Seefeld
10.02.2019
Odstawiam
walizkę przy ładnej drewnianej szafie z lustrem, rozglądając
się z zadowoleniem po pokoju, w którym miałam spędzić następne
kilkanaście dni. Będąc pod sporym wrażeniem wystroju tego
wnętrza.
Przestronne
i jasne pomieszczenie z podstawowym wyposażeniem oraz gustownymi
ciemnymi dodatkami. Sprawiało przyjemne wrażenie, a całość
wyglądała bardzo przytulnie i zachęcająco. Było tutaj wszystko
czego potrzebowałam, a widok z okna od razu wynagrodził mi wszelkie
niedogodności, które wynikły podczas przebytej przeze mnie i
Sophie podróży.
-
Halvor naprawdę się postarał. Jest dużo lepiej niż sobie
wyobrażałam. Wręcz luksusowo - kładę się na niezwykle wygodnym
łóżku. Mając olbrzymią ochotę pójść spać. Byłam po prostu
wykończona. W dodatku aksamitna pościel wprost kusiła, aby uciąć
sobie chociażby drzemkę.
-
Nawet aż za bardzo. Tym razem stanowczo przesadził. Na tym piętrze
są same apartamenty. Pewnie doba kosztuje tutaj majątek. To
istne marnotrawstwo pieniędzy. Chyba go za to po prostu
zabiję. Mówiłam mu przecież tyle razy, że możemy zamieszać
gdzie indziej niż on. Mało tu dookoła hoteli? Ale co zrobić skoro
uparł się, abyśmy zamieszkały w tym samym hotelu, co większość
drużyn i sztabów. Przez co, wszystkie normalne pokoje są od dawna
zajęte - Sophie kręci z dezaprobatą głową. Jak zawsze ogromnie
wyczulona na względy finansowe. Co zresztą mnie nie dziwło po
tych wszystkich problemach z pieniędzmi, które jeszcze do niedawna
miała.
-
Daj spokój. Wiesz doskonale, że chciał dobrze. Dzięki temu
będziecie mieć dla siebie dużo więcej czasu. Oszczędzicie
sobie zbędnego nadkładania drogi. Poza tym, gdy ja pokryję
swoją część należności. To nie będzie, aż tak przerażająca
kwota - nie chciałam naciągać ich na takie koszta. Dlatego uparłam
się, że zapłacę połowę, mimo wielu protestów.
Nie
zdążam nawet dobrze zabrać się za rozpakowywanie swoich rzeczy,
gdy drzwi od pokoju niespodziewane otwierają się z głośnym
hukiem. Ukazując w nich doskonale znaną nam osobę.
-
W końcu jesteście. Nie mogłem się już doczekać - Halvor bez
zastanowienia porywa w swoje ramiona Sophie. Całując ją na
powitanie. W sekundę cały świat przestaje dla nich istnieć. Co
było normą w ich wykonaniu, gdy tylko nie widzieli się kilka dni.
-
Możecie chwilę poczekać z tym powitaniem? Jeszcze tu jestem -
mówię ze śmiechem, gdy widzę że nie mają się zamiaru od siebie
odkleić - macie dwie godziny. Potem wracam i idę spać, więc ma
cię tu wtedy nie być - ostatnie słowa kieruję do
Halvora. Wyraźnie ucieszonego, że będzie miał szansę pobyć
tylko z Sophie. Byłam pewna, że obydwoje z utęsknieniem wyczekują
na taką okazję. Choć w życiu by się do tego nie przyznali.
-
Inge, gdzie ty się wybierasz? Przecież nie musisz nigdzie wychodzić
- słyszę zapewnienia przyjaciółki, gdy zakładam na siebie
kurtkę.
-
Wiem, że nie muszę. Ale chcę się trochę rozeznać i
rozejrzeć po okolicy. Sprawdzić, co ciekawego tutaj mają.
Niedługo wracam. Tylko bądźcie grzeczni - żegnam się z
nimi ze śmiechem.
