22.02.2019
Nie
zwracając większej uwagi na mijane przeze mnie osoby, ani na ich
pełne zainteresowania spojrzenia, skierowane w moim kierunku.
Roztrzęsiona i ze łzami płynącymi mi nieustannie po policzkach.
Podążam za Sophie w nieznane mi miejsce. Raz po raz roztrząsając
tnące niczym brzytwy słowa Michaela, które na nowo utorowały
drogę do mojej świadomości, dręczącym wyrzutom sumienia oraz
wspomnieniom, które od kilkunastu miesięcy, starałam się zepchnąć
w najbardziej odległe rejony umysłu i nigdy więcej do nich nie
wracać.
Doskonale
wiedziałam ile złego wyrządziłam i nie było ani jednego momentu,
abym tego nie żałowała. Zwłaszcza podczas tych wszystkich
bezsennych nocy, kiedy to bałam się zasnąć. Dręczona jednym i
tym samym snem, a właściwie wspomnieniem z dnia, gdy Sophie odkryła
mój romans z Niklasem. Będącym największym życiowym błędem
jaki mogłam popełnić, po którym niczym domino nastąpiły kolejne
za jakie będzie mi wstyd do końca moich dni. Doprowadzające do
całkowitej utraty kontroli nad moim życiem, które pod wpływem
całkowitego zaślepienia chciałam sobie ułożyć z największym
manipulantem pod słońcem. Zdawałam sobie sprawę, że do końca
życia nie zdołam odpokutować swoich win i wynagrodzić idącej
przede mną dziewczynie tego, co przeze mnie wycierpiała.
-
Inge, nie płacz. Weź głęboki wdech i spróbuj się uspokoić -
niczym z oddali, dociera do mnie zmartwiony głos przyjaciółki.
Dopiero teraz orientuję się, że znajdujemy się w ustronnym
miejscu z dala od innych i tego całego zgiełku. - Michael, zachował
się skandalicznie. Nie miał prawa powiedzieć czegoś
takiego. Co on sobie w ogóle wyobraża? - kręci głową pełna
dezaprobaty dla zachowania Austriaka.
-
Powiedział po prostu prawdę. Zasłużyłam sobie, bo przecież to
zrobiłam. Niemal z premedytacją odbiłam ci chłopaka, jak
skończona egoistka. Nie licząc się z twoimi uczuciami. Ktoś w
końcu powiedział to głośno - szlocham, nie potrafiąc przestać,
gdy kolejne wspomnienia stają mi przed oczami. Michael, choć znał
ledwie zalążek całej tej historii i tak już zdążył zauważyć,
jak haniebne były moje wybory. Dziwiłam się, że postanowił
dopiero teraz je potępić. Byłam pewna, że nawet on mimo swojej
nieszczerości, czy innych zagmatwanych spraw. W życiu nie posunąłby
się do tego samego, co ja. Chyba nikt ceniący sobie przyjaźń z
drugą osobą nie postąpiłbym w podobny sposób.
-
Nic dziwnego, że los mi teraz odpłaca za to wszystko, czego
dopuściłam się w przeszłości. Ja zwyczajnie nie mam prawa być
szczęśliwa. Nie po tym jaka byłam i co robiłam. Chciałam coś
zbudować na czyimś cierpieniu. Co gorsza twoim - tego wszystkiego
było dla mnie za wiele. Niczego bardziej nie pragnęłam w tym
momencie niż cofnąć czas i naprawić wszystkie popełnione przez
siebie błędy. Aby nikt nie musiał cierpieć przez moją
bezmyślność.
-
Inge, przestań. Niklas i wszystko, co z nim związane to już
przeszłość, o której miałyśmy na zawsze zapomnieć. Obiecałyśmy
to sobie, zapomniałaś? On na nic innego nie zasługuje. A ja
wybaczyłam ci i ani przez sekundę nie żałowałam podjętej przez
siebie decyzji, bo jesteś wspaniałą przyjaciółką. Każdy
popełnia błędy, a ty za swoje już się wystarczająco
wycierpiałaś. Poza tym, to sprawa między tobą a mną. Michaelowi
nic do tego i nie ma prawa cię oceniać, a już zwłaszcza
sugerować, że próbujesz komuś odbić chłopaka. Nie mając do
tego żadnych podstaw. Skąd on w ogóle o tym wszystkim wie?
