poniedziałek, 20 maja 2019

Rozdział 8




21.02.2019





Z poczuciem ogromnej bezradności, wpatruję się w znikającą z moich oczu Inge. Udającą się w pośpiechu, zapewne z powrotem do swojego pokoju.
Wyglądała na mocno wzburzoną osobę, której lepiej nie wchodzić w drogę w najbliższych minutach. O czym świadczyło, chociażby pełne złości i rozgoryczenia spojrzenie, jakim obdarzyła naszą dwójką, wymijając nas z prędkością światła. Co gorsza to znowu ja i splot niedorzecznych okoliczności, doprowadziły ją do takiego stanu. Nie dość, że nasza relacja już i tak znajdowała się w opłakanym stanie, to teraz Inge musiała natknąć się jeszcze na Lisę, która pojawiła się właściwie znikąd. Nikogo uprzednio o tym nie informując.
Miałem wrażenie, że w ostatnich dniach wszystkie możliwe bóstwa zmówiły się przeciwko mnie. Doprowadzając raz po raz do właśnie takich kuriozalnych sytuacji z moim udziałem. Stawiających mnie przy tym w oczach Inge z jak najgorszej strony.
Doskonale wiedziałem, że po tym czego blondynka była tutaj przed chwilą świadkiem, straciłem u niej jakiekolwiek szanse. Wyglądało to przecież dosyć jednoznacznie, a już zwłaszcza dla Norweżki, która wciąż nie znała kilku istotnych i dość bolesnych faktów z mojej, wcale nie tak odległej przeszłości.
Ogromnie żałowałem, że podczas naszych spotkań nigdy nie zdobyłem się na to, aby wyznać jej całą prawdę i powodu, dla którego nie chciałem od samego początku zdradzić jej kim tak naprawdę jestem. Obawiałem się także, że teraz może być już na to zwyczajnie za późno i Inge więcej nie uwierzy w ani jedno moje słowo. Uważając mnie za zwykłego oszusta, bawiącego się uczuciami innych.




- Michael, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zniecierpliwiony i tak dobrze znany mi ton głosu, sprowadza mnie do rzeczywistości. Patrzę na rozpromienioną twarz Lisy, wciąż będąc ogromnie oszołomiony obecnością mojej byłej dziewczyny w tym miejscu. Była chyba ostatnią osobą, jaką spodziewałem się spotkać. Nie rozumiałem, co takiego spowodowało, że postanowiła się tutaj pojawić i to podobno specjalnie dla mnie. Od naszego rozstania minęło w końcu kilka dobrych miesięcy, podczas których, ani razu nie wysiliła się na choćby jeden głupi telefon. Pewnego dnia po prostu zniknęła z mojego życia na dobre. Tymczasem teraz bez żadnego uprzedzenia stała na przeciw mnie, jak gdyby nigdy nic.
- Przepraszam, ale trochę się zamyśliłem. Możesz powtórzyć? - silę się na uprzejmy ton głosu. Ze względu na naszą wspólną przeszłość nie chciałem dać po sobie poznać, że jej obecność wcale mnie nie cieszy. Wraz z widokiem Lisy odżywały wspomnienia naszych wspólnych chwil, kiedy wydawało mi się, że to ona jest tą jedyną, z którą spędzę resztę życia. Chyba jeszcze nigdy nie myliłem się bardziej niż wtedy.
- Pytałam, czy masz teraz czas. Zatrzymałam się w tym hotelu, dwie ulice dalej. Niby to niedaleko, ale mam dość spory bagaż, a podróż z Salzburga wyjątkowo dała mi w kość. Mógłbyś mi z nim trochę pomóc, proszę? - uśmiecha się do mnie w ten sam sposób, jakiemu niemal od zawsze nie potrafiłem się oprzeć. Przy okazji przypadkiem zdradzając miejsce swojego aktualnego zamieszkania. W życiu bym się nie spodziewał, że wyprowadzi się praktycznie na drugi koniec Austrii.
- W porządku. Chodźmy - zgadzam się jej towarzyszyć. Mając zamiar przy okazji dowiedzieć się, co takiego skłoniło Lisę do przyjazdu tutaj i jaki ma w tym wszystkim cel.
Chwytam za rączkę od jej sporej wielkości walizki, zauważając że skłonność dziewczyny do zabierania ze sobą niemal całej szafy rzeczy pozostała niezmienna. Po czym obydwoje, ramię w ramię kierujemy się w stronę wyjścia z hotelu. Na nieszczęście w głównych drzwiach, mijamy się z norweskimi skoczkami, którzy także zdążyli już wrócić z treningu. Mordercze spojrzenie jakim Halvor obdarza naszą dwójkę, jasno sugeruje mi, że nie mam co liczyć na jego przychylność w jakimkolwiek przypadku.
Nie dość, że miałem przechlapane u Inge, to teraz także jej przyjaciele byli do mnie negatywnie nastawieni. Miałem tylko nadzieję, że Stefan się tym razem nie mylił i Sophie rzeczywiście będzie skora do jakiejkolwiek rozmowy ze mną. Bez jej pomocy, nie było mowy, abym mógł cokolwiek naprawić. Musiałem więc, jak najszybciej dotrzeć do przyjaciółki Inge, zanim inni skutecznie nie przeciągną jej na swoją stronę.




