01.03.2019
Z prawdziwą burzą emocji szalejącą wewnątrz mnie od wczorajszego wieczoru. Dopijam trzecią już dzisiaj pitą przez siebie kawę, czując w ustach jedynie okropny posmak goryczy. Po czym ze sporą niechęcią odrywam się od wpatrywania w widok zza okna hotelowej kawiarni. Wstając mozolnie od stolika z zamiarem pójścia do pokoju i przygotowania do udania na skocznię. Doskonale wiedząc, że czas moich samotnych rozmyślań nad swoim życiem, dobiegał nieubłaganie końca. Idąc długim korytarzem, mimowolnie żegnałam się z ogromną nostalgią z niektórymi miejscami tego budynku, który miałam za kilkanaście godzin opuścić na dobre. Czułam, że będzie mi ogromnie brakować tego miejsca. Niosło w końcu za sobą wspomnienia tylu przepięknych i szczęśliwych dla mnie chwil, których nie zapomnę do końca życia. Tak samo, jak poznanych tu osób, za którymi będę na pewno ogromnie tęskniła. Dobrze wiedziałam, że to właśnie ich stratę odczuję najmocniej. Podjęłam jednak decyzję, którą w obecnej sytuacji uważałam za najlepszą dla wszystkich, o ile można w ogóle było o takiej mówić. Miałam wrażenie, że tutaj nie było żadnego dobrego rozwiązania. Cokolwiek byśmy nie zrobili i tak zawsze ktoś będzie cierpiał. Musiałam więc wybrać najmniejsze zło i przynajmniej spróbować zminimalizować straty, zanim nie było na to za późno.
Czekając na windę, ściskam mocniej kopertę trzymaną w dłoniach która, choć zawierała w sobie zaledwie jedną malutką karteczkę ciążyła mi, jakby ważyła tonę. Dobrze w końcu wiedziałam, jak bardzo jej treść wpłynie na adresata tej napisanej przeze mnie wiadomości. Na samą myśl o tym nienawidziłam samej siebie. Nie mogłam się jednak wycofać. To i tak nie miałoby większego sensu.
- Co słychać, Inge? - wzdrygam się, słysząc za sobą głos Stefana, który przygląda mi się ze sporym zaciekawieniem. Nie miałam pojęcia, skąd on się w ogóle tutaj wziął. Powinien być przecież na górze. Nerwowo chowam trzymaną kopertę do tylnej kieszeni spodni. Z nadzieją, że jej nie zauważył i nie będzie zadawał odnośnie niej pytań. - Coś się stało? Wyglądasz na zmartwioną - pyta. Nawet on potrafił zauważyć, że byłam w fatalnym nastroju. Ukrycie tego przed Michaelem będzie więc graniczyło z cudem.
- Wszystko w porządku - zapewniam z wymuszonym uśmiechem. Modląc się, aby nie drążył dłużej tematu. - Powiedz lepiej, jak twój nastrój przed dzisiejszym konkursem? - staram się nakierować naszą rozmowę na inny ton, gdy wsiadamy do oczekiwanej przez nas windy.
Czekając na windę, ściskam mocniej kopertę trzymaną w dłoniach która, choć zawierała w sobie zaledwie jedną malutką karteczkę ciążyła mi, jakby ważyła tonę. Dobrze w końcu wiedziałam, jak bardzo jej treść wpłynie na adresata tej napisanej przeze mnie wiadomości. Na samą myśl o tym nienawidziłam samej siebie. Nie mogłam się jednak wycofać. To i tak nie miałoby większego sensu.
- Co słychać, Inge? - wzdrygam się, słysząc za sobą głos Stefana, który przygląda mi się ze sporym zaciekawieniem. Nie miałam pojęcia, skąd on się w ogóle tutaj wziął. Powinien być przecież na górze. Nerwowo chowam trzymaną kopertę do tylnej kieszeni spodni. Z nadzieją, że jej nie zauważył i nie będzie zadawał odnośnie niej pytań. - Coś się stało? Wyglądasz na zmartwioną - pyta. Nawet on potrafił zauważyć, że byłam w fatalnym nastroju. Ukrycie tego przed Michaelem będzie więc graniczyło z cudem.
- Wszystko w porządku - zapewniam z wymuszonym uśmiechem. Modląc się, aby nie drążył dłużej tematu. - Powiedz lepiej, jak twój nastrój przed dzisiejszym konkursem? - staram się nakierować naszą rozmowę na inny ton, gdy wsiadamy do oczekiwanej przez nas windy.
- Pozytywny. Co ma być, to będzie. Mam jednak dobre przeczucia. Podobnie zresztą jak Michael - odpowiada z wyraźnym optymizmem w głosie. Zupełnie nie wykazując jakichkolwiek oznak stresu.
- Pozostaje mi więc trzymać mocno za was kciuki - z całego serca życzyłam im zajęcia jak najwyższych lokat.
- Może wpadniesz do nas na chwilę? - proponuje, gdy docieramy na piętro, gdzie mieścił się ich pokój.
- Lepiej nie. Nie chcę nikogo rozpraszać - dobrze w końcu wiedziałam, jak ważna jest odpowiednia koncentracja.
- Nie będziesz. Michi i tak chodzi z głową w chmurach. Nie mogąc się pewnie doczekać waszego wspólnego wieczoru - zapewnia, śmiejąc się z przyjaciela. Natomiast ja na samą myśl, że to będzie nasze pożegnanie. Czułam ogromny smutek.
- Przekaż mu, żeby uzbroił się w cierpliwość i skupił na tym, co dzisiaj najważniejsze. Do zobaczenia później - macham Stefanowi na pożegnanie. Opierając się o ścianę windy, która zaczyna pokonywać drogę na wyższe piętra. Byłam przytłoczona i okropnie zmęczona robieniem od rana dobrej miny do złej gry.
Szukam w pośpiechu swojego szalika w spakowanej dziś rano na szybko walizce. Zła na swoje roztargnienie i zapominalstwo. Po co ja go w ogóle pakowałam, skoro wiedziałam, że będzie mi potrzebny? Wzdycham głośno z frustracji nad własną osobą. Mając po prostu wszystkiego dość. Choć bardzo się starałam, zupełnie nie umiałam cieszyć się z dzisiejszego dnia. Natłok myśli dotyczących, choćby jutrzejszego powrotu do Norwegii był na tyle męczący, że odbierał mi jakąkolwiek radość i chęci do wykorzystania ostatniego dnia pobytu w Austrii. Jakby tego było mało, wszystko leciało mi z rąk i nie mogłam się na niczym skupić. Po prostu istna rewelacja. Najchętniej zostałabym tutaj z dala od wszystkich, przynajmniej nie musiałabym udawać, że wszystko jest w porządku. Choć w rzeczywistości nic nie było, tak jak powinno.
Gdy odnajduję w końcu swoją zgubę. Wrzucam resztę potrzebnych mi rzeczy niedbale do torebki. Spoglądając na znajdujący się na moim nadgarstku zegarek. Pokazujący, że zostało mi jeszcze trochę czasu, który staram się wykorzystać na uspokojenie swoich napiętych do granic możliwości nerwów. Doskonale wiedząc, że muszę zachowywać się naturalnie, jakbym wcale nie ukrywała wcześniejszego wyjazdu przed swoim świeżo upieczonym chłopakiem.
- Inge, możemy już iść? - od wpatrywania się w uwielbiany przeze mnie krajobraz, odrywa mnie głos Sophie, której przypatruję się z niezwykłą uwagą. Mając w pamięci dzisiejszy poranek i kolejne niepokojące objawy, które u niej odkryłam. Musiałam w końcu poznać prawdę odnośnie nich. Zwłaszcza że miałam już pewne podejrzenia. - Nie patrz tak na mnie. Przysięgam, że dobrze się czuję - przekręca zirytowana oczami, zapewne domyślając się o czym myślę.
- Te poranne mdłości skądś się jednak wzięły. Wątpię też, aby coś ci zaszkodziło. Dosyć tego. Muszę o to zwyczajnie zapytać. Sophie, czy ty przypadkiem nie jesteś w ciąży? - zadaję niedające mi spokoju pytanie na jednym wdechu. Dziś rano poskładałam sobie wszystko w dość sensowną całość. Te dziwne objawy wydawały się wskazywać tylko na jedno najbardziej logiczne wytłumaczenie.
- Co takiego? Nie jestem w żadnej ciąży. Skąd w ogóle taki pomysł? - patrzy na mnie z niezrozumieniem. Zupełnie nie dopuszczając do siebie takiej możliwości. - Doskonale wiesz, że biorę tabletki i na razie nie planujemy dziecka - upiera się przy swoim.