Zwierzyłaś się mu? - pyta zdziwiona. Doskonale wiedząc, że
praktycznie z nikim nie chciałam rozmawiać o tej kwestii i
fragmencie życia.
-
Nie. Jedynie mimochodem podczas jednej z naszych rozmów napomknęłam o
takim fakcie. On nawet nie wie, że chodziło o ciebie - tęskniłam
za tamtymi popołudniami, gdy spędzałam czas z Michaelem w naszej
ulubionej kawiarni. Byliśmy wtedy tacy beztroscy i radośni.
Dlaczego to wszystko musiało być teraz tak skomplikowane? Czy nie
mogło być tak, jak wcześniej? - Chciałam mu o wszystkim
opowiedzieć, gdy lepiej się poznamy i w pełni mu zaufam. Teraz już
jednak nie ma o czym mówić - żal z powodu tego, jak nasza relacja
się potoczyła. Przyprawia mnie o kolejną porcję łez. Sophie
widząc to bez słowa przytula mnie do siebie.
-
Będzie dobrze. Wszystko się jeszcze jakoś ułoży, zobaczysz. W
końcu i do ciebie los się uśmiechnie. Jestem tego pewna - stara
się mnie pocieszyć. Podając następnie paczkę chusteczek. Wolałam
nawet nie wiedzieć, jak wygląda teraz moja twarz. Zapewne cała
była pokryta rozmazanym makijażem.
-
Dziękuję za wszystko. Bez ciebie już dawno nie dałabym sobie rady
z tym wszystkim - zmuszam się do lekkiego uśmiechu.
-
Oczywiście, że byś dała. Jesteś silniejsza niż myślisz - stara
się mnie do tego przekonać. - A teraz dość już tych dramatów.
Idziemy wypić coś ciepłego. Gorący kubek ulubionej herbaty na
pewno poprawi ci trochę humor - zarządza, na co przystaję bez
żadnych protestów. Ten dzień zasługiwał na przynajmniej jeden
miły akcent.
Po
powrocie do hotelu, gdy mój nastrój nadal pozostawiał wiele do
życzenia. Niemal od razu kładę się do łóżka. Zagrzebując w
nim po samą szyję. Co przynosi mi nieoczekiwaną ulgę i poczucie
powoli ogarniającego spokoju.
Cieszyłam
się, że nareszcie znalazłam się w bezpiecznym miejscu z dala od
innych osób, które nie będą mnie oceniać czy posyłać
pytających i zaciekawionych spojrzeń.
Po
dłuższej chwili bezczynnego leżenia, mimowolnie spoglądam na
stojący przy łóżku bukiet kwiatów, wywołujący u mnie ogromne
poczucie smutku. Miał być on w końcu symbolem
przełomu. Jeszcze jednej szansy i nadziei, że naprawdę
ostatnie sytuacje jakich byłam świadkiem, to tylko splot
kuriozalnych przypadków.
Jeszcze
rano byłam gotowa na szczerą rozmowę z Michaelem i jasne
określenie tego, co tak naprawdę dla siebie znaczymy, ale po
dzisiejszych usłyszanych od niego słowach, wątpiłam czy ma to
jakikolwiek sens. Po raz pierwszy pokazał jakie naprawdę ma o mnie
zdanie i chociaż było to bardzo bolesne. Nie mogłam mieć mu tego
za złe. To była tylko, jeszcze jedna konsekwencja wyborów z
przeszłości. I choć serce nieustannie walczyło z rozumem,
dopominając się zawalczenia o to niespodziewane uczucie, jakim
darzyłam Michaela. Wciąż pamiętałam o Lisie i innych istotnych
faktach, które już na starcie uniemożliwiały to czego pragnęłam.
Pokonana
w końcu zmęczeniem wynikającym z nieprzespania ostatniej nocy.
Zapadam w zbawienny sen odrywający mnie na dłuższy moment od
rzeczywistości.
