środa, 6 lutego 2019

Rozdział 4




19.02.2019




 Z coraz większym rozbawieniem, przysłuchuję się wywodowi Inge na temat wyższości ciasta czekoladowego nad owocowym deserem, który trwał już od dłuższego czasu. Pochłaniając całą jej uwagę. Na dodatek wydawał się on nie mieć końca, co jednak wcale mi nie przeszkadzało. 
Temat toczącej się aktualnie między nami dyskusji wypłynął mimowolnie podczas zamawiania przez nas deseru, będącego doskonałym dodatkiem do wybranej przez nas uprzednio kawy.






 Dzisiejsze popołudnie tak samo, jak podczas ostatnich kilku minionych dni, spędzaliśmy w naszym stałym już miejscu spotkań. Kawiarnia, w której się poznaliśmy, stała się dla nas obojga ulubionym punktem do wspólnego spędzania wolnego czasu. Gdzie bez końca mogliśmy ze sobą rozmawiać. Coraz lepiej się dzięki temu poznając. Powoli zaczynałem nie wyobrażać sobie, że mógłbym przestać widywać się z tą przypadkowo poznaną Norweżką, która w kilka dni wywróciła moje dotychczasowe życie o sto osiemdziesiąt stopni. Dodając mu sporo kolorytu i przerywając nudną monotonię. 
Spotkania z Inge były dla mnie ważniejsze od wszystkiego innego, co zwłaszcza Stefan przyjmował ze sporym niezadowoleniem, gdyż praktycznie w ogóle nie dotrzymywałem mu towarzystwa. Co jeszcze do niedawna, byłoby czymś nie do pomyślenia. O czym mój najlepszy przyjaciel zamierzał mi przypominać po kilka razy na dzień.




- Michi, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - pytanie zadane przez Inge, odrywa mnie od wpatrywania się w jej pogodny wyraz twarzy i błądzenia przy tym daleko stąd myślami. Uwielbiałem, gdy zwracała się do mnie zdrobnieniem mojego imienia, które w jej ustach brzmiało lepiej niż u kogokolwiek innego — Jeśli masz już dość i zanudziłam cię na śmierć swoim towarzystwem, to po prostu powiedz. Już na samym początku cię ostrzegałam, że jestem strasznie gadatliwa i czasami trzeba mnie przywołać do porządku — mruga do mnie. Śmiejąc się wesoło. 
- Twoje towarzystwo nigdy mi się nie znudzi. Z tobą nie da się nudzić, dlatego możesz kontynuować — odpowiadam z uśmiechem, zaczynając uważnie wsłuchiwać się w przerwany przez nią monolog. Dziewczyna podawała, coraz to więcej argumentów, aby tylko postawić na swoim i przekonać mnie do swoich racji. Jakby to była sprawa życia i śmierci. Podobała mi się jej upartość, którą prezentowała nawet w tak błahej sprawie, a zdeterminowany wyraz twarzy w dodatku połączony z wyjątkowym blaskiem jej oczu sprawiały, że wyglądała niezwykle uroczo. Wywołując we mnie, jeszcze cieplejsze uczucia do jej osoby.




