czwartek, 30 stycznia 2020

Rozdział 14




28.02.2019


Szukam w pośpiechu swojej bluzy, która zapodziała się gdzieś pod pokaźną stertą moich i Stefana rzeczy. Jak na złość ani myśląc się odnaleźć. Nie chciałem, aby Inge na mnie zbyt długo czekała. Dobrze już przecież wiedziałem, jak irytował ją brak punktualności. Była na tym punkcie strasznie przewrażliwiona. Odrzucam więc na bok kolejne ubrania, nie mając pojęcia, skąd się ich tyle tutaj w ogóle wzięło. Coraz mocniej się przy tym niecierpliwiąc. Nadal jednak nie odnajdując tego, co było mi potrzebne.


- Stefan, mógłbyś mi pomóc, a przy okazji trochę tu posprzątać? Jestem już spóźniony - upominam przyjaciela, który ani myślał oderwać wzroku od swojego laptopa. Od dobrej godziny był pochłonięty do reszty, zapewne jakimś kolejnym serialem. Gdy tylko miał trochę wolnego czasu. Mógł je oglądać dzień i noc. Tracąc przy tym całkowity kontakt z rzeczywistością.
- Daj spokój, Michi. Inge nie przestanie cię kochać, jak spóźnisz się kilka minut. Po co panikujesz? - wzrusza ramionami. Nic sobie nie robiąc z mojej prośby. - A sprzątać się nie opłaca. Za trzy dni i tak trzeba będzie to wszystko spakować. Powoli czas wracać, przynajmniej na chwilę do domu. Nie mogę się już doczekać - usłyszane słowa pogarszają mój i tak nie najlepszy dziś nastrój. Na samą myśl o nieuchronnie nadchodzącym rozstaniu z Inge, czułem się fatalnie. Nie potrafiłem nawet wyobrazić sobie tej chwili, gdy będę musiał się z nią pożegnać i wrócić do swojej codzienności, w której nie będzie jej namacalnej obecności. Świadomość jej coraz bliższego powrotu do Norwegii była dla mnie po prostu przerażająca. - Poza tym, czy naprawdę musicie znowu gdzieś wychodzić? Nie możecie spędzić tego wieczoru tutaj, razem ze mną? Ostatnio świetnie się w końcu we trójkę bawiliśmy - patrzy na mnie błagalnie. Chcąc, abym uległ i zaprosił dziewczynę do nas. W ciągu ostatnich dni nawiązała się między nimi spora nić sympatii ku mojemu zadowoleniu. Teraz mogłem być przynajmniej spokojny, że nie będę znów postawiony między młotem a kowadłem, jak podczas związku z Lisą. Podczas którego musiałem bardzo często wybierać pomiędzy dziewczyną a przyjacielem.
- Chyba ty z Inge dobrze się bawiłeś. Ja tylko siedziałem i próbowałem zrozumieć, o czym wy w ogóle mówicie i co jest dla was takie zabawne - kiedy tylko Stefan dowiedział się, że Inge także jest nałogową fanką oglądania seriali i to w dodatku w większości tych samych co on. Przez dobrą godzinę wymieniali się opiniami i własnymi spostrzeżeniami odnośnie bohaterów, czy aktorów ich grających. Zupełnie nie zwracając przy tym na mnie, nawet najmniejszej uwagi. Czułem się przez to jak piąte koło u wozu.
- Nie moja wina, że Inge jako jedna z nielicznych osób ma taki sam gust, jak ja i w dodatku rozumie moje poczucie humoru - odpowiada mi zadowolony. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że dziewczynę naprawdę bawiły te bezsensowne i często hermetyczne żarty Stefana, których ja za nic nie rozumiałem. Nadal zadziwiała mnie w najbardziej niespodziewanych momentach. Udowadniając tym samym, że muszę się o niej, jeszcze wiele dowiedzieć - To jak będzie? Zostajecie? Mnie też przyda się trochę towarzystwa. Michael, nie bądź taki - stara się mnie przekonać.
- Nie ma mowy. Jak brakuje ci towarzystwa, to idź do chłopaków. Na pewno będą zachwyceni, gdy zaszczycisz ich swoją obecnością. Nam z Inge zostało i tak niewiele wspólnego czasu. Mam więc zamiar go w pełni wykorzystać. Zresztą, muszę z nią w końcu porozmawiać o tym, co będzie z nami dalej - ogromnie bałem się tej rozmowy, choć wiedziałem, że jest nieunikniona. Musieliśmy się jednak nareszcie przekonać na czym stoimy.


- Jeszcze tego nie zrobiłeś? Zwariowałeś? Dlaczego ty zawsze odkładasz tak ważne sprawy na ostatnią chwilę? Gdybym to ja był na twoim miejscu, Inge już by szukała mieszkania w Austrii - ostatnie zdanie wypowiada ze śmiechem. Obydwaj dobrze wiedzieliśmy, że to na razie nierealne. Było na to o wiele za wcześnie, a dziewczyna była za bardzo przywiązana do swojego ojczystego kraju, aby ot tak go porzucić.
- Zwlekałem, bo nie chciałem psuć nam tych wspólnych dni. Wszystko tak świetnie się na razie między nami układa. Poza tym Inge też nie próbowała zaczynać tego tematu - mówię zgodnie z prawdą. Norweżka jak ognia unikała jakiejkolwiek rozmowy o naszej przyszłości. Żyjąc wyłącznie teraźniejszością. W dodatku nadal nie padły między nami żadne deklaracje, co wcale dobrze nie wróżyło. O ile ja byłem pewny swoich uczuć, o tyle myśli i odczucia Inge nadal pozostawały nieodgadnioną dla mnie zagadką.
- Pewnie czeka na jakąś inicjatywę z twojej strony. Przecież na kilometr widać, że bardzo jej na tobie zależy. Dlatego odważ się w końcu i przede wszystkim powiedz, co do niej czujesz. Wiem, że wasza sytuacja nie jest łatwa, ale na pewno uda się to wszystko jakoś ze sobą pogodzić - Stefan stara się mnie pocieszyć, za co byłem mu wdzięczny. Przynajmniej on wierzył, że mimo tych wszystkich czekających na nas przeciwności mamy z Inge szansę na szczęśliwy finał.


- Naprawdę chciałbym być takim optymistą jak ty. Boję się jednak, że nie podołamy. Skoro mi już zaczyna powoli jej brakować - nie zamierzałem ukrywać przed przyjacielem swoich wątpliwości. Dobrze wiedziałem, że prowadzenie z dziewczyną jakiejkolwiek relacji na odległość będzie nie lada wyzwaniem. Wymagającym ogromu cierpliwości i poświęcenia z naszej strony.
- Wiadomo, że na początku nie będzie łatwo, ale jeśli naprawdę się kochacie, to przetrwacie nawet najgorsze chwile zwątpienia. Wiem, że łatwo się mówi, ale nie zamartwiaj się na zapas. Przecież zobaczycie się znowu za niecały tydzień - przypomina. Chyba po raz pierwszy, aż tak cieszyłem się na zawody rozgrywane w Norwegii.
- Gorzej z tym, co będzie potem - kręcę z lekkim zrezygnowaniem głową.
- Idź już lepiej i przestań z tym swoim czarnowidztwem. A bluzę masz na fotelu, ty najbardziej spostrzegawczy człowieku pod słońcem - wskazuje na stojący po drugiej stronie pokoju fotel. Śmiejąc się z mojego gapiostwa - Tylko wróć o jakiejś przyzwoitej godzinie. Przypominam, że mamy jutro konkurs.
- Dzięki za przypomnienie, przecież sam na pewno bym o tym zapomniał. Co ja bym bez ciebie zrobił? - ironizuję, biorąc swoją zgubę. Z zamiarem opuszczenia pokoju.
- Marnie byś zginął - Stefan odgryza się z dumą w głosie.
- Bez wątpienia - wychodzę, kończąc tę bezsensowną dyskusję. Nie mogąc się już doczekać zobaczenia z Inge.


Podążam w pośpiechu w stronę recepcji, gdzie uprzednio umówiłem się z Norweżką. Przy okazji kasując stos nieodebranych połączeń i wiadomości od Lisy, która nalegała w nich na spotkanie ze mną. Na co nie miałem najmniejszej ochoty. Nie zamierzałem tym razem ulegać dziewczynie. Nie widząc w tym żadnego sensu. Dla mnie wszystko było od dawna jasne. Miałem więc nadzieję, że prędzej czy później, także Lisa pogodzi się z tym, że między nami wszystko jest od dawna skończone i sobie zwyczajnie odpuści, zwłaszcza po naszym ostatnim spotkaniu. Musiała w końcu zrozumieć, że to nie ją kocham.


- Wiem, że się spóźniłem. Dlatego już na wstępie przepraszam, ale to przez Stefana - uśmiecham się przymilnie, podchodząc bliżej do zniecierpliwionej Inge. Następnie mocno ją do siebie przytulam. Wdychając zapach jej świetnie znajomych mi już perfum.
- Powiedzmy, że zostanie ci to wybaczone, jeśli zabierzesz mnie na dobre ciasto. Mam straszną ochotę na coś słodkiego - odsuwa się ode mnie, całując lekko w policzek.
- Nie ma sprawy. Najpierw jednak muszę się z tobą porządnie przywitać. Od rana nie miałem takiej okazji - nie zwracając na nic większej uwagi. Wpijam się w usta Inge. Obdarzając ją długim pocałunkiem, który od razu odwzajemnia. Uwielbiałem te momenty bliskości między nami, kiedy wszystko inne traciło na znaczeniu.
- Wystarczy tego dobrego. Idziemy? - jako pierwsza przerywa pocałunek. Następnie łapie mnie za rękę. Ciągnąć w stronę wyjścia z hotelu.
- Chodź, mój ty łasuchu, bo jeszcze wykupią wszystkie słodycze w okolicy - śmieję się z jej małej słabości.
- Jak mnie nazwałeś? - Inge posyła mi groźne spojrzenie. - Poza tym to ty wykorzystujesz moją słabość do słodyczy. Ciągle mnie nimi kusisz, zabierając w te wszystkie wspaniałe miejsca - oburza się. Nie potrafi jednak zbyt długo zachować powagi i sama zaczyna się głośno śmiać. Uwielbiałem w niej ten dystans do swojej osoby i że potrafiła śmiać się sama z siebie.


Spacerujemy między lekko zatłoczonymi podczas tego wieczoru uliczkami. Rozmawiając o powoli dobiegającym końca dniu oraz niedawno zakończonych kwalifikacjach, które okazały się dla mnie całkiem przyzwoite. Ciesząc się po prostu swoim wzajemnym towarzystwem. Identycznie jak podczas tych wszystkich minionych dni, kiedy to spędzaliśmy ze sobą niemal każdą wolną chwilę. Odwiedzając przeróżne miejsca. Za każdym razem doskonale się przy tym bawiąc. Chciałem pokazać Inge wszystkie uroki tego miejsca i zarazić miłością do Austrii. Licząc, że w przyszłości łatwiej mi będzie namówić ją do zostania na dłużej.