Głośne
trzaśnięcie drzwiami funduje mi gwałtowną pobudkę.
Zdezorientowana rozglądam się po pokoju w poszukiwaniu źródła
hałasu.
-
Wybacz, nie chciałam cię obudzić - Sophie patrzy na mnie
przepraszająco.
-
Nic się nie stało. Właściwie się już wyspałam - czułam się
zdecydowanie lepiej niż przed kilkoma godzinami.
-
To się świetnie składa, bo udało mi się zdobyć twoje ulubione
polepszacze humoru - podaje mi pudełko z moimi ulubionymi lodami
waniliowymi. Co od razu wywołuje spory uśmiech na mojej twarzy. -
Poza tym najbliższe godziny umilimy sobie przeżywaniem po raz chyba
tysięczny historii Rose i Jacka. Kto wie, może tym razem Titanic
nie zatonie? - mruga do mnie porozumiewawczo. Włączając film. To
był nasz stary i świetnie sprawdzony sposób na złamane serce
którejś z nas. Do tej pory zawsze działał. Miałam więc
nadzieję, że będzie tak i tym razem.
-
Jesteś najlepsza - mówię w podziękowaniu, sięgając po
łyżeczkę. Ciesząc, że mam przy sobie takie osoby, jak Sophie.
-
Halvor nie miał nic przeciwko temu, że znowu spędzasz wieczór
tylko ze mną? To chyba nie tak miało być - nabierając kolejną
porcję zimnego deseru, odrywam się na chwilę od wydarzeń
rozgrywających na ekranie. Czując głupio z tym, że moje rozterki
uczuciowe mogły pokrzyżować ich plany.
-
Halvor to duży chłopiec i sobie poradzi. Zresztą teraz jest pewnie
bardzo zajęty - słyszę wyraźną ironię w jej głosie. Niczego z
tego nie rozumiałam.
-
Poza tym ma się skoncentrować na jutrzejszych zawodach, a moja
osoba tylko by go rozpraszała. Przy okazji może nauczy się lepiej
gospodarować naszym wspólnym czasem. A moje towarzystwo na pewno
tobie przyda się o wiele bardziej - dodaje cierpko. Wystarczyło mi
tylko jedno spojrzenie na Sophie, aby wiedzieć, że o coś się
posprzeczali.
-
O co się pokłóciliście? Mam nadzieję, że nie o mnie? - gdybym
stała się przyczyną ich konfliktu, chyba bym tego nie zniosła.
-
Inge, wcale się nie pokłóciliśmy. A już na pewno nie o ciebie.
Czujemy się nawet trochę winni temu, co teraz przeżywasz. Gdybyśmy
cię nie namawiali, nie byłoby cię tutaj. Nie miałaś przecież na
to przesadnej ochoty.
-
Ani mi się ważcie za coś obwiniać. Może nie wszystko potoczyło
się idealnie, ale na pewno nie żałuję, że tu jestem. Pod pewnymi
względami jest świetnie - zapewniam. Mając w pamięci kilka
naprawdę godnych zapamiętania chwil. - W takim razie o co się
posprzeczaliście? - dopytuję, nie dając się zwieść.
-
O nic. Wszystko jest w porządku - stara się mnie przekonać. Co
marnie jej wychodzi.
-
Przecież widzę, że nie jest - nie odpuszczam. Chcąc dowiedzieć
się prawdy.
-
Dobrze, powiem ci - kapituluje, wiedząc że nie dam jej spokoju. -
Pewna norweska początkująca dziennikarka, wyjątkowo działa mi na
nerwy. Od samego początku pobytu tutaj uczepiła się Halvora. Jakby
nikt inny jej nie interesował. Jest strasznie nachalna
i bezpośrednia. W dodatku poprosiła go o wywiad na wyłączność
dziś wieczorem , wcale w nie wyznaczonym dniu dla mediów, a on ot
tak się zgodził, poświęcając na to czas, który miał być nasz.
W dodatku po kwalifikacjach zapytała mnie wprost czy nie czuję, że
moja obecność tutaj tylko Halvora rozprasza i przez to nie potrafi
odnaleźć stabilności w swojej formie. Oczywiście on nawet nie
raczył zaprzeczyć, mimo że wszystko bardzo dobrze słyszał. Przy
kolacji postanowiłam więc powiedzieć mu, co o tym wszystkim myślę.
