go od siebie. Żałując, że pozwoliłam sobie na tę chwilę słabości. Dając mu tym samym spore pole do popisu. 
- Wiesz, co ja sobie myślę? Tu wcale do końca nie chodzi o ukrywanie mojej prawdziwej profesji. To tylko świetna wymówka dla ciebie, aby skończyć naszą znajomość. Inge, ty tak naprawdę boisz się, jak nasza relacja mogłaby się rozwinąć. Szukasz szczęścia i poczucia bezpieczeństwa, a równocześnie boisz się zaangażowania - patrzy na mnie z niezachowaną pewnością, co do swoich słów.
- Nie odwracaj kota ogonem i skończ z tą bezsensowną psychoanalizą. Teraz bawisz się jeszcze w psychologa? Michael Hayboeck - człowiek tysiąca talentów - ironizuję. Starając się za wszelką cenę nie dopuścić do siebie myśli, że być może miał cholerną rację.





- Co tu się dzieje? Co to za krzyki? Kim pani w ogóle jest i skąd się tutaj wzięła? - niespodziewanie w pokoju pojawia się kompletnie nieznany mi mężczyzna w podeszłym już wieku. Skutecznie przerywając naszą sprzeczkę. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na przestraszonego Michaela, aby domyślić się, że ma przechlapane. Swoim wybuchem narobiłam mu chyba sporych problemów. Przez co, robi mi się strasznie głupio. Mogłam zdecydowanie bardziej nad sobą panować.
- Nikim ważnym. Przepraszam za zamieszanie. Już wychodzę - zażenowana opuszczam w pośpiechu pokój. Z obietnicą, że jak najszybciej zapomnę o Michaelu i zwalczę w sobie uczucie do niego. Ono i tak nie miało żadnego sensu i to bez względu na jego kłamstwa, czy też ich brak. To się zwyczajnie nie mogło udać.





Na korytarzu natykam się na ciekawskie spojrzenia kilku osób zajmujących to piętro. Zbitych w niewielką grupkę. Byli wyraźnie rozbawieni i żywo o czymś dyskutowali. Miałam pewność, że sporo słyszeli z odbytej przeze mnie przed chwilą kłótni i za chwilę cały hotel będzie o niej huczał. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu i swojej bezmyślności. Jeszcze tylko tego mi brakowało, aby ludzie zaczęli mnie wytykać palcami. Żałowałam, że nie posłuchałam Sophie i pozwoliłam emocjom kierować moim zachowaniem. 





Niczym huragan wpadam do pokoju, zatrzaskując za sobą głośno drzwi. Zwracając tym od razu uwagę swojej przyjaciółki. Przypatrującej mi się z troską i obawą. Ona na pewno już wiedziała, że zrobiłam coś nierozsądnego. Za dobrze mnie znała, aby nie wiedzieć o mojej impulsywności w takich sytuacjach. 
- Jestem kompletną idiotką. Beznadziejną kretynką. Po co ja w ogóle go poznałam i brnęłam w tę znajomość? Dlaczego to musi tak cholernie boleć? Przecież znam go zaledwie od kilku dni - zaczynam gorzko płakać - Pogubiłam się w tym wszystkim. Nie wiem w co mu wierzyć, a w co nie. Sama nie wiem, co czuję. Co ja mam robić? - głośno szlocham, rozklejając się na dobre.
Sophie po prostu mnie do siebie przytula, pozwalając wypłakać. Co było dużo bardziej pomocne od jakichkolwiek słów pocieszenia.





💟💟💟





Widząc, jak Inge znika za drzwiami pokoju. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę i ona o wszystkim już wie. Nie chcąc mnie przez to znać.
Przez swoją własną głupotę, straciłem ją i być może równocześnie niepowtarzalną szansę na szczęście.
Nie łudziłem się, że ona kiedykolwiek mi wybaczy i uwierzy, że miałem szczere intencje i naprawdę mi na niej zależy. Dlatego też stoję w jednym miejscu niczym posąg, zamiast wybiec za nią i choćby na kolanach przekonywać, że jest dla mnie kimś wyjątkowym i już zawsze będzie zajmować ważne miejsce w moim życiu, a to że znamy się tak krótko jest zupełnie bez znaczenia.