- Ty także wiesz, że nic nie zapewnia stuprocentowej ochrony. Czasami i takie przypadki po prostu się zdarzają - byłam niemal pewna, że mam rację. To tłumaczyłoby wszystko.
- Inge, nie jestem naiwną nastolatką! Oczywiście, że zawsze trzeba zakładać taką możliwość, jednak nie tym razem. Zapewniam cię, że nie spodziewam się żadnego dziecka. Gdyby było inaczej, wiedziałabyś o tym jako jedna z pierwszych - Sophie ku mojemu zaskoczeniu podnosi lekko głos, co w jej przypadku zdarzało się niezwykle rzadko. Nie rozumiałam tylko, dlaczego ta rozmowa, aż tak wyprowadziła ją z równowagi.
- Skąd masz taką pewność? - nie odpuszczam. Wiedząc, że to jedyna okazja, aby coś od niej wyciągnąć. Druga na pewno tak szybko nie nadejdzie.
- Bo już to sprawdzałam! Mam ci pokazać test, żebyś w końcu mi uwierzyła? Albo lepiej zaświadczenie od lekarza, bo zaraz usłyszę, że testy nie zawsze są w pełni wiarygodne - na twarzy dziewczyny dostrzegam wyraźną złość. Obawiałam się, że nasza rozmowa skończy się zaraz zwyczajną kłótnią. W dodatku nic już z tego nie rozumiałam. Jeśli dziewczyna rzeczywiście nie była w ciąży, to nie wróżyło to niczego dobrego biorąc pod uwagę ostatni rozstrój jej zdrowia.
- Co się więc dzieje? Sophie, przecież widzę, że coś ci dolega. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć prawdy? - mówię spokojnie. Nie chcąc zaogniać sytuacji.
- Bo nie mam o czym ci powiedzieć. Nic mi nie jest! Przestańcie w końcu traktować mnie jak małą dziewczynkę. Mam tego dosyć! - wymija mnie wściekła. Po czym bez słowa wychodzi, trzaskając głośno drzwiami. Zaciskam dłonie w pięści z bezsilności. Do kompletu tego dnia brakowało mi tylko kłótni z najlepszą przyjaciółką.
Kompletnie zdezorientowana przemierzam parter hotelu, udając się mozolnie w stronę wyjścia. Rozglądając się dookoła w poszukiwaniu Sophie z nadzieją, że mimo wszystko na mnie zaczekała i nie zostawiła tu samej. Zamiast niej natykam się jednak na Halvora, który również nie wyglądał na zadowolonego.
- Widziałaś gdzieś Sophie? - patrzy na mnie niepewnie. Licząc zapewne, że coś wiem.
- O to samo chciałam zapytać ciebie. Przed chwilą trochę się posprzeczałyśmy i nigdzie nie mogę jej znaleźć - kręcę ze zrezygnowaniem głową.
- Z tobą też się pokłóciła o swój stan zdrowia? - próbuje się upewnić.
- Można tak powiedzieć - nie wdaję się w szczegóły. Woląc nie zdradzać mu swoich podejrzeń i nie narażać się bardziej Sophie.
- Nie wiem, co się z nią ostatnio dzieje. Nic sobie nie da powiedzieć. Nieustannie jest jakaś rozdrażniona i poirytowana. Zaproponowałem jej, tylko żeby nie fatygowała się dziś na skocznię, skoro i tak nie startuję i odpoczęła, jeśli nie najlepiej się czuje. Przede wszystkim ze względu na czekający was jutro lot. Oczywiście nawet nie chciała o tym słyszeć. Od słowa do słowa i się zaczęło - tłumaczy mi. Wyglądał na bezradnego. Nie dość, że jego forma całkowicie się na tych mistrzostwach rozsypała, to jeszcze dochodziły zmartwienia związane z moją najlepszą przyjaciółką i jej dziwnym zachowaniem. Miałam wrażenie, że los się wyraźnie na nas dziś uparł.
- Przepraszam was oboje. Nie potrzebnie się tak uniosłam. Wiem, że się o mnie martwicie, ale naprawdę nie ma takiej potrzeby. Wszystko ze mną jest w porządku - nieoczekiwanie pojawia się obok nas skruszona Sophie. Patrząca na nas ze sporą niepewnością i obawą. Czuję olbrzymią ulgę na jej widok. Nie obchodzi mnie już nawet, że przed kilkoma minutami odbyłyśmy niezbyt miłą wymianę zdań. - Wybaczycie mi? - prosi, na co niemal od razu kiwam głową z delikatnym uśmiechem. Nie potrafiąc się na nią długo gniewać. Każdemu przecież zdarzały się gorsze dni. Nawet Sophie. Natomiast Halvor mocno ją do siebie przytula, szepcząc coś do ucha.
- Idziemy? - zastanawiam się. Po czym cała nasza trójka opuszcza hotel. Idąc w kierunku widocznej już z daleka skoczni, która miała nam zamiar zaserwować kolejne niezapomniane widowisko.
Tuż przed rozpoczęciem pierwszej serii konkursu. Spoglądam na coraz mocniej zaciemnione chmurami niebo. Pogoda od samego rana nikogo nie rozpieszczała, co chwilę zmieniając swoje oblicze. Raz świeciło słońce, aby za moment zaczął padać deszcz ze śniegiem. Miałam tylko nadzieję, że aura nie będzie rozdawała decydujących kart w dzisiejszych zmaganiach.
Niestety do potwierdzenia moich obaw wystarczyły skoki kilku zawodników, którym przyszło oddawać swoje próby w dość loteryjnych warunkach, które jednym odbierały, a innym dawały niepowtarzalną szansę na dokonanie czegoś spektakularnego. Przez to moje emocje przed skokiem Michaela sięgały zenitu. Tak bardzo pragnęłam, aby szczęście w końcu się do niego uśmiechnęło. Niestety i tym razem nikt nie miał zamiaru wysłuchać moich próśb. Widocznie, to jeszcze nie był ten właściwy czas.
Po dość szalonej pierwszej serii, podczas której moje uszy miały już dość nadającego jak katarynka Halvora, który za cel obrał sobie komentowanie dosłownie każdego skoku. Kilkanaście minut przerwy przyjęłam z ogromną radością.
- Sophie, błagam cię. Zrób coś, jeśli chcesz jeszcze posiadać narzeczonego. Drugiej serii z tym pseudo-eksperckim komentarzem na pewno nie zniosę, a wtedy przysięgam, że nie ręczę za siebie - marudzę przyjaciółce, która nic sobie z tego nie robi. Widocznie ona już do tego przywykła.
- Ranisz moje uczucia, Inge - wtrąca chłopak z teatralną rozpaczą.
- A ty mój słuch, który jest bardzo cenny. Zdecydowanie powinieneś znajdować się tam - wskazuję na górę skoczni.
- Uwierz, że sam niczego innego bym nie chciał - przez kilka sekund zauważam na jego twarzy przebłysk ogromnego rozczarowania. Przez co, zaczynam żałować swoich nieprzemyślanych słów.
- Będziesz miał jeszcze nie jedną okazję, aby to zrobić - wtrąca Sophie, ściskając jego dłoń. Chcąc tym samym dodać mu otuchy. Czasami zazdrościłam im tego wzajemnego wsparcia, jakim się obdarzali. Dobrze wiedząc, że przez własne tchórzostwo, sama odbierałam sobie szansę na doświadczenie czegoś podobnego.
O ile pierwszą serię uważałam za szaloną, o tyle druga wybijała szaleństwem poza jakąkolwiek skalę. Nie miałam pojęcia, co tu się właściwie działo. Wprost nie mogłam uwierzyć w rozgrywane wydarzenia, choć byłam ich naocznym świadkiem. Właściwie cała klasyfikacja została wywrócona do góry nogami. Ostatni stawali się pierwszymi, a liderzy pierwszej serii, jeden za drugim psuli swoje skoki. Co wydawało się być czymś nieprawdopodobnym.
- Czy ktoś mi może wytłumaczyć, co tu się właściwie stało? - pytam przyjaciół, gdy zmagania dobiegają końca. Czując mimo wszystko sporą radość z trzeciego miejsca Stefana. Przynajmniej jemu jako jedynemu ze znanych mi osób, udało się wykorzystać tę pokręconą do granic możliwości sytuację.
- Obawiam się, że tu nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia - słyszę zdumiony głos Sophie, która była równie mocno zszokowana co ja.
- Właściwie to można to wytłumaczyć - obydwie gromimy Halvora wzrokiem. - Ale to chyba nie będzie konieczne. Uznajmy to po prostu za jakąś abstrakcję - odpuszcza dla własnego dobra.