-
A ty się nie zgub - już zza drzwi dobiega mnie rozbawiony ton głosu
chłopaka i wyjątkowo zabawny pisk Sophie. Nawet nie chciałam
wiedzieć czym spowodowany. Oni byli po prostu niemożliwi.
Opuszczając hotel zastanawiam się, czy ja też kiedyś doświadczę tak pięknego uczucia, jak w wykonaniu tej dwójki. Z każdym dniem, coraz mocniej w to wątpiłam.
Opuszczając hotel zastanawiam się, czy ja też kiedyś doświadczę tak pięknego uczucia, jak w wykonaniu tej dwójki. Z każdym dniem, coraz mocniej w to wątpiłam.
Powolnym
krokiem, nigdzie się nie śpiesząc. Spaceruję po niewielkim, ale
bardzo urokliwym miasteczku. Otoczonym majestatycznymi Alpami, które
miałam okazję nareszcie zobaczyć na własne oczy.
Nie
mogłam wyjść z podziwu dla uroków tutejszej przyrody.
Otwarta przestrzeń oraz rozpościerające się na wiele kilometrów
polany, które w okresie letnim były na pewno idealnym miejscem
do spędzania wolnego czasu. Dodawały tylko niepowtarzalnego uroku
temu miejscu. Zachęcając do ponownych odwiedzin.
W
centrum natomiast, znajdowały się wąskie uliczki z położonymi
przy nich drewnianymi oraz murowanymi budynkami. Kusząc swoim
wyglądem do sprawdzenia, co takiego kryją w środku.
Już
teraz byłam pewna, że Seefeld znajdzie się na szczycie listy moich
ulubionych miejsc, które udało mi się zobaczyć.
Będąc
pod ogromnym wrażeniem okolicy, ani się nie obejrzałam, a udało
mi się okrążyć dookoła całe miasteczko. Co przyjęłam
z nieukrywanym rozczarowaniem, gdyż nie miałam pojęcia, co mam
zrobić z resztą czasu.
Dopiero,
gdy ponownie znajduję się w centrum Seefeld, gdzie panował
największy ruch. Mimo powoli zapadającego zmierzchu. Zaczynam
odczuwać skutki swojego dłuższego przebywania na dość pokaźnym
podczas tego popołudnia mrozie. Praktycznie nie czułam rąk,
które od dłuższego już czasu kurczowo trzymałam w
kieszeniach kurtki. Jeszcze mocniej pomstując na
swoje zapominalstwo i nie zabranie ze sobą rękawiczek.
Zbyt
długo się nie wahając, postanawiam wejść do jednej z kilku
kawiarni. Zachęcającej swoim wyglądem, aby trochę się rozgrzać
i spróbować tutejszej kawy, której od niepamiętnych lat byłam
wielką miłośniczką.
Przekraczam
próg ciepłego wnętrza. Niemal od razu wyczuwając aromat świeżo
zaparzonego espresso i różnorakich ciast, ładnie się
prezentujących w przeszklonej ladzie.
Jedynym
minusem był spory tłok panujący aktualnie w lokalu.
Praktycznie wszystkie stoliki były zajęte przez inne osoby, które
wpadły na podobny pomysł do mnie i postanowiły spędzić ten
wczesny wieczór w tym miejscu.
Rozglądam
się jednak z nadzieją po wnętrzu, zauważając w końcu jeden
wolny, znajdujący się tuż przy oknie stolik.
W
pośpiechu podążam w jego kierunku z uśmiechem. Zaczynając się
zastanawiać, co takiego zamówić z serwowanego tutaj menu, które
prezentowało się bardzo ładnie będąc wywieszonym na
jednej ze ścian.
Przez
swoją nieuwagę i pochłonięcie czytaniem angielskich odpowiedników
nazw ciast dopisanych obok tych niemieckich, za które byłam
ogromnie wdzięczna. Wpadam przez przypadek na nieznanego mi
mężczyznę. Zderzając się boleśnie z jego plecami. Tylko tego mi
brakowało, abym kogoś uszkodziła.