- Michael, co to wszystko miało znaczyć? Kim w ogóle była ta dziewczyna? Czy ja ostatnio nie wyraziłem się jasno, że do czasu zakończenia mistrzostw macie się skupić wyłącznie na skokach? Możesz więc te marne romanse zostawić sobie na później? - dopiero ostra reprymenda trenera, przywraca mnie do rzeczywistości. Byłem pewien, że nie ominą mnie spore tłumaczenia. Jeszcze tylko tego mi brakowało.
- Zapewniam, że to się więcej nie powtórzy - miałem nadzieję, że to wystarczy i sobie pójdzie. Chciałem zostać sam. Ten dzień to jakaś kompletna katastrofa.
- Oczywiście, że się nie powtórzy, bo ja tego tak nie zostawię. To po prosty skandal, że każdy z ulicy może sobie tutaj wejść i nikt tego nie kontroluje - Austriak był wyraźnie zdenerwowany. Nie za często można go było ujrzeć w takim stanie. Co nie wróżyło mi za dobrze. 
- Obsługa hotelu nie ponosi za nic winy. Inge też tutaj mieszka - dopiero po fakcie uświadamiam sobie, co powiedziałem. Mogłem ugryźć się w język i milczeć.
- Mieszka? Jeszcze lepiej. To się po prostu nie mieści w głowie. Która więc drużyna za nią odpowiada? Już ja sobie porozmawiam na ten temat z odpowiednimi osobami. Nikt nie będzie zakłócał spokoju moim zawodnikom - trener żąda ode mnie jasnej odpowiedzi. Ja jednak uparcie milczę. Nie chcąc narobić Inge problemów. Ona nie była niczemu winna. To wyłącznie moja głupota, spowodowała całe to zamieszanie.
- Nie ma takiej potrzeby. To z mojej winy wynikła ta mała sprzeczka. Ona miała pełne prawo tak zareagować. Obiecuję, że od teraz będę zachowywał się wzorowo, ale proszę zostawmy to tak, jak jest i zapomnijmy o całej tej sprawie - staram się go uspokoić.
- Jeszcze nad tym pomyślę, ale na razie niech będzie. Jednak żeby mi to było ostatni raz. Będę miał cię na oku, Hayboeck. Jeszcze jeden taki wybryk i obejrzysz te mistrzostwa z trybun. Zapamiętaj to sobie - kiwam posłusznie głową. Oddychając z ulgą, gdy opuszcza w końcu mój pokój. 





Siadam na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Starając się to wszystko jakoś sobie poukładać. Nie mogłem się jednak na niczym skupić. Nieustannie wracając wspomnieniami do mojego pocałunku z Inge. Który był jednym z najlepszych w moim życiu.
Dawno już nie czułem się tak dobrze i właściwie, jak w towarzystwie tej zakręconej Norweżki, która w sekundę samą swoją obecnością, potrafiła rozjaśnić nawet najbardziej ponury dzień. Mogła nawet na mnie w nieskończoność wrzeszczeć, byleby tylko była obok.
Nie wiedziałem, czy to już była miłość. Czy rzeczywiście kochałem Inge. Bez wątpienia jednak byłem nią oczarowany i nie wyobrażałem sobie, że mogłaby nieodwracalnie zniknąć z mojego życia. Musiałem dlatego jakoś przekonać ją do zmiany jej decyzji i pokazać, że nie powinna się bać ponownie otworzyć na drugiego człowieka. Niestety przez swoje nieprzemyślane decyzję, będę miał teraz poważnie utrudnione zadanie. Co gorsza czas, także nie był moim sprzymierzeńcem. Został mi nieco ponad tydzień na naprawę tego, co koncertowo zepsułem. 






- Michi, wyjaśnisz mi co się tutaj działo? Słyszało was przeszło pół hotelu. Jesteście sensacją dnia. W dodatku Felder jest gorzej wściekły niż po moim skoku w Ga - Pa. Takiego jeszcze go nie widziałem - z rozmyślań wyrywa mnie rozbawiony głos Stefana. Ostatkiem sił powstrzymującego się przed wybuchnięciem śmiechem.
- To tylko Inge dosadnie mi powiedziała, co myśli o mnie i moich kłamstwach. Zawiodłem ją i straciłem całe jej zaufanie - tłumaczę mu bezradny. W przeciwieństwie do niego, wcale nie było mi do śmiechu.
- Ma dziewczyna temperament. Niby Skandynawka, a krew gorąca niczym u jakiejś Włoszki albo Hiszpanki. Będziesz miał z nią bardzo wesoło. W mig weźmie cię pod pantofel. Nawet się nie zorientujesz kiedy - szturcha mnie w ramię, siadając obok. Starając poprawić humor.
- Na razie się na to nie zanosi. Ona nie chce mnie znać. Jak ja mam to teraz naprawić? - szukam jakiejś porady. Samemu nie mając żadnego planu.
- Ja mam ci doradzać? To zawsze było na odwrót. To ty miałeś na wszystko gotowe rozwiązanie i ratowałeś mnie z kłopotów. Więc może czas do tego wrócić? Weź się w garść i włącz myślenie, a od jutra zaczniemy plan odzyskania Inge. Musisz być cierpliwy, a jestem pewien, że jeśli jej na tobie zależy, to w końcu ci wybaczy - motywuje mnie. Jak zawsze zgłaszając gotowość do pomocy - poza tym jest jeden plus tego, że prawda wyszła na jaw. Nie musimy się zrywać bladym świtem na śniadania i chować po kątach - zaczynam się śmiać, widząc jego błogi wyraz twarzy pełen zadowolenia. Miałem także nadzieję, że Stefan się nie myli i rzeczywiście mam jeszcze jakieś szanse u Inge.