- Gratuluję medalu. Zasłużyłeś sobie na niego - przytulam przyjaźnie jak zawsze roześmianego Stefana. Wyraźnie szczęśliwego ze swojego trzeciego miejsca.
- Dziękuję. To naprawdę było szalone - kręci głową, jakby wciąż w to wszystko nie dowierzał. - Przygotujcie się na jutrzejsze świętowanie i tym razem nie myślcie sobie, że znowu się gdzieś ulotnicie - spuszczam wzrok na ziemię. Dobrze wiedząc, że to nie będzie miało okazji się zrealizować. Jutrzejszego wieczoru będę już przecież w swoim mieszkaniu. Przeklinająca zapewne samą siebie.
- To się jeszcze okaże, czy się nie ulotnimy - Michael odpowiada za mnie. Wystarczyło mi tylko jedno spojrzenie na jego twarz, aby być pewną, że cieszył się z sukcesu przyjaciela niemal jak ze swojego.
- Oczywiście widzę was też tutaj jutro w roli kibiców, prawda? - Stefan przeszywa mnie swoim spojrzeniem. Przez sekundę mam nawet niedorzeczne wrażenie, że on wie, co planuję. Mimo że, to było przecież niemożliwe.
- Nie mogłoby nas zabraknąć - kłamię jak z nut, czując się z tym naprawdę fatalnie.
Dość późnym już wieczorem. Z masą palących wyrzutów sumienia. Nie dających mi ani na moment wytchnienia. Idę na obiecane spotkanie z Michaelem. Mając doskonałą świadomość, że to nasze pożegnanie i ostatnie chwile prawdziwego szczęścia, którego udało mi doświadczyć przy Austriaku. Chciałam zapamiętać każdą sekundę, którą będzie nam dane dzisiaj ze sobą spędzić. Dobrze wiedząc, że musi mi to wystarczyć na resztę życia. Z czym wcale nie było się łatwo pogodzić. Szybko odrzucam od siebie te myśli. Nie pozwalając, aby przejęły nade mną kontrolę. Ten ostatni raz chciałam żyć wyłącznie trwającą chwilą, zapominając o przyszłości. Nadchodzące godziny miałam zamiar przeżyć, jakby jutro miało nigdy nie nadejść. Tej nocy istnieliśmy tylko Michael i ja. Nic innego nie miało dla mnie żadnego znaczenia.
- Wiesz, jak się za tobą stęskniłem? Nie mogłem się już doczekać, aż cię zobaczę - jak zawsze obdarza mnie czułym pocałunkiem na przywitanie, który tym razem odwzajemniam z większym zaangażowaniem niż kiedykolwiek wcześniej. Zamykam oczy, próbując zapamiętać kształt jego ust, tak idealnie pasujących do moich. Czy też to, jak bardzo odurzające potrafiły być jego pocałunki.
- Michi, nie widzieliśmy się raptem dwie godziny. To się nazywa obsesja, wiesz? - żartuję. Po raz pierwszy podczas tego dnia szczerze się śmiejąc.
- Nic nie poradzę na to, że się od ciebie uzależniłem - dotyka pieszczotliwie mojego policzka. Wykazując się przy tym jak zawsze ogromną czułością i delikatnością. Jeszcze kilka dni temu te słowa sprawiłyby, że skakałabym ze szczęścia. Aktualnie wolałabym jednak nie znaczyć, aż tyle dla Michaela. Wtedy byłoby dużo łatwiej pogodzić się mu z moim zniknięciem.
- Żadne uzależnienia nie są dobre - odpowiadam z nieoczekiwanym smutkiem w głosie. Zaczynało docierać do mnie, że nie zasługiwałam nawet na te trzy tygodnie z Michaelem. Namieszałam mu tylko niepotrzebnie w głowie. To nie powinno nigdy się wydarzyć.
- Może i nie są, ale nic na to nie poradzę - uśmiecha się do mnie ze szczęściem wypisanym w oczach. - Inge, co się dzieje? Cały dzień jesteś dziś jakaś przygnębiona. Wiem, że masz pełno wątpliwości odnośnie naszego związku, ale proszę cię, zaufaj mi i uwierz, że wszystko będzie dobrze - przytula mnie mocno do siebie, a ja przylegam do niego z całą siłą, jaką posiadam. Z nadzieją, że kiedyś mi wybaczy moją decyzję i zrozumie, iż tak będzie dla nas najlepiej. - A teraz koniec tego smucenia, zgoda? - kiwam posłusznie głową. Na smutek i łzy przyjdzie jeszcze czas.
- Powiesz mi w końcu, co to za niespodzianka? - ściskam mocniej dłoń należącą do Michaela. Chcąc, aby zdradził mi jakieś szczegóły i zaspokoił choć trochę moją ciekawość. Zdziwiłam się, gdy usłyszałam, że tym razem wcale nie opuszczamy hotelu.
- Zaraz się wszystkiego dowiesz. Prawie jesteśmy - prowadzi mnie pod drzwi jednego z niezliczonych pokojów znajdujących się w hotelu. - To tutaj - przyglądam się mu z niezrozumieniem, gdy zauważam w jego dłoniach kartę, zapewne pasującą do drzwi, przed którymi się znajdowaliśmy.
- Wynająłeś dla nas pokój? - zastanawiam się na głos. Niewiele z tego rozumiejąc. Do tej pory zakładałam, że spędzimy ten wieczór w podobny sposób do poprzednich. W żadnych wypadku nie przewidziałam jednak takiego obrotu sprawy. - Chcesz mi coś tym zasugerować? - pytam z nutką podtekstu w głosie. Mając ochotę wybuchnąć śmiechem na widok jego niezręcznej miny.
- To wcale nie tak, jak sobie myślisz. Przecież ci obiecałem, że nie będę na ciebie nalegał i poczekamy tak długo, jak zechcesz. Chciałem jedynie spędzić z tobą wieczór, jak normalna para i żeby nikt nam w końcu nie przeszkadzał - tłumaczy się pełen niepewności, jak zareaguję. - Jeśli nie chcesz tu być, możemy iść do kawiarni albo gdzie tylko zechcesz - zapewnia.
- Michi, spokojnie. Czy ja powiedziałam, że mi się nie podoba ten pomysł? Wiesz, ile czekałam na taką okazję, jak ta? Nareszcie mamy szansę na trochę upragnionej prywatności - niewiele myśląc biorę od niego kartę, otwierając pośpiesznie drzwi, prowadzące do przyjemnie urządzonego wnętrza.
- Pomyślałem, że skoro nie mamy jak iść do kina, to sami stworzymy sobie jego namiastkę - Michael wskazuje na telewizor z pokaźną biblioteką filmową, a na szafce stojącej przy łóżku zauważam popcorn. Miałam ochotę go za to po prostu ozłocić.
- Czy ty naprawdę czytasz mi w myślach? - patrzę na niego oczarowana, a następnie lekko całuję w ramach podziękowania.
- Nie muszę. Wystarczy, że uważnie cię słucham. Przez to wiem, na co w danym momencie masz ochotę.
- Co obejrzymy jako pierwsze? - szukam jakiejś porady, nie potrafiąc na nic się zdecydować. Przesuwam się bliżej środka ogromnego łóżka, na którym od kilku dobrych minut leżeliśmy. Nawet tak niewielka odległość między nami, była dla mnie za duża. Jeśli miałabym porównywać, to było tu o wiele lepiej niż w jakimkolwiek kinie.
- Obojętnie. Byle tylko nie jakieś nierealne romansidło - patrzę na niego oburzona z powodu usłyszanych słów.
- Przypominam, że romanse są bardziej realne od tych głupich horrorów, które tak lubisz - do tej pory ani myślałam zgodzić się na zobaczenie któregokolwiek z nich.
- One nie są głupie, tylko się ich boisz. Przy mnie jednak nie musisz. Obronię cię przed każdym potworem - przyciąga mnie do siebie bliżej. Udając, że wcale nie śmieszy go mój strach. Bez słowa wpatrujemy się w siebie przez dłuższą chwilę, a do mnie zaczyna docierać, że jeszcze nigdy nie byłam w nikim, aż tak zakochana, jak właśnie w tym Austriaku. Przy nikim nie czułam się lepiej i z nikim innym nie miałam takiego samoistnego porozumienia. To wszystko, jeszcze bardziej utrudniało mi zostawienie go tutaj.
- Może więc jednak się na jakiś skuszę? - zaskakuję nawet samą siebie. Dopóki jednak Michael był przy mnie. Byłam gotowa stawić czoła każdej swojej słabości.