- Zresztą deser to deser. Bez porządnej dawki cukru i kalorii, przestaje być już grzeszną przyjemnością. To, co ty wybrałeś, nie ma prawa w ogóle mianować się takim mianem — obdarza mnie oskarżającym spojrzeniem. - Z nas dwojga to ja powinnam dbać o linię. Przez ciebie będę miała, jeszcze większe wyrzuty sumienia — nie wytrzymuję, zaczynając się głośno śmiać. Jeszcze bardziej ją tym irytując. 
- I tak mnie nie przekonasz. Ja po prostu uwielbiam owoce — mówię półprawdę. W końcu nie mogłem sobie pozwolić na przesadne ustępstwa i nagminne naginanie odpowiedniej diety, zwłaszcza przed najważniejszym momentem sezonu. Po raz kolejny musiałem więc zastosować się do uników, co powoli stawało się męczące. Pilnowanie się na każdym kroku, aby przez przypadek moje kłamstwa nie wyszły na jaw, było niezwykłe uciążliwe i coraz trudniejsze. 
- Gdybyś tylko spróbował wypieków Sophie, od razu zmieniłbyś zdanie. Choć te tutaj są naprawdę dobre, nadal sporo im brakuje do tych jej autorstwa. Tamte to czysta poezja, każdy ci to powie — w ostatnich dniach dowiadywałem się coraz więcej o przyjaciółce Inge. Po początkowej powściągliwości wynikającej zapewne z braku zaufania do mojej osoby nie było już śladu. Przez co, Inge zaczęła się bardziej otwierać i opowiadać o swoim prywatnym życiu, często mimowolnie napominając także o bliskich jej osobach. 
- Wierzę ci na słowo. Wygląda na to, że ona naprawdę kocha, to co robi — chciałem poznać więcej szczegółów na jej temat. Jeśli miałem brać czynny udział w życiu towarzyszącej mi dziewczyny. Musiałem dużo lepiej niż dotychczas poznać otaczającą ją rzeczywistość i wykazać się jakąś inicjatywą. Zwłaszcza że Sophie wydawała się niezwykle ważną osobą w jej życiu.
- Żebyś wiedział. Restauracja to jej prawdziwe oczko w głowie. Sophie stara się nieustannie doszkalać i uczyć nowych rzeczy, aby tylko podnosić prestiż ukochanego miejsca. Przez co, Halvor ostatnio nieustannie narzeka, że jest przez nią zaniedbywany — śmieje się ze świetnie znanego mi Norwega. Czego oczywiście nie mogłem zdradzić. 




- Ich związek jest chyba dość specyficzny. Z twoich opowieści wynika, że są swoim przeciwieństwem. W dodatku nie męczy ich takie życie na odległość? - pytam. Przy okazji chcąc poznać opinię Inge na temat takich relacji. W końcu, gdybyśmy mieli zamiar pogłębić naszą znajomość, wyglądałaby ona bardzo podobnie do tej, jaką prowadzili jej przyjaciele.
- Ja nie postrzegam tego w takich kategoriach. Jak dla mnie świetnie się uzupełniają. Choć niekiedy bywa wybuchowo. Zresztą sam byś się przekonał, gdybyś w końcu ich poznał. Doczekam się tego? Inaczej zaczną myśleć, że sobie ciebie wymyśliłam. Jesteś niemal jak duch — patrzy na mnie z delikatnym wyrzutem. Do którego miała zresztą pełne prawo. Niemal każdego dnia wykręcałem się przed spotkaniem z jej przyjaciółmi. Doskonale wiedząc, że to byłby koniec wszystkiego. W sekundę by mnie rozpoznali, co mogłoby mieć dla mnie bardzo przykre konsekwencje. - Obiecuję, że niedługo spotkamy się we czwórkę. Skoro tak ci na tym zależy — zapewniam, choć miałem spore wątpliwości, czy będę w stanie dotrzymać tej złożonej przed chwilą obietnicy.




- Nie mogę się już więc tego doczekać. Wracając jednak do twojego pytania. Naprawdę bardzo podziwiam ich związek, ale ja w życiu bym się na coś takiego nie odważyła. Widząc ile ich, to kosztuje wyrzeczeń i poświęceń. Takie związki są po prostu nie dla mnie. Ja potrzebuję mieć drugą osobę cały czas obok siebie. Spędzać z nią codziennie, choćby kilka minut. W innym przypadku tęsknota by mnie wykończyła. Poza tym już dawno sobie obiecałam, że żadnych związków z jakimikolwiek sportowcami. Nie miałabym zamiaru rywalizować z jego pasją i walczyć o poświęcenie mi takiego samego zainteresowania. Jeden raz w pełni mi wystarczy — z trudem przełykam pitą przez siebie kawę, omal się nią nie krztusząc. Nie tego spodziewałem się usłyszeć. Niechęć Inge do związków na odległość oraz fakt mojego prawdziwego zajęcia. Właściwie skreślał mnie u niej na starcie, gdyby tylko znała całą prawdę. Nie miałem zamiaru się jednak poddawać. Chciałem zawalczyć o naszą znajomość, także po zakończeniu mistrzostw i jej powrocie do Norwegii. Jednocześnie przy tym kwestia moich licznych kłamstw nie dawała mi spokoju. Doskonale wiedziałem, że w tym momencie powinienem się do wszystkiego przyznać. Zwłaszcza że jutro rozpoczynały się pierwsze oficjalne treningi na skoczni, na których Inge miała być obecna. To nie wróżyło mi niczego dobrego. 





