20.02.1019
Przez
dłuższą chwilę, która dla naszej dwójki wydawała się być
niemal wiecznością. Wpatruję się bez słowa w Michaela. Wprost z
wypisaną na twarzy wściekłością i rozczarowaniem z powodu tego,
że okazał się następną pomyłką w moim życiu, których
dotychczas niestety nie brakowało na niemal każdej jego
płaszczyźnie.
Świadomość,
że Michael był po prostu, jeszcze jednym z tych, którzy traktowali
mnie wyłącznie jako zabawkę, dostarczającą im krótkotrwałej
rozrywki ogromnie bolała. Niosąc za sobą ogromne pokłady
zwątpienia i zawodu.
Nie
rozumiałam, dlaczego to zawsze na mojej drodze muszą stawać takie
osoby, dla których ani przez moment nie miałam jakiegokolwiek
znaczenia, czy też wartości.
Im
dłużej tak staliśmy, tym bardziej czułam,
że atmosfera między nami gęstnieje z sekundy na sekundę, a
nieunikniona kłótnia jest coraz bliżej.
Ostatkiem
sił hamuję się przed wykrzyczeniem mu w twarz, wszystkiego co o
nim myślę. Nie chciałam jednak dać mu tej satysfakcji i
pokazać, że jego osoba w bardzo szybkim czasie, stała się mi
niezwykle bliska i udało się mu osiągnąć założony sobie
zapewne od samego początku cel zabawy moimi uczuciami.
Miałam
nadzieję zakończyć to wszystko z zimną i
bezwzględną obojętnością, choć pokładałam coraz mniejszą
wiarę w swoje opanowanie.
Nadal
nie mogłam uwierzyć, że po raz kolejny dałam się nabrać i
pozwoliłam tak okrutnie z siebie zakpić. Moja naiwność zwyczajnie
nie miała granic, nic więc dziwnego, że większość korzystała z
niej sobie do woli od niepamiętnych już lat. Mając ze mnie
niezwykle łatwy cel, który można było zdobyć bez żadnego
większego wysiłku.
-
Wiem, że byłam zapewne ostatnią osobą, którą spodziewałeś się
tutaj ujrzeć. Nie podejrzewałam jednak, że mój widok odbierze ci
mowę. Z chęcią posłuchałabym sobie twoich kolejnych kłamstw,
dlatego śmiało nie krępuj się - przerywam w końcu trwające
między nami milczenie. Obrzucając Michaela bardzo nieprzychylnym, a
wręcz nienawistnym spojrzeniem. Przy okazji dostrzegam u niego
poza kompletnym zdezorientowaniem, coraz większy strach czający się
w spojrzeniu jego błękitnych oczu, które od naszego pierwszego
spotkania ogromnie mnie urzekły.
Byłam
przekonana, że czuł się bardzo niepocieszony z powodu odkrycia
przeze mnie jego prawdziwej tożsamości. Przez co, nie udało się
mu doprowadzić tej perfidnej gry do końca.
-
Inge, pozwól mi to wszystko wytłumaczyć. To wcale nie jest tak,
jak pewnie sobie myślisz - stara się mnie przekonać, co tylko
potęguje mój gniew na jego osobę. Nawet teraz, wciąż
próbował mnie okłamywać. Zapewne licząc, że uda się mu
ponownie mnie omamić. Naprawdę miał mnie za najbardziej naiwną
dziewczynę pod słońcem.
-
Nie? Naprawdę masz mnie za aż tak głupią i myślisz, że w
cokolwiek ci jeszcze uwierzę? Na co ty w ogóle liczyłeś? Że
nigdy się w niczym nie zorientuję. Zakpiłeś sobie ze mnie i
ośmieszyłeś - podnoszę swój głos, zasypując go wyrzutami, a
resztki mojego opanowania znikają na dobre. To by było na tyle z
mojej obojętności i udawania, że ta sytuacja wcale
mnie przesadnie nie dotknęła.