Od dłuższego już czasu starałam się skupić na wydarzeniach rozgrywających na ekranie telewizora, ale bliskość Michaela i jego dotyk na mojej talii oraz krańcu swetra, gdzie jego chłodna dłoń stykała się z moją rozgrzaną skórą, skutecznie mi to uniemożliwiały. Do głowy zaczynały mi przychodzić same niezbyt grzeczne myśli, których pokusa zrealizowania była coraz silniejsza. Sama nie wiedziałam, co mnie jeszcze przed tym powstrzymuje. Przecież to była ostatnia okazja do przekroczenia tej ostatecznej granicy między nami, a ja byłam zbyt wielką egoistką, aby z niej nie skorzystać.
- Niewygodnie ci? - Michael patrzy na mnie ze zdziwieniem, gdy zaczynam się niecierpliwie kręcić. Przekręcając z boku na bok coraz bardziej sfrustrowana swoim pobudzeniem.
- Nie, tylko strasznie tu gorąco - wzdycham cicho, ściągając z siebie sweter. Zostając w samej cienkiej i mocno prześwitującej koszulce na ramiączka. Poprawiając lekko roztrzepane włosy, patrzę na zaskoczonego moimi poczynaniami Austriaka.
- Inge, to chyba nie jest dobry pomysł. Ubierz się, proszę cię - uśmiecham się pod nosem, zauważając jak jego wzrok, podąża zdecydowanie niżej niż pułap mojej twarzy.
- To raczej nie będzie konieczne - zniżam swój głos do lekko zmysłowego szeptu. Po czym tracąc resztki silnej woli. Wpijam się mocno w usta Michaela, siadając na nim okrakiem. Czym do reszty go szokuję. Jednakże ani myślałam tego przerywać. Pragnęłam go całą sobą i dłużej nie miałam zamiaru już czekać.
- Jeśli znowu mnie testujesz, to już jest cios poniżej pasa, aż tak opanowany na pewno nie jestem. Za chwilę nie będę w stanie tego przerwać - słyszę pomiędzy naszymi coraz bardziej namiętnymi pocałunkami, gdy bezwstydnie ocieram się swoim ciałem o jego z jawną premedytacją.
- Więc przestań się powstrzymywać. Obydwoje przecież tego chcemy - wyszeptuję mu do ucha. Z zamiarem pozbawienia go koszulki.
- Jesteś tego pewna? - odsuwa się lekko ode mnie. Patrząc głęboko w oczy. Szukając w nich ostatecznego potwierdzenia.
- Jestem - zapewniam bez najmniejszego zawahania. Dwa razy nie trzeba było mu tego powtarzać. Ponownie zaczynamy się całować. Zrzucając jedno po drugim zbędne w tym momencie ubrania w akompaniamencie moich głośnych westchnień przyjemności i jego słów pełnych komplementów pod moim adresem. Dotyk dłoni i ust na moim ciele rozpalał mnie niemal do czerwoności. Nie pamiętałam, aby ktokolwiek inny potrafił na mnie, aż tak oddziałowywać na tak wczesnym etapie. Michael jednak od samego początku, doskonale wiedział co robić. Jakbyśmy znali się od lat, a to wcale nie był nasz pierwszy, a setny raz z kolei. W każdą pieszczotę wkładał maksimum zaangażowania, doprowadzając mnie nimi niemal do szaleństwa. Każdy pocałunek złożony na mojej szyi, obojczykach, czy też piersiach, którym poświęcił najwięcej uwagi, wyznaczały tylko jemu znany szlak, mający na celu odkrycie i poznanie każdego zakamarka mojego ciała. Jego poczynania były dla mnie idealne w każdym calu, co znajdowało odzwierciedlenie w moich głośnych jękach, których za nic nie mogłam powstrzymać. Było mi tak cholernie dobrze, że oddałabym chyba wszystko, aby ta noc nie miała końca. A najlepsze miało przecież dopiero nadejść.
Gdy zostaję pozbawiona ostatniego skrawka bielizny, wstrzymuję oddech, czekając na ten upragniony moment. Po pełnym wzajemnego porozumienia spojrzeniu, znajduje się w końcu we mnie, co obydwoje przyjmujemy z olbrzymią falą przenikającej nas rozkoszy. Bardzo szybko odnajdujemy wspólny rytm, którym podążamy wspólnie ku osiągnięciu upragnionego i tak potrzebnego nam obydwojgu spełnienia, które przeżywam z jego imieniem na ustach. Długo dochodząc po tym do siebie.
Przez następne minuty leżymy przytuleni do siebie bez słowa. Starając unormować swoje oddechy i szaleńcze bicie serc, aż w końcu słyszę coś, co zupełnie mnie paraliżuje.
- Kocham cię, Inge. Kocham cię jak wariat i jestem pewien, że tak już zostanie - Michael nachyla się nade mną, składając czuły pocałunek na moich, wciąż nabrzmiałych jeszcze od wcześniejszych pieszczot ustach. Wzbudzając zupełny mętlik w mojej głowie, bo choć podświadomie to wiedziałam. Usłyszenie tego, jeszcze bardziej wszystko komplikowało. Dlatego też, chociaż czułam to samo nie odwzajemniam jego wyznania. Dobrze wiedząc, że uczyniłoby to moje odejście jeszcze trudniejszym. W zamian za to pogłębiam nasz pocałunek, wtulając się mocno w ramiona ukochanego mężczyzny. Chłonąc całą sobą nasze ostatnie wspólne chwile.
- Nadal uważasz, że czekolada jest lepsza od seksu? - zaczynam się śmiać, słysząc to niespodziewane zapytanie.
- Michi, twierdzę że jest lepsza od kiepskiego, a ten zdecydowanie taki nie był. Możesz więc być spokojny. Zdecydowanie znasz się na rzeczy - unoszę się na łokciach. Gładząc go lekko po policzku. Przez co prześcieradło, którym byłam okryta, zsuwa się w dół. Oczywiście nie umyka to jego uwadze. Czego dowodem jest ponowne pełne pożądania spojrzenie, jakim mnie obdarza.
- Więc co powiesz na powtórkę? Przy okazji pomogę ci spalić trochę kalorii, na które tak ostatnio narzekałaś - delikatny dotyk jego dłoni po wewnętrznej stronie moich ud, było dla mnie zdecydowanie wystarczającą zachętą.
Nad ranem, gdy mam już pewność, że Michael zasnął na dobre. Wyswobadzam się lekko z jego ramion. Zbierając po cichu swoje ubrania z podłogi, które pośpiesznie na siebie zakładam drżącymi z emocji dłońmi. Ostatni raz spoglądam na jego twarz pogrążoną w spokojnym śnie. Czując zbierające się pod powiekami piekące łzy.
- Ja też cię kocham. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo. Obyś kiedyś mi wybaczył i zrozumiał - szepczę łamiącym się głosem. Po czym najciszej jak tylko potrafię, otwieram drzwi, wychodząc na opustoszały korytarz. Dopiero na nim pozwalając sobie na to, aby łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. Niemal biegnąc pokonuję kolejne piętra, znajdując się w końcu pod swoim pokojem. Przekraczając jego próg, zsuwam się po drzwiach na podłogę. Wybuchając głośnym płaczem. Nawet w najgorszych wyobrażeniach nie spodziewałam się, że to będzie, aż tak bolesne. A przecież robiłam to wszystko tylko po to, aby właśnie oszczędzić nam cierpienia.
- Pozostaje mi więc trzymać mocno za was kciuki - z całego serca życzyłam im zajęcia jak najwyższych lokat.
- Może wpadniesz do nas na chwilę? - proponuje, gdy docieramy na piętro, gdzie mieścił się ich pokój.
- Lepiej nie. Nie chcę nikogo rozpraszać - dobrze w końcu wiedziałam, jak ważna jest odpowiednia koncentracja.
- Nie będziesz. Michi i tak chodzi z głową w chmurach. Nie mogąc się pewnie doczekać waszego wspólnego wieczoru - zapewnia, śmiejąc się z przyjaciela. Natomiast ja na samą myśl, że to będzie nasze pożegnanie. Czułam ogromny smutek.
- Przekaż mu, żeby uzbroił się w cierpliwość i skupił na tym, co dzisiaj najważniejsze. Do zobaczenia później - macham Stefanowi na pożegnanie. Opierając się o ścianę windy, która zaczyna pokonywać drogę na wyższe piętra. Byłam przytłoczona i okropnie zmęczona robieniem od rana dobrej miny do złej gry.