-
Najmocniej pana przepraszam. Zagapiłam się. Straszna gapa ze mnie -
chwytam się za bolący nos. Starając się tym samym, choć
trochę uśmierzyć ból.
-
Przykro mi, ale nie za wiele z tego zrozumiałem - poszkodowany
odwraca się w moją stronę wypowiadając zdanie płynnym
angielskim. Dopiero wtedy orientuję się, że zwróciłam się do
niego w ojczystym języku całkowicie zapominając, że nie
jestem przecież w Norwegii.
-
W takim razie podwójnie przepraszam. Jestem dziś strasznie
roztrzepana - podnoszę swój wzrok, spoglądając na twarz
nieznajomego. W sekundę tracąc zdolność mowy. Jeszcze nigdy nie
widziałam, aby ktoś uśmiechał się w tak zniewalający dla mnie
sposób. W dodatku jego oczy miały w sobie coś takiego, że nie
potrafiłam oderwać od nich swojego wzroku. Stałam więc tak na
środku kawiarni, jak ostatnia wariatka. Gapiąc się na niego, nie
potrafiąc zwyczajnie przestać.
-
Nic się nie stało. Każdemu mogło się zdarzyć - jako pierwszy,
postanawia przerwać to nasze wpatrywanie się w siebie nawzajem. Ja
wątpię, że byłabym w stanie to zrobić.
-
Tak. Na pewno. Mimo wszystko, jeszcze raz przepraszam - wyduszam z
siebie nieskładnie. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Coś
takiego zdarzyło mi się chyba po raz pierwszy w
życiu. Nigdy w końcu nie miałam, żadnego problemu z rozmową z
nieznanymi mi osobami. Natomiast sprawca mojego chwilowego zaćmienia.
Wyglądał na rozbawionego całą tą sytuacją, albo raczej
moim żałosnym zachowaniem. Miałam ochotę zapaść się
pod ziemię ze wstydu. Czy ja zawsze musiałam wpakować się w
jakieś żenujące sytuacje?
-
Udanego wieczoru - wymija mnie w końcu. Czym prędzej udaję
się więc w stronę wcześniej upatrzonego przez
siebie stolika. Starając schować w jego kącie. Mając wrażenie,
że wszyscy tu obecni byli świadkami mojej kompromitacji.
Czekając
na otrzymanie złożonego przeze mnie zamówienia. Które
kilka minut temu, przyjęła ode mnie sympatyczna kelnerka.
Wyglądam przez okno kawiarni wprost na dobrze oświetloną
ulicę. Starając się tym samym uspokoić swoje rozszalałe
emocje, których doznałam po spotkaniu z tym wyjątkowo przystojnym
blondynem. Staram się przywołać samą siebie do porządku. Jeszcze
kilka godzin temu zarzekałam się w końcu Sophie, że
daję sobie spokój z facetami, a teraz jestem w stanie myśleć
jedynie o tajemniczym nieznajomym. Którego nie znałam nawet
imienia. Zdecydowanie było ze mną coś nie tak.
-
Mam nadzieję, że w ramach rekompensaty pozwolisz mi się przysiąść
do twojego stolika. Jakoś nie bawi mnie perspektywa siedzenia przy
ladzie. Zwłaszcza nie z takim towarzystwem - wzdrygam się, słysząc
obiekt moich aktualnych rozmyślań. Wskazujący na jakąś parę,
która przesadnie klei się do siebie. Za nic mając, że znajdują
się w miejscu publicznym.
-
Jasne, proszę - patrzę, jak zajmuje miejsce naprzeciwko. Wpatrując
się we mnie z przeszywającym spojrzeniem. Które okropnie mnie
deprymuje. Dlatego też w pośpiechu spuszczam wzrok na blat
stolika, udając ogromne zainteresowanie leżącym na nim
serwetkach.