-
Porozmawiajmy spokojnie. Wejdź, proszę - patrzy na mnie błagalnie,
jakby naprawdę mu na tym zależało, a następnie uchyla szerzej
drzwi, zapraszając do środka. Waham się tylko przez chwilę,
dochodząc jednak do wniosku, że korytarz nie jest idealnym miejscem
do naszej rozmowy. Nie potrzebowałam już więcej świadków
swojej głupoty.
Wchodząc
do pokoju, mimowolnie rozglądam się po wnętrzu. Nie różniącym
się w ogóle swoim wystrojem od pozostałych pokoi, zajmowanych
przez innych zawodników. Dzięki czemu, jeszcze bardziej doceniam
mój i Sophie niezwykle przytulny pokój.
Swoje
krótkie rozeznanie kończę na znajomym już dla mnie brunecie,
który przygląda mi się z nie mniejszym szokiem niż jego
przyjaciel chwilę wcześniej.
Zapewne
obydwaj mieli ze mnie codziennie niezły ubaw. Podejrzewałam
zresztą, że nie tylko oni, a cała austriacka drużyna.
-
O cholera. To ja was może zostawię samych - wstaje w pośpiechu z
zajmowanego przez siebie łóżka. Potykając się przy okazji z
wrażenia o stojący nieopodal fotel - W razie czego będę u
chłopaków - posyła ostatnie współczujące spojrzenie Michaelowi
po czym opuszcza pokój. W którym ponownie zapada dołujące i
bardzo niekomfortowe milczenie.
Nie
wiedząc, co ze sobą zrobić. Podchodzę do okna, opierając się
plecami o jego parapet. Czekając na jakieś wyjaśnienia Michaela,
który chyba po raz kolejny zapomniał języka w buzi
uparcie milcząc. Jeszcze nigdy podczas naszej znajomości
towarzysząca nam cisza nie wydawała się być, aż tak niezręczna.
-
Będziemy teraz tak milczeć? Naprawdę nie masz mi nic
do powiedzenia? Nie zasługuję nawet na kilka słów
wyjaśnień z twojej strony? - pytam, tracąc powoli
cierpliwość. Miałam serdecznie dość wszystkiego i marzyłam
wyłącznie o końcu tego okropnego dnia.
-
Inge, to nie tak miało wyglądać. Sam miałem ci się do
wszystkiego przyznać, ale zwyczajnie nie wiedziałem, jak
mam to zrobić. Bałem się, że więcej mi już nie zaufasz,
gdy dowiesz się o tym, że cię okłamałem - kręci zrezygnowany
głową - Naprawdę nie chciałem cię zranić. Przepraszam - prycham
ironicznie. Nie dopuszczając do siebie, że mógłby naprawdę
czegokolwiek żałować.
-
Czyżby? Gdybym rzeczywiście miała dla ciebie jakiekolwiek
znaczenie. Już dawno powiedziałbyś prawdę, zamiast robić ze mnie
największą kretynkę pod słońcem. Ale tutaj od samego początku,
chodziło o zwykłą zabawę. Oczaruj, uwiedź, wykorzystaj, a
potem zostaw. Stały, doskonale znany mi schemat. Taki był twój
plan, prawda? Chociaż teraz się przyznaj. Nie masz już po co
tego ukrywać - niemal krzyczę, żądając od niego jasnej
odpowiedzi. Chcąc wyzbyć się resztek złudzeń, co do
jego prawdziwych zamiarów.
-
Oczywiście, że nie. Naprawdę myślisz, że mógłbym cię tak
potraktować? Przecież mnie znasz - podchodzi do mnie. Stając w
niewielkiej odległości, przez co ta rozmowa staje się jeszcze
trudniejsza. Jego bliskość niczego mi nie ułatwiała.
-
Ja już w nic ci nie wierzę. Nie wiem kim jesteś, co myślisz, co
czujesz. Czy choćby jedno słowo usłyszane z twoich ust było
prawdą - miałam potworny mętlik w głowie. - Myślałam, że
jesteś inny, ale niestety znowu się pomyliłam. Michael, po co to
wszystko było? Twoje życie jest aż tak nudne? - pytam z
wyraźnym rozczarowaniem w głosie. Czując, że coś bezpowrotnie
się między nami kończy.