- Ile tak właściwie mamy dziś czasu? - pyta jak zawsze, chcąc dostosować się do mnie. Przytulając się następnie mocniej do mojego boku.
- Wystarczająco, abyś spróbowała naszego specjału jakim jest Tort Sachera. Podobno nie ma lepszego w okolicy niż ten serwowany w tym miejscu - wskazuję na małą cukiernię oddaloną o kilka metrów od nas. - Oczywiście najlepszy jest w Wiedniu, ale na razie ten musi wystarczyć. Przynajmniej, gdy już kiedyś cię tam zabiorę, będziesz miała porównanie - mimowolnie zaczynam sobie wszystko planować. Mając nadzieję, że uda mi się zrealizować te plany.
- Masz zamiar zabrać mnie do Wiednia? - Inge przypatruje mi się z uwagą, a w jej oczach dostrzegam dobrze mi znany błysk ekscytacji.
- Tam i w tysiące innych miejsc. Zabiorę cię, choćby na koniec świata, gdy tylko będziesz tego chciała. Dla ciebie jestem gotów na wszystko - między nami zapada cisza. Wpatrywaliśmy się w siebie porozumiewając samymi spojrzeniami, które były bardzo wymowne. Czułem, że to właśnie był idealny moment na wyznanie jej swoich uczuć - Inge, kocham...kocham czas spędzony z tobą - z niewiadomego nawet dla samego siebie powodu, rezygnuję w ostatniej chwili. Psując cały podniosły nastrój.
- Też uwielbiam momenty, gdy jesteśmy razem. Przy nikim nie czułam się lepiej. Jesteś wspaniały - zapewnia. Miałem jednak wrażenie, że była rozczarowana moimi wcześniejszymi słowami. Zapewne nie to chciała ode mnie usłyszeć. - Wchodzimy? - zastanawia się, gdy stajemy przed wejściem do dość ładnie urządzonego wnętrza cukierni.
- Zapraszam - przepuszczam ją w drzwiach. Starając wziąć w garść i przestać rozpamiętywać swój kolejny unik przed powiedzeniem tych dwóch najważniejszych słów. Przez swoje tchórzostwo, straciłem kolejną doskonałą okazję.


- Jakie to jest dobre. To prawdziwa poezja smaku - Inge przymyka oczy, rozkoszując się następnym kawałeczkiem czekoladowego tortu. - Żałuj, że nie możesz tego spróbować.
- Przeżyję. Poza tym dobrze wiesz, że nie jestem przesadnym fanem słodyczy, a już zwłaszcza czekolady - zapewniam po raz kolejny. Wcale nie żałując braku deseru.
- Wiem i nadal się temu bardzo dziwię. Czekolada jest przecież dobra na wszystko i nigdy cię nie zawiedzie - rozmarza się. Z brudnymi od ciasta kącikami ust wyglądała przeuroczo. - Nikt mi też nie powie, że porządna tabliczka czekolady nie jest lepsza od kiepskiego seksu - krztuszę się pitą herbatą. Zupełnie nieprzygotowany na usłyszenie czegoś takiego.
- Ale mam nadzieję, że tylko od kiepskiego? - upewniam się, przypatrując Inge z uwagą.
- Owszem, ale mnie bardzo trudno zadowolić - zniża swój głos do szeptu, okręcając na palcu nieśpiesznie kosmyk swoich włosów. Uśmiechając się przy tym niewinnie. Jawnie mnie prowokując. Robiła to zresztą niemal codziennie. Miałem wrażenie, że testuje moją wytrzymałość.
- Czeka mnie więc spore wyzwanie - nie mając zamiaru pozostać dłużnym. Dotykam jej kolana, które praktycznie stykało się z moim, nieśpiesznie zaczynając swoją wędrówkę po nim w górę. Na co Inge wstrzymuje oddech i cała się spina. Czym wzbudza moje spore rozbawienie.
- Jesteśmy w miejscu publicznym - mówi z ledwością, próbując zrzucić moją rękę i powstrzymać się od jęku przyjemności.
- Trzeba było mnie nie prowokować - rzucam znaczące spojrzenie. Po czym zabieram swoją dłoń z uśmiechem triumfu na twarzy.


- Może skusisz się na jeszcze jeden kawałek? - proponuję. Dopijając powoli swoją herbatę. 
- Z chęcią, ale niestety muszę odmówić. Przez nasze wspólne wieczory spędzone w takich miejscach i tak będę musiała przejść na porządną dietę po powrocie do domu - spogląda na siebie z mocno krytycznym spojrzeniem. 
- Stanowczo przesadzasz. Dla mnie jesteś prześliczna i idealna - staram się wyprowadzić ją z błędu. 
- Twoja opinia nie jest za grosz obiektywna i się nie liczy. Powiesz mi wszystko, co tylko chcę usłyszeć - nic sobie nie robi z moich słów. Uważając, że jak zawsze wie lepiej. Czasami była okropnie uparta. 


Po zamówieniu dla nas, jeszcze po jednej herbacie. Dobrze wiedziałem, że nadszedł najwyższy czas, aby poruszyć niewygodny dla nas obojga temat.
- Inge, nie chcę psuć nam nastroju. Musimy jednak porozmawiać o tym, co będzie dalej, jak już Mistrzostwa dobiegną końca i coś ustalić. Jakoś zaplanować nasz dalszy kontakt, bo będziemy go mieć, prawda? - patrzę na nią uważnie, chcąc się upewnić.
- Michi, naprawdę teraz chcesz o tym rozmawiać? Wiesz, że to wszystko jest strasznie trudne i skomplikowane - na twarzy dziewczyny pojawia się spory grymas niezadowolenia. W sekundę traci też dobry humor.
- Wiem, właśnie dlatego nie chcę z tym dłużej zwlekać. Zostały nam dwa pełne dni do wyjazdu. Muszę wiedzieć na czym stoję, bo ta niepewność mnie wykańcza - nie odpuszczam. W dodatku mam wrażenie, że przez chwilę Inge chce coś wtrącić, ale szybko z tego rezygnuje.
- Ale ja naprawdę nie wiem, co mam ci powiedzieć. Nie mam pojęcia, jak to wszystko ze sobą pogodzić. Twoją karierę, moją pracę i tę cholerną odległość, która nas dzieli. Tęsknota za sobą stanie się nie do wytrzymania. To będzie jakiś koszmar - kręci bezradnie głową. - Boję się, że gdy wrócimy do swojej codzienności, wszystko pryśnie jak bańka mydlana - głos Inge był przepełniony smutkiem i brakiem większej wiary w powodzenie naszej wspólnej przyszłości.
- Jesteśmy w tym razem. Poradzimy sobie, obiecuję - zapewniam ją, ściskając mocno jej dłoń leżącą na stoliku.
- Wiesz, że będziemy się widywać ledwie przez kilka dni w roku? Myślisz, że ile coś takiego wytrzymamy? - Inge odwraca wzrok w stronę okna. Unikając mojego wzroku.
- Zdaję sobie z tego sprawę. To jednak tylko przejściowe. Przecież za jakiś czas, gdy będziemy już zupełnie pewni, że to jest właśnie, to czego chcemy. Wszystko się zmieni. Wiesz, że zawsze znajdzie się tutaj dla ciebie miejsce - nie zamierzałem kiedykolwiek nalegać na Inge w kwestii przyszłej przeprowadzki do Austrii. Dobrze wiedząc, jak trudna będzie to dla niej decyzja. Musiałem być w tej kwestii niezwykle delikatny.


- Naprawdę w to wierzysz? Wiesz, że związki na odległość to te, które najczęściej się rozpadają? - była sceptycznie nastawiona do moich zapewnień. Nie umiejąc się pozbyć swoich uprzedzeń.
- Ale nasz będzie wyjątkiem, słyszysz? - miałem zamiar walczyć, choćby nie wiem, jak trudne by to było. Inge zdecydowanie była tego warta.
- Nasz? - łapie mnie za słówko. - Michael, kim my tak właściwe dla siebie jesteśmy? - tym razem chciała ode mnie jednoznacznej deklaracji.
- A jak myślisz? Skoro zachowujemy się jak para, to chyba czas naprawdę się nią stać. Co ty na to? - z narastającym zdenerwowaniem czekam na odpowiedź dziewczyny.
- Chociaż to kompletne szaleństwo. Jestem, jak najbardziej za - po kilkunastu sekundach, trwających dla mnie wieczność. Słyszę w końcu to na co czekałem od dawna. Inge uśmiecha się do mnie ze szczęściem wprost wypisanym na twarzy. Niczego więcej nie potrzebowałem.


Późnym wieczorem wracamy do hotelu. Przepełnieni radością i nadzieją na to, że nowy etap w jaki weszła nasza relacja, okaże się tym czego szukaliśmy przez całe swoje dotychczasowe życie. Zapewniający nam w końcu poczucie szczęścia i upragnionej stabilności. Mimo że, wciąż bardzo krótko znałem Inge. Chciałem wierzyć, iż to właśnie ona jest tą jedyną, z którą będzie mi dane stworzyć coś trwałego i nierozerwalnego.
- Naprawdę musimy się już rozstać? - protestuję, gdy znajdujemy się przed zamieszkiwanym przeze mnie pokojem. - Może jednak dasz się namówić i wejdziesz. Pozbędziemy się gdzieś Stefana - proponuję po raz któryś z rzędu. Nie chcąc się z nią pożegnać.
- Zapomnij. Jutro przed tobą ważny dzień. Masz się porządnie wyspać i wypocząć - jest nieprzejednana.
- Przy tobie dużo lepiej bym wypoczął - przyciągam ją do siebie.
- Już to widzę. Skoro nawet teraz nie umiesz trzymać rączek przy sobie. Dobranoc, Michi - całuje mnie z zamiarem odejścia, ale jej na to nie pozwalam.
- Niech będzie, że się zgadzam. Ale pod warunkiem, że jutro po zawodach zarezerwujesz czas tylko dla mnie. Proszę - to była praktycznie ostatnia szansa, abyśmy mogli spędzić kilka godzin wyłącznie ze sobą. Ostatni dzień będzie na to zbyt zabiegany i szalony.
- Jesteś pewien, że chcesz spędzić go tylko ze mną? A jeśli jutro wygrasz i nie będziesz mógł się odpędzić od tłumu chętnych do świętowania? - droczy się ze mną.
- Nawet, gdybym jutro został Mistrzem Świata, to jesteś jedyną osobą, z którą chcę przeżyć ten wieczór - mówię zupełnie poważnie. Będąc zupełnie pewnym swoich słów.
- Nie mogłabym więc odmówić - uśmiecha się do mnie w ten wyjątkowy sposób, którym od pierwszego spotkania mnie urzekła.
- Do zobaczenia rano - całuję ją jeszcze raz na pożegnanie. 
- Do zobaczenia - słyszę, jeszcze zanim przekroczę próg pokoju. 





💟💟💟





Z ogromnym natłokiem myśli w głowie wracam do swojego pokoju. Czując się jednocześnie przeszczęśliwa z powodu dzisiejszego przebiegu wieczoru, jak i okropnie z faktem, że nie wyprowadziłam Michaela z błędu odnośnie dnia mojego powrotu do domu. Choć próbowałam, nie potrafiłam mu powiedzieć, że jutrzejszy dzień jest moim ostatnim tutaj, a na pojutrze wcześnie rano wraz z Sophie mamy zarezerwowane bilety na lot do Norwegii. Jak od samego początku było ustalone. Na wszelkie możliwe sposoby starałam się odciągnąć nasze pożegnanie. Dobrze wiedząc, że to ponad moje siły. Zbyt mocno się przywiązałam do Michaela i nie miałam pojęcia, jak będę funkcjonować bez jego codziennego widoku, spotkań i wielogodzinnych rozmów. 