- Opowiesz mi o tym bolesnym doświadczeniu? - pytam niepewnie, chcąc poznać więcej szczegółów. Do tej pory raczej unikaliśmy rozmów o swoich zakończonych związkach, czy byłych parterach. Uważając zgodnie, że było na to zdecydowanie za wcześnie. 
- Właściwie nie ma o czym. To było dobre kilka lat temu. Na samym początku moich studiów. Spotykałam się z takim jednym, przesadnie pewnym siebie piłkarzem naszej uniwersyteckiej drużyny, który myślał, że zostanie wielką gwiazdą, a skończył gdzieś na peryferiach i słuch o nim zaginął. To nawet nie o nasze rozstanie chodzi z powodu jego ciągłego braku czasu i egoizmu, a o największy błąd życia, który popełniłam po skończeniu z nim. Prawie straciłam przez to najlepszą przyjaciółkę. Przepraszam, ale nie chcę o tym mówić. Może kiedyś do tego wrócimy, zgoda? - Inge diametralnie traci swój dobry humor, wpatrując się ze smutkiem w widok za okno. Zaczynałem żałować, że w ogóle poruszyłem ten temat. Widocznie było to coś dla niej niezwykle trudnego. 
- To ja przepraszam. Nie powinienem był pytać — ściskam delikatnie jej dłoń leżącą na stoliku. Starając się zwrócić na siebie uwagę. 
- Nic się nie stało. Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym niż mój brak szczęścia do związków — posyła w moją stronę słaby uśmiech, który natychmiast odwzajemniam. Wewnątrz siebie czując się jednak fatalnie. W końcu ja również ją okłamywałem. Co na pewno, gdy odkryje prawdę, bardzo ją zaboli. Coraz bardziej z każdym dniem zaczynałem żałować, że wpadłem na tak absurdalny pomysł, jak ukrywanie swojej prawdziwej tożsamości. Gdybym od początku był z nią szczery, wszystko byłoby teraz o wiele łatwiejsze. 





Gdy kawiarnia powoli pustoszeje, a godziny jej zamknięcia nadchodzą wielkimi krokami. Opuszczamy przytulne i ciepłe wnętrze, w którym spędziliśmy kilka dobrych godzin. Wychodząc na zewnątrz, wprost na gęsto padający śnieg, który skutecznie zniechęcał większość osób do przebywania na świeżym powietrzu. Białe płatki spadały z nieba w jednostajnym tempie. Pokrywając dodatkowym i świeżym puchem chodniki i ulice, którego w ostatnich dniach i tak nie brakowało. 






- Najwyższy czas się chyba pożegnać. Znowu straciliśmy poczucie czasu. To chyba już nasza tradycja — stajemy pod hotelem, który obydwoje zamieszkujemy. O czym niestety dziewczyna nadal nie miała pojęcia. 
- Masz rację, zrobiło się strasznie późno, a jutro czeka mnie wymagający dzień — słysząc to, po raz kolejny walczę sam ze sobą. Wiedząc, że powinienem się jej do wszystkiego przyznać, zanim nie będzie na to za późno. Zamiast tego przybliżam się do Inge. Starając się pokonać ogromną pokusą pocałowania jej. Czułem, że powoli moje uczucia do niej, stają się zdecydowanie większe od zwykłej sympatii. Ostatecznie składam jedynie delikatny całus na policzku. Nie chcąc zrobić niczego pochopnego czy czegoś, co mogłoby ją wystraszyć. 
— Dobrej nocy — przytulam ją jedynie mocno do siebie. Starając się nacieszyć tym, co mam. 
- Spotkamy się jeszcze w tym tygodniu? Wiem, że będziesz miał nawał pracy, ale może uda ci się znaleźć chwilkę czasu? Dla mnie? - pyta, prawie szeptem. Widziałem, jak bardzo było to dla niej ważne. Widocznie nie tylko mi bardzo nie podobała się perspektywa nadchodzących dni, w których nie będziemy mogli się spotkać.
 - Postaram się. Za to ty baw się dobrze i wykrzesz z siebie trochę entuzjazmu. Skoki naprawdę nie są wcale takie złe, zaufaj mi — staram się przekonać ją do innego spojrzenia na tę dyscyplinę.
- Pomyślę nad tym. Dobranoc i nie przemęczaj się zbytnio w tej pracy. Zdecydowanie cię tam wykorzystują — kręci z niezadowoleniem głową na powrót się do mnie przytulając, a ja czuję się okropnie. Kłamałem o nawale pracy, która zwyczajnie nie istniała. Wzbudzając w niej niepotrzebne powody do zmartwień. 