-
Ja tylko chciałem, żeby ktoś poznał inną stronę mojej osoby.
Wysilił się i spojrzał przez pryzmat tego jaki, a nie kim jestem.
Wiem, że to nie było fair z mojej strony, ale po raz pierwszy od
dawna nie musiałem się w końcu obawiać, czy twoja sympatia nie
jest udawana i nie spotykasz się ze mną wyłącznie dlatego, że
możesz pochwalić się tym znajomym - przez ułamek sekundy,
dostrzegam w jego spojrzeniu namiastkę smutku. - Poznanie
ciebie i nasze spotkania to najlepsza rzecz, jaka przydarzyła mi się
w ostatnim czasie. Przy nikim nie czułem się lepiej. Mam wrażenie,
że znamy się od zawsze. Inge, musisz mi uwierzyć, że nie miałem
złych intencji - przez moment chcę mu nawet zaufać i dać
wiarę tym słowom, ale gdy przypominam sobie te wszystkie razy,
kiedy to bezgranicznie wierzyłam w podobne wymówki czy tłumaczenia
innych. Skutecznie odrzucam od siebie ten pomysł. W dodatku nie
potrafiłam zaakceptować faktu, że mógł uważać mnie za pustą
dziewczynę, dla której liczyło się jedynie życie w
świetle reflektorów i poklasku innych.
-
Dla mnie nigdy nie miało znaczenia kim jesteś. Tyle razy ci o tym
przecież mówiłam. Myślisz, że gdybyś od razu powiedział
prawdę, to zmieniłoby to cokolwiek? Tak samo chciałabym cię
poznać i przekonać jaką osobą jesteś. Miałabym gdzieś, czy
osiągasz sukcesy jako skoczek czy nalewasz komuś piwo stojąc za
barem. Szkoda tylko, że masz o mnie, aż tak słabe zdanie.
Zawiodłam się na tobie - nie miałam zamiaru tego ukrywać.
- Inge,
to nie tak. Wiem, że nie jesteś taka, ale na początku… -
nie pozwalam mu dokończyć. To dla mnie nie miało już znaczenia.
- W
obecnej sytuacji najlepiej będzie, jak zakończymy naszą znajomość.
Zresztą, ona i tak nie miała większego znaczenia, więc niewiele
tracimy - dzielę się w końcu z nim decyzją, jaką
podjęłam już przed kilkoma godzinami. Udając, że jego
osoba jest mi obojętna. Czym wywołuję u niego sporą złość
i sprzeciw. Do czego nie miał prawa po tym, jak się wobec mnie
zachował.
-
Kłamiesz. Wcale tego nie chcesz, dlatego nie
wypuszczę cię stąd, dopóki mi nie wybaczysz i nie dasz szansy na
naprawę tego, co się stało. Nie odpuszczę tak łatwo, rozumiesz?
Jesteś dla mnie zbyt ważna - łapie mnie za dłoń.
Przyciągając do siebie będąc zdesperowanym.
-
Ja już zdecydowałam i zdania nie zmienię. Mam dość kłamstw,
niedomówień i półprawd. Stanowczo za dużo miałam ich w
ostatnich latach. Nie jesteś tego wart - mrużę gniewnie oczy.
Coraz mocniej czując, że emocje zaczynają brać nad nami górę.
Próbuję dlatego wyrwać swoją dłoń i opuścić ten pokój, ale
mi na to nie pozwala.
-
Okłamałem cię tylko raz i bardzo tego żałuję. Czasu
już jednak nie cofnę. Za to przynajmniej nie
próbuję zakłamać teraz rzeczywistości, jak ty. Udając,
że między naszą dwójką niczego nie ma - mierzymy się przez
chwilę spojrzeniami, czekając aż któreś w końcu ustąpi. Na co
się jednak nie zanosiło. Obydwoje byliśmy na to
zbyt uparci. To w końcu Michael pierwszy odwraca wzrok, po czym
robi coś, czego w życiu bym się po nim nie spodziewała. Przybliża
mnie do siebie gwałtownym ruchem, a następnie w mgnieniu
oka łączy nasze usta ze sobą. Przejmując kontrolę
nad sytuacją.