Ostatnie dni przypominały jakąś przepiękną bajkę, która powoli dobiegała końca. Nieubłaganie nadchodził czas zmierzenia się z brutalną rzeczywistością, która nie rysowała się w pozytywnych barwach. Już teraz zaczynałam tęsknić za Michaelem, mimo że był obok mnie. Jak więc będę się czuć, gdy znajdę się w domu? Oddalona od niego o tysiące kilometrów. Nawet wszystkie usłyszane od niego dziś zapewnienia, że znajdziemy jakieś rozwiązanie. Były dla mnie nieprzekonujące. Zwłaszcza że od zawsze znajdowałam się w grupie zagorzałych przeciwników związków na odległość. Uważając, że nie mają one najmniejszego sensu. Jak na ironię sama się właśnie w taki wplątałam. Znajdując przez to na zupełnie nieznanym dla mnie dotychczas gruncie. 


- Sophie, już jestem - wchodzę do naszego pokoju. Nie zauważając w nim żywego ducha. Zdezorientowana nieobecnością przyjaciółki, udaję się do łazienki, zauważając uchylone drzwi. Natykając się w niej na dziewczynę, biorącą właśnie pokaźną ilość tabletek, które popija sporą ilością wody. Nic z tego nie rozumiałam. Nie wiedziałam nic w końcu o tym, żeby zażywała jakieś lekarstwa. Dlaczego było ich też, aż tyle? 
- Tak wcześnie wróciłaś? - odwraca się gwałtownie w moją stronę lekko zdenerwowana. Uciekając wzrokiem ode mnie. Zapewne z powodu tego, co zobaczyłam. 
- Co to za leki? - pytam, wskazując na opakowania, na których nie mogłam niestety dostrzec żadnej wyraźnej nazwy. - Dolega ci coś poważnego? Powiedz mi prawdę - nalegam. 
- Jasne, że nie. To zwykłe witaminy na poprawę odporności, które od dawna przyjmuję i proszki przeciwbólowe. Boli mnie trochę głowa - zbiera w pośpiechu opakowania z umywalki, wrzucając je do kosmetyczki. Zabierając ją następnie poza zasięg mojego wzroku. Sophie brzmiała naprawdę przekonująco. Nie miałam też większych powodów, aby jej nie wierzyć. W końcu w ostatnich dniach znów czuła się dobrze i nic nie wskazywało na to, żeby jej osłabienie nie wynikało wyłącznie z przemęczenia. Coś jednak wciąż nie dawało mi spokoju. 


- Już się pakujesz? - wskazuję na otwartą i powoli zapełniającą się walizkę dziewczyny. 
- Wiesz, że nie lubię zostawiać niczego na ostatnią chwilę. Jutro zresztą może nie być na to za dużo czasu - składa kolejne ubrania na pokaźny stosik. - Inge, ja muszę wracać. Therese w końcu sama nie poradzi sobie z tym przyjęciem, ale ty możesz zostać. Na pewno da się jeszcze przebukować twój bilet - sama też rozważałam już tę opcję kilkukrotnie.
- To bez sensu. Jeden dzień nic mi nie da. W poniedziałek i tak muszę się przecież pojawić w pracy - nie zamierzałam niczego zmieniać i jedynie przyciągać nieuniknionego. 
- Więc co się dzieje? Widzę przecież, że coś cię gnębi - Sophie niemal natychmiast zauważa, że nie wszystko jest w porządku. 
- Michael zaproponował mi dziś związek, a ja się zgodziłam, bo nie potrafiłam, a już na pewno nie chciałam odmówić - wypowiadam na jednym tchu. 
- To cudownie. Przecież sama od kilku dni mówiłaś, że czekasz na jakiś znak od Michaela, że myśli o tobie poważnie. Teraz masz na to wystarczający dowód - moja przyjaciółka zupełnie nie rozumiała z czym miałam problem. 
- Sophie, przecież to wszystko, to kompletne wariactwo. Zakochałam się w kimś, kogo znam niecałe trzy tygodnie. W dodatku mieszkającym w zupełnie innym kraju. W kimś, kogo przez większość dni w roku nie ma w domu. W co ja się najlepszego wpakowałam? - dopiero teraz zaczyna do mnie dochodzić, jak bardzo utrzymanie tego związku będzie trudne. - Dlaczego los tak sobie ze mnie kpi? Najpierw stawia na mojej drodze kompletnych kretynów, a jak już znajduję niemal ideał, to dzieli nas od siebie tysiące kilometrów. Czy ja zawsze już będę miała takiego pecha? - pytam retorycznie. Dobrze wiedząc, że i tak nie ma na to żadnego racjonalnego wytłumaczenia. 


- Inge, nie możesz od razu zakładać, że się wam nie uda. Jeszcze nawet nie spróbowaliście. Może wcale nie będzie tak źle. Zobacz, za tydzień się zobaczycie. Zaraz też koniec sezonu. Będziecie mieć sporo okazji do spotkania się - dziewczyna, jak zawsze we wszystkim szukała pozytywów. 
- A potem? Będziemy się widywać, co miesiąc, trzy, a może pół roku? Aż w końcu się nam znudzi? Nie chcę znowu cierpieć. Nie chcę też skrzywdzić Michaela, bo on na to w żadnym wypadku nie zasługuje - w moich oczach nieoczekiwanie pojawiają się łzy. Cała ta sytuacja zaczynała mnie przerastać. Nie wiedziałam, co będzie dla nas lepsze. 
- Wszystko będzie dobrze. Kochacie się, a to jest przecież najważniejsze - Sophie siada obok mnie, próbując pocieszyć i dodać otuchy. 
- Sama dobrze wiesz, że miłość czasami to stanowczo za mało. Życie to nie jest żadna bajka. Nagle znikąd nie pojawi się cudowne rozwiązanie wszystkich naszych problemów - coraz bardziej pogrążałam się w pesymistycznych myślach. 
- Obiecaj mi tylko, że nie podejmiesz żadnej pochopnej decyzji, której będziesz potem żałować. Daj sobie trochę czasu i dobrze wszystko przemyśl. Nie odbieraj sobie sama szansy na szczęście - kiwam głową w ramach zgody. Podświadomie już jednak wiedziałam, co powinnam zrobić. Byłam też pewna, że przede mną bezsenna noc, podczas której czekało na mnie podjęcie niezwykle ważnych decyzji. Których konsekwencje mogą być nieodwracalne. 

środa, 15 stycznia 2020

Rozdział 13



24.02.2019



Przełączałam jeden za drugim kanały telewizyjne, coraz bardziej zniechęcona tym, co miały do zaoferowania. Ukradkiem spoglądając na swój telefon i wyświetlaną na jego ekranie godzinie. Był już wczesny wieczór, a ja wciąż wahałam się, czy mimo wcześniejszej obietnicy nie wymyślić jakiejś skutecznej wymówki, która uchroniłaby mnie od spędzenia wieczoru ze świętującą sukces austriacką drużyną. 

Naprawdę chciałam spędzić ten czas z Michaelem, świetnie bawiąc w jego towarzystwie i cieszyć razem z nim osiągniętym przez niego sukcesem, a jednocześnie ogromnie stresowała mnie świadomość, że znajdę się w praktycznie zupełnie obcym sobie gronie osób, które zapewne będzie poddawało mnie z każdej strony pod krytyczną ocenę. Zwłaszcza że kilka dni temu zupełnie zmarnowałam szansę na zrobienie dobrego pierwszego wrażenia, zachowując się jak osoba niestabilna emocjonalnie, co na pewno nie czyniło ze mnie odpowiedniej kandydatki na partnerkę dla kogoś, kto zdobył właśnie medal Mistrzostw Świata. Nawet bez wyrażenia zdania przez osoby z jego otoczenia miałam świadomość, że Michael zasługiwał na kogoś o wiele lepszego ode mnie. Był zbyt dobrym człowiekiem dla takich dziewczyn jak ja czy Lisa. Nigdy nie potrafiących docenić tego, co mają.




Powoli przestawałam rozumieć samą siebie. Przecież mi nigdy nie zależało przesadnie na opinii innych. Mogli sobie myśleć o mnie, co tylko chcieli, a ja i tak miałam to gdzieś. Kiedyś taki wieczór obfitujący w dobrą zabawę byłby dla mnie spełnieniem marzeń i nie mogłabym się go doczekać. Odkąd jednak poznałam Michaela, zaczynałam patrzeć na pewne kwestie zupełnie inaczej, dużo doroślej i odpowiedzialniej. Co tylko potwierdzało, że miał na mnie, aż nazbyt przesadny wpływ. O jakim inni mężczyźni przed nim mogli sobie tylko pomarzyć. Zawsze wychodziłam przecież z założenia, że żaden facet nie jest wart tego, aby się dla niego zmieniać. Przy Michaelu działo się to jednak mimowolnie. Nie wymagając niczego ode mnie, zyskał o wiele więcej niż mogłoby się wydawać. W dwa tygodnie wywrócił mój świat do góry nogami, co wywoływało we mnie ogromne pokłady przeciwstawnych emocji. 



Sfrustrowana własnymi myślami chowam twarz w poduszkę. Zła na samą siebie, że byłam tak we wszystkim niezdecydowana. Sama nie wiedziałam, czego chcę. W dodatku w takim stanie, zastają mnie Sophie z Halvorem. Przyglądający się mi z niemałym niezrozumieniem. 
- Dlaczego jeszcze się nie szykujesz? Zostało ci półtorej godziny - słyszę zaskoczony głos przyjaciółki, stojącej nad moim łóżkiem. 
- Pomyślałam sobie, że może powinnam jednak spędzić ten wieczór z wami? - łapię się ostatniej sensownej wymówki, którą mogłabym przedstawić Michaelowi. Przecież przyjaciele byli dla nas obydwojga bardzo ważni. 
- Przykro mi, ale wieczór rozczarowań ma już na dziś komplet osób. Spóźniłaś się, Inge - Halvor wyręcza w odpowiedzi Sophie, która i tak pewnie podzielała jego zdanie. Pocieszające było to, że przynajmniej on znajdował się w zdecydowanie lepszym nastroju niż kilka godzin wcześniej, tuż po zakończeniu zawodów. - Poza tym mam jeszcze do odbycia prywatną sesję z moim osobistym i niezastąpionym psychologiem, więc tak jakby nie masz wyjścia i musisz iść - obejmuje lekko swoją narzeczoną, starając się zachować powagę i nie wybuchnąć śmiechem z powodu mojej miny. 
- Myślałam, że chociaż ty jesteś po mojej stronie. Raptownie zmieniłeś zdanie co do moich nowych znajomości? - nawiązuję do jego słów sprzed kilku dni. Kiedy to był zdecydowanie negatywnie nastawiony do Michaela. 
- Jestem po twojej stronie. Dlatego masz iść i dobrze się bawić za nas wszystkich. W gruncie rzeczy Michael nie jest taki zły. Z marszu mógłbym wymienić, przynajmniej kilkunastu gorszych kandydatów na potencjalnego ojca twoich przyszłych dzieci. Tylko zbytnio dziś nie zaszalejcie i nie uprzedźcie nas w kwestii posiadania potomstwa. Chociaż, to może byłoby i dobre. Zebralibyśmy trochę doświadczenia jako ulubione wujostwo. Co ty na to, Sophie? - uśmiecha się cwanie, zabierając mi pilota od telewizora. Samemu zaczynając szukać czegoś sensownego do obejrzenia. 
- Jak ty z nim wytrzymujesz? - pytam dziewczyny, zażenowana do granic możliwości usłyszanymi słowami. 
- Czasami sama się zastanawiam - szepcze do mnie konspiracyjnie ze śmiechem. Rozbawiona tym wszystkim. 
- Słyszałem to! - oburza się Halvor, przez co tym razem i ja wybucham śmiechem, a całe zdenerwowanie, które jeszcze kilka minut temu odczuwałam, zaczyna powoli znikać. 