- Inge, poczekaj... - zatrzymuję ją, gdy ma zamiar wejść do hotelu. W przypływie desperacji chcę wyjawić jej całą prawdę. - Muszę ci coś ważnego powiedzieć. 
- Tak? - odwraca się do mnie. Wystarczyło mi jedno spojrzenie w jej błyszczące oczy, aby cała chwilowa odwaga mnie opuściła. Nie potrafiłem tego zwyczajnie zrobić. To zabrnęło za daleko, abym teraz mógł to ot tak odkręcić.
- Będę za tobą tęsknił — mówię tylko. Wywołując w Inge spore zdziwienie. 
- Ja za tobą też. Jeszcze raz dobranoc — żegna się ze mną, posyłając ostatni uśmiech w moją stronę. Po czym znika we wnętrzu budynku. Zostawiając mnie samego z olbrzymimi wyrzutami sumienia. 





- Powiedziałeś jej? Powiedz, że nie stchórzyłeś — od samego wejścia do pokoju, Stefan zasypuje mnie pytaniami. Mając nadzieję, że dotrzymałem swojego dzisiejszego postanowienia, którym się z nim podzieliłem przed spotkaniem z dziewczyną. 
- Nie umiałem się do wszystkiego przyznać. Inge była dziś taka zadowolona. Świetnie spędziliśmy ze sobą czas. Nie potrafiłem tego zepsuć. Boję się, że gdy ona pozna całą prawdę, nie będzie chciała mnie znać — nie zniósłbym chyba tego, że przez własną głupotę straciłem szansę na dalszą znajomość z nią. 
- To i tak prędzej czy późnej się stanie, a przed chwilą straciłeś ostatnią okazję na spokojne wyjaśnienia. Michael, szansa na to, że Inge jutro nie odkryje twojej prawdziwej tożsamości, graniczy z zerem. To nie ma prawa się udać. Myślisz, że wtedy będzie chciała cię w ogóle słuchać? Pomyśli, że sobie z niej tylko zakpiłeś. To się nie skończy dobrze — ostrzega mnie. Zakładając najgorszy scenariusz.
- Dzięki za pocieszenie, świetny z ciebie przyjaciel — patrzę na niego ze złością. 
- Michi, ja tylko jestem realistą. Jak chcesz się jutro przed nią ukryć? - pada pytanie, na które niestety nie znałem odpowiedzi. 
- Jeszcze nad tym nie myślałem, ale może jakoś się uda. Inge zupełnie nie interesują nasze zmagania. Może więc nie będzie zwracać zbytniej uwagi na nas? A już zwłaszcza na Austriackich zawodników. Tutaj jakoś udaje mi się przed nią ukryć — łudzę się. Przez co Stefan patrzy na mnie z politowaniem. 
- Ty naprawdę wierzysz w to, co mówisz? Myślisz, że będzie się jutro gapić w niebo albo na ziemię? To chyba jasne, że nawet ze zwykłej nudy zacznie śledzić przebieg treningu i w końcu cię rozpozna. Myślisz, że to takie trudne? - tonuje mój optymizm.  
- W takim razie pozostało mi tylko liczyć na cud — wprost się o niego modliłem. Mając nadzieję, że Inge mnie jutro nie znienawidzi. 