Nie mam także zamiaru się więcej narzucać. Zwłaszcza, że to on
nalegał na mój pobyt tutaj. Może trochę przesadziłam, ale
należało się mu. Skoro woli poświęcać czas, jakieś nie mającej
za grosz profesjonalizmu dziennikarce, to proszę bardzo - wzrusza
ramionami, udając obojętność. Zapewne gotując się w środku.
-
Sophie, wiesz o co tak naprawdę chodzi? Ty jesteś po prostu
zazdrosna! Halvor chciał pewnie być tylko dla niej miły. Sama
wiesz, że budowanie dobrego wizerunku jest bardzo ważne - staram
się nie wybuchnąć śmiechem, gdy widzę jej spore oburzenie na
moje slowa.
-
Wcale nie jestem zazdrosna! - broni się.
-
Jesteś tak samo, jak on o ciebie. Obydwoje jesteście siebie warci w
tej kwestii, chociaż żadne nie ma do tego większych powodów.
Sophie, przecież wiesz, że on kocha tylko ciebie i inne dla niego
już od dawna nie istnieją. Przede wszystkim pamiętaj, że to ty
jesteś jego narzeczoną, a nie ona. I to ty nosisz ten pierścionek,
głuptasku - wskazuję na znajdującą się na jej palcu błyskotkę.
- Nie zawsze będziesz też miała wpływ na zachowania innych osób.
Najważniejsze jest jednak zaufanie, a chyba mu ufasz? Odpuść mu
więc tym razem i zakończcie, jak najszybciej tę niepotrzebną
sprzeczkę - radzę. Nie chcąc, aby się niepotrzebnie męczyli.
-
Myślisz, że powinnam iść go przeprosić? Rzeczywiście chyba
byłam za ostra - zastanawia się. W tym samym momencie słyszymy
pukanie do drzwi pokoju.
-
Raczej nawet nie będziesz musiała, aż tak się fatygować - tylko
jedna osoba mogła być naszym gościem. Moje przypuszczenia
potwierdzają się bardzo szybko przez widok oczekiwanej przeze mnie
osoby po otworzeniu drzwi.
Sophie
i Halvor mogli się sprzeczać, jednak to nigdy nie trwało
długo. Zawsze któreś nie wytrzymywało i pierwsze
w przeciągu kilkunastu minut wyciągało rękę na zgodę.
Może
gdybym sama nie była tak bardzo uparta, także moja relacja z
Michaelem mogłaby teraz zupełnie inaczej wyglądać.
23.02.2019
Słoneczna
i dość ciepła, jak na tę porę roku pogoda, była wprost idealna
do rozegrania pierwszego konkursu Mistrzostw Świata. Na który
większość zgromadzonych tutaj, wyczekiwała z niecierpliwością
od długiego już czasu. Także ja, mimo że wciąż nie do końca
orientowałam się w zasadach obowiązujących w tej dyscyplinie. Z
narastającym coraz mocniej zdenerwowaniem i podekscytowaniem,
przyglądałam się jak kolejni skoczkowie oddają swoje próby,
starając się wyciągnąć z każdego skoku maksimum. Chcąc tym
samym, zająć jak najlepsze miejsce po pierwszej serii. Będące
dobrym punktem do walki o medale w decydującym skoku.
Całe
trybuny wręcz tonęły w narodowych barwach przeróżnych państw, a
wrzawa panująca dookoła z każdą minutą tylko przybierała na
sile. Zwłaszcza, gdy na belce zasiadali poszczególni reprezentacji
Austrii.
Sama
trzymałam mocno kciuki przede wszystkim za naszych reprezentantów,
mając nadzieję, że włączą się do rywalizacji o najwyższe
lokaty. Jeszcze do niedawna w życiu bym się nie spodziewała, że
mogę aż tak mocno zaangażować się w przeżywanie jakiś zawodów
sportowych. To było dla mnie coś nowego i niezwykle zaskakującego.