- Ja nawet nie mam pojęcia, jak to wszystko ma wyglądać. Michael nic mi nie powiedział. A co gorsza nie mam się w co ubrać. To będzie katastrofa - znowu zaczynam panikować, wstając leniwie z łóżka. Dochodząc do wniosku, że naprawdę nie mam już wiele czasu na przygotowanie.
- Od tego masz właśnie nas. Wszystkim się zajmiemy - Sophie stara się mnie uspokoić. Zapewne jak zawsze mając opracowany dokładny plan działania. - Tutaj masz specjalistę od wszelkiego rodzaju imprez, który odpowie wyczerpująco na każde twoje pytanie dotyczące dzisiejszego wieczoru. Rozwiewając każdą wątpliwość - wskazuje na swojego narzeczonego. 
- Byłego specjalistę, ale reszta to prawda - wtrąca Halvor, co Sophie zbywa jedynie machnięciem ręki. 
- A ja zajmę się resztą. Daj mi minutę. - podchodzi do swojej walizki, czegoś w niej szukając. - Mam! Pośpieszmy się, bo jest sporo do zrobienia - ciągnie mnie za sobą do łazienki, wprost tryskając zaskakującym dla mnie entuzjazmem. 



- Sophie, nie ma mowy! Nie wezmę jej. To twoja sukienka, która miała być na specjalną okazję - protestuję, próbując oddać jej prześliczną sukienkę bez ramiączek w kolorze butelkowej zieleni, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia, gdy tylko pokazała mi ją tuż po zakupie. 
- Jak widać specjalna okazja dla mnie nie nadeszła. W przeciwieństwie do ciebie, dlatego nie chcę nawet tego słuchać - upiera się przy swoim. Posyłając mi nieprzejednane spojrzenie. 
- A jutrzejszy dzień? Przecież jutro mieliście sobie odbić z Halvorem twoje urodziny. To właśnie będzie wyjątkowa okazja - przypominam przytomnie. Mimowolnie wracając wspomnieniami do wydarzeń sprzed ponad miesiąca. Pech chciał, że urodziny Sophie wypadały akurat w dniu zawodów, więc nie było nawet mowy, aby mogła je spędzić ze swoim ukochanym. I choć miała przy sobie całą resztę ważnych dla niej osób, to doskonale wiedziałam, że bez wahania oddałaby towarzystwo nas wszystkich za obecność Halvora. To zresztą nie był pierwszy raz, gdy ważne dla nich chwile musieli spędzać oddzielnie. Ogromnie podziwiałam ich za tę wytrwałość, zwłaszcza po dzisiejszych dość mocno zapadających mi w pamięci słowach Lisy, która nie podołała podobnemu wyzwaniu. Bałam się, że ja prędzej czy później skończę tak samo, jak ona, gdy nasza relacja z Michaelem rzeczywiście przetrwa. Bliżej mi w końcu było z charakterem i postępowaniem do Lisy niż Sophie.
- Daj spokój. Dzisiejszy wieczór jest ważniejszy od zaległego świętowania moich urodzin. Ja nawet nie wiem, co Halvor zaplanował. Nic mi nie chce powiedzieć. Doprowadzając tym niemal do szału - krzywi się nieznacznie. Sophie wciąż nie znosiła niespodzianek, które Halvor wprost uwielbiał wykorzystywać do droczenia się z moją przyjaciółką. - Poza tym, gdybym nawet jakiejś potrzebowała, to mam jeszcze tę czarną sukienkę, więc nie będę poszkodowana - dodaje następny argument do pokaźnej już listy. 
- Dobrze, niech już ci będzie. Skoro tak nalegasz - łamię się. Przeklinając swoją słabość do pięknych ubrań, którym nigdy nie mogłam się oprzeć. 
- Nie można było tak od razu? - pyta, kręcąc z dezaprobatą głową. Następnie sięga po wypełnioną po brzegi kosmetyczkę. Zapewne mając zamiar wykorzystać na mnie jej zawartość. 



- Inge, przestań się stresować. To nie będzie żadna gala czy bal, a zwykła impreza. Taka sama jak setki innych na których byłaś. Czym ty się w ogóle przejmujesz? Na początku będzie pewnie trochę sztywno, ale potem wszystko się rozkręci. Zaufaj mi, coś o tym wiem - słyszę kolejne zapewnienia. Następnie gryzę się w język. Powstrzymując od zadania któregoś z rzędu bezsensownego pytania Halvorowi. Uznając, że wystaczy już tego męczenia go o banalne rzeczy. 
- Obyś miał rację - posyłam mu uśmiech wdzięczności. Widząc, że oddycha z ulgą, gdy może już opuścić próg łazienki, z której Sophie zrobiła prawdziwy salon piękności. Stawiając sobie za wyzwanie zrobienie mnie na bóstwo. 



- Gotowe. Wyglądasz cudownie. Zobaczysz, Michael padnie z wrażenia - podaje mi lusterko, w którym dostrzegam w końcu swoje odbicie. Byłam pod olbrzymim wrażeniem tego, co Sophie udało się zrobić z moim wyglądem. Lekki makijaż przykrył wszelkie niedoskonałości i rozświetlił moją twarz, a włosy układające się w delikatne fale łagodziły moje ostre rysy twarzy. Dodając mi trochę niewinności. 
- Jesteś genialna - przytulam się do dziewczyny w podzięce. Nie mając pojęcia, co ja bym bez niej zrobiła. 



Korzystając z okazji, że Sophie pochłonięta była sprzątaniem naszych rzeczy w łazience. Postanawiam załatwić, jeszcze jedną kwestię niedającą mi spokoju. 
- Halvor, miej oko na Sophie, dobrze? Nie najlepiej się dziś czuła - proszę. Wciąż przejmując stanem zdrowia swojej przyjaciółki. Wolałam dmuchać na zimne niż to bagatelizować. 
- Znowu? Dlaczego ja nic o tym nie wiem? Zaczynam się o nią naprawdę martwić - zaskakują mnie usłyszane słowa, które nie brzmiały optymistycznie. 
- Jak to znowu? - chciałam się dowiedzieć czegoś więcej. Nic z tego nie rozumiejąc. 
- Od kilku tygodni, od czasu do czasu Sophie miewa takie dni, że fatalnie się czuje. Oczywiście ona upiera się, że to tylko przemęczenie i nic się nie dzieje. Restauracja, przygotowania do ślubu, wszystkie te kursy, szkolenia. Coraz częściej wspomina też o wznowieniu studiów. Sądziłem, że rzeczywiście to przez to, ile ma teraz na głowie. Między innymi, dlatego tak bardzo nalegałem na jej pobyt tutaj. Myślałem, że w końcu wypocznie i wszystko wróci do normy. Chyba jednak nic z tego. Nie mam już jednak pomysłu, jak do niej dotrzeć i przetłumaczyć, że za dużo na siebie wzięła - informacje Halvora były dla mnie bardzo niepokojące. Bałam się, że to już wcale nie jest jakaś błaha sprawa, a Sophie naprawdę coś poważnego dolega, czym nie zamierza się z nami dzielić. 
- Od zawsze była bardzo ambitna i mierzyła wysoko. Może to jednak rzeczywiście, wyłącznie nawał obowiązków powoduje te dolegliwości zdrowotne? Nie możemy popadać w jakieś czarno widzenie. Porozmawiaj z nią, tylko zbytnio nie naciskaj, bo skończy się to jedynie kłótnią. Wiesz, jaka jest - radzę mu. Mając nadzieję, że czegoś się dowie. W innym przypadku będę zmuszona chyba siłą wyciągnąć prawdę od Sophie. 
- Niemożliwa? - uśmiechamy się porozumiewawczo do siebie, bo to określenie idealnie definiowało dziewczynę. 
- Za to ją właśnie kochasz - dodaję po chwili. 
- Możecie przestać szeptać i tak wiem, że mnie obgadujecie - zza pleców dochodzi mnie głos przyjaciółki, która opiera się o ścianę, krzyżując swoje ramiona. Wiedziałam, że mamy przechlapane i będziemy się musieli natrudzić, aby jakoś z tego teraz wybrnąć. Wybawieniem od tłumaczeń na całe szczęście okazuje się jednak pukanie do pokoju. 



- To pewnie Michael. Otworzę - niemal biegnę do drzwi. Stając naprzeciw uśmiechniętego Austriaka, który patrzy na mnie przez dłuższą chwilę z oniemieniem w oczach. Sam ubrany w granatową koszulę prezentował się naprawdę elegancko i jeszcze przystojniej niż zazwyczaj. Co przeprawiało mnie o szybsze bicie serca. 
- Cześć - uśmiecham się do mojego dzisiejszego towarzysza na wieczór. Ostatkiem sił powstrzymując od całowania go do utraty tchu. Na to jednak przyjdzie jeszcze właściwy moment. 
- Gotowa? Możemy iść? - pyta, otrząsając się w końcu ze stanu, w jakim się znalazł. Wciąż nie potrafił jednak oderwać ode mnie wzroku. Co bardzo mi się podobało i imponowało. 
- Właściwie tak. Wezmę tylko torebkę. Wejdź - zapraszam go do środka, gdzie czeka już na niego komitet powitalny w postaci moich przyjaciół. Przyglądający mu się z bardzo dużą uwagą. Michael świetnie sobie jednak radzi. Najpierw witając się uprzejmie z Sophie, a potem z Halvorem, który na szczęście tym razem daruje sobie jakieś umoralniające pogawędki. Po czym cała trójka wdaje się w koleżeńską rozmowę. Cieszyłam się, że bliskie mi osoby umieją się ze sobą porozumieć i wzajemnie akceptują. 



- Będziemy się zbierać. Dobrej nocy - żegnam się z Sophie i Halvorem. Nie chcąc dłużej odkładać wyjścia. 
- Udanego wieczoru - słyszymy w zamian. Po czym opuszczam z Michaelem pokój. Trzymając go mocno za rękę. Przygotowuję się psychicznie na spotkanie z jego znajomymi. Czym nadal ogromnie się mimo wszystko stresowałam. 
- Skoro zdobyłem akceptację twoich najbliższych przyjaciół. To teraz powinno być już z górki, prawda? - pyta, gdy czekamy na windę. 
- Zdecydowanie. Nawet moi rodzice nie są tak wymagający, jak oni. Więc gdybyś chciał ich kiedyś poznać, nie musisz się przejmować, bo największy test masz już za sobą - śmieję się. Przytulając do jego boku. - To przede mną stoją dużo większe wyzwania - poważnieję. 
- Nie bój się. Jestem pewien, że wszyscy bardzo cię polubią. Tak samo, jak Stefan. Zresztą, nawet gdyby jakimś cudem było inaczej, nie interesuje mnie niczyja opinia. Ja cię uwielbiam i nic tego nie zmieni - zapewnia, a ja naprawdę chciałam w to wierzyć. 



