21.02.2019
Z
poczuciem ogromnej bezradności, wpatruję się w znikającą z moich
oczu Inge. Udającą się w pośpiechu, zapewne z powrotem do swojego
pokoju.
Wyglądała
na mocno wzburzoną osobę, której lepiej nie wchodzić w drogę w
najbliższych minutach. O czym świadczyło, chociażby pełne złości
i rozgoryczenia spojrzenie, jakim obdarzyła naszą dwójką,
wymijając nas z prędkością światła. Co gorsza to znowu ja i
splot niedorzecznych okoliczności, doprowadziły ją do takiego
stanu. Nie dość, że nasza relacja już i tak znajdowała się w
opłakanym stanie, to teraz Inge musiała natknąć się jeszcze na
Lisę, która pojawiła się właściwie znikąd. Nikogo uprzednio o
tym nie informując.
Miałem
wrażenie, że w ostatnich dniach wszystkie możliwe bóstwa zmówiły
się przeciwko mnie. Doprowadzając raz po raz do właśnie takich
kuriozalnych sytuacji z moim udziałem. Stawiających mnie przy tym w
oczach Inge z jak najgorszej strony.
Doskonale
wiedziałem, że po tym czego blondynka była tutaj przed chwilą
świadkiem, straciłem u niej jakiekolwiek szanse. Wyglądało to
przecież dosyć jednoznacznie, a już zwłaszcza dla Norweżki,
która wciąż nie znała kilku istotnych i dość bolesnych faktów
z mojej, wcale nie tak odległej przeszłości.
Ogromnie
żałowałem, że podczas naszych spotkań nigdy nie zdobyłem się
na to, aby wyznać jej całą prawdę i powodu, dla którego nie
chciałem od samego początku zdradzić jej kim tak naprawdę jestem.
Obawiałem się także, że teraz może być już na to zwyczajnie za
późno i Inge więcej nie uwierzy w ani jedno moje słowo. Uważając
mnie za zwykłego oszusta, bawiącego się uczuciami innych.
-
Michael, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zniecierpliwiony i tak
dobrze znany mi ton głosu, sprowadza mnie do rzeczywistości. Patrzę
na rozpromienioną twarz Lisy, wciąż będąc ogromnie oszołomiony
obecnością mojej byłej dziewczyny w tym miejscu. Była chyba
ostatnią osobą, jaką spodziewałem się spotkać. Nie rozumiałem,
co takiego spowodowało, że postanowiła się tutaj pojawić i to
podobno specjalnie dla mnie. Od naszego rozstania minęło w końcu
kilka dobrych miesięcy, podczas których, ani razu nie wysiliła się
na choćby jeden głupi telefon. Pewnego dnia po prostu zniknęła z
mojego życia na dobre. Tymczasem teraz bez żadnego uprzedzenia
stała na przeciw mnie, jak gdyby nigdy nic.
-
Przepraszam, ale trochę się zamyśliłem. Możesz powtórzyć? -
silę się na uprzejmy ton głosu. Ze względu na naszą wspólną
przeszłość nie chciałem dać po sobie poznać, że jej obecność
wcale mnie nie cieszy. Wraz z widokiem Lisy
odżywały wspomnienia naszych wspólnych chwil, kiedy
wydawało mi się, że to ona jest tą jedyną, z którą spędzę
resztę życia. Chyba jeszcze nigdy nie myliłem się bardziej niż
wtedy.
-
Pytałam, czy masz teraz czas. Zatrzymałam się w tym hotelu, dwie
ulice dalej. Niby to niedaleko, ale mam dość spory bagaż, a podróż
z Salzburga wyjątkowo dała mi w kość. Mógłbyś mi z nim trochę
pomóc, proszę? - uśmiecha się do mnie w ten sam sposób, jakiemu
niemal od zawsze nie potrafiłem się oprzeć. Przy okazji
przypadkiem zdradzając miejsce swojego aktualnego zamieszkania. W
życiu bym się nie spodziewał, że wyprowadzi się praktycznie na
drugi koniec Austrii.