-
Zdradzisz mi, jak masz na imię? - po dłuższej chwili milczenia,
jakie między nami zapanowało. Zadaje mi pytanie, które wyraźnie
miało być wstępem do próby nawiązania jakiejś rozmowy
między nami. Sama nie wiedziałam, czy się z tego cieszyć.
Obawiając kolejnej kompromitacji.
-
Inge, a ty? - pytam, nie umiejąc powstrzymać swojej
ciekawości.
-
Michael. Miło mi cię poznać, Inge - wyciąga do mnie dłoń, którą
po krótkim zawahaniu lekko ściskam. Czując jak przebiega
mnie dreszcz. To zdecydowanie nie był dobry znak. Powinnam, jak
najszybciej opuścić to miejsce, ale coś mnie przed tym
powstrzymywało, a raczej ktoś.
-
Mi ciebie również - uśmiecham się w końcu w jego
kierunku. Starając udawać, że wcale nie zrobił na mnie
większego wrażenia.
-
Co cię tutaj sprowadza? Praca, urlop, czy może coś jeszcze innego?
- zastanawia się, wyraźnie zaciekawiony.
-
Można powiedzieć, że urlop. A tak właściwie to dotrzymuję
towarzystwa przyjaciółce. Uparła się podziwiać zmagania
Mistrzostw Świata z bliska. Mnie to w ogóle nie interesuje,
ale nie mogłam jej odmówić - mówię z grubsza. Nie wdając się
w żadne szczegóły. Zauważając przy okazji dziwne
poruszenie u mojego rozmówcy. Nie miałam pojęcia, skąd się ono
wzięło. Czyżby był zagorzałym fanem sportów zimowych?
-
Jesteś z Norwegii, czy może się mylę? - zmienia szybko
temat. Byłam pod sporym wrażeniem jego spostrzegawczości.
-
Skąd wiedziałeś? - zastanawiam się, co takiego mnie
zdradziło.
-
Poznałem po języku, którym się posłużyłaś. Mam do czynienia z
kilkoma osobami, które się nim biegle porozumiewają. Mimo że go
nie rozumiem, to trochę się go już osłuchałem - tłumaczy.
Byłam trochę zdziwiona tym faktem. W Austrii raczej nie
spotyka się na każdym kroku rodowitych Norwegów. Nie poświęcam
jednak dłużej temu uwagi. Uznając, że to nic istotnego.
Następne
minuty upływają nam na zwykłej i niezobowiązującej rozmowie,
która pozwala mi się poczuć zdecydowanie swobodniej w jego
towarzystwie. Już nie jąkałam się przy każdym wypowiedzianym
przez siebie słowie. Zaczęłam także kontrolować swoje inne
reakcje. Przestając robić z siebie niezrównoważoną dziewczynę,
która ma nie po kolei w głowie.
Opowiadam
między innymi Michaelowi o swojej ukochanej pracy grafika w jednej z
norweskich agencji reklamowych, jakiej w życiu nie
zamieniłabym na nic innego. Kochałam mieć możliwość dania się
ponieść swojej wyobraźni i tworzyć, coraz to nowsze i
kreatywniejsze pomysły.
-
Dosyć już o mnie. Od prawie godziny wyłącznie mówię i mówię.
Pewnie umierasz z nudów. Teraz twoja kolej. Zacznijmy może od tego
czym się zajmujesz? Kim jesteś, co?
Urzędnikiem, sprzedawcą, nauczycielem, artystą,
robotnikiem, a może lekarzem? - pytam. Zgadując na oślep, bardzo
ciekawa jego odpowiedzi. Nic, ani w jego zachowaniu, ani
wypowiedziach nie zdradzało, jaki może być wykonywany przez niego
zawód.