Najlepsze
było jednak, że zaczynało mi to sprawiać sporą radość i masę
innych pozytywnych emocji.
Pierwszy
stresujący moment przychodzi jednak do mnie, kiedy to Michael
przygotowuje się do oddania swojego skoku. Oczekując na zapalenie
zielonego światła i znak od trenera. Mimowolnie wstrzymuję oddech.
Niczym sparaliżowana przyglądając się jego próbie z
przeciwstawnymi emocjami strachu i nadziei. W myślach życząc mu,
jak najdalszej odległości. Doskonale wiedząc, jakie to dla niego
ważne.
Mimo
tego wszystkiego, co się między nami wydarzyło. Chciałam, aby
udało mu się spełnić marzenia, jakim niewątpliwie był medal
wywalczony na ojczystej ziemi. Niestety moje ciche prośby nie
przynoszą oczekiwanych rezultatów o czym dobitnie świadczył jęk
zawodu większości kibiców znajdujących się na skoczni, gdy
Michael ląduje o kilka dobrych metrów bliżej od dotychczasowego
lidera. Nawet ja już wiedziałam, że jego szanse na dobry rezultat
spadły niemal do zera. Przez co, ogarnia mnie spory smutek.
Gdy
nadchodzi jednak kolej Halvora, całą swoją uwagę skupiam na nim.
Licząc, że przynajmniej do niego uśmiechnie się szczęście.
Kątem oka dostrzegam ogromne napięcie na twarzy Sophie. Byłam
pewna, że przeżywa to wszystko sto razy bardziej ode mnie. Gdy
Halvor w końcu wzbija się w powietrze. Czuję, jak Sophie odruchowo
łapie mnie za rękę, mocno ją ściskając. Jakby od tych kilku
następnych sekund, miał zależeć dalszy byt naszego świata.
-
O Boże, tylko nie to! - słyszę jej pełne rozpaczy i przerażenia
słowa, gdy po dość krótkim skoku, Halvor ma ogromne problemy przy
lądowaniu. Obydwie byłyśmy pewne, że to wszystko skończy się za
chwilę nieuniknionym upadkiem. Dziewczyna nie mogąc nawet na to
patrzeć, spuszcza głowę z oczami pełnymi łez. Będąc
najzwyczajniej w świecie przerażona.
-
Sophie, nic mu nie jest. Wyratował się, słyszysz! Niestety o
awansie do drugiej serii może raczej zapomnieć - jako pierwsza
wyrywam się z szoku. Mając wrażenie, że minęły wieki a nie
kilkanaście sekund. Staram się tym samym dotrzeć do znajdującej
się gdzieś daleko myślami przyjaciółki.
-
Nic mnie to nie interesuje. Najważniejsze, że jest cały i
zdrowy - słyszę jej wciąż roztrzęsiony głos.
-
Wiesz, że Halvor na pewno myśli inaczej - naprawdę mu współczułam.
W końcu sporo sobie obiecywał po tych mistrzostwach. Będąc w
życiowej formie. Tymczasem jedna z szans już przepadła. - Idź do niego. Na pewno przyda mu się twoje
wsparcie. Zresztą, nikt inny poza tobą do niego teraz nie dotrze.
Tylko ciebie posłucha - zachęcam ją widząc spore wahanie, czy
rzeczywiście powinna.
-
Masz rację. Poradzisz sobie? - kiwam na potwierdzenie głową. Po
chwili przyglądając się końcówce serii już z dużo mniejszym
entuzjazmem. Nie tak wyobrażałam sobie ten konkurs.
Po
zakończeniu zawodów, które to w głównej mierze padły łupem
reprezentacji Niemiec. Patrzę, jak trybuny powoli pustoszeją. Sama
także, miałam zamiar wybrać się na poszukiwania przyjaciół, gdy
nieoczekiwanie pochodzi do mnie znany mi już skoczek.
-
Cześć, Inge. Na szczęście udało mi się, jeszcze cię złapać.
Mogłabyś poświęcić mi minutkę? - uśmiecha się nikle w moim
kierunku. Zupełnie nie zrażony tym, że ostatnio dosyć niemiło go
potraktowałam.