Szukam w pośpiechu swojego szalika w spakowanej dziś rano na szybko walizce. Zła na swoje roztargnienie i zapominalstwo. Po co ja go w ogóle pakowałam, skoro wiedziałam, że będzie mi potrzebny? Wzdycham głośno z frustracji nad własną osobą. Mając po prostu wszystkiego dość. Choć bardzo się starałam, zupełnie nie umiałam cieszyć się z dzisiejszego dnia. Natłok myśli dotyczących, choćby jutrzejszego powrotu do Norwegii był na tyle męczący, że odbierał mi jakąkolwiek radość i chęci do wykorzystania ostatniego dnia pobytu w Austrii. Jakby tego było mało, wszystko leciało mi z rąk i nie mogłam się na niczym skupić. Po prostu istna rewelacja. Najchętniej zostałabym tutaj z dala od wszystkich, przynajmniej nie musiałabym udawać, że wszystko jest w porządku. Choć w rzeczywistości nic nie było, tak jak powinno.
Gdy odnajduję w końcu swoją zgubę. Wrzucam resztę potrzebnych mi rzeczy niedbale do torebki. Spoglądając na znajdujący się na moim nadgarstku zegarek. Pokazujący, że zostało mi jeszcze trochę czasu, który staram się wykorzystać na uspokojenie swoich napiętych do granic możliwości nerwów. Doskonale wiedząc, że muszę zachowywać się naturalnie, jakbym wcale nie ukrywała wcześniejszego wyjazdu przed swoim świeżo upieczonym chłopakiem.
- Inge, możemy już iść? - od wpatrywania się w uwielbiany przeze mnie krajobraz, odrywa mnie głos Sophie, której przypatruję się z niezwykłą uwagą. Mając w pamięci dzisiejszy poranek i kolejne niepokojące objawy, które u niej odkryłam. Musiałam w końcu poznać prawdę odnośnie nich. Zwłaszcza że miałam już pewne podejrzenia. - Nie patrz tak na mnie. Przysięgam, że dobrze się czuję - przekręca zirytowana oczami, zapewne domyślając się o czym myślę.
- Te poranne mdłości skądś się jednak wzięły. Wątpię też, aby coś ci zaszkodziło. Dosyć tego. Muszę o to zwyczajnie zapytać. Sophie, czy ty przypadkiem nie jesteś w ciąży? - zadaję niedające mi spokoju pytanie na jednym wdechu. Dziś rano poskładałam sobie wszystko w dość sensowną całość. Te dziwne objawy wydawały się wskazywać tylko na jedno najbardziej logiczne wytłumaczenie.
- Co takiego? Nie jestem w żadnej ciąży. Skąd w ogóle taki pomysł? - patrzy na mnie z niezrozumieniem. Zupełnie nie dopuszczając do siebie takiej możliwości. - Doskonale wiesz, że biorę tabletki i na razie nie planujemy dziecka - upiera się przy swoim.
- Ty także wiesz, że nic nie zapewnia stuprocentowej ochrony. Czasami i takie przypadki po prostu się zdarzają - byłam niemal pewna, że mam rację. To tłumaczyłoby wszystko.
- Inge, nie jestem naiwną nastolatką! Oczywiście, że zawsze trzeba zakładać taką możliwość, jednak nie tym razem. Zapewniam cię, że nie spodziewam się żadnego dziecka. Gdyby było inaczej, wiedziałabyś o tym jako jedna z pierwszych - Sophie ku mojemu zaskoczeniu podnosi lekko głos, co w jej przypadku zdarzało się niezwykle rzadko. Nie rozumiałam tylko, dlaczego ta rozmowa, aż tak wyprowadziła ją z równowagi.
- Skąd masz taką pewność? - nie odpuszczam. Wiedząc, że to jedyna okazja, aby coś od niej wyciągnąć. Druga na pewno tak szybko nie nadejdzie.
- Bo już to sprawdzałam! Mam ci pokazać test, żebyś w końcu mi uwierzyła? Albo lepiej zaświadczenie od lekarza, bo zaraz usłyszę, że testy nie zawsze są w pełni wiarygodne - na twarzy dziewczyny dostrzegam wyraźną złość. Obawiałam się, że nasza rozmowa skończy się zaraz zwyczajną kłótnią. W dodatku nic już z tego nie rozumiałam. Jeśli dziewczyna rzeczywiście nie była w ciąży, to nie wróżyło to niczego dobrego biorąc pod uwagę ostatni rozstrój jej zdrowia.
- Co się więc dzieje? Sophie, przecież widzę, że coś ci dolega. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć prawdy? - mówię spokojnie. Nie chcąc zaogniać sytuacji.
- Bo nie mam o czym ci powiedzieć. Nic mi nie jest! Przestańcie w końcu traktować mnie jak małą dziewczynkę. Mam tego dosyć! - wymija mnie wściekła. Po czym bez słowa wychodzi, trzaskając głośno drzwiami. Zaciskam dłonie w pięści z bezsilności. Do kompletu tego dnia brakowało mi tylko kłótni z najlepszą przyjaciółką.
Kompletnie zdezorientowana przemierzam parter hotelu, udając się mozolnie w stronę wyjścia. Rozglądając się dookoła w poszukiwaniu Sophie z nadzieją, że mimo wszystko na mnie zaczekała i nie zostawiła tu samej. Zamiast niej natykam się jednak na Halvora, który również nie wyglądał na zadowolonego.
- Widziałaś gdzieś Sophie? - patrzy na mnie niepewnie. Licząc zapewne, że coś wiem.
- O to samo chciałam zapytać ciebie. Przed chwilą trochę się posprzeczałyśmy i nigdzie nie mogę jej znaleźć - kręcę ze zrezygnowaniem głową.
- Z tobą też się pokłóciła o swój stan zdrowia? - próbuje się upewnić.
- Można tak powiedzieć - nie wdaję się w szczegóły. Woląc nie zdradzać mu swoich podejrzeń i nie narażać się bardziej Sophie.
- Nie wiem, co się z nią ostatnio dzieje. Nic sobie nie da powiedzieć. Nieustannie jest jakaś rozdrażniona i poirytowana. Zaproponowałem jej, tylko żeby nie fatygowała się dziś na skocznię, skoro i tak nie startuję i odpoczęła, jeśli nie najlepiej się czuje. Przede wszystkim ze względu na czekający was jutro lot. Oczywiście nawet nie chciała o tym słyszeć. Od słowa do słowa i się zaczęło - tłumaczy mi. Wyglądał na bezradnego. Nie dość, że jego forma całkowicie się na tych mistrzostwach rozsypała, to jeszcze dochodziły zmartwienia związane z moją najlepszą przyjaciółką i jej dziwnym zachowaniem. Miałam wrażenie, że los się wyraźnie na nas dziś uparł.
- Przepraszam was oboje. Nie potrzebnie się tak uniosłam. Wiem, że się o mnie martwicie, ale naprawdę nie ma takiej potrzeby. Wszystko ze mną jest w porządku - nieoczekiwanie pojawia się obok nas skruszona Sophie. Patrząca na nas ze sporą niepewnością i obawą. Czuję olbrzymią ulgę na jej widok. Nie obchodzi mnie już nawet, że przed kilkoma minutami odbyłyśmy niezbyt miłą wymianę zdań. - Wybaczycie mi? - prosi, na co niemal od razu kiwam głową z delikatnym uśmiechem. Nie potrafiąc się na nią długo gniewać. Każdemu przecież zdarzały się gorsze dni. Nawet Sophie. Natomiast Halvor mocno ją do siebie przytula, szepcząc coś do ucha.
- Idziemy? - zastanawiam się. Po czym cała nasza trójka opuszcza hotel. Idąc w kierunku widocznej już z daleka skoczni, która miała nam zamiar zaserwować kolejne niezapomniane widowisko.
Tuż przed rozpoczęciem pierwszej serii konkursu. Spoglądam na coraz mocniej zaciemnione chmurami niebo. Pogoda od samego rana nikogo nie rozpieszczała, co chwilę zmieniając swoje oblicze. Raz świeciło słońce, aby za moment zaczął padać deszcz ze śniegiem. Miałam tylko nadzieję, że aura nie będzie rozdawała decydujących kart w dzisiejszych zmaganiach.
Niestety do potwierdzenia moich obaw wystarczyły skoki kilku zawodników, którym przyszło oddawać swoje próby w dość loteryjnych warunkach, które jednym odbierały, a innym dawały niepowtarzalną szansę na dokonanie czegoś spektakularnego. Przez to moje emocje przed skokiem Michaela sięgały zenitu. Tak bardzo pragnęłam, aby szczęście w końcu się do niego uśmiechnęło. Niestety i tym razem nikt nie miał zamiaru wysłuchać moich próśb. Widocznie, to jeszcze nie był ten właściwy czas.