- Lisa, możesz mi wyjaśnić, co takiego skłoniło cię nagle do odnowy naszej znajomości? Przez tyle czasu nie dałaś nawet znaku życia. Nie dziw mi się więc, że jestem tym wszystkim zdezorientowany - po kilku minutach naszej drogi, przerywam trwające między nami milczenie. Wpatrując się w ośnieżone szczyty Alp, które zawsze napawały mnie spokojem i odprężały.
- Michi, to chyba nic złego, że po prostu się za tobą stęskniłam. Brakuje mi ciebie. Od jakiegoś już czasu chciałam się odezwać, ale jakoś nie było okazji. Pomyślałam dlatego, że te Mistrzostwa będą świetną okazją do odbudowania naszych relacji. Kupiłam więc bilety i jestem - wzrusza ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. Takie coś było zresztą całkiem w stylu Lisy. Nie raz już wpadała spontanicznie ma jakieś szalone pomysły, następnie godzinami starając się mnie do nich przekonać.
- Prawie po roku czasu, raptownie za mną zatęskniłaś? Jakoś nie chce mi się w to uwierzyć. Zwłaszcza, że to ty mnie zostawiłaś. To ty postanowiłaś zakończyć nas związek, właściwie bez żadnego powodu - zarzucam jej. Nadal nie potrafiłem zapomnieć o tym, co zrobiła.
- Wiesz, że zrobiłam to dla twojego dobra. Musiałeś się w pełni skupić na skokach, aby wrócić do formy. Nasz związek zbyt mocno cię rozpraszał. Jestem pewna, że gdybym została, nie byłbyś teraz w tym miejscu z szansą na minimum medal zdobyty z drużyną - próbuje się usprawiedliwiać, ale do mnie to zupełnie nie przemawia. Dodatkowo zapala mi się ostrzegawcza lampka w głowie. Może to właśnie o to chodziło Lisie? Być może znowu zwietrzyła szansę na zabłyśnięcie w świetle reflektorów za pomocą mojego domniemanego sukcesu.
- Mylisz się. Z twoim wsparciem mógłbym osiągnąć, jeszcze więcej. Natomiast ty wolałaś zostawić mnie samemu sobie, gdy tylko przytrafił mi się gorszy sezon. Odeszłaś, bo nie mogłaś dłużej chwalić się sukcesami swojego chłopaka? Bo przestałem stawać na podium i nie liczyłem się w walce o najwyższe cele, prawda? - nareszcie wyrzucam z siebie to, czego nie zdążyłem zrobić w dniu naszego rozstania. Teraz to jaka była jej prawdziwa motywacja, nie miało już dla mnie większego znaczenia. Chciałem jednak ostatecznie wszystko sobie między nami wyjaśnić. Przestając tym samym brnąć w niekończące się domysły.
- Jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć, co? Myślisz, że dla mnie podjęcie tamtej decyzji było łatwe? Ja też cierpiałam. Kochałam cię do cholery - broni się. - Być może popełniłam błąd, ale teraz chcę to naprawić. Po to tutaj jestem. Starałam się, ale nie potrafię o tobie zapomnieć. Wiem, że na wszystko potrzeba czasu, pozwól mi jednak przynajmniej spróbować odbudować to, co zniszczyłam pomiędzy nami - Lisa przybliża się do mnie, dotykając z czułością policzka. Ten gest nie wywołuje jednak we mnie żadnych większych odczuć. Poza pewną nutką nostalgii za czasami, które odeszły. Wynikało to głównie z tego, że od dawna nie kochałem już Lisy, a moje myśli w ciągu ostatnich dni pochłaniała jedynie pewna Norweżka z przepięknym uśmiechem, którym oczarowała mnie od pierwszej chwili.
- Lisa, przykro mi, ale na to jest już za późno. Nas nie ma i nigdy nie będzie - odsuwam się od niej, ku jej wyraźnemu rozczarowaniu.
- Niby dlaczego? Z tego co się orientuję, wciąż jesteś sam. Nic więc nie stoi nam na przeszkodzie, aby spróbować. Michael, proszę cię - nie ustępuje. Ponownie podczas dzisiejszego dnia się do mnie przytulając.
- Wybacz, ale nie mogę. Moje uczucia do ciebie już jakiś czas temu zniknęły. To nie mogłoby się udać - kręcę przecząco głową. Nie mając zamiaru jej w żadnym wypadku ulec. Doskonale wiedząc, że nie ma to najmniejszego sensu. Pomijając już brak miłości. Przede wszystkim nie potrafiłbym jej ponownie zaufać.
- Rozumiem, choć nie jest to dla mnie łatwe. Możemy jednak od czasu do czasu się widywać? Przynajmniej jako zwykli znajomi? Nie chcę tracić z tobą ponownie kontaktu - Lisa odzywa się w końcu po kilku trwających dla nas wieczność sekundach. Wydawała się być pogodzona z moją odmową. Liczyłem, że jest to szczere i nie będzie próbowała żadnych sztuczek, mających na celu zmianę mojego postanowienia.
- Jasne, czemu nie – zapewniam ją. Nie widziałem niczego złego w naszej niezbyt zażyłej znajomości. Zwłaszcza, że żal jaki żywiłem do jej osoby po naszym rozstaniu, stracił dawno temu na sile. Lisa w obecnym momencie była dla mnie kimś zupełnie neutralnym.
- Świetnie. W takim razie do zobaczenia podczas jutrzejszych kwalifikacji. Będę trzymać mocno kciuki - tego byłem akurat pewien. W końcu od niepamiętnych czasów Lisa była zagorzałą fanką skoków. To w końcu podczas zawodów się poznaliśmy. - Na razie, Michi - całuje mnie szybko w policzek, a następnie macha na pożegnanie. Znikając w wejściu do swojego hotelu. Wpatruję się jeszcze przez chwilę w budynek. Starając upewnić samego siebie, że odnowienie znajomości z Lisą nie okaże się złą decyzją, mającą dla mnie w ostatecznym rozrachunku jakieś niekorzystne konsekwencje.