Gdy tylko wsiadamy do wyczekiwanej przez nas windy. Michael od razu przyciąga mnie do siebie. Całując mocno i pewnie, jakby to było naszą codziennością od dawna, a ja jak zwykle bez żadnego sprzeciwu się temu poddaję. 
- Prześlicznie wyglądasz. Nie mogę się na ciebie napatrzeć - komplementuje mnie. Opierając dłonie na moich biodrach. 
- Już mi tak nie słódź - staram się nie dać po sobie poznać, jak wiele te słowa dla mnie znaczyły. Chciałam przecież, żeby żadna poza mną się dla niego nie liczyła. 



Już od samego przekroczenia progu klubu, otacza nas tłum przeróżnych osób i głośne dźwięki muzyki. Trzymam się kurczowo dłoni Michaela, nie chcąc zgubić w tym tłumie, gdy przeciskamy się do stolika, przy którym znajdują się już zapewne wszyscy poza nami. W końcu udaje się nam dotrzeć w docelowy punkt, a ja mimowolnie wstrzymuję oddech, gdy kilkanaście par oczu wpatruje się we mnie z niemałym zainteresowaniem i oczekiwaniem na dalszy rozwój wydarzeń. 
- To właśnie Inge... bardzo bliska mi osoba - nie dziwiłam się lekkiemu zawahaniu Michaela w określeniu, kim tak naprawdę dla niego jestem. Przecież dotychczas nie poruszyliśmy jeszcze tego tematu. Nie wiedząc, jak mógłby się on zakończyć. Następnie nadchodzi czas przedstawienia mi przez niego swoich kolegów z drużyny oraz towarzyszących niektórym z nich partnerek. Staram się zapamiętać, jak najwięcej imion i podchodzić do każdego z przyjaznym nastawieniem. Nie uprzedzając do nikogo na wstępie. 
- Nareszcie mamy okazję cię poznać. Myślałem, że już się tego nie doczekamy. Michael milczał na twój temat jak zaklęty - słyszę od Daniela, o ile dobrze zapamiętałam jego imię, gdy zajmuję wolne miejsce obok Stefana. Witającym się ze mną, jak z najlepszą przyjaciółką, a nie osobą, którą znał zaledwie od kilku dni. Jego sposób bycia był tak przyjazny, że nie dało się go wprost nie uwielbiać. 
- Ja też się z tego cieszę - odpowiadam z uprzejmym uśmiechem. Mając nadzieję, że jego słowa naprawdę były szczere. 



Następne minuty upływają mi w zaskakująco pozytywnej atmosferze. Niemal z każdym staram się zamienić, choć kilka zdań i lepiej go poznać. Zadowolona, że wszyscy wydają się do mnie przyjaźnie nastawieni, a nawet jeśli jest inaczej, to przynajmniej tego nie pokazują. Gwar rozmów, śmiechów, czy zwykłej ludzkiej radości panował dokoła mnie, ani myśląc cichnąć. Cieszyłam się, że mogę być tego częścią. Dobrze widząc, jak wiele szczęścia sprawia to Michaelowi. Wystarczyło mi tylko jedno spojrzenie w jego oczy, aby wiedzieć, że miał wszystko, o czym marzył. Z wielką chęcią ogromnie podziękowałabym także komuś odpowiedzialnemu za przygotowanie naszych drinków, które smakowały wybornie i tylko dzięki silnej woli pozostałam przy dwóch, nie zamierzając z nimi przesadzać. 



Patrząc jak coraz więcej osób, udaje się na parkiet, czekałam z niecierpliwością, aż Michael także wykaże się inicjatywą w tym kierunku. Miałam nadzieję, że dołączymy do reszty, dając się porwać w wir zabawy. Nic takiego jednak od dłuższego już czasu nie następowało. Widocznie zagorzała dyskusja z jego najlepszym przyjacielem o dzisiejszym przebiegu zawodów, którą toczył była ważniejsza. 



- Mogę prosić do tańca? - słyszę w końcu rozbawiony głos Stefana, który wyciąga w moim kierunku dłoń, ku czujnemu spojrzeniu Michaela. - Chyba nie masz nic przeciwko? - pyta swojego przyjaciela, starając się przy tym nie wybuchnąć śmiechem. Tak samo zresztą, jak ja, gdy tylko przypomnę sobie wczorajsze insynuacje w naszym kierunku. 
- Idźcie - macha lekceważąco ręką ani myśleć samemu oderwać się z zajmowanego miejsca ku mojemu niezadowoleniu. Idę więc za Stefanem. Musząc pogodzić się z jego zastępstwem. 



Na całe szczęście okazuje się on całkiem dobrym tancerzem, więc humor bardzo szybko mi się poprawia. 
- Wiem, że pewnie chciałabyś, aby na moim miejscu był Michael, ale on nigdy nie tańczy. Przez tyle lat znajomości, ani razu nie widziałem go na parkiecie - Stefan stara się przekrzyczeć dudniącą mi w uszach muzykę. Tłumacząc zachowanie Austriaka. 
- Niby dlaczego? - nie rozumiałam tego. 
- Bo twierdzi, że nie potrafi. Nikt nie był w stanie go przekonać, żeby chociaż spróbował - wzrusza ramionami. Sam chyba tego do końca nie rozumiejąc. 
- Co za absurd - miałam zamiar, jak najszybciej wybić Michaelowi te głupoty z głowy. Nie wyobrażając sobie, że tak miałoby wyglądać nasze każde wspólne wyjście. Przecież każdy lepiej, gorzej, ale potrafił tańczyć. 



- Dziękuję, Inge za to, że mnie posłuchałaś i dałaś Michaelowi jeszcze jedną szansę. On chyba nigdy nie był bardziej szczęśliwy niż podczas dzisiejszego wieczoru. Mam nadzieję, że uda się wam stworzyć coś trwałego, bo idealnie do siebie pasujecie - byłam zaskoczona, aż tak miłymi słowami. Zwłaszcza dobrze pamiętając jaki miał stosunek do Lisy. Natomiast mnie Stefan obdarzył niemal natychmiast ogromnym zaufaniem. Miałam tylko nadzieję, że go nie zawiodę. 
- Też jestem szczęśliwa i chciałabym, aby tak już pozostało. 



- Przepraszam, ale ja też chciałbym zatańczyć z Inge. Mogę? - odwracam się gwałtownie za siebie. Niemal wpadając na uśmiechniętego Michaela. 
- Przecież podobno nie tańczysz - stwiedzam. Ogromnie zaskoczona jego zmianą zdania. 
- Bo nie tańczę, ale dla ciebie zrobię wyjątek - bez zastanowienia podaję mu swoją dłoń. Wpadając następnie w jego silne i bezpieczne ramiona. Zastanawiając, jak można nie zakochać się w kimś takim. 




Nie wiem ile czasu spędzamy na powolnym kołysaniu się w swoich ramionach. Zupełnie tracę poczucie czasu, a cały świat traci na znaczeniu. Znowu byliśmy tylko my. Nasze spojrzenia, które wyrażały zdecydowanie więcej niż słowa i skradane sobie nawzajem pocałunki, które smakowały lepiej niż wszystkie inne razem wzięte, których kiedyś doświadczyłam. Marzyłam, aby ta noc nie miała końca. Żebym mogła już na zawsze pozostać w tych jakby idealnie stworzonych właśnie dla mnie ramionach, wpatrując w twarz człowieka, który stał się dla jedną z najważniejszych osób na świecie. 





- Chodźmy stąd - nieoczekiwanie Michael składa propozycję, która wydawała się być nie do odrzucenia i bardzo mi podobała. 
- Na pewno? - musiałam się upewnić. W końcu to w gronie jego bliskich się znajdowaliśmy. 
- Poradzą sobie bez nas, a ja mam dla ciebie małą niespodziankę - zachęca, abym się zgodziła. 
- Dla mnie? Oszalałeś. Normalnie oszalałeś - śmieję się. Nie mając pojęcia, co takiego mógł przygotować. 
- Oszalałem, ale na twoim punkcie - całuje mnie przelotnie w usta. Po czym udajemy się w stronę wyjścia, a mi towarzyszy przy tym, coraz większe podekscytowanie. Widocznie ta noc mogła być jeszcze lepsza. 



💟💟💟💟





- Dokąd ty mnie prowadzisz? - słyszę rozbawiony głos Inge, gdy pokonujemy kolejne schody prowadzące na wyższe piętra hotelu. - Nie czuję już prawie nóg - opiera się mocniej na moim ramieniu. 
- Zaraz będziemy. Zaufaj mi - odpowiadam, ściskając mocniej należącą do niej dłoń. Mając nadzieję, że spodoba się jej miejsce, do którego zmierzaliśmy. Po całym dniu i wieczorze pełnym wrażeń chciałem nareszcie pobyć sam na sam z dziewczyną, bo to w jej towarzystwie czułem się ostatnio najlepiej. Najchętniej zresztą w ogóle bym się z nią nie rozstawał. Byłem po prosty uzależniony od obecności towarzyszącej mi Norweżki. 



Gdy docieramy w końcu na ostatnie piętro, na którym mieścił się jedynie niemający końca korytarz i jedna para drzwi, które bez wahania otwieram. Wychodzimy wprost na zupełnie płaski dach zamieszkiwanego przez nas hotelu. 
Inge podąża za mną, rozglądając się nieśpiesznie na boki, starając rozeznać w nieznanym jej do tej pory otoczeniu. 
- Michi, to chyba najlepszy punkt widokowy na świecie. Jest po prostu niezmiesko. Czuję się tak, jakbyśmy znaleźli się na jakimś paśmie górskim. To wprost niewiarygodne - była pod tak samo dużym wrażeniem jak ja, gdy po raz pierwszy znalazłem się w tym miejscu. Krążąc bez celu po hotelu podczas tych koszmarnych dni, gdy Inge nie chciała ze mną rozmawiać. 
- Cieszę się, że ci się podoba, ale to jeszcze nie koniec - prowadzę ją przed siebie, aż docieramy do docelowego miejsca. W którym znajdował się wcześniej rozłożony przeze mnie koc z kilkoma postawionymi obok niego świeczkami oraz dwa kieliszki i butelka wina. - Co powiesz na naszą pierwszą prawdziwą randkę? Wiem, że temperatura nie zachęca, ale może to trochę pomoże - okrywam ramiona Inge dodatkowym kocem. 