Po dość szalonej pierwszej serii, podczas której moje uszy miały już dość nadającego jak katarynka Halvora, który za cel obrał sobie komentowanie dosłownie każdego skoku. Kilkanaście minut przerwy przyjęłam z ogromną radością.
- Sophie, błagam cię. Zrób coś, jeśli chcesz jeszcze posiadać narzeczonego. Drugiej serii z tym pseudo-eksperckim komentarzem na pewno nie zniosę, a wtedy przysięgam, że nie ręczę za siebie - marudzę przyjaciółce, która nic sobie z tego nie robi. Widocznie ona już do tego przywykła.
- Ranisz moje uczucia, Inge - wtrąca chłopak z teatralną rozpaczą.
- A ty mój słuch, który jest bardzo cenny. Zdecydowanie powinieneś znajdować się tam - wskazuję na górę skoczni.
- Uwierz, że sam niczego innego bym nie chciał - przez kilka sekund zauważam na jego twarzy przebłysk ogromnego rozczarowania. Przez co, zaczynam żałować swoich nieprzemyślanych słów.
- Będziesz miał jeszcze nie jedną okazję, aby to zrobić - wtrąca Sophie, ściskając jego dłoń. Chcąc tym samym dodać mu otuchy. Czasami zazdrościłam im tego wzajemnego wsparcia, jakim się obdarzali. Dobrze wiedząc, że przez własne tchórzostwo, sama odbierałam sobie szansę na doświadczenie czegoś podobnego.
O ile pierwszą serię uważałam za szaloną, o tyle druga wybijała szaleństwem poza jakąkolwiek skalę. Nie miałam pojęcia, co tu się właściwie działo. Wprost nie mogłam uwierzyć w rozgrywane wydarzenia, choć byłam ich naocznym świadkiem. Właściwie cała klasyfikacja została wywrócona do góry nogami. Ostatni stawali się pierwszymi, a liderzy pierwszej serii, jeden za drugim psuli swoje skoki. Co wydawało się być czymś nieprawdopodobnym.
- Czy ktoś mi może wytłumaczyć, co tu się właściwie stało? - pytam przyjaciół, gdy zmagania dobiegają końca. Czując mimo wszystko sporą radość z trzeciego miejsca Stefana. Przynajmniej jemu jako jedynemu ze znanych mi osób, udało się wykorzystać tę pokręconą do granic możliwości sytuację.
- Obawiam się, że tu nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia - słyszę zdumiony głos Sophie, która była równie mocno zszokowana co ja.
- Właściwie to można to wytłumaczyć - obydwie gromimy Halvora wzrokiem. - Ale to chyba nie będzie konieczne. Uznajmy to po prostu za jakąś abstrakcję - odpuszcza dla własnego dobra.
- Gratuluję medalu. Zasłużyłeś sobie na niego - przytulam przyjaźnie jak zawsze roześmianego Stefana. Wyraźnie szczęśliwego ze swojego trzeciego miejsca.
- Dziękuję. To naprawdę było szalone - kręci głową, jakby wciąż w to wszystko nie dowierzał. - Przygotujcie się na jutrzejsze świętowanie i tym razem nie myślcie sobie, że znowu się gdzieś ulotnicie - spuszczam wzrok na ziemię. Dobrze wiedząc, że to nie będzie miało okazji się zrealizować. Jutrzejszego wieczoru będę już przecież w swoim mieszkaniu. Przeklinająca zapewne samą siebie.
- To się jeszcze okaże, czy się nie ulotnimy - Michael odpowiada za mnie. Wystarczyło mi tylko jedno spojrzenie na jego twarz, aby być pewną, że cieszył się z sukcesu przyjaciela niemal jak ze swojego.
- Oczywiście widzę was też tutaj jutro w roli kibiców, prawda? - Stefan przeszywa mnie swoim spojrzeniem. Przez sekundę mam nawet niedorzeczne wrażenie, że on wie, co planuję. Mimo że, to było przecież niemożliwe.
- Nie mogłoby nas zabraknąć - kłamię jak z nut, czując się z tym naprawdę fatalnie.
Dość późnym już wieczorem. Z masą palących wyrzutów sumienia. Nie dających mi ani na moment wytchnienia. Idę na obiecane spotkanie z Michaelem. Mając doskonałą świadomość, że to nasze pożegnanie i ostatnie chwile prawdziwego szczęścia, którego udało mi doświadczyć przy Austriaku. Chciałam zapamiętać każdą sekundę, którą będzie nam dane dzisiaj ze sobą spędzić. Dobrze wiedząc, że musi mi to wystarczyć na resztę życia. Z czym wcale nie było się łatwo pogodzić. Szybko odrzucam od siebie te myśli. Nie pozwalając, aby przejęły nade mną kontrolę. Ten ostatni raz chciałam żyć wyłącznie trwającą chwilą, zapominając o przyszłości. Nadchodzące godziny miałam zamiar przeżyć, jakby jutro miało nigdy nie nadejść. Tej nocy istnieliśmy tylko Michael i ja. Nic innego nie miało dla mnie żadnego znaczenia.
- Wiesz, jak się za tobą stęskniłem? Nie mogłem się już doczekać, aż cię zobaczę - jak zawsze obdarza mnie czułym pocałunkiem na przywitanie, który tym razem odwzajemniam z większym zaangażowaniem niż kiedykolwiek wcześniej. Zamykam oczy, próbując zapamiętać kształt jego ust, tak idealnie pasujących do moich. Czy też to, jak bardzo odurzające potrafiły być jego pocałunki.
- Michi, nie widzieliśmy się raptem dwie godziny. To się nazywa obsesja, wiesz? - żartuję. Po raz pierwszy podczas tego dnia szczerze się śmiejąc.
- Nic nie poradzę na to, że się od ciebie uzależniłem - dotyka pieszczotliwie mojego policzka. Wykazując się przy tym jak zawsze ogromną czułością i delikatnością. Jeszcze kilka dni temu te słowa sprawiłyby, że skakałabym ze szczęścia. Aktualnie wolałabym jednak nie znaczyć, aż tyle dla Michaela. Wtedy byłoby dużo łatwiej pogodzić się mu z moim zniknięciem.
- Żadne uzależnienia nie są dobre - odpowiadam z nieoczekiwanym smutkiem w głosie. Zaczynało docierać do mnie, że nie zasługiwałam nawet na te trzy tygodnie z Michaelem. Namieszałam mu tylko niepotrzebnie w głowie. To nie powinno nigdy się wydarzyć.
- Może i nie są, ale nic na to nie poradzę - uśmiecha się do mnie ze szczęściem wypisanym w oczach. - Inge, co się dzieje? Cały dzień jesteś dziś jakaś przygnębiona. Wiem, że masz pełno wątpliwości odnośnie naszego związku, ale proszę cię, zaufaj mi i uwierz, że wszystko będzie dobrze - przytula mnie mocno do siebie, a ja przylegam do niego z całą siłą, jaką posiadam. Z nadzieją, że kiedyś mi wybaczy moją decyzję i zrozumie, iż tak będzie dla nas najlepiej. - A teraz koniec tego smucenia, zgoda? - kiwam posłusznie głową. Na smutek i łzy przyjdzie jeszcze czas.
- Powiesz mi w końcu, co to za niespodzianka? - ściskam mocniej dłoń należącą do Michaela. Chcąc, aby zdradził mi jakieś szczegóły i zaspokoił choć trochę moją ciekawość. Zdziwiłam się, gdy usłyszałam, że tym razem wcale nie opuszczamy hotelu.
- Zaraz się wszystkiego dowiesz. Prawie jesteśmy - prowadzi mnie pod drzwi jednego z niezliczonych pokojów znajdujących się w hotelu. - To tutaj - przyglądam się mu z niezrozumieniem, gdy zauważam w jego dłoniach kartę, zapewne pasującą do drzwi, przed którymi się znajdowaliśmy.
- Wynająłeś dla nas pokój? - zastanawiam się na głos. Niewiele z tego rozumiejąc. Do tej pory zakładałam, że spędzimy ten wieczór w podobny sposób do poprzednich. W żadnych wypadku nie przewidziałam jednak takiego obrotu sprawy. - Chcesz mi coś tym zasugerować? - pytam z nutką podtekstu w głosie. Mając ochotę wybuchnąć śmiechem na widok jego niezręcznej miny.
- To wcale nie tak, jak sobie myślisz. Przecież ci obiecałem, że nie będę na ciebie nalegał i poczekamy tak długo, jak zechcesz. Chciałem jedynie spędzić z tobą wieczór, jak normalna para i żeby nikt nam w końcu nie przeszkadzał - tłumaczy się pełen niepewności, jak zareaguję. - Jeśli nie chcesz tu być, możemy iść do kawiarni albo gdzie tylko zechcesz - zapewnia.