Nie wiedząc, co mam ze sobą teraz zrobić. Mimowolnie kieruję się do świetnie znanej mi kawiarni. Przypominając sobie, że rano obiecałem w niej przecież czekać na Inge. Choć doskonale wiedziałem, że nie było nawet cienia szansy, aby dziewczyna się pojawiła i tak rozglądam się uważnie po wnętrzu lokalu z olbrzymią nadzieją, że wśród osób siedzących aktualnie przy stolikach, zauważę Norweżkę. Rzeczywistość sprowadza mnie jednak bardzo szybko na ziemię. W kawiarni nie było, nawet najmniejszego śladu jej obecności.
Zrezygnowany zajmuję więc jedno z ostatnich wolnych miejsc, prosząc o swoją ulubioną kawę. Wracając wspomnieniami do chwil, gdy Inge towarzyszyła mi tutaj niemal każdego popołudnia, godzinami dyskutując o najróżniejszych sprawach.
Obecnie doceniałem te momenty, jeszcze mocniej. Mając świadomość, że mogą się nigdy więcej nie powtórzyć.






Wczesnym wieczorem wracam do pokoju, okropnie skołowany wydarzeniami dzisiejszego dnia. Miałem ogromny mętlik w głowie, a co gorsza wciąż nie wiedziałem, jak posprzątać bałagan, którego narobiłem na własne życzenie swoimi nieprzemyślanymi decyzjami. Z każdą następną godziną, coraz mocniej brakowało mi Inge. Zamiast więc skupić się na jutrzejszych kwalifikacjach, nieustannie szukałem sposobu na skuteczne przeprosiny jej osoby. Powoli zaczynałem od tego wariować, co było przerażające.
Do tej pory, jeszcze nigdy nie czułem czegoś podobnego wobec żadnej dziewczyny. Nawet Lisa, ani przez chwilę nie potrafiła na mnie aż tak oddziaływać.