-
W porządku. Przy okazji gratuluję całkiem dobrego wyniku - chwalę
Stefana. Starając się być po prostu miłą. Mając nadzieję, że
nie ma mi za złe ostatniego wybuchu.
-
Daj spokój. Moje skoki pozostawiały sporo do życzenia. To
zdecydowanie nie był mój dzień - macha lekceważąco ręką. -
Przejdę lepiej do rzeczy. Chciałbym cię prosić, abyś się ze mną
dzisiaj wieczorem spotkała. To naprawdę ważne. Zgodzisz się? -
całkowicie zaskakuje mnie jego prośba. Przecież byliśmy dla
siebie obcymi osobami.
-
Ja? - pytam głupio, wywołując u Stefana spore rozbawienie. - Ale
po co? - dopytuję, pełna wątpliwości.
-
Mam ci coś do opowiedzenia. Naprawdę nie zajmę ci wiele czasu -
nalega. Równocześnie pozostając tajemniczym.
-
Niech będzie - zgadzam się w końcu po dłuższym zastanowieniu.
Domyślając, że ma to pewnie związek z Michaelem.
-
Świetnie. W takim razie będę czekał gdzieś koło restauracji. Do
zobaczenia - mówi z zadowoleniem. Po czym odchodzi w tylko sobie
znanym kierunku. Pozostawiając mnie z masą pytań, na które nie
znałam odpowiedzi.
💟💟💟
23.02.2019
Czternasta
lokata jaka wyświetla się przy moim nazwisku tuż po zakończeniu
zawodów. Przyprawia mnie o ogromną dozę rozczarowania i goryczy.
Po raz kolejny, liczyłem na o wiele więcej niż udało mi się
uzyskać.
Gratulując
dzisiejszym uradowanym medalistą, czułem że zawiodłem. Nie dość,
że moje skoki, a zwłaszcza ten pierwszy był daleki od ideału, to
w dodatku nie potrafiłem właściwie się skoncentrować. Byłem zły
na siebie i cały otaczający mnie świat. To miał być w końcu
przełomowy dla mnie konkurs. Początek nowego i zdecydowanie
lepszego rozdziału w mojej karierze. Tymczasem skończyło się tak
jak zawsze podczas ostatnich kilkunastu miesięcy.
Rozglądam
się po otaczającym mnie tłumie osób, szukając tej jednej
jedynej, która stała oddalona ode mnie o kilkanaście dobrych
metrów. Z rozwianymi włosami i szczerym uśmiechem na ustach,
którym obdarzała norweskich zawodników. Zapewne zapewniając ich
przy tym, że następnym razem pójdzie im o wiele lepiej.
Oddałbym
wszystko, aby znaleźć się teraz na ich miejscu. Usłyszeć, że
mimo wszystko jest ze mnie dumna i jeszcze będzie dobrze.
Niczego
bardziej nie chciałem niż móc znów wpatrywać się w jej pogodną
twarz i rozmawiać godzinami o wszystkim i o niczym. Zapomnieć o
wszystkim i być przy niej po prostu sobą. Marzyłem, aby znowu
poczuć smak jej ust, zawsze pokrytych wyrazistą szminką, czy tak
po prostu bez żadnych przeszkód tulić ją do siebie.
Im
bardziej oddalaliśmy się od siebie z Inge tym moje uczucie do niej
stawało się silniejsze.
Dziś
z pełnym przekonaniem mogłem stwierdzić, że byłem w niej
beznadziejnie zakochany. Szkoda tylko, że sam zniszczyłem sobie
drogę do jej serca. Swoimi licznymi błędnymi decyzjami. Po
wczorajszym byłem pewien, że blondynka zwyczajnie nie chce mnie
znać. Wiele mogła mi wybaczyć, ale na pewno nie tych okrutnych i
niesprawiedliwych słów, jakie wypowiedziałem w jej kierunku. Do
tej pory nie wiedziałem, co mnie opętało. Na odwrócenie tego było
jednak stanowczo za późno.