- Michi, spokojnie. Czy ja powiedziałam, że mi się nie podoba ten pomysł? Wiesz, ile czekałam na taką okazję, jak ta? Nareszcie mamy szansę na trochę upragnionej prywatności - niewiele myśląc biorę od niego kartę, otwierając pośpiesznie drzwi, prowadzące do przyjemnie urządzonego wnętrza.
- Pomyślałem, że skoro nie mamy jak iść do kina, to sami stworzymy sobie jego namiastkę - Michael wskazuje na telewizor z pokaźną biblioteką filmową, a na szafce stojącej przy łóżku zauważam popcorn. Miałam ochotę go za to po prostu ozłocić.
- Czy ty naprawdę czytasz mi w myślach? - patrzę na niego oczarowana, a następnie lekko całuję w ramach podziękowania.
- Nie muszę. Wystarczy, że uważnie cię słucham. Przez to wiem, na co w danym momencie masz ochotę.
- Co obejrzymy jako pierwsze? - szukam jakiejś porady, nie potrafiąc na nic się zdecydować. Przesuwam się bliżej środka ogromnego łóżka, na którym od kilku dobrych minut leżeliśmy. Nawet tak niewielka odległość między nami, była dla mnie za duża. Jeśli miałabym porównywać, to było tu o wiele lepiej niż w jakimkolwiek kinie.
- Obojętnie. Byle tylko nie jakieś nierealne romansidło - patrzę na niego oburzona z powodu usłyszanych słów.
- Przypominam, że romanse są bardziej realne od tych głupich horrorów, które tak lubisz - do tej pory ani myślałam zgodzić się na zobaczenie któregokolwiek z nich.
- One nie są głupie, tylko się ich boisz. Przy mnie jednak nie musisz. Obronię cię przed każdym potworem - przyciąga mnie do siebie bliżej. Udając, że wcale nie śmieszy go mój strach. Bez słowa wpatrujemy się w siebie przez dłuższą chwilę, a do mnie zaczyna docierać, że jeszcze nigdy nie byłam w nikim, aż tak zakochana, jak właśnie w tym Austriaku. Przy nikim nie czułam się lepiej i z nikim innym nie miałam takiego samoistnego porozumienia. To wszystko, jeszcze bardziej utrudniało mi zostawienie go tutaj.
- Może więc jednak się na jakiś skuszę? - zaskakuję nawet samą siebie. Dopóki jednak Michael był przy mnie. Byłam gotowa stawić czoła każdej swojej słabości.
Od dłuższego już czasu starałam się skupić na wydarzeniach rozgrywających na ekranie telewizora, ale bliskość Michaela i jego dotyk na mojej talii oraz krańcu swetra, gdzie jego chłodna dłoń stykała się z moją rozgrzaną skórą, skutecznie mi to uniemożliwiały. Do głowy zaczynały mi przychodzić same niezbyt grzeczne myśli, których pokusa zrealizowania była coraz silniejsza. Sama nie wiedziałam, co mnie jeszcze przed tym powstrzymuje. Przecież to była ostatnia okazja do przekroczenia tej ostatecznej granicy między nami, a ja byłam zbyt wielką egoistką, aby z niej nie skorzystać.
- Niewygodnie ci? - Michael patrzy na mnie ze zdziwieniem, gdy zaczynam się niecierpliwie kręcić. Przekręcając z boku na bok coraz bardziej sfrustrowana swoim pobudzeniem.
- Nie, tylko strasznie tu gorąco - wzdycham cicho, ściągając z siebie sweter. Zostając w samej cienkiej i mocno prześwitującej koszulce na ramiączka. Poprawiając lekko roztrzepane włosy, patrzę na zaskoczonego moimi poczynaniami Austriaka.
- Inge, to chyba nie jest dobry pomysł. Ubierz się, proszę cię - uśmiecham się pod nosem, zauważając jak jego wzrok, podąża zdecydowanie niżej niż pułap mojej twarzy.
- To raczej nie będzie konieczne - zniżam swój głos do lekko zmysłowego szeptu. Po czym tracąc resztki silnej woli. Wpijam się mocno w usta Michaela, siadając na nim okrakiem. Czym do reszty go szokuję. Jednakże ani myślałam tego przerywać. Pragnęłam go całą sobą i dłużej nie miałam zamiaru już czekać.
- Jeśli znowu mnie testujesz, to już jest cios poniżej pasa, aż tak opanowany na pewno nie jestem. Za chwilę nie będę w stanie tego przerwać - słyszę pomiędzy naszymi coraz bardziej namiętnymi pocałunkami, gdy bezwstydnie ocieram się swoim ciałem o jego z jawną premedytacją.
- Więc przestań się powstrzymywać. Obydwoje przecież tego chcemy - wyszeptuję mu do ucha. Z zamiarem pozbawienia go koszulki.
- Jesteś tego pewna? - odsuwa się lekko ode mnie. Patrząc głęboko w oczy. Szukając w nich ostatecznego potwierdzenia.
- Jestem - zapewniam bez najmniejszego zawahania. Dwa razy nie trzeba było mu tego powtarzać. Ponownie zaczynamy się całować. Zrzucając jedno po drugim zbędne w tym momencie ubrania w akompaniamencie moich głośnych westchnień przyjemności i jego słów pełnych komplementów pod moim adresem. Dotyk dłoni i ust na moim ciele rozpalał mnie niemal do czerwoności. Nie pamiętałam, aby ktokolwiek inny potrafił na mnie, aż tak oddziałowywać na tak wczesnym etapie. Michael jednak od samego początku, doskonale wiedział co robić. Jakbyśmy znali się od lat, a to wcale nie był nasz pierwszy, a setny raz z kolei. W każdą pieszczotę wkładał maksimum zaangażowania, doprowadzając mnie nimi niemal do szaleństwa. Każdy pocałunek złożony na mojej szyi, obojczykach, czy też piersiach, którym poświęcił najwięcej uwagi, wyznaczały tylko jemu znany szlak, mający na celu odkrycie i poznanie każdego zakamarka mojego ciała. Jego poczynania były dla mnie idealne w każdym calu, co znajdowało odzwierciedlenie w moich głośnych jękach, których za nic nie mogłam powstrzymać. Było mi tak cholernie dobrze, że oddałabym chyba wszystko, aby ta noc nie miała końca. A najlepsze miało przecież dopiero nadejść.
Gdy zostaję pozbawiona ostatniego skrawka bielizny, wstrzymuję oddech, czekając na ten upragniony moment. Po pełnym wzajemnego porozumienia spojrzeniu, znajduje się w końcu we mnie, co obydwoje przyjmujemy z olbrzymią falą przenikającej nas rozkoszy. Bardzo szybko odnajdujemy wspólny rytm, którym podążamy wspólnie ku osiągnięciu upragnionego i tak potrzebnego nam obydwojgu spełnienia, które przeżywam z jego imieniem na ustach. Długo dochodząc po tym do siebie.
Przez następne minuty leżymy przytuleni do siebie bez słowa. Starając unormować swoje oddechy i szaleńcze bicie serc, aż w końcu słyszę coś, co zupełnie mnie paraliżuje.
- Kocham cię, Inge. Kocham cię jak wariat i jestem pewien, że tak już zostanie - Michael nachyla się nade mną, składając czuły pocałunek na moich, wciąż nabrzmiałych jeszcze od wcześniejszych pieszczot ustach. Wzbudzając zupełny mętlik w mojej głowie, bo choć podświadomie to wiedziałam. Usłyszenie tego, jeszcze bardziej wszystko komplikowało. Dlatego też, chociaż czułam to samo nie odwzajemniam jego wyznania. Dobrze wiedząc, że uczyniłoby to moje odejście jeszcze trudniejszym. W zamian za to pogłębiam nasz pocałunek, wtulając się mocno w ramiona ukochanego mężczyzny. Chłonąc całą sobą nasze ostatnie wspólne chwile.
- Nadal uważasz, że czekolada jest lepsza od seksu? - zaczynam się śmiać, słysząc to niespodziewane zapytanie.
- Michi, twierdzę że jest lepsza od kiepskiego, a ten zdecydowanie taki nie był. Możesz więc być spokojny. Zdecydowanie znasz się na rzeczy - unoszę się na łokciach. Gładząc go lekko po policzku. Przez co prześcieradło, którym byłam okryta, zsuwa się w dół. Oczywiście nie umyka to jego uwadze. Czego dowodem jest ponowne pełne pożądania spojrzenie, jakim mnie obdarza.