-
W porządku. Chodźmy - zgadzam się jej towarzyszyć. Mając zamiar
przy okazji dowiedzieć się, co takiego skłoniło Lisę do
przyjazdu tutaj i jaki ma w tym wszystkim cel.
Chwytam
za rączkę od jej sporej wielkości walizki, zauważając że
skłonność dziewczyny do zabierania ze sobą niemal całej szafy
rzeczy pozostała niezmienna. Po czym obydwoje, ramię w ramię
kierujemy się w stronę wyjścia z hotelu. Na nieszczęście w
głównych drzwiach, mijamy się z norweskimi skoczkami, którzy
także zdążyli już wrócić z treningu. Mordercze spojrzenie jakim
Halvor obdarza naszą dwójkę, jasno sugeruje mi, że nie mam co
liczyć na jego przychylność w jakimkolwiek przypadku.
Nie
dość, że miałem przechlapane u Inge, to teraz także jej
przyjaciele byli do mnie negatywnie nastawieni. Miałem tylko
nadzieję, że Stefan się tym razem nie mylił i Sophie rzeczywiście
będzie skora do jakiejkolwiek rozmowy ze mną. Bez jej pomocy, nie
było mowy, abym mógł cokolwiek naprawić. Musiałem więc, jak
najszybciej dotrzeć do przyjaciółki Inge, zanim inni skutecznie
nie przeciągną jej na swoją stronę.
-
Lisa, możesz mi wyjaśnić, co takiego skłoniło cię nagle do
odnowy naszej znajomości? Przez tyle czasu nie dałaś nawet znaku
życia. Nie dziw mi się więc, że jestem tym wszystkim
zdezorientowany - po kilku minutach naszej drogi, przerywam trwające
między nami milczenie. Wpatrując się w ośnieżone szczyty Alp,
które zawsze napawały mnie spokojem i odprężały.
-
Michi, to chyba nic złego, że po prostu się za tobą stęskniłam.
Brakuje mi ciebie. Od jakiegoś już czasu chciałam się odezwać,
ale jakoś nie było okazji. Pomyślałam dlatego, że te Mistrzostwa
będą świetną okazją do odbudowania naszych relacji. Kupiłam
więc bilety i jestem - wzrusza ramionami, jakby to była najbardziej
oczywista rzecz pod słońcem. Takie coś było zresztą całkiem w
stylu Lisy. Nie raz już wpadała spontanicznie ma jakieś szalone
pomysły, następnie godzinami starając się mnie do nich przekonać.
-
Prawie po roku czasu, raptownie za mną zatęskniłaś? Jakoś nie
chce mi się w to uwierzyć. Zwłaszcza, że to ty mnie zostawiłaś.
To ty postanowiłaś zakończyć nas związek, właściwie bez
żadnego powodu - zarzucam jej. Nadal nie potrafiłem zapomnieć o
tym, co zrobiła.
-
Wiesz, że zrobiłam to dla twojego dobra. Musiałeś się w pełni
skupić na skokach, aby wrócić do formy. Nasz związek zbyt mocno
cię rozpraszał. Jestem pewna, że gdybym została, nie byłbyś
teraz w tym miejscu z szansą na minimum medal zdobyty z drużyną -
próbuje się usprawiedliwiać, ale do mnie to zupełnie nie
przemawia. Dodatkowo zapala mi się ostrzegawcza lampka w głowie.
Może to właśnie o to chodziło Lisie? Być może znowu zwietrzyła
szansę na zabłyśnięcie w świetle reflektorów za pomocą mojego
domniemanego sukcesu.
-
Mylisz się. Z twoim wsparciem mógłbym osiągnąć, jeszcze więcej.