Teraz
to on rozdawał karty w naszej potyczce. Nie mogłam uwierzyć, że
to dzieje się naprawdę. Ta sytuacja nie taki obrót miała
przybrać. Dlatego też zamiast go odepchnąć, stałam niczym
sparaliżowana, a szok mieszał się mi z cudownymi odczuciami,
jakich dostarczał mi ten czuły i nieśpieszny pocałunek, którego
nie potrafiłam nie odwzajemnić, mimo usilnych starań. Byłam
zbyt słaba, a on od samego początku miał na mnie za duży wpływ.
Przez co, mimowolnie poddawałam się wszystkiemu, co robił.
Sekundy
mijały, a my coraz bardziej zatracaliśmy się w tym niepohamowanym
wybuchu niezrozumiałych uczuć.
Delikatne
i niepewne muśnięcia naszych ust przekształciły się w gwałtowny
i pełen pasji taniec naszych języków. Złość mieszała się z
pożądaniem, kłamstwa z prawdą, a ja zupełnie straciłam głowę,
poddając się wyjątkowości tej chwili bez reszty.
-
Chyba jednak wcale nie jestem ci tak obojętny, jak usilnie
próbowałaś to sobie wmówić - jego cichy i pełen zadowolenia
szept dociera do moich uszów. W sekundę przynosząc mi
otrzeźwienie. Przy okazji potęgując moją złość kolejny
raz do niewyobrażalnych rozmiarów.
-
Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Uważasz, że jeden pocałunek
wszystko załatwi i zapomnę o tym, że z
premedytacją okłamywałeś mnie w tak istotnej kwestii i
po prostu o tym zapomnę? Niedoczekanie twoje - odpycham go od
siebie. Żałując, że pozwoliłam sobie na tę chwilę
słabości. Dając mu tym samym spore pole do popisu.
-
Wiesz, co ja sobie myślę? Tu wcale do końca nie chodzi o
ukrywanie mojej prawdziwej profesji. To tylko świetna
wymówka dla ciebie, aby skończyć naszą znajomość. Inge, ty tak
naprawdę boisz się, jak nasza relacja mogłaby się rozwinąć.
Szukasz szczęścia i poczucia bezpieczeństwa, a równocześnie boisz
się zaangażowania - patrzy na mnie z niezachowaną pewnością, co
do swoich słów.
-
Nie odwracaj kota ogonem i skończ z tą bezsensowną psychoanalizą.
Teraz bawisz się jeszcze w psychologa? Michael Hayboeck - człowiek
tysiąca talentów - ironizuję. Starając się za wszelką
cenę nie dopuścić do siebie myśli, że być może miał cholerną
rację.
-
Co tu się dzieje? Co to za krzyki? Kim pani w ogóle jest i skąd
się tutaj wzięła? - niespodziewanie w pokoju pojawia się
kompletnie nieznany mi mężczyzna w podeszłym już
wieku. Skutecznie przerywając naszą sprzeczkę. Wystarczyło mi
jedno spojrzenie na przestraszonego Michaela, aby domyślić się, że
ma przechlapane. Swoim wybuchem narobiłam mu chyba sporych
problemów. Przez co, robi mi się strasznie głupio. Mogłam
zdecydowanie bardziej nad sobą panować.
-
Nikim ważnym. Przepraszam za zamieszanie. Już wychodzę -
zażenowana opuszczam w pośpiechu pokój. Z obietnicą, że jak
najszybciej zapomnę o Michaelu i zwalczę w sobie uczucie
do niego. Ono i tak nie miało żadnego sensu i to bez
względu na jego kłamstwa, czy też ich brak. To się
zwyczajnie nie mogło udać.