- Więc co powiesz na powtórkę? Przy okazji pomogę ci spalić trochę kalorii, na które tak ostatnio narzekałaś - delikatny dotyk jego dłoni po wewnętrznej stronie moich ud, było dla mnie zdecydowanie wystarczającą zachętą.
Nad ranem, gdy mam już pewność, że Michael zasnął na dobre. Wyswobadzam się lekko z jego ramion. Zbierając po cichu swoje ubrania z podłogi, które pośpiesznie na siebie zakładam drżącymi z emocji dłońmi. Ostatni raz spoglądam na jego twarz pogrążoną w spokojnym śnie. Czując zbierające się pod powiekami piekące łzy.
- Ja też cię kocham. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo. Obyś kiedyś mi wybaczył i zrozumiał - szepczę łamiącym się głosem. Po czym najciszej jak tylko potrafię, otwieram drzwi, wychodząc na opustoszały korytarz. Dopiero na nim pozwalając sobie na to, aby łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. Niemal biegnąc pokonuję kolejne piętra, znajdując się w końcu pod swoim pokojem. Przekraczając jego próg, zsuwam się po drzwiach na podłogę. Wybuchając głośnym płaczem. Nawet w najgorszych wyobrażeniach nie spodziewałam się, że to będzie, aż tak bolesne. A przecież robiłam to wszystko tylko po to, aby właśnie oszczędzić nam cierpienia.
Od samego początku rozdziału czułam, że Inge wpadła na pomysł jakiejś głupotki i niestety postanowiła to zrealizować. Uciekać? Bez słowa? Nie licząc kilku naskrobanych słów? To zdecydowanie nie był najlepszy z jej życiowych planów! Przecież w tym momencie strzeliła sobie w stopę! Nie chce żeby cierpieli z powodu odległości, a właśnie dolała oliwy do ognia tego cierpienia. Ugh, mam nadzieję że Michi się nie podda i wbije jej do tej blond główki, że panika nie idzie w parze z jej zdrowym rozsądkiem ^^ Wykonała ten krok zdecydowanie za późno! Słowa zostały wypowiedziane, a czyny ... skonsumowane ^^ W ogóle to podoba mi się to, że w pewnym kwestiach są ze sobą dosadnie szczerzy. Bo umówmy się, obydwoje doskonale wiedzieli po co wchodzili do tego pokoju hotelowego :P Seans filmowy? Michi Ty blondynko, nikogo na to nie nabierzesz :D Od początku ciągnęło ich do siebie. A że są dorośli to nie muszą się z niczego tłumaczyć. Uczucia i emocje wzięły nad nimi górę i spędzili ze sobą noc o której na pewno tak łatwo nie zapomną. Ba! W ogóle nie zapomną! Dlatego Michi zepnie swój kościsty tyłek i poleci do Norwegii, aby wybić Inge wszystkie wątpliwości z głowy. Bo przecież od tej chwili nawet czekolada straciła jakikolwiek sens! Prawda? ^^ To, co ich połączyło w ciągu tych kilku dni w Austrii, nie jest żadnym romansem czy miłosnym zauroczeniem, o czym obydwoje doskonale wiedzą. Ale Lisa już zniknęła na zawsze, prawda? ;o
OdpowiedzUsuńSophie jest w ciąży. Nie ma po prostu innej opcji! Wszyscy wiemy jaka rozważna z niej dziewczyna, ale takie rzeczy się po prostu zdarzają. I nie wszystkie testy wychodzą prawidłowo ... kurcze, to nie może być nic innego, poważniejszego. Halvor tatusiem to przecież coś wielkiego! :D Nie możesz nam zepsuć tej wizji ^^ Chociaż tak sobie myślę, skoro dał czadu podczas szalonego konkursu jako ekspert, to wyobraźmy sobie go w roli ojcowskiego eksperta ;o Sophie wywaliłaby go za drzwi, a Inge kompletnie ogłuchła ^^ czekam z niecierpliwością na wyjaśnienie tych podejrzanych dolegliwości :)
Pozdrawiam :*
A do samego końca miałam nadzieję, że Inge zrezygnuje ze swojego pomysłu... Już pod koniec poprzedniego rozdziału obawiałam się najgorszego, ale jednak się łudziłam, że Inge nie podejmie takiej decyzji. Stało się inaczej... Dziewczyna postanowiła opuścić Michaela bez słowa wyjaśnienia, zostawiając mu jedynie kilka napisanych słów. Co za uparciuch jeden! Wiem, że zastanawiała się, co dalej stanie się z nią i ze skoczkiem, jak poradzą sobie z odległością, ale wierzę, że razem by sobie z tym poradzili. Postąpiła trochę egoistycznie nie konsultując swojej decyzji z Michaelem. Chciała uniknąć cierpienia? Przecież teraz też będzie cierpieć :( Zarówno ona jak i Michi... Ech! Było jej trudno robić dobrą minę do złej gry, udawała, że wszystko jest w porządku, starała się wykrzesać z siebie choć odrobinę entuzjazmu podczas zawodów, ale cały czas z tyłu jej głowy kołatała się jedna myśl. Dziewczyna w końcu trafiła na odpowiedniego faceta i przestraszyła się konsekwencji związanych z związkiem na odległość. Mam nadzieję, że gdy Michi się o wszystkim dowie, pogna ile sił w płucach do Norwegii i wybije Inge z głowy jej decyzję! :)
OdpowiedzUsuńZawody odbyły się w koszmarnych warunkach, trudno się z tym nie zgodzić... Ktoś zyskał, ktoś ucierpiał. Jednym ze szczęśliwców okazał się Stefan, z którego Inge była dumna. Widać, że naprawdę się polubili :) Michi również cieszył się sukcesem przyjaciela, tak jakby on sam zdobył ten medal :) A później... ^^ Ja tak czułam! Pokój hotelowy i seans filmowy? Jasne! Bujać to my, ale nie nas ^^ Obydwoje tak na siebie działają, że absolutnie nie dziwi mnie to, że sprawy przybrały taki obrót :) Są dorosłymi ludźmi i podjęli właściwą decyzję. Emocje wzięły kontrolę nad wszystkim innym i oddali się sobie bez reszty :) Zrobiło się gorąco ^^ I nawet czekolada straciła na wartości haha :D Ale co się dziwić, skoro Michi się tak postarał ^^ Jestem przekonana, że żadne z nich nie zapomni tej nocy... Dlatego z całego serducha w nich wierzę... A może jeszcze nie wszystko stracone i Michi odkryje niecny plan Inge? :D Ach, mam tyle pytań! Oczywiście są i te związane z tajemniczym stanem Sophie. Jej reakcja na przypuszczenia o domniemanej ciąży zasiała we mnie ziarnko niepewności :D Może dziewczyna faktycznie spodziewa się dziecka, tylko stara się to jak na razie ukryć przed wszystkimi nie chcąc do siebie dopuścić tej myśli? Wiemy jaka jest rozważna, ale... To jest życie i na niektóre rzeczy kompletnie wpływu nie mamy. Oby Halvor wziął sprawy w swoje ręce (o ile już tego nie zrobił :D) i siłą wyciągnął z narzeczonej prawdę. Sophie trochę się zdenerwowała na skoczka i Inge, ale koniec końców oni długo nie mogą się na siebie gniewać :)
Swoją drogą, może po zakończeniu kariery Halvor powinien rozważyć rolę komentatora sportowego? :D
Czekam z niecierpliwością na nowość :)
Pozdrawiam ;*
Od samego początku, z każdym kolejnym czytany słowem liczyłam że Inge zmieni zdanie. Że zmądrzeje , że posłucha swojego serca i przestanie się wygłupiać.
OdpowiedzUsuńAle nie , ona musiała. Musiała ucieć bez słowa. Myśląc, że kilka słów napisanych na kartce sprawi, że oboje nie będą cierpieć. Oj, ja naprawdę myślałam że ona jest marzejsza.
Szkoda , że ich pierwsza wspólna noc, gdzie nasi zakochani w końcu dali się ponieść emocjom. Nie zmieniła jej decyzji. Nie chce sobie nawet wyobrażać jak poczuje się Michi , gdy rano dowie się, że Inge zwyczajnie uciekła.
Mam nadzieję, że nie pozwoli jej na to . I nie wiem dogoni ją na lotnisku . Bo ja się zwyczajnie nie zgadzam na jej ucieczkę.
Z każdym rozdziałem jestem coraz bardziej ciekawa co z Sophie. Dziewczyna bardzo szybko się denerwuje. Na każdą wzmiankę te temat jej samopoczucia. Czy to faktycznie może być ciąża? Już sobie wyobrażam Halvora w roli tatusia ;)
Pozdrawiam Cię cieplutko i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.