-
Niestety nie zgadłaś. Tak właściwe to wciąż szukam tego
idealnego dla siebie zajęcia. Interesuję się wieloma
dziedzinami. Na razie pracuję jako barman w jednym z tutejszych
hoteli - po dłuższej chwili milczenia w końca odpowiada. Nie
brzmiąc przy tym zbyt przekonująco. Jakby nie był do końca
pewny swojej odpowiedzi. - Pewnie liczyłaś na coś innego
i się rozczarowałaś - patrzę na niego z niezrozumieniem.
-
Nie, dlaczego? Przecież to na pewno ciekawa praca. Taka jak wiele
innych. Zawsze się w niej przynajmniej coś dzieje - wzruszam
ramionami. Nie rozumiejąc, dlaczego próbuje deprecjonować swój
zawód. - Zapewne znasz wiele zabawnych, ale i niestety dość
przykrych historii. Jesteś w końcu idealnym powiernikiem
dla ludzi, którym akurat się nie wiedzie - sama coś o tym
wiedziałam. Podczas związku z Niklasem, gdy przez swoje fatalne
wybory nie miałam nikogo bliskiego. Często sama żaliłam się
przypadkowym osobom, stojącym za barem. Gdy podczas swoich kilku
największych chwil słabości, próbowałam utopić smutki w
alkoholu.
-
To prawda, ale nie chcę o tym mówić. Wiesz, tajemnica
zawodowa - mruga do mnie porozumiewawczo, zmieniając
równocześnie szybko temat na inny. Czułam, że jego praca z
jakiegoś nieznanego mi powodu to nie najlepszy temat
do naszej rozmowy.
Gdy
ruch w kawiarni stopniowo maleje, a stolik po
stoliku powoli pustoszeją. Uświadamiam sobie, że zrobiło
się późno i powinnam wracać do hotelu. W końcu powiedziałam
Sophie, że niedługo będę. W dodatku zostawiłam telefon w pokoju
na ładowarce. Nie miałam więc sposobu, aby się z nią
skontaktować.
-
Bardzo miło mi się z tobą rozmawia, ale niestety muszę się
zbierać. Inaczej przyjaciółka zacznie się w końcu o mnie martwić
- nie chciałam rozstawać się z Michaelem, ale nie miałam
zwyczajnie wyjścia. Ten miły wieczór, musiał kiedyś dobiec
końca.
-
W takim razie cię odprowadzę. Nie powinnaś chodzić sama o tak
późnej godzinie. Niby jest tu bezpiecznie, ale lepiej nie kusić
losu - mimo że znaliśmy się od kilku godzin, ochoczo na to
przestaję. Podświadomie czułam, że można mu ufać. Poza tym,
każda dodatkowa minuta w jego towarzystwie, napawała mnie
sporą radością.
-
To tutaj - zatrzymuję się przed hotelem, na który spogląda z
niedowierzaniem i nerwowością - coś nie tak? Tylko mi nie
mów, że to tutaj pracujesz - zaczynam się śmiać. Nie mając nic
przeciwko takiemu zbiegowi okoliczności. Byłabym z
niego nawet bardzo zadowolona.
-
Nie. Oczywiście, że nie. Po prostu to jeden z najlepszych hoteli
tutaj i... Zresztą nie ważne - chłopak z minuty na minutę,
zaczynał się coraz dziwniej zachowywać. Choć nie miał
do tego żadnych powodów. Nic z tego nie rozumiałam.
-
Nie bój się. Nie jestem żadną rozkapryszoną panienką, która
żyje w luksusie. Tutaj znalazłam się właściwie przez przypadek,
ale to nie opowieść na teraz. Dla mnie status materialny naprawdę
nie ma znaczenia - staram się go uspokoić. Podejrzewając, że może
o to w tym wszystkim chodzi i dlatego jest taki tajemniczy.
-
Miło to słyszeć. Przepraszam, ale muszę już iść. Mam
nadzieję, że do zobaczenia - żegna się ze mną. Znikając w
mgnieniu oka, jakby był tylko wytworem mojej wyobraźni.
-
Do zobaczenia - odpowiadam sama do siebie. Kierując się do wejścia
do hotelu. To wszystko było bardzo dziwne.