Na
korytarzu natykam się na ciekawskie spojrzenia kilku osób
zajmujących to piętro. Zbitych w niewielką grupkę. Byli
wyraźnie rozbawieni i żywo o czymś dyskutowali. Miałam
pewność, że sporo słyszeli z odbytej przeze mnie przed
chwilą kłótni i za chwilę cały hotel będzie o niej huczał.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu i swojej
bezmyślności. Jeszcze tylko tego mi brakowało, aby ludzie
zaczęli mnie wytykać palcami. Żałowałam, że nie posłuchałam
Sophie i pozwoliłam emocjom kierować moim zachowaniem.
Niczym
huragan wpadam do pokoju, zatrzaskując za sobą głośno drzwi.
Zwracając tym od razu uwagę swojej przyjaciółki.
Przypatrującej mi się z troską i obawą. Ona na pewno już
wiedziała, że zrobiłam coś nierozsądnego. Za dobrze mnie znała,
aby nie wiedzieć o mojej impulsywności w takich sytuacjach.
-
Jestem kompletną idiotką. Beznadziejną kretynką. Po co ja w ogóle
go poznałam i brnęłam w tę znajomość? Dlaczego to musi tak
cholernie boleć? Przecież znam go zaledwie od kilku dni - zaczynam
gorzko płakać - Pogubiłam się w tym wszystkim. Nie wiem w co mu
wierzyć, a w co nie. Sama nie wiem, co czuję. Co ja mam
robić? - głośno szlocham, rozklejając się na dobre.
Sophie
po prostu mnie do siebie przytula, pozwalając wypłakać. Co
było dużo bardziej pomocne od jakichkolwiek słów pocieszenia.
💟💟💟
Widząc,
jak Inge znika za drzwiami pokoju. Wciąż nie mogę uwierzyć, że
to wydarzyło się naprawdę i ona o wszystkim już wie. Nie chcąc
mnie przez to znać.
Przez
swoją własną głupotę, straciłem ją i być może równocześnie
niepowtarzalną szansę na szczęście.
Nie
łudziłem się, że ona kiedykolwiek mi wybaczy i uwierzy, że
miałem szczere intencje i naprawdę mi na niej zależy. Dlatego też
stoję w jednym miejscu niczym posąg, zamiast wybiec za nią i
choćby na kolanach przekonywać, że jest dla mnie kimś wyjątkowym
i już zawsze będzie zajmować ważne miejsce w moim życiu, a
to że znamy się tak krótko jest zupełnie bez znaczenia.
-
Michael, co to wszystko miało znaczyć? Kim w ogóle była ta
dziewczyna? Czy ja ostatnio nie wyraziłem się jasno, że do czasu
zakończenia mistrzostw macie się skupić wyłącznie na skokach?
Możesz więc te marne romanse zostawić sobie na później? -
dopiero ostra reprymenda trenera, przywraca mnie do rzeczywistości.
Byłem pewien, że nie ominą mnie spore tłumaczenia. Jeszcze tylko
tego mi brakowało.
-
Zapewniam, że to się więcej nie powtórzy - miałem nadzieję, że
to wystarczy i sobie pójdzie. Chciałem zostać sam. Ten dzień to
jakaś kompletna katastrofa.
-
Oczywiście, że się nie powtórzy, bo ja tego tak nie
zostawię. To po prosty skandal, że każdy z ulicy może sobie tutaj
wejść i nikt tego nie kontroluje - Austriak był wyraźnie
zdenerwowany. Nie za często można go było ujrzeć w takim
stanie. Co nie wróżyło mi za dobrze.
-
Obsługa hotelu nie ponosi za nic winy. Inge też tutaj mieszka -
dopiero po fakcie uświadamiam sobie, co powiedziałem. Mogłem
ugryźć się w język i milczeć.
-
Mieszka? Jeszcze lepiej. To się po prostu nie mieści w głowie.
Która więc drużyna za nią odpowiada? Już ja sobie porozmawiam na
ten temat z odpowiednimi osobami. Nikt nie będzie zakłócał
spokoju moim zawodnikom - trener żąda ode mnie jasnej
odpowiedzi. Ja jednak uparcie milczę. Nie chcąc narobić Inge
problemów. Ona nie była niczemu winna. To wyłącznie moja głupota,
spowodowała całe to zamieszanie.
-
Nie ma takiej potrzeby. To z mojej winy wynikła ta mała sprzeczka.