-
Michael, nie martw się. Zobaczysz, że jeszcze osiągniesz sukces i
to szybciej niż myślisz. I tak możesz być z siebie dumny - z
rozmyślań wyrywa mnie radosny dobrze znajomy głos. Lisa tak jak
obiecała, była tu dzisiaj obecna. Specjalnie dla mnie. Poza moimi
rodzicami tylko ona w ogóle wykazała zainteresowanie moją osobą.
Za co byłem jej naprawdę bardzo wdzięczny.
-
Miło mi to słyszeć. Zwłaszcza od ciebie - byłem zdziwiony, że
po raz pierwszy zamiast wytykania błędów, tak po prostu
postanowiła mnie pocieszyć.
-
Ja naprawdę nie jestem jakimś potworem, jak pewnie sobie mnie
myślisz. Wiem, kiedy ktoś po prostu potrzebuje wsparcia.
Zwłaszcza, kiedy ty go potrzebujesz. Znam cię w końcu, jak nikt
inny - przytula się do mnie. Tym razem jednak nie odsuwam jej od
siebie. Przez chwilę czuję nawet, jakby wszystko między nami było
jak dawniej. Kiedy byliśmy ze sobą naprawdę szczęśliwi.
-
Dziękuje, Lisa. Za wszystko - szepczę cicho. Mocniej ją do siebie
przyciągając.
-
Nie ma za co. Chcę po prostu, żebyś był szczęśliwy, bo nadal mi
na tobie bardzo zależy - odsuwa się delikatnie ode mnie. Tylko po
to, aby zbliżyć swoją twarz do mojej. Wiedziałem do czego
zmierzała i choć zdawałem sobie sprawę, że nie ma to
najmniejszego sensu. Nie potrafiłem tego przerwać.
Chęć
zaznania czyjejś bliskości i oderwania od
dołującej rzeczywistości była silniejsza. Chciałem
choćby na kilka sekund zapomnieć o wszystkim. Dlatego też, gdy
tylko Lisa styka swoje usta z moimi. Odwzajemniam jej
pocałunek, nie zważając na nic. Nie przyjmuję się, że ktoś
może nas zobaczyć, a zwłaszcza Inge. Wszystko i tak już
zrujnowałem. Gorzej być nie mogło. Ona i tak nie chciała mnie
znać.
-
Kocham cię, Michi - dopiero ciche wyznanie Lisy, przynosi mi
otrzeźwienie. Odsuwam się od niej gwałtownie. Uświadamiając, że
popełniłem ogromny błąd. Doskonale wiedząc, że nigdy nie byłbym
w stanie ponownie jej pokochać. Na to było od dawna za
późno.
-
Przepraszam. To nie powinno było się wydarzyć - kręcę ze
zrezygnowaniem głową. Widząc wściekłość w oczach Lisy.
Narobiłem jej tylko niepotrzebnych nadziei.
-
Ale się wydarzyło. Chciałeś tego tak samo, jak ja. Widziałam to
w twoich oczach. Co się więc stało? - domaga się jakichś
wyjaśnień.
-
Lisa, ja po prostu zakochałem się w kimś innym - mimowolnie
spoglądam przed siebie. Ignorując jej zaszokowane spojrzenie.
-
Co takiego? Niby w kim? - pyta podniesionym i wściekłym głosem, co
i tak ignoruję. Szukam wzrokiem Inge, która wciąż stała w tym
samym miejscu. W dodatku w towarzystwie mojego rzekomego najlepszego
przyjaciela. Wywołując tym samym u mnie niemały szok. Coraz mniej
z tego wszystkiego rozumiałem. Powoli zaczynałem się gubić w
otaczającej mnie rzeczywistości. Którą przed chwilą sam
skomplikowałem wprost do niewyobrażalnych rozmiarów. Teraz
musiałem to wszystko jakoś odkręcić i to jak najprędzej, a
następnie przeprowadzić poważną rozmowę ze Stefanem i poznać
jego intencje względem najważniejszej dla mnie dziewczyny.
________
Obiecuję,
że to już ostatni taki przejściowy rozdział w najbliższym
czasie. Mam też nadzieję, że największy kryzys już za mną i na
dobre wracam do pisania.
Dziękuję,
że nadal ze mną jesteście. <333 To bardzo motywuje.