- Gdzie ty się znowu podziewałeś przez tyle czasu? Co się z tobą w ogóle dzieje? - Stefan przypatruje mi się z uwagą, gdy tylko pojawiam się w zasięgu jego wzroku. Był wyraźnie rozdrażniony z niewiadomego dla mnie powodu.
- Nic. Wszystko jest w porządku - nie miałem ochoty nawet na rozmowę z przyjacielem. Chciałem jedynie położyć się do łóżka i przespać następne godziny. Zapominając o bożym świecie.
- W porządku? Obecność Lisy, gdy chcesz naprawić swoje relacje z Inge jest dla ciebie w porządku? Zwariowałeś do reszty? - nie miałem pojęcia, skąd Stefan wiedział o przyjeździe mojej byłej dziewczyny. Tutaj najwidoczniej naprawdę nic nie mogło się ukryć. 
- Przecież jej tutaj nie zapraszałem. Sam byłem zszokowany, gdy ją zobaczyłem - mimowolnie zaczynam się tłumaczyć.
- To oczywiste, po co tutaj przyjechała. Zatęskniła za wygodnym życiem i chwaleniem się dookoła kogo to nie zna i z kim to nie jest związana. Zapewne chciała do ciebie wrócić, czyż nie? - Stefan bezbłędnie odgaduje cel wizyty Lisy.
- Owszem, ale powiedziałem, że nic z tego, a ona to uszanowała. Jesteśmy wyłącznie znajomymi - mój przyjaciel zaczyna się głośno i ironicznie śmiać, słysząc wypowiedziane przeze mnie słowa.
- Michael, ty naprawdę w to uwierzyłeś? Zapomniałeś już, że ona nie ustąpi dopóki nie osiągnie założonego sobie celu. Może ci więc przypomnę, że to ta Lisa. Wstrętna manipulantka, która omal nie zniszczyła ci życia - od samego początku Stefan nie znosił się z Lisą. Byli największymi wrogami, co stawiało mnie w bardzo niezręcznej sytuacji. Upływ czasu nic w tej kwestii niestety nie zmienił.
- Zawsze miałeś o niej, jak najgorsze zdanie. Nie uważasz, że w niektórych przypadkach trochę na wyrost? Lisa nie jest jakimś złem wcielonym. Popełniła sporo błędów, ale kto tego nie robi? - zastanawiam się. Stając mimowolnie w obronie dziewczyny.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś. Widzę, że wspaniała Lisa nadal potrafi, ot tak okręcić sobie ciebie wokół palca. Wystarczyło wasze jedno spotkanie, a ty wszystko jej wybaczyłeś. Ani się obejrzysz, a znów będziecie razem. Tylko tym razem nie licz na współczucie, jak znowu zostawi cię z dnia na dzień. Inge ma jednak rację, że nie warto tracić na ciebie czasu - ostatnie zdanie wprawia mnie w konsternację.
- Rozmawiałeś z nią? - dopytuję, chcąc się czegoś dowiedzieć. 
- To już nie twoja sprawa. Wychodzę - nie zdążam nawet zareagować, gdy Stefan opuszcza nasz pokój z głośnym hukiem. Jeszcze tylko kłótni z nim mi brakowało. Ten dzień po prostu nie mógł być gorszy.








💟💟💟







Po raz tysięczny w ciągu ostatnich godzin, przeklinam w myślach na wszelkie możliwe sposoby swoją łatwowierność. Starając się za wszelką cenę wyrzucić z głowy widok tajemniczej dziewczyny tulącej się do Michaela, który przeprawił mnie o spore ukłucie zazdrości i niedowierzania.
Dawno już nic mnie tak nie poruszyło, jak zobaczenie tej dwójki razem. Nie mogłam wprost uwierzyć, że Michael mógł być, aż tak perfidny i potraktował mnie jako zwykłą odskocznię od życia ze swoją życiową wybranką.
Teraz już nie miałam żadnych złudzeń. Byłam dla niego jedynie zabawką, którą miał zamiar rzucić w kąt, gdy tylko mistrzostwa dobiegną końca. Jeszcze jedną naiwną, która dała się złapać na ten niewinny wyraz twarzy i uśmiech.