Natomiast ty wolałaś zostawić mnie samemu sobie, gdy tylko
przytrafił mi się gorszy sezon. Odeszłaś, bo nie mogłaś dłużej
chwalić się sukcesami swojego chłopaka? Bo przestałem stawać na
podium i nie liczyłem się w walce o najwyższe cele, prawda? -
nareszcie wyrzucam z siebie to, czego nie zdążyłem zrobić w dniu
naszego rozstania. Teraz to jaka była jej prawdziwa motywacja, nie
miało już dla mnie większego znaczenia. Chciałem jednak
ostatecznie wszystko sobie między nami wyjaśnić. Przestając tym
samym brnąć w niekończące się domysły.
-
Jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć, co? Myślisz, że dla mnie
podjęcie tamtej decyzji było łatwe? Ja też cierpiałam. Kochałam
cię do cholery - broni się. - Być może popełniłam błąd, ale
teraz chcę to naprawić. Po to tutaj jestem. Starałam się, ale nie
potrafię o tobie zapomnieć. Wiem, że na wszystko potrzeba czasu,
pozwól mi jednak przynajmniej spróbować odbudować to, co
zniszczyłam pomiędzy nami - Lisa przybliża się do mnie, dotykając
z czułością policzka. Ten gest nie wywołuje jednak we mnie
żadnych większych odczuć. Poza pewną nutką nostalgii za czasami,
które odeszły. Wynikało to głównie z tego, że od dawna nie
kochałem już Lisy, a moje myśli w ciągu ostatnich dni pochłaniała
jedynie pewna Norweżka z przepięknym uśmiechem, którym oczarowała
mnie od pierwszej chwili.
-
Lisa, przykro mi, ale na to jest już za późno. Nas nie ma i nigdy
nie będzie - odsuwam się od niej, ku jej wyraźnemu rozczarowaniu.
-
Niby dlaczego? Z tego co się orientuję, wciąż jesteś sam. Nic
więc nie stoi nam na przeszkodzie, aby spróbować. Michael, proszę
cię - nie ustępuje. Ponownie podczas dzisiejszego dnia się do mnie
przytulając.
-
Wybacz, ale nie mogę. Moje uczucia do ciebie już jakiś czas temu
zniknęły. To nie mogłoby się udać - kręcę przecząco głową.
Nie mając zamiaru jej w żadnym wypadku ulec. Doskonale wiedząc, że
nie ma to najmniejszego sensu. Pomijając już brak miłości. Przede
wszystkim nie potrafiłbym jej ponownie zaufać.
-
Rozumiem, choć nie jest to dla mnie łatwe. Możemy jednak od czasu
do czasu się widywać? Przynajmniej jako zwykli znajomi? Nie chcę
tracić z tobą ponownie kontaktu - Lisa odzywa się w końcu po
kilku trwających dla nas wieczność sekundach. Wydawała się być
pogodzona z moją odmową. Liczyłem, że jest to szczere i nie
będzie próbowała żadnych sztuczek, mających na celu zmianę
mojego postanowienia.
-
Jasne, czemu nie – zapewniam ją. Nie widziałem niczego złego w
naszej niezbyt zażyłej znajomości. Zwłaszcza, że żal jaki
żywiłem do jej osoby po naszym rozstaniu, stracił dawno temu na
sile. Lisa w obecnym momencie była dla mnie kimś zupełnie
neutralnym.
-
Świetnie. W takim razie do zobaczenia podczas jutrzejszych
kwalifikacji. Będę trzymać mocno kciuki - tego byłem akurat
pewien. W końcu od niepamiętnych czasów Lisa była zagorzałą
fanką skoków. To w końcu podczas zawodów się poznaliśmy. - Na
razie, Michi - całuje mnie szybko w policzek, a następnie macha na
pożegnanie. Znikając w wejściu do swojego hotelu. Wpatruję się
jeszcze przez chwilę w budynek. Starając upewnić samego siebie, że
odnowienie znajomości z Lisą nie okaże się złą decyzją, mającą
dla mnie w ostatecznym rozrachunku jakieś niekorzystne konsekwencje.