- Nikt przed tobą, aż tak się dla mnie nie starał. To na pewno będzie najlepsza randka, na jakiej kiedykolwiek byłam. Jesteś najlepszy - składa na moich ustach słodki pocałunek. Po czym siada na kocu, zrzucając z nóg buty, które na pewno nie należały do najwygodniejszych. Zaczynając wpatrywać się w rozległy horyzont przed nami. Sam także do niej dołączam. Będąc cholernie szczęśliwym. 
- Zasługujesz na o wiele więcej niż tylko to. Ktoś w końcu powinien ci uświadomić, że jesteś cudowną dziewczyną i wynagrodzić ci wszystkie rozczarowania - odwracam delikatnie jej głowę w swoją stronę, przejeżdżając pieszczotliwie po aksamitnym policzku. 
- Zdecydowanie, zbyt mocno mnie przeceniasz - uśmiecha się smutno, pogrążając zapewne w pesymistycznych rozmyślaniach o swojej osobie. 
- Mylisz się - całuję ją, chcąc skutecznie przekonać do swoich słów. - Jesteś najlepszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznałem - szpeczę między następnymi pocałunkami, które z każdą sekundą przeistaczały się w coraz bardziej namiętne i zachłanne. Jeszcze nigdy nikogo tak nie pragnąłem, jak Inge w tamtym momencie. Jej usta były niczym magnes, któremu nie potrafiłem się oprzeć. Nie umiałem się od niej odsunąć, choć czułem, że pożądanie przejmuje nade mną całkowitą kontrolę. Niewiele więc myśląc, przeciągam dziewczynę na swoje kolana. Zaczynając nieśpieszną wędrówkę swoimi dłońmi i ustami po jej ciele. Co przyjmowała z aprobatą i cichymi pomrukami przyjemności, zachęcając mnie tym samym do odważniejszych poczynań, co zamierzałem egoistycznie wykorzystać. Nie zastanawiając się, czy to aby nie za wcześnie na tak odważny krok. Inge także nie zamierzała poprzestać biernie na moje poczynania. Wplotła więc swoje dłonie w moje włosy, przybliżając się do mnie jeszcze bliżej. Między nami nie było już nawet centymetra przestrzeni. Byliśmy jak w transie, gubiąc przy tym cały zdrowy rozsądek. Zapominając o wszystkim, co postanowiliśmy. Choćby o tym, że nie mieliśmy zbyt pochopnie postępować. Nie zwracaliśmy uwagi, ani na coraz więcej odpiętych guzików od mojej koszuli, ani na nieprzyzwoicie podwiniętą sukienkę Inge, która odsłaniała już całe uda dziewczyny, po których krążyły właśnie moje dłonie. 



- Pragnę cię, Inge. Chcę ciebie i tylko ciebie - szepczę do jej ucha. Zasysając następnie swoje usta na jej odsłoniętej szyi. Co przyprawia ją o głośny jęk, który jeszcze bardziej mnie pobudza. Szukam niecierpliwie dłońmi zapięcia od sukienki z zamiarem jej pozbycia, gdy nieoczekiwanie Inge odsuwa się ode mnie. Przeprawiając mnie o niemałe oszołomienie i zdezorientowanie. 
- Wystarczy - siada obok mnie, oddychając ciężko. Powoli doprowadzając się do ładu.
- Zrobiłem coś nie tak? - pytam, wciąż będąc w szoku. Zupełnie nie rozumiejąc, co się właśnie stało. 
- Oczywiście, że nie. Po prostu uważam naszą relację za wyjątkową. Chciałabym więc, żeby nasz pierwszy wspólny raz też taki był. Nie pośpieszny i pełen stresu, że ktoś w każdej chwili może nas tutaj nakryć. Poza tym po takiej nocy chciałabym obudzić się w twoich ramionach i spędzić wspólny poranek - mówi z rumieńcami na twarzy. - Wiem, to głupie - odwraca zawstydzona głowę w bok. Czym dodatkowo mnie rozczula. 
- To wcale nie jest głupie, a my nie musimy się z niczym śpieszyć. Poczekamy na odpowiednią chwilę. Będzie tak, jak chcesz - zapewniam ją, przytulając do siebie. 



- Czy ty posiadasz w ogóle jakieś wady? - zastanawia się, opierając głowę na moim ramieniu. 
- Całe mnóstwo. Jestem na przykład strasznym bałaganiarzem - śmieje się w uwielbiany przeze mnie sposób, to słysząc. 
- To tak samo, jak ja - przyznaje się. - Czasami godzinami czegoś szukam. Nie mając pojęcia, gdzie w ogóle zacząć. 
- Mielibyśmy więc niemały problem, gdybyśmy razem mieszkali. Nie miałby kto sprzątać i utonęlibyśmy pod stertą niepotrzebnych rzeczy - atmosfera między nami ponownie się rozluźnia, a my wracamy na znane nam już rejony. 



- Napijesz się? - wskazuję na butelkę, podobno całkiem dobrego wina. 
- Z chęcią - podaje mi swój kieliszek. 
- Za co wzniesiemy toast? - pytam, gdy oddaje jej napełnione naczynie. 
- Za nas i naszą znajomość - decyduje bez większego zastanowienia. 
- A więc za nas - stukamy się delikatnie kieliszkami. Patrząc wprost w swoje oczy. 



Następnie pogrążając w nie mającej końca rozmowie o naszych marzeniach i porażkach, planach na tę najbliższą jak i dalszą przyszłość i tysiącu innych rzeczy, która dobiega końca dopiero nad ranem. Gdy Inge mimowolnie zasypia na moim ramieniu. Okrywam ją szczelnie kocem. Czując się, jak największy szczęściarz pod słońcem z powodu tego, że to właśnie ja mogę trzymać ją w swoich ramionach. Nie miałem zamiaru dłużej zaprzeczać samemu sobie. Kochałem tę dziewczynę do szaleństwa. To z nią chciałem dzielić swoje dalsze życie. Cieszyć i smucić. Sprzeczać się o jakieś drobnostki, a potem godzić. Budzić się i zasypiać właśnie przy niej. Miałem równocześnie nadzieję, że nie jest to wyłącznie jednostronne uczucie. 



poniedziałek, 6 stycznia 2020

Rozdział 12




24.02.2019



Dość nieoczekiwanie budzę się wczesnym rankiem w pełni wyspana, co w moim przypadku mogło podchodzić pod spory już wyczyn. Zwłaszcza podczas ostatnich dni, gdy przez różne zawirowania nocne godziny najczęściej spędzałam na ponurym rozmyślaniu o swoim życiu uczuciowym i nieudanych relacjach z płcią przeciwną, o których pragnęłam zapomnieć.



Przeciągam się nieśpiesznie, uśmiechając sama do siebie. Będąc wprost przepełniona pozytywaną energią i optymizmem. Następnie wstaję po cichu z łóżka, aby nie obudzić Sophie, która wciąż była pogrążona w głębokim śnie, ku mojemu sporemu zdziwieniu. Przecież od zawsze w przeciwieństwie do mnie uchodziła za rannego ptaszka. Szczególnie w takie dni jak te, kiedy czekał na nią intensywny i obfitujący w spore emocje dzień.
Wczoraj, gdy wróciłam od Michaela smacznie już spała. Przez co, nie mogłam się z nią podzielić najnowszymi rewelacjami. Dlatego też wyczekiwałam z jeszcze większą niecierpliwością jej pobudki. Chciałam móc się w końcu zwierzyć i podzielić swoimi optymistycznymi odczuciami.



Podchodzę do okna, rozsuwając zasłaniające je niebieskie zasłony. Podziwiając skąpany w słońcu górski krajobraz, który po raz kolejny zachwyca mnie swoim pięknem i wyjątkowością. Mogłabym wpatrywać się w niego godzinami. Raz po raz odkrywając nowe, dotychczas niezauważone w minionych dniach przeze mnie szczegóły.
Na pewno nie narzekałabym, gdybym i z okna mojego mieszkania mogła na co dzień podziwiać takie widoki, zamiast dość ponurej i szarej ulicy, której główną atrakcję stanowił kontener na śmieci, stojący dokładnie naprzeciwko większości moich okien. Stali mieszkańcy tej górskiej krainy byli naprawdę wielkimi szczęściarzami, że mieli okazję osiedlić się w tak przepięknym miejscu.



Chłonąc całą sobą pejzaż zza okna. Mimowolnie wracam myślami do wczorajszego wieczoru, który przybrał tak nieoczekiwany obrót. Ciesząc, że pokonując swoje uprzedzenia, odważyłam się na szczerą rozmowę z Michaelem i danie mu ponownej szansy. Chciałam wierzyć, że to dobra decyzja, która wyjdzie nam obydwojgu na dobre. Nie mogłam przecież zaprzeczyć, że łączyła nas jakaś niezwykła więź i jeszcze nie do końca wytłumaczalne, przynajmniej dla mnie uczucia. Równocześnie tak naprawdę, wciąż nie miałam pojęcia, czym ostatecznie się to wszystko zakończy. Znaliśmy się przecież zaledwie od kilkunastu dni. Było więc zdecydowanie za wcześnie, aby móc snuć jakieś długotrwałe wspólne plany, czy liczyć na jakąkolwiek wspólną przyszłość. Nie miałam też zamiaru, przynajmniej na razie myśleć o tym, jak trudno byłoby nam ją stworzyć. Ze względu na wiele przeszkód, które wcale nie byłyby takie łatwe do pogodzenia.



Spokoju nie dawał mi przede wszystkim kurczący się w zastraszającym tempie czas, który pozostał do zakończenia Mistrzostw i mojego powrotu do Norwegii. Tak wiele dni zmarnowaliśmy na toczenie absurdalnych wojenek, zamiast spędzić je ze sobą, przez co miałam ogromny żal do samej siebie. Gdybym wcześniej posłuchała dobrych rad innych, pewnie znajdowalibyśmy się obecnie z Michaelem na zupełnie innym stopniu zaawansowania naszej znajomości. Wolałam dlatego żyć tym, co tu i teraz, nie wybiegając naprzód. Oddając wszystko w ręce losu i spontaniczności. Ten jeden jedyny raz, postanowiłam pójść na żywioł i przekonać się, do czego nas to ostatecznie doprowadzi.



Kilka minut po dziesiątej, gdy zdążyłam już nawet opanować bałagan w swoich rzeczach, które były porozrzucane po całej szafie i wybrać coś, co według mnie będzie odpowiednie do założenia podczas dzisiejszego dnia. Nie potrafię się dłużej powstrzymywać i budzę swoją przyjaciółkę, która delikatnie mówiąc, nie wyglądała najlepiej, co wzbudziło moje spore zaniepokojenie.



- Sophie, dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blada - jej twarz była niemal przezroczysta. Jedyny kolor stanowiły ciemnofioletowe sińce pod oczami. Wyglądała tak, jakby nie przespała ani minuty w ciągu minionej nocy.
- Wszystko jest w porządku. Po prostu się nie wyspałam - próbuje mnie uspokoić, ale ja wcale nie byłam przekonana, czy mówiła prawdę. Zwłaszcza gdy dostrzegam jak wstając z łóżka przez ledwie zauważalny moment wyglądała, jakby zupełnie nie miała siły, albo kręciło się jej w głowie. Zastanawiające to wszystko było o tyle, że jeszcze wczoraj wieczorem wyglądała jak okaz zdrowia. Nic z tego nie rozumiałam.
- Dobrze wiesz, że akurat przede mną nie musisz niczego udawać. Przecież widzę, że coś jest nie tak. Wyglądasz jak wampir na głodzie - nie odpuszczam. Chcąc poznać prawdę. Uznając, że lepiej nie lekceważyć bardzo dobrze zauważalnych dolegliwości zdrowotnych.
- To naprawdę nic takiego. Chyba lekko się przeziębiłam i trochę boli mnie głowa. Wezmę jakieś leki i zaraz mi przejdzie. Tylko proszę cię, nie mów nic Halvorowi, bo zacznie jedynie niepotrzebnie panikować. Dzisiaj najważniejsze są zawody. Czas, aby nasza drużyna powetowała sobie wczorajsze straty - posyła mi uspokajający uśmiech, który w moim mniemaniu wyglądał na wymuszony. Może nie byłam ekspertem z medycyny, ale to wcale nie wyglądało mi na zwykłą i niegroźną infekcję dróg oddechowych. W dodatku nie miała ani kataru, ani kaszlu. Z drugiej strony dobrze wiedziałam, że nikt nawet siłą nie powstrzymałby Sophie przed pojawieniem się na skoczni. Gdy na coś się uparła nic nie było w stanie jej powstrzymać. Nawet fatalne samopoczucie. Miałam ją jednak zamiar bacznie dziś obserwować i jeśli nic się nie poprawi. Będę musiała wieczorem porozmawiać z Halvorem, który jako jedyna znana mi osoba miała na nią jakiś wpływ. - Pójdziesz po kawę? Ja akurat przez ten czas doprowadzę się do porządku i będziemy mogły porozmawiać, bo chyba masz mi coś do opowiedzenia, prawda? Wczoraj niestety się ciebie nie doczekałam. Nawet nie wiem, kiedy usunęłam - odwraca sprytnie uwagę od siebie, a ja na razie postanawiam dać jej spokój. Wiedząc, że moje nalegania i tak niczego by nie przyniosły poza kolejnymi wymówkami.
- Dobrze. Powiedz jeszcze tylko, co chcesz na śniadanie. Od razu nam przyniosę - chciałam zaoszczędzić trochę czasu. Wiedząc, że niedługo powinnyśmy powoli zbierać się do opuszczenia hotelu.
- Nie jestem głodna. Najwyżej później coś zjem. Kawa mi na razie wystarczy - nie zdążam nawet zaprotestować, gdy Sophie zamyka się w łazience. Kręcę z dezaprobatą głową. Czasami moja przyjaciółka zachowywała się gorzej niż małe i niesforne dziecko.