💟💟💟



20.02.2019





- Inge, wstawaj! Mamy niecałe półgodziny do wyjścia. Inaczej ucieknie nam pociąg. Co popsuje wszystkie nasze plany — zniecierpliwiony głos Sophie, wybudza mnie z przyjemnego snu. Otwieram niechętnie oczy, przyglądając się chodzącej po całym pokoju przyjaciółce. Pakującej do torebki ostatnie potrzebne jej rzeczy. Jak zawsze jej organizacja była niemal perfekcyjna. 
- Półgodziny? Dlaczego nie obudziłaś mnie wcześniej? Nie zdążę nawet zjeść śniadania — marudzę, powoli się rozbudzając. Wcale nie mając najmniejszej ochoty na spędzenie większej części dnia na skoczni. Marzyłam o zostaniu przez cały dzień w łóżku, co oczywiście było niemożliwe. 
- Przecież cię budziłam, tuż przed wyjściem na śniadanie. Powiedziałaś, że zaraz do mnie dołączysz — zupełnie tego nie pamiętałam. Zapewne mówiłam to, wciąż pozostając we śnie. - Oczywiście się ciebie nie doczekałam, dlatego przyniosłam ci je tutaj — spoglądam z uśmiechem na talerz z jedzeniem i kubek z parującą jeszcze kawą, stojące na stoliku. 
- Jesteś nieoceniona. Co ja bym bez ciebie zrobiła? - pytam, sięgając po jedną z kanapek. 
- Umarłabyś z głodu i przespała większość życia — śmieje się. - Zjadaj to szybko i się zbieraj — po raz kolejny mnie pośpiesza. Rzucając w moją stronę naszykowane wczoraj ubrania. Najcieplejsze, jakie tylko miałam, które miały mnie ochronić przed zamarznięciem. 





Przez całą drogę do Innsbrucka. Staram się wykrzesać z siebie, choć trochę entuzjazmu, jakim Sophie próbowała mnie od dłuższego czasu zarazić. Zapewniając, że będziemy się świetnie bawić i nareszcie przekonam się do uważnego śledzenia zawodów. Nie chciało mi się w to wierzyć, a już, tym bardziej że przeglądanie się treningom tych szaleńców miało mi w tym w jakikolwiek sposób pomóc. Sto razy bardziej wolałabym spędzić ten czas z Michaelem. Do tej pory żałowałam, że odmówił mojemu zaproszeniu do towarzyszenia w tej niedoli. Tłumacząc się pracą i niespodziewanymi dodatkowymi obowiązkami. Mimo że widzieliśmy się jeszcze wczoraj wieczorem. Ja już teraz za nim tęskniłam, odliczając czas do jutrzejszego późnego popołudnia, kiedy to wstępnie obiecał się ze mną spotkać. O czym zdążył mnie niedawno poinformować. 






- Rozchmurz się w końcu. Inaczej nici z naszych dzisiejszych zakupów — patrzę na Sophie z niezrozumieniem. 
- Jakich zakupów? Czy ja o czymś nie wiem? - ożywiam się natychmiast. Uśmiechając w jej kierunku. 
 - Pomyślałam, że możemy przekonać się, co takiego kryją w sobie austriackie sklepy i wybrać na mały rekonesans po zakończeniu sesji treningowej. Coś za coś. Jakaś przyjemność z tego wyjazdu też ci się należy — po usłyszeniu tych słów. Humor od razu zdecydowanie mi się poprawia. Uwielbiałam zakupy tak samo, jak wszystko inne związane z modą. Od niepamiętnych czasów na bieżąco śledziłam najnowsze trendy i wszystko, co z nimi wiązało. 





Po niekończącym się oczekiwaniu i skrupulatnej kontroli oraz sprawdzeniu naszych wejściówek uprawniających nas do przebywania na skoczni przez wyznaczone do tego osoby. Podążam za Sophie w stronę naszych miejsc. Nie chcąc nawet myśleć, co tutaj będzie się działo podczas kwalifikacji czy właściwych zawodów, kiedy to tłumy będą zdecydowanie większe niż dzisiaj. Rozglądam się z ciekawością dookoła. Starając się rozeznać w otoczeniu. Nie mogłam zaprzeczyć, że skocznia Bergisel robiła spore wrażenie. Całość prezentowała się wprost oszałamiająco. Nawet dla takiej sportowej ignorantki jak ja. Przez dłuższą chwilę zachwycałam się otaczającymi mnie widokami, dochodząc do wniosku, że choćby dla nich było warto się tutaj pojawić. 