Nie
wiedząc, co mam ze sobą teraz zrobić. Mimowolnie kieruję się do
świetnie znanej mi kawiarni. Przypominając sobie, że rano
obiecałem w niej przecież czekać na Inge. Choć doskonale
wiedziałem, że nie było nawet cienia szansy, aby dziewczyna się
pojawiła i tak rozglądam się uważnie po wnętrzu lokalu z
olbrzymią nadzieją, że wśród osób siedzących aktualnie przy
stolikach, zauważę Norweżkę. Rzeczywistość sprowadza mnie
jednak bardzo szybko na ziemię. W kawiarni nie było, nawet
najmniejszego śladu jej obecności.
Zrezygnowany zajmuję
więc jedno z ostatnich wolnych miejsc, prosząc o swoją ulubioną
kawę. Wracając wspomnieniami do chwil, gdy Inge towarzyszyła mi
tutaj niemal każdego popołudnia, godzinami dyskutując o
najróżniejszych sprawach.
Obecnie
doceniałem te momenty, jeszcze mocniej. Mając świadomość, że
mogą się nigdy więcej nie powtórzyć.
Wczesnym
wieczorem wracam do pokoju, okropnie skołowany wydarzeniami
dzisiejszego dnia. Miałem ogromny mętlik w głowie, a co gorsza
wciąż nie wiedziałem, jak posprzątać bałagan, którego
narobiłem na własne życzenie swoimi nieprzemyślanymi decyzjami. Z
każdą następną godziną, coraz mocniej brakowało mi Inge.
Zamiast więc skupić się na jutrzejszych kwalifikacjach,
nieustannie szukałem sposobu na skuteczne przeprosiny jej osoby.
Powoli zaczynałem od tego wariować, co było przerażające.
Do
tej pory, jeszcze nigdy nie czułem czegoś podobnego wobec żadnej
dziewczyny. Nawet Lisa, ani przez chwilę nie potrafiła na mnie aż
tak oddziaływać.
-
Gdzie ty się znowu podziewałeś przez tyle czasu? Co się z tobą w
ogóle dzieje? - Stefan przypatruje mi się z uwagą, gdy tylko
pojawiam się w zasięgu jego wzroku. Był wyraźnie rozdrażniony z
niewiadomego dla mnie powodu.
-
Nic. Wszystko jest w porządku - nie miałem ochoty nawet
na rozmowę z przyjacielem. Chciałem jedynie położyć się do
łóżka i przespać następne godziny. Zapominając o bożym
świecie.
-
W porządku? Obecność Lisy, gdy chcesz naprawić swoje relacje z
Inge jest dla ciebie w porządku? Zwariowałeś do reszty? - nie
miałem pojęcia, skąd Stefan wiedział o przyjeździe mojej byłej
dziewczyny. Tutaj najwidoczniej naprawdę nic nie mogło się ukryć.
- Przecież jej tutaj nie zapraszałem. Sam byłem zszokowany, gdy ją zobaczyłem - mimowolnie zaczynam się tłumaczyć.
- Przecież jej tutaj nie zapraszałem. Sam byłem zszokowany, gdy ją zobaczyłem - mimowolnie zaczynam się tłumaczyć.
-
To oczywiste, po co tutaj przyjechała. Zatęskniła za wygodnym
życiem i chwaleniem się dookoła kogo to nie zna i z kim to nie
jest związana. Zapewne chciała do ciebie wrócić, czyż nie? -
Stefan bezbłędnie odgaduje cel wizyty Lisy.
-
Owszem, ale powiedziałem, że nic z tego, a ona to uszanowała.
Jesteśmy wyłącznie znajomymi - mój przyjaciel zaczyna się głośno
i ironicznie śmiać, słysząc wypowiedziane przeze mnie słowa.
-
Michael, ty naprawdę w to uwierzyłeś? Zapomniałeś już, że ona
nie ustąpi dopóki nie osiągnie założonego sobie celu. Może ci
więc przypomnę, że to ta Lisa. Wstrętna manipulantka, która omal
nie zniszczyła ci życia - od samego początku Stefan nie znosił
się z Lisą. Byli największymi wrogami, co stawiało mnie w bardzo
niezręcznej sytuacji. Upływ czasu nic w tej kwestii niestety nie
zmienił.