Wiele mogłabym darować Michaelowi, ale to że mamił mnie tymi wszystkimi podłymi kłamstwami, zapewniał że jestem dla niego wyjątkowa i przy nikim nie czuł się tak dobrze, było zwyczajnie niewybaczalne.
Pomyśleć tylko, że jeszcze wczoraj bez żadnych skrupułów był w stanie zdradzić ze mną swoją dziewczynę, podczas gdy ona niczego nieświadoma zapewne odliczała godziny do spotkania z nim. Czym mocno pokrzyżowała mu plany. Nie wiedziałam kogo było mi mocniej w tym momencie żal. Jej, że była z kimś, kto na pewno jej kochał. Zdradzając za plecami. Czy jednak samej siebie, że dałam się na to wszystko nabrać, a co gorsza, że poczułam coś do osoby, która ani przez sekundę nie pomyślała o mnie poważnie.





Wciskam na oślep przycisk przywołujący windę, walcząc z pojawiającymi się w moich oczach łzami. Nie rozumiałam, dlaczego to właśnie mnie zawsze coś takiego musi spotykać. Dlaczego przyciągałam do siebie samych oszustów? Czy chociaż raz nie mogłabym spotkać kogoś uczciwego i ze szczerymi intencjami?
- Dlaczego płaczesz? Coś się stało? - z letargu wyrywa mnie pytanie, zadane przez samego Stefana Krafta. Przypatrującego mi się ze zmartwieniem. Byłam pewna, że doskonale orientował się w kłamstwach Michaela. Był zapewne taki sam, jak on. Dlatego nie miałam najmniejszego zamiaru o czymkolwiek z nim rozmawiać.
- Zapytaj swojego przyjaciela. Przy okazji przekaż mu, że żałuję każdej minuty spędzonej w jego towarzystwie. Nie był ich wart. Szkoda mi tylko jego dziewczyny, że związała się z kimś takim - oddycham z ulgą, gdy winda nareszcie się pojawia. Bez wahania wchodzę do jej środka.
- Poczekaj, o czym ty w ogóle mówisz? - chłopak wydawał się być kompletnie zdezorientowany. Jakby nic z tego nie rozumiał. Grał nie gorzej od Michaela. Nie miałam dlatego zamiaru dłużej uczestniczyć w tym ich żałosnym przedstawieniu, ani tym bardziej zatrzymywać drzwi windy, zamykających mu się tuż przed nosem.





Wpadam w pośpiechu do pokoju. Zatrzaskując za sobą głośno drzwi. Zaczynając następnie na oślep wrzucać swoje rzeczy do walizki. Nie miałam zamiaru zostać tu, ani chwili dłużej.
- Inge, co ty robisz? - Sophie posyła mi pełne niezrozumienia spojrzenia. Zdezorientowana moimi poczynaniami.
- Wracam do domu. Przepraszam, ale nie mogę dłużej tutaj zostać. Więcej już nie zniosę. Naprawdę nie chciałam cię zawieść, ale po raz kolejny mi nie wyszło - ocieram kilka łez, spływających mi po policzkach. Znowu przyszło mi płacić za moją głupotę.
- Co się stało? Zostaw to i porozmawiaj ze mną - nie daje za wygraną. Zabierając mi z rąk pokaźną stertę rzeczy.
- Okazało się, że dotychczasowe kłamstwa Michaela to pikuś. Czekałam, jak głupia aż wróci z treningu, aby ustalić szczegóły spotkania, na które tak nalegał. Chciałam dać mu szansę to wszystko wyjaśnić. Być może nawet ponownie zaufać - kręcę z niedowierzaniem głową, że prawie popełniłam tak ogromny błąd - I wiesz co zobaczyłam? Jego stęsknioną dziewczynę, która nie mogła doczekać się ich spotkania - dawno już nie widziałam u kogoś tak szczęśliwego wyrazu twarzy, jak u tej szatynki. Chyba naprawdę musiała go mocno kochać.
- Co takiego? Michael ma dziewczynę? Jesteś tego pewna? - Sophie nie może w to uwierzyć.
- Oczywiście, że ma. Z kim innym mógłby witać się w tak zażyły sposób? Zresztą za nim Michael raczył się pojawić, słyszałam jak ona rozmawiała z recepcjonistką. Może nie znam za dobrze niemieckiego, ale stwierdziła, że już nie może się doczekać na swojego chłopka. To chyba jednoznaczne - dla mnie wszystko było jasne.
- W życiu bym się tego nie spodziewała. Naprawdę myślałam, że mu na tobie zależy. Przykro mi - Sophie zaczyna zdawać sobie sprawę, że tym razem się pomyliła i to jednak Halvor miał rację. Odradzając mi dalszą relację z Michaelem.
- Mnie również jest. Tak widocznie jednak musiało być. Dostałam jeszcze jedną nauczkę - siadam bezsilnie na łóżku. Nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca.
- Mimo wszystko powinnaś zostać, przynajmniej do jutra. Daj sobie trochę czasu na ochłonięcie i wtedy ostatecznie zdecydujesz. Świat nie kręci się przecież wokół jednego Michaela. Jeśli naprawdę jest takim kretynem i chciał się zabawić twoim kosztem, to nie daj mu tej satysfakcji, że mu się udało. Miałyśmy się tutaj dobrze bawić - wiedziałam, że Sophie ma trochę racji. Dlaczego ja miałam płakać po kątach, gdy on będzie spędzał sobie cudowne chwile ze swoją dziewczyną.
- Niech będzie. Przemyślę jeszcze ten powrót do Norwegii, ale pod warunkiem, że dzisiaj wieczorem stąd wychodzimy i to tylko we dwie. Jak za dawnych czasów. Zaraz poszukam jakiegoś porządnego miejsca do zabawy - musiałam jakoś odreagować ostatnie dwa dni, a przede wszystkim wyrzucić ze swoich myśli Michaela. - Liczę, że masz ze sobą jakąś wystrzałową sukienkę. Parkiet dziś będzie nasz. Przyćmimy każdą inną dziewczynę - mrugam do niej żartobliwie. Coraz mocniej przekonana, że wspólne wyjście to świetny pomysł.
- Inge, przypominam ci, że mam narzeczonego - Sophie zaczyna się śmiać.
- No właśnie. Za niedługo masz nawet zostać przykładną żoną. To więc jedna z ostatnich okazji, aby się wyszaleć - podpuszczam ją żartobliwie. Doskonale wiedząc, że w życiu nie zrobiłby niczego, co mogłoby narazić jej związek. Sama bym jej zresztą na to nie pozwoliła. Była w nim zbyt szczęśliwa.