- Postanowiliśmy więc z Michaelem, dać jeszcze jedną szansę naszej znajomości - kończę z uśmiechem swój wyjątkowo szczegółowy monolog, któremu Sophie przesłuchiwała się z niezwykłą uwagą. Na całe szczęście prezentowała się o wiele lepiej niż przed kilkunastoma minutami. Przynajmniej nie przypominała już żywego trupa. Nie wiedziałam tylko, czy to zasługa wyjątkowo starannego makijażu, czy może rzeczywiście nic poważnego jej nie dolegało, a ja jestem po prostu zbyt przewrażliwiona i wszystko sobie wyolbrzymiłam. - Myślisz, że dobrze zrobiłam? - pytam, próbując zaczerpnąć jej opinii. Chcąc się ostatecznie upewnić w swoim wyborze.
- Twój szczęśliwy wyraz twarzy jest chyba najlepszą odpowiedzią. Inge, ty wprost promieniejesz. Dawno już cię takiej nie widziałam. Miałam rację, że to po prostu jest miłość od pierwszego wejrzenia - śmieje się, gdy zauważa grymas na mojej twarzy z powodu jej ostatnich słów.
- Dobrze wiesz, że nie wierzę w coś takiego - nigdy nie dawałam wiary w ten wszystkim bardzo dobrze znany frazes. Uważając go za czystą fikcję i wyłącznie jako doskonały motyw do filmu czy kolejnego książkowego romansu.
- Nie wierzyłaś, bo do tej pory cię coś takiego nie spotkało, aż do teraz i nawet nie próbuj zaprzeczać. Inaczej nie da się wytłumaczyć tego, co was połączyło z Michaelem. Twoje reakcje są jednoznaczne - próbuje mnie przekonać do swoich racji.
- Sophie, podaj mi proszę przykład pary, która przetrwała na dłużej po tej rzekomej miłości od pierwszego wejrzenia? To jest dobre na jakąś wakacyjną przygodę, ale nic więcej. Wszystko kończy się, gdy tylko zaczynają się lepiej poznawać, albo wracają do swojej codzienności, w której za nic nie potrafią się ze sobą porozumieć - mimo że czułam, jak bardzo Michael jest dla mnie ważny. W życiu nie odważyłabym się już teraz do jakiś poważnych deklaracji uczuć. Nie chcąc robić ani sobie, ani przede wszystkim jemu być może złudnej nadziei, bo to wszystko, co działo się między nami, może nagle prysnąć jak bańka mydlana, gdy minie pierwsze zauroczenie sobą. Choć w głęboko w podświadomości czułam, że to właśnie z Michaelem mogłabym spędzić swoje życie, co napawało mnie dość sporym przerażeniem. W tak krótkim czasie, jeszcze nigdy nie dochodziłam do takich wniosków w przypadku nikogo innego.
- Sama najlepiej wiesz, że każdy przypadek jest inny. Nie ma reguły na to, ile trzeba się znać, aby poczuć, że to jest właśnie to. Jednym wystarczy jeden dzień, innym zajmie to długie lata. Inge, jeśli Michael sprawia, że jesteś szczęśliwa, to się tego trzymaj. Nie przejmuj się tymi wszystkimi nieistotnymi sprawami, jak chociażby długość znajomości - radzi mi.
- A jak było z tobą? Też tak szybko poczułaś, że Halvor to może być ten jedyny? - szukałam jakiegoś punktu odniesienia, a ich związek był do tego najlepszy.
- Może zajęło mi to trochę więcej czasu, ale nasza historia była zupełnie inna i to pod bardzo wieloma względami. Przecież nasze pierwsze spotkanie to był jakiś koszmar. Nie ma więc sensu tego porównywać - uśmiecha się sama do siebie lekko rozmarzona, zapewne wracając wspomnieniami do samego początku ich znajomości.
- Wciąż jednak nie rozumiem, dlaczego obydwoje jesteście tak małomówni i tajemniczy, jeśli chodzi o sam początek waszych relacji? Przecież to są niemal najlepsze chwile, które z przyjemnością się wspomina - zawsze mnie to zastanawiało. Zwłaszcza, że niestety ominął mnie ten okres ich relacji. Za każdym razem w odpowiedzi otrzymywałam tylko, że kiedyś mi wszystko opowiedzą i ich porozumiewawcze uśmieszki. Zachowali się tak, jakby brali udział w programie ochrony świadków. - Tak, wiem. Kiedyś się dowiem - dopowiadam za Sophie, w której swoim niezadowoleniem wzbudziłam jedynie spore rozbawienie.



Drogę na skocznię umila mi wymiana wiadomości z Michaelem, podczas której w dosyć zabawny sposób nie omieszkał wytknąć mi, że zdecydowanie musi podszkolić mnie w zasadach obowiązujących w skokach i to jak najszybciej. Skąd jednak miałam wiedzieć, że przedstawiciele jednej reprezentacji skaczą w poszczególnych turach, a nie jeden po drugim? Przecież drużyna to drużyna, a ja miałam po raz pierwszy w życiu być świadkiem konkursu drużynowego. W dodatku do niedawna zupełnie mnie to nie interesowało. Byłam więc kompletną amatorką. Miałam jednak motywację, aby w niedługim czasie to zmienić, skoro mimowolnie zaczęłam uczestniczyć w tym świecie i chyba było mi pisane zostać w nim trochę na dłużej. Nie chciałam dłużej być więc jedyną osobą, która nie wie o czym rozmawiają wszysycy dookoła.



Odpisując na następną wiadomość Austriaka, ukradkiem spoglądam na Sophie, która była pogrążona we własnych myślach. Wyglądała na wyczerpaną, choć dopiero kilka minut temu minęło południe. Ale byłam pewna, że za nic by się mi do tego nie przyznała. Miałam tylko nadzieję, że kilka następnych godzin spędzonych na świeżym powietrzu pomogą jej zamiast jeszcze zaszkodzić.



Oczekując ze sporą niecierpliwością na rozpoczęcie konkursu. Byłam po raz kolejny pod sporym wrażeniem atmosfery panującej na skoczni. Wydawała się, jeszcze lepsza niż podczas wczorajszego dnia, kiedy to rozgrywały się indywidualne zmagania. Morze przeróżnych flag powiewało dumnie na trybunach, tworząc wspaniale wyglądającą mozaikę różnorakich barw. Sama także dumnie trzymałam w rękach, zarówno flagę norweską, jak i nieoczekiwanie chyba dla wszystkich znanych mi osób austriacką. Jawnie sugerując, że dla mnie liczy się dziś wynik przede wszystkim tych dwóch drużyn. Po cichu oczekiwałam, że doczekam się ich obu na podium, choć wiedziałam, że będzie to niezwykle trudne do zrealizowania. W końcu wszyscy biorący udział w dzisiejszych zawodach liczyli na medal Mistrzostw Świata.



Przez całą pierwszą serię ściskałam z całej siły kciuki. Razem z innymi dopingując swoich faworytów. Mimo że nie wszystko szło zgodnie z planem. O ile Michael i jego koledzy radzili sobie bardzo dobrze, o tyle nasi zawodnicy z każdym następnym skokiem powoli oddalali się od miejsc na podium. Przez co, czułam sporą dawkę przeciwstawnych odczuć, a moje serce było mocno rozdarte. Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy czuć rozczarowanie.



Sophie niestety nie miała takiego dylematu, dlatego też coraz bardziej się denerwowała. Nerwowo zaciskając swoje dłonie w pięści. Nie szczędząc sobie, często dość niewybrednych komentarzy pod adresem skoczni, która zdecydowanie nie zostanie jej ulubienicą, a także tajemnych dla mnie przeliczników za wiatr, które niekiedy podobno potrafiły mocno wpłynąć na końcowe wyniki. Obie jednak miałyśmy nadzieję, że druga seria może jeszcze wiele zmienić i odmienić oblicze naszej drużyny.



Tuż po rozpoczęciu finałowych zmagań moje emocje zaczęły sięgać zenitu. Zwłaszcza gdy swój skok miał oddać Michael. Chciałam, aby ten konkurs okazał się dla niego przełomowym i na nowo uwierzył w siebie, gdy więc uzyskał satysfakcjonującą odległość, mimowolnie zaczęłam bić brawo. Odczuwając olbrzymią radość. Jakbym to ja sama brała udział w dzisiejszych zawodach. Następne minuty były dla mnie okropnie stresujące i pełne oczekiwania na ostateczne rozstrzygnięcia. Dawno już niczym, aż tak się nie denerwowałam.



- Udało im się! Naprawdę się im udało. Mają medal! - ściskam mocno Sophie, kiedy po skoku Stefana, Austria obejmuje prowadzenie. Nawet ja wiedziałam, że nie mieli właściwie żadnych szans na pokonanie niemieckiego teamu, który zdominował cały konkurs, ale to wciąż było świetne drugie miejsce. Podium mieli za to uzupełnić dosyć niespodziewanie Japończycy, na których niewiele osób stawiało. Byłam ogromnie dumna i wprost nie mogłam się doczekać, aż osobiście pogratuluję Michaelowi, że był częścią tej medalowej drużyny.


💟💟💟💟





Naprawdę nie mogłem uwierzyć, że zostałem drużynowym wicemistrzem świata. Mimo że konkurs zakończył się dobre kilkanaście minut temu, wciąż z niedowierzaniem przyglądałem się rozgrywającym dookoła mnie wydarzeniom. Przyjmowałem gratulacje od innych zawodników, członków sztabów, czy nawet dziennikarzy. Cieszyłem się razem ze Stefanem, Philippem i Danielem, ale mój mózg, wciąż nie do końca to wszystko rejestrował. Byłem oszołomiony i nie do końca wierzyłem, że po tylu rozczarowaniach, znów udało mi się wrócić niemal na sam szczyt. Zapomniałem już, jakie to wspaniałe uczucie warte tych wszystkich wyrzeczeń, które musiałem ponieść, aby być właśnie w tym miejscu. 