-
Zawsze miałeś o niej, jak najgorsze zdanie. Nie uważasz, że w
niektórych przypadkach trochę na wyrost? Lisa nie jest jakimś
złem wcielonym. Popełniła sporo błędów, ale kto tego nie
robi? - zastanawiam się. Stając mimowolnie w obronie dziewczyny.
-
Nie wierzę, że to powiedziałeś. Widzę, że wspaniała Lisa nadal
potrafi, ot tak okręcić sobie ciebie wokół palca. Wystarczyło
wasze jedno spotkanie, a ty wszystko jej wybaczyłeś. Ani się
obejrzysz, a znów będziecie razem. Tylko tym razem nie licz na
współczucie, jak znowu zostawi cię z dnia na dzień. Inge ma
jednak rację, że nie warto tracić na ciebie czasu - ostatnie
zdanie wprawia mnie w konsternację.
-
Rozmawiałeś z nią? - dopytuję, chcąc się czegoś dowiedzieć.
- To już nie twoja sprawa. Wychodzę - nie zdążam nawet zareagować, gdy Stefan opuszcza nasz pokój z głośnym hukiem. Jeszcze tylko kłótni z nim mi brakowało. Ten dzień po prostu nie mógł być gorszy.
- To już nie twoja sprawa. Wychodzę - nie zdążam nawet zareagować, gdy Stefan opuszcza nasz pokój z głośnym hukiem. Jeszcze tylko kłótni z nim mi brakowało. Ten dzień po prostu nie mógł być gorszy.
💟💟💟
Po
raz tysięczny w ciągu ostatnich godzin, przeklinam w myślach na
wszelkie możliwe sposoby swoją łatwowierność. Starając się za
wszelką cenę wyrzucić z głowy widok
tajemniczej dziewczyny tulącej się do Michaela, który
przeprawił mnie o spore ukłucie zazdrości i niedowierzania.
Dawno
już nic mnie tak nie poruszyło, jak zobaczenie tej dwójki razem.
Nie mogłam wprost uwierzyć, że Michael mógł być, aż tak
perfidny i potraktował mnie jako zwykłą odskocznię od życia ze
swoją życiową wybranką.
Teraz
już nie miałam żadnych złudzeń. Byłam dla niego jedynie
zabawką, którą miał zamiar rzucić w kąt, gdy tylko mistrzostwa
dobiegną końca. Jeszcze jedną naiwną, która dała się złapać
na ten niewinny wyraz twarzy i uśmiech.
Wiele
mogłabym darować Michaelowi, ale to że mamił mnie tymi wszystkimi
podłymi kłamstwami, zapewniał że jestem dla niego wyjątkowa i
przy nikim nie czuł się tak dobrze, było zwyczajnie niewybaczalne.
Pomyśleć
tylko, że jeszcze wczoraj bez żadnych skrupułów był w
stanie zdradzić ze mną swoją dziewczynę, podczas gdy ona niczego
nieświadoma zapewne odliczała godziny do spotkania z nim. Czym
mocno pokrzyżowała mu plany. Nie wiedziałam kogo było mi mocniej
w tym momencie żal. Jej, że była z kimś, kto na pewno jej kochał.
Zdradzając za plecami. Czy jednak samej siebie, że dałam się na
to wszystko nabrać, a co gorsza, że poczułam coś do osoby, która
ani przez sekundę nie pomyślała o mnie poważnie.
Wciskam
na oślep przycisk przywołujący windę, walcząc z pojawiającymi
się w moich oczach łzami. Nie rozumiałam, dlaczego to właśnie
mnie zawsze coś takiego musi spotykać. Dlaczego przyciągałam do
siebie samych oszustów? Czy chociaż raz nie mogłabym spotkać
kogoś uczciwego i ze szczerymi intencjami?
-
Dlaczego płaczesz? Coś się stało? - z letargu wyrywa mnie
pytanie, zadane przez samego Stefana Krafta. Przypatrującego mi się
ze zmartwieniem. Byłam pewna, że doskonale orientował się w
kłamstwach Michaela. Był zapewne taki sam, jak on. Dlatego nie
miałam najmniejszego zamiaru o czymkolwiek z nim rozmawiać.