Ona miała pełne prawo tak zareagować. Obiecuję, że od teraz będę
zachowywał się wzorowo, ale proszę zostawmy to tak, jak jest i
zapomnijmy o całej tej sprawie - staram się go uspokoić.
- Jeszcze
nad tym pomyślę, ale na razie niech będzie. Jednak żeby
mi to było ostatni raz. Będę miał cię na oku, Hayboeck. Jeszcze
jeden taki wybryk i obejrzysz te mistrzostwa z
trybun. Zapamiętaj to sobie - kiwam posłusznie głową.
Oddychając z ulgą, gdy opuszcza w końcu mój pokój.
Siadam
na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Starając się to wszystko
jakoś sobie poukładać. Nie mogłem się jednak na niczym skupić.
Nieustannie wracając wspomnieniami do mojego pocałunku z Inge.
Który był jednym z najlepszych w moim życiu.
Dawno
już nie czułem się tak dobrze i właściwie, jak w towarzystwie
tej zakręconej Norweżki, która w sekundę samą swoją
obecnością, potrafiła rozjaśnić nawet najbardziej ponury dzień.
Mogła nawet na mnie w nieskończoność wrzeszczeć, byleby tylko
była obok.
Nie
wiedziałem, czy to już była miłość. Czy rzeczywiście kochałem
Inge. Bez wątpienia jednak byłem nią oczarowany i nie wyobrażałem
sobie, że mogłaby nieodwracalnie zniknąć z mojego
życia. Musiałem dlatego jakoś przekonać ją do zmiany jej decyzji
i pokazać, że nie powinna się bać ponownie otworzyć na drugiego
człowieka. Niestety przez swoje nieprzemyślane decyzję, będę
miał teraz poważnie utrudnione zadanie. Co gorsza czas, także
nie był moim sprzymierzeńcem. Został mi nieco ponad tydzień na
naprawę tego, co koncertowo zepsułem.
-
Michi, wyjaśnisz mi co się tutaj działo? Słyszało was przeszło
pół hotelu. Jesteście sensacją dnia. W dodatku Felder jest gorzej
wściekły niż po moim skoku w Ga - Pa. Takiego jeszcze go nie
widziałem - z rozmyślań wyrywa mnie rozbawiony głos
Stefana. Ostatkiem sił powstrzymującego się
przed wybuchnięciem śmiechem.
-
To tylko Inge dosadnie mi powiedziała, co myśli o mnie i
moich kłamstwach. Zawiodłem ją i straciłem całe jej
zaufanie - tłumaczę mu bezradny. W przeciwieństwie do niego, wcale
nie było mi do śmiechu.
-
Ma dziewczyna temperament. Niby Skandynawka, a krew gorąca niczym u
jakiejś Włoszki albo Hiszpanki. Będziesz miał z
nią bardzo wesoło. W mig weźmie cię pod pantofel.
Nawet się nie zorientujesz kiedy - szturcha mnie w ramię,
siadając obok. Starając poprawić humor.
-
Na razie się na to nie zanosi. Ona nie chce mnie znać. Jak ja mam
to teraz naprawić? - szukam jakiejś porady. Samemu nie
mając żadnego planu.
-
Ja mam ci doradzać? To zawsze było na odwrót. To ty miałeś na
wszystko gotowe rozwiązanie i ratowałeś mnie z kłopotów. Więc
może czas do tego wrócić? Weź się w garść i włącz myślenie,
a od jutra zaczniemy plan odzyskania Inge. Musisz być cierpliwy, a
jestem pewien, że jeśli jej na tobie zależy, to w
końcu ci wybaczy - motywuje mnie. Jak zawsze zgłaszając
gotowość do pomocy - poza tym jest jeden plus tego, że prawda
wyszła na jaw. Nie musimy się zrywać bladym świtem na śniadania i
chować po kątach - zaczynam się śmiać, widząc jego błogi wyraz
twarzy pełen zadowolenia. Miałem także nadzieję, że Stefan
się nie myli i rzeczywiście mam jeszcze jakieś szanse u Inge.