-
Inge, nareszcie jesteś. Miałam już zaraz iść cię szukać. Gdzie
ty się podziewałaś? - nie zdążam nawet dobrze zamknąć
za sobą drzwi od pokoju, a natrafiam na wyraźnie zdenerwowaną
Sophie.
-
Przecież mówiłam, że idę pozwiedzać. Nie potrzebnie się
martwiłaś - staram się ją uspokoić.
-
Ale miałaś wrócić za dwie godziny, a nie za pięć - nie
sądziłam, że aż tak długo mnie nie było. Czas w dobrym
towarzystwie, jak zawsze płynął dwa razy szybciej.
-
Trochę zasiedziałam się w kawiarni. Mają w niej świetne
słodkości. Jutro musimy się do niej wybrać. Zobaczysz,
będziesz zachwycona - mówię, spoglądając na dziewczynę. Co
okazuje się dużym błędem.
- Czekaj,
czekaj. Ja doskonale znam ten błysk w twoich oczach! Albo więc
była gdzieś jakaś gigantyczna wyprzedaż ubrań, albo poznałaś
kogoś interesującego. W to pierwsze wątpię, więc mów
szybko kim on jest - uśmiecha się do mnie z zadowoleniem.
Bezbłędnie odczytując, co zatrzymało mnie aż na tak długo w
centrum miasteczka. Czasem miałam wrażenie, że Sophie po prostu
umie czytać w myślach.
-
Naprawdę nie ma o czym mówić. Lepiej opowiedz, czy daliście się
już poznać z Halvorem naszym tymczasowym sąsiadom i nie wymarzłam
się na darmo. Dobrze było? - chichoczę, zauważając jej rumieńce
zawstydzenia, które były jednoznaczną odpowiedzią.
-
Inge, w tej chwili przestań i nie próbuj zmieniać tematu! Ale jak
już musisz wiedzieć to bardzo dobrze - Sophie uśmiecha się
sama do siebie, równocześnie nie dając się zwieść.
Siada po turecku na swoim łóżku. Patrząc na mnie z wyczekiwaniem.
Ciekawość wprost ją zżerała.
-
Dobrze, powiem ci. Tylko się ze mnie nie śmiej - kapituluję.
Zaczynając opowiadać jej wszystko ze szczegółami. Wiedząc, że
jako jedynej mogę się zwierzyć ze wszystkich moich odczuć i
zaufać, że nikomu o tym nie powie.
-
I tak po prostu sobie poszedł? Bez wymienienia się numerami, czy
umówienia na kolejne spotkanie? A ty na to pozwoliłaś? -
oburza się końcem mojego spotkania z Michaelem. Sama także
zaczynam czuć spore rozczarowanie. Najprawdopodobniej już nigdy
więcej się z nim nie spotkam.
-
Widocznie nie jestem dla niego na tyle interesująca, aby chciał
rozwinąć naszą znajomość. Zresztą, może to i lepiej. Przecież
to nie ma żadnego sensu. Za chwilę wrócimy do Norwegii, a on tutaj
zostanie. Lepiej się więc w nic nie angażować, nawet w zwykłą
znajomość, bo nie ma to najmniejszej racji bytu - staram się
myśleć racjonalnie. Mimo to, nie potrafię się pozbyć dziwnego
poczucia zawodu.
-
Może i nie ma, ale nie zmienia to faktu, że coś między wami
zaiskrzyło - z tym akurat musiałam się zgodzić. Dawno już nie
doświadczyłam czegoś takiego, jak dzisiaj. To było
równocześnie ekscytujące, jak i przerażające.
-
Dajmy temu spokój. Było miło, ale się skończyło. Padam z nóg.
Idę wziąć kąpiel i spać - zabieram swoje rzeczy. Zamykając się
w dużej i wygodnej łazience. Przed oczami mając jednak nadal
uśmiech Michaela i jego hipnotyzujący mnie wzrok.