-
Zapytaj swojego przyjaciela. Przy okazji przekaż mu, że żałuję
każdej minuty spędzonej w jego towarzystwie. Nie był ich wart.
Szkoda mi tylko jego dziewczyny, że związała się z kimś takim -
oddycham z ulgą, gdy winda nareszcie się pojawia. Bez wahania
wchodzę do jej środka.
-
Poczekaj, o czym ty w ogóle mówisz? - chłopak wydawał się być
kompletnie zdezorientowany. Jakby nic z tego nie rozumiał. Grał nie
gorzej od Michaela. Nie miałam dlatego zamiaru dłużej uczestniczyć
w tym ich żałosnym przedstawieniu, ani tym bardziej zatrzymywać
drzwi windy, zamykających mu się tuż przed nosem.
Wpadam
w pośpiechu do pokoju. Zatrzaskując za sobą głośno drzwi.
Zaczynając następnie na oślep wrzucać swoje rzeczy do walizki.
Nie miałam zamiaru zostać tu, ani chwili dłużej.
-
Inge, co ty robisz? - Sophie posyła mi pełne niezrozumienia
spojrzenia. Zdezorientowana moimi poczynaniami.
-
Wracam do domu. Przepraszam, ale nie mogę dłużej tutaj zostać.
Więcej już nie zniosę. Naprawdę nie chciałam cię zawieść, ale
po raz kolejny mi nie wyszło - ocieram kilka łez, spływających mi
po policzkach. Znowu przyszło mi płacić za moją głupotę.
-
Co się stało? Zostaw to i porozmawiaj ze mną - nie daje za
wygraną. Zabierając mi z rąk pokaźną stertę rzeczy.
-
Okazało się, że dotychczasowe kłamstwa Michaela to pikuś.
Czekałam, jak głupia aż wróci z treningu, aby ustalić szczegóły
spotkania, na które tak nalegał. Chciałam dać mu szansę to
wszystko wyjaśnić. Być może nawet ponownie zaufać - kręcę z
niedowierzaniem głową, że prawie popełniłam tak ogromny błąd -
I wiesz co zobaczyłam? Jego stęsknioną dziewczynę, która nie
mogła doczekać się ich spotkania - dawno już nie widziałam u
kogoś tak szczęśliwego wyrazu twarzy, jak u tej szatynki. Chyba
naprawdę musiała go mocno kochać.
-
Co takiego? Michael ma dziewczynę? Jesteś tego pewna? - Sophie nie
może w to uwierzyć.
-
Oczywiście, że ma. Z kim innym mógłby witać się w tak zażyły
sposób? Zresztą za nim Michael raczył się pojawić, słyszałam
jak ona rozmawiała z recepcjonistką. Może nie znam za dobrze
niemieckiego, ale stwierdziła, że już nie może się doczekać na
swojego chłopka. To chyba jednoznaczne - dla mnie wszystko było
jasne.
-
W życiu bym się tego nie spodziewała. Naprawdę myślałam, że mu
na tobie zależy. Przykro mi - Sophie zaczyna zdawać sobie sprawę,
że tym razem się pomyliła i to jednak Halvor miał rację.
Odradzając mi dalszą relację z Michaelem.
-
Mnie również jest. Tak widocznie jednak musiało być. Dostałam
jeszcze jedną nauczkę - siadam bezsilnie na łóżku. Nie potrafiąc
znaleźć sobie miejsca.
-
Mimo wszystko powinnaś zostać, przynajmniej do jutra. Daj sobie
trochę czasu na ochłonięcie i wtedy ostatecznie zdecydujesz. Świat
nie kręci się przecież wokół jednego Michaela. Jeśli naprawdę
jest takim kretynem i chciał się zabawić twoim kosztem, to nie daj
mu tej satysfakcji, że mu się udało. Miałyśmy się tutaj dobrze
bawić - wiedziałam, że Sophie ma trochę racji. Dlaczego ja miałam
płakać po kątach, gdy on będzie spędzał sobie cudowne chwile ze
swoją dziewczyną.