Po rozpoczęciu przez skoczków treningu. Ze sporą obojętnością zaczynam przyglądać się, jak kolejni zawodnicy oddają swoje skoki. Nie przykładając większej wagi do ich imion czy nazwisk ani narodowości. Dla mnie i tak wszyscy wyglądali tak samo. Różniąc się od siebie jedynie wzrostem i kolorem kombinezonów, które mieli na sobie. Zamiast dać się porwać panującej atmosferze. Co i rusz spoglądałam na swój zegarek, odliczając minuty do końca. Chcąc mieć to już za sobą.






- Sophie, powiesz mi, co to jest ten mityczny punkt K? I dlaczego nikt nie potrafi go na razie przeskoczyć? - pytam w końcu swojej przyjaciółki, gdy po raz piąty słyszę narzekania jakichś kibiców stojących za nami. 
- Naprawdę nie wiesz? Przecież tyle razy z Karoline ci to tłumaczyłyśmy — dziwi się. Wzruszam jedynie ramionami. Nie mogłam nic na to poradzić, że niewiele pamiętałam z ich wykładów, mających na celu wytłumaczenie mi podstawowych pojęć tej dyscypliny. 
- Chyba nie słuchałam zbyt dokładnie — przyznaję się. Na co Sophie reaguje wyłącznie śmiechem. 
- Punkt K, to punkt konstrukcyjny. Na jego podstawie ustala się, czy komuś należy dodać, czy odjąć punty od stałej wartości, którą każdy zawodnik otrzymuje. Co później wraz z innymi elementami składa się na końcową notę. To tak w skrócie — mimo usilnych starań przyjaciółki i tak nic z tego nie rozumiałam. Czułam się przez to dokładnie jak podczas lekcji chemii. Gdzie tłumaczenie reakcji chemicznych, stanowiło dla mnie czarną magię. Kibicowanie było zdecydowanie nie dla mnie. 
- Nie ważne. Nie było pytania. Pójdę lepiej po coś do picia dla nas. Trochę się rozgrzejemy. Dłonie mi prawie odpadają od tego zimna — deklaruję. Chcąc zabić czymś pozostały czas do opuszczenia skoczni. 
- Teraz? Niedługo Halvor będzie skakał — przypomina mi przytomnie. 
- Zdążę do tego czasu wrócić. Obiecuję — wiedziałam, że to będzie dla niej najbardziej stresujący dziś moment. W końcu od tych skoków podobno wiele zależało w kontekście dalszych występów. Zresztą ja także chciałam, aby wypadł jak najlepiej. Był w końcu jedyną osobą tutaj, której wynik mnie interesował. 





 Pokonując powoli drogę do wyznaczonego miejsca. Staram się uważnie zapamiętać drogę, aby nie mieć potem problemu z powrotem. Rozglądam się więc z uwagą na wszystkie strony. Dzięki czemu z daleka dostrzegam bardzo znajomą postać, co wydawało mi się czymś niemożliwym. Dlatego też podchodzę bliżej podejrzewając, że coś mi się tylko przewidziało. 
Przeżywam ogromny szok, gdy mężczyzna, który zwrócił moją uwagę, nieoczekiwanie odwraca się w moją stronę. Zamieram w jednym miejscu, nic z tego nie rozumiejąc. Przecież to był Michael. 
Nie miałam pojęcia, jakim cudem stał kilka metrów ode mnie. W dodatku w najlepsze rozmawiając sobie z jednym z austriackich zawodników, na którego kilka dni temu przypadkiem wpadłam. 
Nagle ogarnia mnie świadomość, że zostałam perfidnie okłamana, a on wcale nie jest tym za kogo się podawał. 
To był po prostu jakiś koszmar. Wiedziałam, że jak najszybciej muszę to sprawdzić, aby pozbyć się resztek targających mną wątpliwości. Nawet za cenę odkrycia bardzo bolesnej prawdy.