Po kolacji, chcę jak najszybciej opuścić restaurację. Nie chcąc się przypadkiem natknąć gdzieś na Michaela, co gorsza w towarzystwie jego dziewczyny. Na samą myśl, że spędzają teraz wspólnie czas. Czułam, że się we mnie gotuje. Nie potrafiłam udawać sama przed sobą, że nie chciałabym być na jej miejscu. Dlatego też, co chwilę pośpieszam Sophie.
- Jeśli mamy wrócić o przyzwoitej godzinie. Powinniśmy się już szykować - marudzę po raz kolejny.
- Ta przyzwoita godzina to mam nadzieję, że będzie jeszcze przed północą. Najlepiej zresztą jakbyście zostały tutaj. Jutro są przecież kwalifikacje - patrzę na Halvora z politowaniem. Byłam ciekawa od kiedy to zrobił się taki przykładny.
- Chyba tylko dla Kopciuszka północ to przyzwoita godzina. Poza tym my w kwalifikacjach nie startujemy. Powiedz lepiej, że nie chcesz puścić Sophie samej - dogryzam mu. Mając świadomość, że wciąż jest o nią tak samo zazdrosny, jak na początku.
- To wcale nie o to chodzi - próbuje się pokrętnie tłumaczyć. Co kwituję tylko cichym chichotem.






Przeglądam się w lusterku ostatni raz, oceniając swój dzisiejszy całkiem dobrze prezentujący się wygląd.
Udało mi się nawet ukryć ślady niewyspania i płaczu. Co okazało się największym wyzwaniem.
- Gotowa? - pytam Sophie, siedzącą na łóżku z nosem w telefonie. Nie musiałam nawet pytać, kto nie potrafi się z nią rozstać.
- Tak, możemy właściwie iść - odpowiada, wciąż nie odrywając się od urządzenia.
- Świetnie. W takim razie nie traćmy czasu - podchodzę do niej bliżej, wyrywając telefon z ręki. - Jednak to zostaje tutaj. To miał być nasz wieczór. Bez żadnych narzeczonych, kandydatów na nich, a już zwłaszcza bez podłych oszustów – odkładam telefon na szafkę. Nie mając zamiaru w tej kwestii ustąpić.






W dobrym nastroju, podążamy do wyjścia z hotelu. Nie mogłam już doczekać, aż opuścimy to miejsce. Oczywiście już na samym początku mój pech musiał dać o sobie znać, gdy na jednym z pięter winda się zatrzymuje, a do naszej dwójki dołącza osoba, której nie chciałam nigdy więcej oglądać.