-
Niech będzie. Przemyślę jeszcze ten powrót do Norwegii, ale pod
warunkiem, że dzisiaj wieczorem stąd wychodzimy i to tylko we dwie.
Jak za dawnych czasów. Zaraz poszukam jakiegoś porządnego miejsca
do zabawy - musiałam jakoś odreagować ostatnie dwa dni, a przede
wszystkim wyrzucić ze swoich myśli Michaela. - Liczę, że masz ze
sobą jakąś wystrzałową sukienkę. Parkiet dziś będzie
nasz. Przyćmimy każdą inną dziewczynę - mrugam do niej
żartobliwie. Coraz mocniej przekonana, że wspólne wyjście to
świetny pomysł.
-
Inge, przypominam ci, że mam narzeczonego - Sophie zaczyna się
śmiać.
-
No właśnie. Za niedługo masz nawet zostać przykładną żoną. To
więc jedna z ostatnich okazji, aby się wyszaleć - podpuszczam ją
żartobliwie. Doskonale wiedząc, że w życiu nie zrobiłby niczego,
co mogłoby narazić jej związek. Sama bym jej zresztą na to nie
pozwoliła. Była w nim zbyt szczęśliwa.
Po
kolacji, chcę jak najszybciej opuścić restaurację. Nie chcąc się
przypadkiem natknąć gdzieś na Michaela, co gorsza w towarzystwie
jego dziewczyny. Na samą myśl, że spędzają teraz wspólnie
czas. Czułam, że się we mnie gotuje. Nie potrafiłam udawać sama
przed sobą, że nie chciałabym być na jej miejscu. Dlatego
też, co chwilę pośpieszam Sophie.
-
Jeśli mamy wrócić o przyzwoitej godzinie. Powinniśmy się już
szykować - marudzę po raz kolejny.
-
Ta przyzwoita godzina to mam nadzieję, że będzie jeszcze przed
północą. Najlepiej zresztą jakbyście zostały tutaj. Jutro są
przecież kwalifikacje - patrzę na Halvora z politowaniem. Byłam
ciekawa od kiedy to zrobił się taki przykładny.
-
Chyba tylko dla Kopciuszka północ to przyzwoita godzina. Poza tym
my w kwalifikacjach nie startujemy. Powiedz lepiej, że nie chcesz
puścić Sophie samej - dogryzam mu. Mając świadomość, że wciąż
jest o nią tak samo zazdrosny, jak na początku.
-
To wcale nie o to chodzi - próbuje się pokrętnie tłumaczyć. Co
kwituję tylko cichym chichotem.
Przeglądam
się w lusterku ostatni raz, oceniając swój dzisiejszy całkiem
dobrze prezentujący się wygląd.
Udało
mi się nawet ukryć ślady niewyspania i płaczu. Co okazało się
największym wyzwaniem.
-
Gotowa? - pytam Sophie, siedzącą na łóżku z nosem w
telefonie. Nie musiałam nawet pytać, kto nie potrafi się z
nią rozstać.
-
Tak, możemy właściwie iść - odpowiada, wciąż nie odrywając
się od urządzenia.
-
Świetnie. W takim razie nie traćmy czasu - podchodzę do niej
bliżej, wyrywając telefon z ręki. - Jednak to zostaje tutaj. To
miał być nasz wieczór. Bez żadnych narzeczonych, kandydatów
na nich, a już zwłaszcza bez podłych oszustów –
odkładam telefon na szafkę. Nie mając zamiaru w tej
kwestii ustąpić.
W
dobrym nastroju, podążamy do wyjścia z hotelu. Nie mogłam
już doczekać, aż opuścimy to miejsce. Oczywiście już na
samym początku mój pech musiał dać o sobie znać, gdy na jednym z
pięter winda się zatrzymuje, a do naszej dwójki dołącza osoba,
której nie chciałam nigdy więcej oglądać.