- Mamy to, Michi! I to jeszcze na oczach tysięcy naszych kibiców. Lepiej być nie mogło - Daniel był w euforycznym nastroju. Miałem wrażenie, że za chwilę zacznie ze szczęścia skakać do góry. Zresztą, sam z chęcią bym wtedy pewnie do niego dołączył. 







Tonę w mocnym uścisku mamy, która płacze cicho ze wzruszenia. Przyjmuję też równocześnie gratulacje od braci i taty, który patrzy na mnie z dumą wypisaną na twarzy, co bardzo wiele dla mnie znaczyło. Zdanie rodziny od zawsze było dla mnie najważniejsze. Inni mogli myśleć, co tylko chcieli, ale dopóki moi bliscy we mnie wierzyli, nie miałem zamiaru się poddawać. 



- Jesteśmy z ciebie ogromnie dumni. Twoja ciężka praca w końcu została wynagrodzona - mama tuli mnie do siebie, jeszcze mocniej, przez co zaczyna mi niemal brakować powietrza. - Cieszę się też, że postanowiliście wrócić do siebie z Lisą. Ona bardzo żałuje waszego rozstania i zrozumiała swój błąd. Jestem pewna, że tym razem na pewno wam się uda - zastygam w jednym miejscu. Będąc w zbyt dużym szoku po usłyszeniu tych słów. 
- Co takiego? Skąd masz takie informacje? - pytam, choć przecież dobrze już znałem odpowiedź. 
- Jak to skąd? Lisa mi powiedziała przed rozpoczęciem dzisiejszych zawodów. Podobno dopiero co się pogodziliście, ale nie umiała się powstrzymać z tą radosną nowiną - tłumaczy, a złość na moją byłą dziewczynę wprost we mnie wrze. 
- Mamo, zapewniam cię, że nie wróciłem do Lisy. Nawet nie miałem takiego zamiaru. Nie wiem, co ona sobie ubzdurała, ale nasz związek to zamknięty rozdział - wyprowadzam ją natychmiast z błędu. Nie chcąc, aby znowu zaczęły się tworzyć jakieś niestworzone ze mną historie. 
- Naprawdę? Może więc, coś źle zrozumiałam? Synku, jesteś jednak pewien, że nic już do niej nie czujesz? Byliście w sobie bardzo zakochani - mama od zawsze lubiła Lisę, posiadając o niej mylne wyobrażenie, które dziewczyna przed nią okazywała, a ja nie potrafiłem po naszym rozstaniu wyprowadzić mojej rodzicielki z błędu. 
- Jestem. To, co nas łączyło to wyłącznie przeszłość - zapewniam. Wahając się, czy zdradzić rodzinie cokolwiek o Inge. Uznaję jednak, że jest na to stanowczo za wcześnie, a to co nas łączy jest zbyt kruche, aby dzielić się tym z innymi. 



Po krótkiej dekoracji, która była przedsmakiem tej właściwej. Rozglądam się uważnie, próbując dostrzec gdzieś Inge. Ilość osób przybywających na skoczni z każdą chwilą gwałtownie malała. Jednak nigdzie nie mogłem znaleźć dziewczyny, co przyprawiało mnie o spore rozczarowanie. To właśnie głównie z nią chciałem dzielić te wyjątkowe dla mnie momenty. 
- Stefan, widziałeś może gdzieś Inge? - pytam przyjaciela, z którym wciąż czekała mnie poważna rozmowa do przeprowadzenia. Musiałem go w końcu przeprosić za wczoraj. 
- Dzisiaj nie - odpowiada niestety przecząco, ku mojemu niezadowoleniu. - Za to ktoś inny cię odnalazł - krzywi się, patrząc na kogoś znajdującego się za moimi plecami. 
- Tu jesteś, Michi. Wszędzie cię szukałam. - odwracam się za siebie. Niestety zamiast Inge na mojej drodze staje Lisa z promiennym uśmiechem. Pokonując w mgnieniu oka dzielącą nas odległość, aby bez zaproszenia wpaść w moje ramiona. - Nareszcie osiągnąłeś dziś sukces. Wracasz na właściwe tory, a to najważniejsze - mówi z ogromnym entuzjazem, którego w żadnym stopniu nie podzielałem. Znowu najważniejsze były dla niej prestiż i sława. To do reszty mi pokazywało, że nic a nic nie zrozumiała i wcale się nie zmieniła. 
- Chyba dla ciebie - nieoczekiwanie do naszej rozmowy wtrąca się stojący obok mnie Stefan. Obrzucający Lisę gromiącym spojrzeniem. 
- Och, Stefan. Nie zauważyłam cię. Twoja złośliwość przysłania dosłownie wszystko - dziewczyna posyła mu przesłodzony uśmiech. Czułem, że ich wymiana zdań nie skoczy się niczym innym, jak kłótnią. Tak było niemal od zawsze. Ta dwójka wprost się nienawidziła. 
- Twojej i tak nic nie pobije, Liso - mój przyjaciel, ani myślał być jej dłużny. 
- Żart nadal się ciebie trzyma, Kraft. Możesz być jednak łaskawy i zostawić mnie samą z Michaelem? Chcę z nim porozmawiać na osobności bez twojego wścibskiego nosa - Lisa była coraz bardziej zniecierpliwiona. 




- Nie sądzę, aby było to konieczne - mimowolnie cały się spinam, gdy do naszej trójki dołącza Inge, która pojawiła się nagle i zupełnie dla mnie niespodziewanie. Obawiałem się, że może będzie miała mi za złe, że znowu przebywam w towarzystwie Lisy. 
- Słucham? Kim ty w ogóle jesteś? - Lisa wyglądała na mocno zdezorientowaną, a grunt zaczynał się jej powoli walić pod nogami. 
- Jestem Inge, dziewczyna Michaela - Norweżka mruga do mnie, abym podjął z nią tę grę i nie próbował zaprzeczać. Widocznie albo była w zmowie ze Stefanem, albo sama wpadła na ten pomysł, aby tylko mi pomóc zniechęcić do siebie Austriaczkę. - Za to ty pewnie jesteś Lisa. Dużo o tobie ostatnio słyszałam. Miło mi cię w końcu poznać - staram się zachować powagę, gdy widzę wyraz twarzy mojej byłej dziewczyny. Była wyraźnie niepocieszona i zawiedziona. Za to Stefan niemal dusił się ze śmiechu. Jemu bardzo podobał się taki obrót sprawy. 
- Ja natomiast o tobie wcale nie słyszałam. Michi, możesz mi wytłumaczyć, dlaczego nie powiedziałeś, że jesteś w związku? Co więcej, jeszcze wczoraj się ze mną całowałeś. Tak się chyba nie robi - niewinny ton głosu Lisy rozbrzmiewa echem dookoła nas. Szatynka bardzo szybko odzyskała rezon, wprawiając mnie w bardzo nie komfortowe położenie. W końcu Inge, jeszcze nic nie wiedziała o moim wczorajszym momencie słabości. Nie zdążyłem jej o tym powiedzieć. Miałem tylko nadzieję, że nie uzna przez to, iż znowu ją okłamałem. 
- Tak samo, jak nie próbuje się odzyskać byłego chłopaka, zabawiając się z innymi na co wieczornych imprezach, prawda? - Inge nie dała się wyprowadzić z równowagi usłyszanymi słowami i znowu przeszła do ofensywy. Nowe informacje na temat Lisy były dla mnie dość zaskakujące. Nie mogłem uwierzyć, że tak wyrachowanie postępowała. 
- Zupełnie nie wiem, o co ci chodzi - próbuje się pokrętnie tłumaczyć. 
- A mi się wydaje, że bardzo dobrze wiesz. Dlatego odczep się nareszcie od Michaela. Teraz sobie o nim przypomniałaś? Gdzie byłaś przez ostatnie miesiące albo wtedy, gdy naprawdę cię potrzebował? - Inge była coraz bardziej zdenerwowana. Dzieliło ją niewiele od wybuchu, co nie wróżyło dobrze szatynce. W końcu sam miałem okazję się przekonać, że lepiej było nie prowokować Inge. 
- Myślisz, że to takie łatwe być w takim związku? Walcząc nieustannie o choćby jedną krótką wspólną minutę. Jeszcze się przekonasz, że to wcale nie jest żadna bajka. Ciebie też to w końcu przerośnie tak samo, jak mnie - Lisa traci wszelkie argumenty. 
- Ja tak łatwo nie odpuszczę, bo nareszcie dorosłam do bycia z tobą. Dlatego będę walczyć - ostatnie słowa kieruje do mnie. Po czym odchodzi ze złością. Zostawiając naszą trójkę w sporej konsternacji. 
- Co za wariatka. Całkowicie jej odbiło przez ostatni rok - Stefan jako pierwszy odzyskuje rezon. - Inge, to było genialne. Sam bym niczego lepszego nie wymyślił - przybijają sobie piątkę. Śmiejąc się z całej tej sceny. Widocznie wystarczyło jedno dłuższe spotkanie, aby nawiązała się między nimi nić porozumienia. 




Niedługo potem Stefan zostawia naszą dwójkę samą. Pozwalając na chwilę prywatności. Czego wprost nie mogłem się doczekać. 
- Przepraszam, że tak długo zajęło mi dotarcie do ciebie, ale jak sam wiesz nasza drużyna nie ma dziś zbytniego powodu do radości i chciałam ich trochę pocieszyć - przytula się do mnie. - Pewnie masz już dość tych wszystkich gratulacji. Dlatego ja tylko powiem, że jestem z ciebie bardzo dumna i cieszę się razem z tobą. Dobrze wiedząc, jakie to było dla ciebie ważne - szepcze mi do ucha, mocniej oplatając mnie swoimi ramionami. Mimo że zdobyłem dziś medal, to obecność Inge jest dla mnie najlepszą nagrodą. Czułem, że to właśnie ona dodała mi motywacji i sprawiła, że potrafiłem zdobyć się na zdecydowanie lepsze skoki niż wczoraj. - Nie myśl sobie jednak, że nie oczekuję później wyjaśnień odnośnie tego pocałunku. Sam się przecież zapierałeś, że z Lisą to definitywny koniec - patrzy na mnie z błyskiem gniewu i zazdrości w oczach. 
- To był okropny błąd. Wszystko ci wytłumaczę, ale teraz nie psujmy tej chwili, dobrze? - niweluję odległość dzielącą nasze twarze. Składając na ustach dziewczyny czuły pocałunek. - Mam też nadzieję, że mogę liczyć na twoje towarzystwo podczas wieczornego świętowania - nawet nie wyobrażałem sobie, że mogłoby jej zabraknąć. 
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Będzie tam pewnie wasz trener, który na pewno nie darzy mnie zbytnią sympatią, cała wasza drużyna i masa innych nieznanych mi osób - była zdecydowanie sceptycznie nastawiona do mojego zaproszenia. Ja jednak nie zamierzałem odpuścić. 
- Nie przyjmuję odmowy. Poza tym pamiętasz, że mam u ciebie przysługę? Chcę ją teraz wykorzystać - uciekam się do drobnego podstępu. 
- To nie fair - oburza się. Poprawiając swoją granatową czapkę, w której wyglądała niezwykle uroczo. Mimo jej protestów ja już i tak wiedziałem, że nadchodzący wieczór spędzimy razem.